Wizerunek Spartakusa współczesna popkultura już dawno wchłonęła i przemieliła na hurtowe ilości książek, komiksów, filmów czy gier. Ale przecież jego bunt był tylko ostatnim z szeregu podobnych, jakie targały Rzymem u schyłku Republiki. Ani największym, ani najbardziej krwawym, a już na pewno... najmniej udanym.
Zaczęło się na Sycylii. Prowincja ta w latach 30. II wieku p.n.e. nie bez powodu nazywana była spichlerzem Rzymu. Płynęły stamtąd na patrycjuszowskie stoły całe tony pszenicy, oliwek winogron i, rzecz jasna, win, a lokalne kamieniołomy dostarczały surowców dla intensywnie rozbudowującego się miasta. Kluczową ich wartością była cena. Trzymano ją na niskim poziomie dzięki wykorzystywaniu dziesiątków tysięcy niewolników.
Byli oni tanim towarem, bo chwytano ich hurtowo w trakcie licznych wojen i zwykłych polowań, nikt zatem nie trudził się przesadnie o ich kondycję fizyczną – taniej było niewolnika wymienić niż dobrze utrzymać. Diodor, historyk piszący niespełna pięćdziesiąt lat później, bardzo plastycznie opisywał, w jaki sposób wpłynęło to na nastroje niewolnej społeczności:
Właściciele obarczali niewolników różnego rodzaju pracami, lecz niewiele zajmowali się wyżywieniem i ubieraniem, dlatego też znaczna część niewolników żyła z grabieży i popełniała wiele morderstw, tak jakby na Sycylii działała armia rozbójników rozsiana po całej wyspie (…).
Zaczęli od zabijania na drogach samotnych podróżnych. Następnie przeszli do napadania całymi bandami na majątki i domy właścicieli, którzy nie mieli dość sił do obrony, zajmowali je przemocą, grabiąc i zabijając wszystkich, którzy ośmielili się sprzeciwiać.
Człowiek, który chciał zostać królem
Ten cokolwiek barbarzyński chaos uległ zmianie, gdy na scenie pojawił się niejaki Eunus – postać zagadkowa, na pewno jednak charyzmatyczna i utalentowana, a przede wszystkim jak mało kto wyczuwająca subtelności ówczesnej socjotechniki. Dobrze wiedział, że większość sycylijskich niewolników, podobnie jak on sam, pochodziła z terenów Persji, gdzie mistycyzujący ferment religijny czynił ludzi wyjątkowo podatnymi na wiarę w magię, wróżby, przepowiednie, znaki i cuda.
Wiedział i wiedzę te wykorzystywał; przedstawiał się jako wróżbita mający bezpośredni kontakt z bogami, na dowód czego, gdy mówił… z ust miały wylatywać mu iskry. Zdaniem Diodora sztuczka polegała na użyciu skorupy orzecha i odrobiny żaru: następnie włożył to do ust i rozdmuchiwał – wylatywały czasem iskry, czasem płomień – pisał historyk.
Ale Diodor był wykształcony, pisał z dystansu, a poza tym był zromanizowanym Grekiem. Dla przeciętnego Persa w tamtych czasach „iskrzące słowa” były wystarczającym dowodem na bliską zażyłość z niebiańskim panteonem. Eunus zaś był nie tylko zdolny i pełen charyzmy, ale też ambitny. Wkrótce zorganizował wokół siebie kilkusetosobową grupę uzbrojonych niewolników i rozpoczął powstanie, uderzając na miasto Henna.
Po zdobyciu osady w szeregi jego powstańczej armii zaczęli spływać niewolnicy zbiegli z okolicznych majątków. W ciągu kilku dni ich liczba wzrosła do aż sześciu tysięcy osób. Diodor relacjonował:
Wdarłszy się do domów popełnili wiele mordów i nie oszczędzali nawet niemowląt, lecz odrywając je od piersi matek, druzgotali o ziemię. I brak słów, co pozwolili sobie wobec niewiast, i jak niegodziwie postąpili, i to na oczach ich mężów.
