Krew prostytutki wyssana do ostatniej kropli. Brutalna masakra w zagrodzie niemieckich kazirodców. I zbrodnia w luksusowej willi, która nie miała prawa się wydarzyć. Wszystkie te mordy miały miejsce. I żadnego nie udało się wyjaśnić.
4. Wampir z Atlasu
Dzisiaj jest to miejsce o największym zagęszczeniu barów i restauracji w całym Sztokholmie. Sto lat temu jednak w okolice Sankt Eriksplan (placu świętego Eryka, nazwanego na cześć króla Eryka IX) nie szło się na obiad lecz – na prostytutki. To tutaj mieszkańcy szwedzkiej stolicy szukali cielesnych uciech, płacąc za nie biednym, obdartym kobietom zmuszonym handlować własnym ciałem, by utrzymać się przy życiu. Lilly Lindström miała przynajmniej to szczęście, że dysponowała mieszkaniem, w którym mogła przyjmować swoich klientów.
Właśnie w kamienicy w dzielnicy Atlas, w której mieszkała, widziano ją po raz ostatni. Zajrzała do sąsiadki z piętra niżej, prosząc ją o pożyczenie prezerwatyw. To ta kobieta zgłosiła się na policję, gdy Lilly nazajutrz nie dała żadnego znaku życia.
Funkcjonariusze nie spieszyli się z interwencją. Gdy wreszcie 4 maja 1932 roku wkroczyli do mieszkania zaginionej, zastali tam porażający widok. Jak pisze Benjamin Welton w poświęconym jej artykule:
Ciało Lilly leżało na łóżku, obrócone twarzą w dół. Była naga, a jej ubranie złożono schludnie na stojącym obok krześle. Nie ulegało wątpliwości, że Lilly jest martwa już od dwóch lub trzech dni. Dało się też na pierwszy rzut oka poznać, że bezpośrednio przed śmiercią angażowała się w czynności seksualne. W jej odbycie policjanci odnaleźli zużyty kondom.
Przyczyną zgonu były wielokrotne uderzenia w głowę tępym narzędziem. Późniejsze badanie wykazało też, że większość, jeśli nie cała krew Lilly została wytoczona z jej ciała. Na ciele i szyi denatki odnaleziono ślady śliny, przez co policja szybko zaczęła podejrzewać, że pozostawiona w pomieszczeniu, zakrwawiona łyżka do sosu została użyta do wychłeptania krwi ofiary. Tak oto „Wampir z Atlasu” zdobył swój przydomek.
W obliczu braku świadków śledczy – nie znający badań DNA i innych nowoczesnych metod detektywistycznych – bezradnie rozkładali ręce. Mordercy nie odnaleziono. Nie udało się też ustalić co tak naprawdę stało się z krwią usuniętą z ciała Lilly.
3. Kat z Nowego Orleanu
Tylne drzwi domu państwa Maggio zostały wyważone, a jego mieszkańcy – zmasakrowani we własnych łóżkach. Głowy małżonków, Josepha i Catherine, zostały rozpłatane siekierą, a ich szyje podcięto brzytwą. Zbrodni dokonano przed świtem 23 maja 1918 roku na skrzyżowaniu ulic Magnolia i Upperline w Nowym Orleanie. Dała ona początek całej serii morderstw przypisywanych – z mniejszą lub większą pewnością – jednemu sprawcy.
Ofiarami kolejnych nocnych włamań, połączonych z brutalnymi atakami, padali głównie imigranci z Włoch, choć powiązanie każdej z tych zbrodni z pierwszym atakiem budzi wątpliwości; szczególnie, że różniły się narzędzia wykorzystane przy napaści, a nawet – sposób zachowania napastnika. Jeśli coś poza narodowością łączyło ofiary, to głównie fakt, że w większości… miały one coś wspólnego z branżą spożywczą.
Prasa nakręcała atmosferę grozy, nie tylko zmyślając kolejne ataki i fałszując policyjne doniesienia, ale też publikując rzekomy list kata. Anonimowy morderca stwierdzał w nim:
Nigdy mnie nie schwytali i nigdy nie schwytają. Nigdy mnie nie dostrzegli, albowiem jestem niewidzialny, niczym eter otaczający tę ziemię. Nie jestem istotą ludzką, lecz duchem i demonem z najgorętszego piekła. Ja oto jestem tym, którego tak wy, Orleańczycy, jak i policyjni głupcy nazywają Katem.