Sukces powstańców był całkowity. Kolejne rzymskie ekspedycje wysyłane do stłumienia buntu były rozbijane w proch. Eunusowi podporządkowywali się przywódcy lokalnych powstań w innych częściach Sycylii i w efekcie dysponował on wkrótce olbrzymią siłą, około 200 tysięcy żołnierzy. Sycylia wyzwoliła się więc spod władzy Rzymu i była w stanie swoją niepodległość utrzymać – stała się odrębnym państwem, na którego czele stanął, rzecz jasna, sam przywódca powstania.
Doskonale rozumiał, że przekonani o boskim pochodzeniu władzy królewskiej Persowie będą wymagali określonych rytuałów, znaków i symboli. Jego dwór przejął więc rozbudowany i pełen przepychu ceremoniał monarchii Seleukidów – władzę symbolizował diadem na jego czole, Eunus otoczył się tysiącosobową strażą, ogłosił małżonkiem bogini Atargatis, nie zaprzestał też praktyk magicznych.
Sycylia nazwana została Państwem Nowosyryjskim, w którego obiegu wkrótce pojawiła się nawet moneta z wizerunkiem „boskiego” monarchy. A co najciekawsze, niezależność Państwa Nowosyryjskiego utrzymała się przez całe pięć lat!
Jego istnienie zakończyła dopiero podjęta w 132 r. p.n.e. wyprawa konsula Rupiliusza. Diodor następująco opisuje zdobycie jednej z głównych twierdz powstańców, Tauromenionu:
I okrążeniem zamknąwszy powstańców doprowadził ich do niewymownej niedoli, tak, że zaczęli pożerać dzieci, potem przeszli do niewiast, a potem nawzajem siebie zjadali wcale nie oszczędzając siebie (…) a na koniec, gdy Syryjczyk Serapion, twierdzę oddał przez zdradę, zawładnął pretor wszystkimi w mieście zbiegłymi niewolnikami i rozkazał ich umęczyć i zrzucić ze skały. I stąd podążył przeciwko Hennie i w podobny sposób ją oblegał.
Król Eunus uciekł z drobnym odziałem i schronił się w górach. Nie na długo jednak. Wtrącony został do więzienia, gdzie jego ciało zjadło mnóstwo wszy – z pewną ulgą, ale i nie bez żalu notował Diodor.
Cała Iliada nieszczęść
Śmierć Eunusa tylko uciszyła niepokoje. Przez kolejne lata Imperium drżało, by trzy dekady później znów eksplodować, w dodatku ponownie na Sycylii. Jak zauważył Diodor:
Przed sycylijskim powstaniem niewolników w Italii miało miejsce całe mnóstwo krótkich powstań i spisków niewolników, tak jakby sami bogowie zapowiadali w ten sposób nowy, ogromny ruch na Sycylii.
Podobnie jak za pierwszym razem, tak i teraz, w roku 104 p.n.e. praprzyczyna konfliktu leżała nie tyle w istocie niewolnictwa, które było wówczas dla wszystkich sprawą naturalną i miało być nią jeszcze wiele stuleci, lecz w graniczącej z głupotą zachłanności lokalnych latyfundystów, którzy przesadnie dokręcali śrubę swym „mówiącym narzędziom”.
Niezadowolenie było powszechne i skanalizowało się początkowo w spontanicznym buncie 4 tysięcy niewolników w Kapui, by dosłownie z dnia na dzień rozlać się po całej wyspie w szeregu drobnych, jeszcze niezorganizowanych, choć na ogół skutecznych wystąpień. Z pewnością również krwawych, skoro pobłażliwy dla powstańców Diodor określa je mianem okresu ogólnego zamieszania i całej Iliady nieszczęść.