Autentyczności listu nie potwierdzono, a formułowane w nim zapowiedzi się nie spełniły. Rzekomy zbrodniarz twierdził chociażby, że w kolejny wtorek, dokładnie piętnaście minut po północy dokona nowego mordu, ale… oszczędzi każdego człowieka, który będzie słuchać głośno jazzu. Bo ponoć uwielbiał ten gatunek muzyki. Do nowej zbrodni nie doszło ani o wskazanej godzinie, ani ogółem – w zapowiedzianym dniu. Mimo to redakcje kolportowały epistołę, licząc że powszechna panika pozwoli im pomnożyć nakłady.
Nowe napaści notowano aż do jesieni 1919 roku. Zdaniem badaczy sprawy, ofiar śmiertelnych było od kilku do kilkunastu. Nagle ataki kata ustały, bez żadnego wytłumaczenia. Ich sprawcy nigdy nie udało się namierzyć.
2. Kazirodcy z Hinterkaifeck
Sąsiedzi gardzili Gruberami. 63-letni Andreas Gruber uchodził za człowieka pazernego i kłótliwego. Opowiadano o nim najgorsze rzeczy. Nawet to, że dopuszczał się kazirodztwa z własną, 35-letnią córką. I że doczekał się z nieczystego związku z nią syna, Josefa. Widząc Gruberów, miejscowi – mieszkańcy małej, niemieckiej wioski Hinterkaifeck, położonej około czterdziestu kilometrów na północ od Monachium – spluwali lub przechodzili na drugą stronę drogi. Ale czy jednocześnie życzyli im śmierci?
1 kwietnia 1922 roku cała rodzina zniknęła. Wnuczki Andreasa, Cäzilii, nie było w szkole. Żaden z Gruberów nie pojawił się na mszy świętej, choć dotąd uczęszczali na nią regularnie. Gospodarstwo wydawało się opuszczone: Gruberowie nie odebrali listów, ani 3 ani 4 kwietnia. Kiedy z kolei do ich domu przyszedł umówiony zawczasu mechanik, nie zastał na miejscu ani Andreasa, ani żadnego z jego krewnych. Sąsiedzi – jak to zwykle na wsi, wścibscy i żądni plotek – nie zamierzali dłużej czekać. Właśnie 4 kwietnia urządzili w gospodarstwie rekonesans. Nie spotkawszy żywej duszy, postanowili wyłamać drzwi stodoły.
Wewnątrz ujrzeli scenę najohydniejszego aktu zwyrodnialstwa. Cztery zmasakrowane trupy znajdowały się właśnie w stodole; dwa kolejne – w zamkniętym domu. Nie żył żaden z Gruberów, ani dorośli, ani małe dzieci. Na wszystkie sześć ofiar morderca zasadził się z kilofem, okładając je bez litości. Ciężko ranna Cäzilia konała później przez przynajmniej kilka godzin, rwąc włosy z głowy zamienionej w krwawą miazgę. Policjanci ustalili, że morderca zwabiał kolejne ofiary po kolei, mordując je jedna po drugiej. Później wcale nie uciekł z miejsca zbrodni. Przez kilka kolejnych dni pomieszkiwał w domu Gruberów, paląc w piecu, zjadając ich zapasy, a nawet – oporządzając zagrodę. Zniknął zaraz przed wkroczeniem policji.
Niczego więcej śledczy nie byli w stanie ustalić. Zanim przybyli, miejscowi zadeptali wszystkie ślady zbrodni. Niektórzy z ciekawskich sąsiadów robili sobie zakąski w kuchni Gruberów, zupełnie nie przejmując się widokiem masakry.
Sprawca pozostał nieuchwytny. Według jednej z teorii był nim kochanek córki Andersa – tej samej, z którą pan domu miał ponoć kazirodczy romans. Inni twierdzili, że to mąż tej kobiety, ponoć zabity na wojnie, wrócił jednak z frontu i wymordował wszystkich Gruberów, zasięgnąwszy informacji o grzechu, który na nich ciążył. Wreszcie próbowano też szukać winnych wśród politycznych ekstremistów. Bo ponoć gospodarstwo Andreasa idealnie nadawało się na kryjówkę dla bandy nazistów lub komunistów.
1. Mordercza partia brydża
Pokojówka niczego nie podejrzewała. W luksusowej, trzypiętrowej rezydencji z granitową fasadą pojawiła się około godziny 8:35. O tej porze jej pracodawca zwykle wciąż spał, nie spodziewała się więc spotkać go na nogach. Wkroczyła do jednego z gabinetów i stanęła jak wryta. Joseph Bowne Elwell siedział w fotelu, ubrany w czerwoną, jedwabną piżamę. Kobieta odruchowo przeprosiła za wtargnięcie, do jej uszu nie dotarła jednak żadna odpowiedź. Zaniepokojona podeszła bliżej. Z czoła pracodawcy ściekała strużka krwi; mężczyzna zastygł z pochyloną głową, pośrodku której widniała okrągła rana. Strzał oddał człowiek stojący zaraz obok ofiary. I był to strzał śmiertelny.
Kim był Joseph Elwell? Kiedyś powiedziałby, że sprzedawcą ubezpieczeń, znalazł jednak dużo bardziej dochodowe zajęcie. Mistrzowsko grał w karty, zwłaszcza w wista i brydża. W epoce rozkochanej w podobnych rozrywkach talent karciany nie tylko czynił z niego rozchwytywanego uczestnika towarzyskich wieczorków, ale też człowieka doskonale sytuowanego.
Grał na pieniądze, udzielał lekcji członkom socjety pragnącym popisać się przed znajomymi, a nawet napisał poradnik pt. Elwell o brydżu i kilka innych książek o brydżu. Zrobił zawrotną karierę. Miał szereg nieruchomości, luksusowy jacht, pięć samochodów i całą stajnię koni wyścigowych. Zginął 11 czerwca 1920 roku, w wieku czterdziestu pięciu lat w Nowym Jorku.
Zbrodnia spotkała się z olbrzymim zainteresowaniem prasy – nie tylko brukowców, ale też najszacowniejszych tytułów. „New York Times” donosił o sprawie niemal każdego dnia. „Los Angeles Times” poświęcił śmierci Elwella dwanaście artykułów, a „Chicago Tribune” – aż osiemnaście. Fascynowała sylwetka denata, ale przede wszystkim: okoliczności towarzyszące morderstwu. Elwell zginął w zamkniętym od środka domu. Nie odnaleziono śladów włamania, w budynku nikt nie przebywał i nie udało się ustalić, by ktokolwiek zdołał go opuścić już po morderstwie. Nie było śladów żadnej szarpaniny, nie doszło do rabunku, nawet papiery zabitego znajdowały się nadal w idealnym porządku. Zupełnie jakby do żadnego morderstwa nie doszło.
***
New York Times podkreślał, że to „jedna z najniezwyklejszych zbrodni w przestępczych annałach tego kraju”. Nie tylko jej nie rozwikłano, ale wręcz – dała ona początek nowej odmianie powieści kryminalnych. „Zagadka zamkniętego pokoju” to opowieść o zbrodni doskonałej: dokonanej w miejscu, do którego morderca nie mógł mieć dostępu i z którego nie mógł uciec.
Formułą tą bawił się chociażby Gilbert Keith Chesterton – sławny przedwojenny pisarz, uznawany niekiedy wręcz za konkurenta Arthura Conana Doyle’a. W zbiorze opowiadań Niewinność ojca Browna, wydanym po raz pierwszy w roku 1911, przedstawił on właśnie morderstwo z pozoru niemożliwe do wyjaśnienia. Wprawdzie dokonane nie w zamkniętym pokoju, ale za to w odciętym od świata ogrodzie, przy willi do której prowadziło tylko jedno, strzeżone wejście. Zbiór właśnie ukazał się w języku polskim, nakładem wydawnictwa Fronda.
Bibliografia:
- H. Catz, Cold Cases. Famous Unsolved Mysteries, Crimes, and Disappearances in America, Greenwood 2010.
- M. Newton, The Encyclopedia of Unsolved Crimes, Facts on File 2009.
- B. Welton, From the Cold File: The Atlas Vampire, „Literary Trebuchet”, 1 marca 2015.
- J.K. Van Dover, Making the Detective Story American: Biggers, Van Dine and Hammett and the turning point of the genre, 1925-1930, McFarland 2010.
KOMENTARZE (3)
Apropos nr 2, czytałem szerszy opis i było tam coś takiego:
„Tego też dnia Andreas Gruber zauważył coś, co go przeraziło. Na śniegu widać było ślady prowadzące z lasu do jego domu. Śnieg był też poplamiony krwią. Zaniepokojony opowiadał o tych śladach we wsi. Najbardziej przestraszyło go to, że ślady prowadziły w stronę domu, ale już z niego nie wychodziły.”
@BM: A mógłby Pan dodać źródło tego cytatu? Wtedy będzie można porównać autentyczność relacji.
Relacja jest autentyczna, ale tylko w tym sensie, że spisano ją bezpośrednio po morderstwie. Nie była natomiast jedyna – gdy zbrodnia wyszła na jaw zaraz zaczęto opowiadać dziesiątki podobnych tidbitów. Nie sposób odsiać, w których z nich kryło się choćby ziarno prawdy, a które były owocem wyobraźni podekscytowanych i pragnących udziału w nagłej sławie wioski sąsiadów….
Ten konkretny mężczyzna, który opowiadał o plamach krwi z czego pamiętam był nawet w gronie podejrzanych. To też nie zwiększa zaufania do jego relacji…