Tak jak trzydzieści lat wcześniej, dość szybko okazało się, że niewolnicy Rzymu wcale nie są dzikimi barbarzyńcami, jak chciano ich postrzegać. Lokalni przywódcy powstań sprawnie zdyscyplinowali swoich podwładnych, sami zaś doszli do porozumienia po czym przekazali władzę w ręce niejakiego Salwiusza.
I tu rzecz ciekawa – dalszy scenariusz wydarzeń w wielu miejscach jest niemal identyczny z tym, który już poznaliśmy. Salwiusz również specjalizował się we wróżbiarstwie, a w dodatku będąc zręcznym aktorem i psychologiem, opracował pompatyczny dworski ceremoniał mający przekonać poddanych o jego nadnaturalnej mocy. On także ogłosił się królem z boskiego nadania.
Kolejne wydarzenia wskazywały, że bogowie istotnie mieli na niego baczenie. Po roku względnego spokoju i układania spraw młodego państwa z Rzymu przybyła na Sycylię siedemnastotysięczna armia, która już wkrótce została rozbita przez następcę zmarłego Salwiusza, wyjątkowo zdolnego wodza Ateniona. Również dwie następne próby odzyskania Sycylii przez Rzym przyniosły zwycięstwa powstańcom – w dodatku tak łatwe, że wodzów kolejnych ofensyw, Lukullusa i Serwiliusza, oskarżono o wzięcie łapówki i skazano na banicję.
Kpiąca z potęgi Imperium Sycylia stawała się solą w oku Senatu. Zdecydowano się na krok desperacki – mimo, że w tym samym czasie zmierzało przez Alpy wojsko germańskich Cymbrów, odwołano z tego terenu armię konsularną Akwiliusza i skierowano ją na wyspę. Ruch był niezwykle ryzykowny, ale okazał się trafiony. Jak notuje Diodor:
Z nich to posłano Aquiliusa jako wodza przeciwko powstańcom, który dzięki osobistemu męstwu zwyciężył ich w świetnej bitwie. I spotkawszy samego króla powstańców Atheniona, bohaterską z nim toczył walkę. Zabił go, sam zaś odniósł ranę na głowie, którą wyleczył.
W 101 roku p.n.e. państwo sycylijskie przestało więc ostatecznie istnieć. Rzym zapewnił sobie spokój ze strony niepokornej wyspy… Ale znów tylko na 30 lat.
Droga krzyżowa
W kontekście obu buntów sycylijskich, słynne powstanie Spartakusa sprawia wrażenie barbarzyńskiego, chaotycznego a miejscami po prostu głupiego, choć sam Spartakus nawet przez Rzymian był podziwiany nie tylko jako zdolny wódz, ale też człowiek wysokiej kultury. Plutarch pisał o nim:
Był to z pochodzenia Trak, z ludu Majdów, pewny siebie i bardzo silny, a także rozumem i kulturą stojący ponad swym losem, bardziej grecki, niżby wskazywało jego pochodzenie.
Oto w 73 roku p.n.e., niewielka, osiemdziesięcioosobowa grupa gladiatorów ze szkoły w Kapui postanowiła dokonać ucieczki. Byli wyszkoleni, potrafili walczyć, więc zbiegli bez większych problemów, choć do dyspozycji mieli ponoć jedynie porwane w pośpiechu noże kuchenne i rożny.
Łatwo pokonali również pierwszy wysłany przeciwko nim oddział żołnierzy. W efekcie zdobyli zbroje i broń w liczbie umożliwiającej dalszą walkę. Ale nie tylko to im pomogło. Jak pisze Plutarch: Teraz dołączyło do nich dużo miejscowych pasterzy wołów i owiec, dzielnych i obrotnych zawadiaków, z których część uzbroili, a części użyli do łączności i jako lekkozbrojnych.
Armia Spartakusa rozrastała się błyskawicznie, wchłaniając setki zbiegłych niewolników, ale też lokalną biedotę i pospolite męty. Była to siła chaotyczna, wieloetniczna, ale potężna – bez problemu likwidowała wszystkie wysyłane przeciw niej oddziały Rzymian. Nawet te najbardziej doborowe pod dowództwem Kossyniusza i Waryniusza. Na wiosnę 72 roku p.n.e. powstanie obejmowało już całą południową Italię.
Plan Spartakusa był prosty i co najważniejsze – całkowicie wykonalny. Trak zamierzał przebić się w kierunku Alp, przekroczyć je i rozpuścić armię tak, by każdy z niewolników mógł wrócić w swoje rodzinne strony. Nie miał celów strategicznych, jedynym była wolność. Ale [jego] ludzie ilościowo silni i pewni swej mocy nie usłuchali, poszli na Italię i siali wszędzie spustoszenie – pisał Plutarch.
Od głównej armii Spartakusa oddzielały się pojedyncze oddziały, których jedynym celem była grabież. I nie były to drobne siły – oddział niejakiego Kriksosa liczył sobie np. około 20 tysięcy ludzi, z których niemal wszyscy polegli na polu bitwy dosłownie zmasakrowani przez armię konsularną Publikoli. Trzon sił Spartakusa były mimo tego wciąż na tyle silny, że wkrótce zrewanżował się Rzymowi, rozbijając pod Pinaceum w proch nie tylko armię Publikoli, ale też przysłaną na pomoc drugą armię konsularną.
Jest bardzo prawdopodobne, że w tym momencie niewolnicy byliby w stanie opanować stolicę Imperium, a już na pewno zrealizować pierwotny plan przedarcia się przez Alpy. Z niejasnych jednak powodów, Spartakus postanowił zawrócić na południe i przeprawić się na… Sycylię. Prawdopodobnie chciał wzorem poprzedników stworzyć tam swoje państwo. Nastroje temu sprzyjały. Wystarczyłoby dwa tysiące uzbrojonych ludzi, aby ponownie rozpaliła się tam wojna niewolnicza, wystarczyłaby iskra dla jej wybuchu – przyznawał Plutarch.
Planu jednak nie udało się zrealizować i w okolicach Apulli Spartakus musiał przyjąć decydującą bitwę z siłami Krassusa. Jak pisze Plutarch:
[Spartakus] ustawił swoich ludzi w szyku bojowym i zaraz podstawiono mu konia. (…) Potem chciał się przedrzeć wśród straszliwej walki i ran wprost do Krassusa. Ale nie dotarł do niego. Zabił mu dwóch centurionów, z którymi się zderzył. W końcu gdy wszyscy jego ludzie uciekali, został sam: otoczony przez wielu, broniąc się dzielnie, został zakłuty.
A u Appiana znajdujemy dalszy ciąg batalii: Pozostałe jego wojsko w nieładzie, kupami wzięto, tak że mordowano ich w niezliczonej ilości.
Część przeżyła, ale tylko po to, by zawisnąć na sześciu tysiącach krzyży ustawionych wzdłuż Via Appia. Ciekawe, jaki byłby wynik tej ostatniej wojny niewolniczej, gdyby skończyła się na Sycylii? A może tak właśnie się stało? Ciała wodza niewolników nigdy nie odnaleziono, a według Swetoniusza, jeszcze w 63 p.n.e. roku ojciec Augusta miał zostać skierowany do zwalczania resztek band Spartakusa...
Bibliografia:
- Grant M. Gladiatorzy, Warszawa 1980.
- Gansiniec Z., Powstania niewolników rzymskich, Kraków 1966.
- Jaczynowska M., Historia starożytnego Rzymu, Warszawa 1978.
- Łoposzko T., Historia społeczna republikańskiego Rzymu, Warszawa 1987.
- Plutarch, Żywoty sławnych mężów, Warszawa, Kraków, Wrocław 1996.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.