Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Niewygodna tajemnica niewolnictwa. To Murzyni sprzedawali Murzynów!

Wbrew obiegowej opinii to nie Europejczycy polowali na czarnoskórych niewolników w Afryce. Oni tylko nakręcali popyt. Afrykanów w niewolę chwytali i sprzedawali... ich sąsiedzi i bracia. Gdy na horyzoncie majaczyła bajeczna fortuna, nikt nie przejmował się ludzką godnością. 

Sir John Hawkins miał wiele zalet. Opracował na przykład zupełnie nowy model okrętu wojennego, który nie tylko usprawnił nawigację i zapewnił brytyjskiej flocie przewagę na morzach i oceanach, ale też całkowicie zmienił strategię wojny morskiej. Był też wybitnym nawigatorem, który wytyczył między innymi szlak okrężnej drogi handlowej przez Atlantyk, jak również sprawnym agentem korony brytyjskiej. Wszystkie te cechy zapewniły mu stopień admirała i spore wpływy na dworze.Łowca niewolników z Zanzibaru, Tippu Tip, posiadał aż dziesięć tysięcy niewolników! (autor: Didier Tais, lic.: CC BY-SA 3.0).

Fortunę jednak przyniósł mu zupełnie inny talent, objawiony na początku lat 60. XVI wieku. Jak nikt inny mianowicie, potrafił prowokować plemienne wojny w Afryce. Zdobytych w ich trakcie niewolników przyjmował później jako zapłatę za pośrednictwo i współpracę.

Jeśli jeszcze podczas swojej pierwszej afrykańskiej wyprawy w 1562 roku nie stronił od używania siły i zdobył trzystu niewolników – jak pisał – częściowo przy pomocy miecza, a częściowo innymi sposobami, to cztery lata później o mieczu nie było już mowy.

Sir John Hawking był człowiekiem wielu talentów. Ale jedno szło mu wręcz wybitnie - mianowicie prowokowanie konfliktów między afrykańskimi plemionami (źródło: domena publiczna).

Sir John Hawking był człowiekiem wielu talentów. Ale jedno szło mu wręcz wybitnie – mianowicie prowokowanie konfliktów między afrykańskimi plemionami (źródło: domena publiczna).

Na wybrzeżu Sierra Leona, podburzając jednych afrykańskich władców przeciwko drugim, zaopatrzył się w niemal dwukrotnie więcej „czarnego towaru”, ku chwale Anglii i własnej sakiewki. Ten właśnie sposób pozyskiwania darmowej siły roboczej na plantacje Ameryki stał się najpowszechniejszym do końca XIX wieku

Monopol na „czarny towar”

Niewolnictwo nie było w Afryce niczym szczególnym. Tak jak we wszystkich innych częściach świata, w niewolę można było trafić w wyniku przegranej wojny, zadłużenia czy jakiegoś cięższego przestępstwa. Ale nie było to niewolnictwo w sensie, jaki nadali mu później plantatorzy ze Stanów Zjednoczonych – przypominało raczej poddaństwo chłopów w feudalnej Europie, niż łańcuchy i bat na polach bawełny w Arizonie.

Osobliwością nie był również proceder handlu czarnymi niewolnikami z państwami arabskimi i europejskimi. Jeśli chodzi o te drugie, to rozpoczął się on już w XV wieku, a jego inicjatorami i na niemal stulecie monopolistami byli Portugalczycy.

Podobnie jak później Hawkins, tak i oni zaczęli od rozwiązań siłowych, porywając metodą piracką ludność ze Złotego Wybrzeża w Zatoce Gwinejskiej, na wysokości współczesnej Ghany i Wybrzeża Niewolniczego (dzisiejsza Nigeria, Benin i Togo).

Eksplorację w głąb kontynentu uniemożliwiały jednak stosunkowo silne państwa tego rejonu, jak przeżywające wówczas swój największy rozkwit królestwa Songhaj, Mali i bardzo silnie rozwinięte Kongo. Władcom tych krajów nie przeszkadzało bynajmniej samo porywanie członków drobniejszych plemion, lecz fakt, że nic na tym nie zyskiwali.

Ich zbrojny opór i zmysł handlowy Portugalczyków bardzo szybko doprowadziły więc do stworzenia sprawnie działającego rynku handlu żywym towarem, w którym rolę dostawców spełniały same państwa Czarnego Lądu, wyspecjalizowane i zbrojne spółki handlowe ciemnoskórych kupców, a także drobniejsze grupy żądnych szybkiego zysku łowców.

Na XVIII - wiecznej mapie Homanna Heirsa pokazano Zatokę Niewolników - wybrzeże Zachodniej Afryki, obecnie tereny Nigerii, Beninu. To stąd biegły główne szlaki handlowe do Ameryki (źródło: domena publiczna).

Na XVIII – wiecznej mapie Homanna Heirsa pokazano Zatokę Niewolników – wybrzeże Zachodniej Afryki. To stąd biegły główne szlaki handlu żywym towarem, najpierw do Portugalii, później do Ameryki (źródło: domena publiczna).

Ciekawie wyglądają proporcje. Nie mamy danych dotyczących tego okresu, ale w XVIII wieku – kiedy zmienili się odbiorcy, ale sama mechanika rynku pozostawała ta sama – na sześciuset niewolników dostarczonych na Wybrzeże Niewolnicze tylko dziesięć procent dostarczyło oficjalnie państwo, dwadzieścia procent drobniejsi łowcy, a pozostałe siedemdziesiąt procent większe organizacje kupieckie.

Wynika z tego, że przez kilka stuleci na zachodnim wybrzeżu Afryki istniały oficjalnie organizacje, trudniące się wyłącznie chwytaniem i sprzedażą lokalnej ludności w niewolę. Zresztą słowo „wybrzeże” nie do końca oddaje skalę penetracji afrykańskiego interioru. Jeśli w okolicach Senegalu w wieku XVII przeciętna odległość, jaką niewolnicy musieli pokonać do czekających na morzy europejskich okrętów, wynosiła sto kilometrów, to wiek później – już sześćset.

Kto zyskiwał na handlu niewolnikami? Przede wszystkim dostawcy - największe i najsilniejsze ówczesne państwa Czarnego Lądu! Na ilustracji audiencja delegacji z Portugalii u władcy Królestwa Kongo (źródło: domena publiczna).

Kto zyskiwał na handlu niewolnikami? Dostawcy – największe i najsilniejsze ówczesne państwa Czarnego Lądu! Na ilustracji audiencja delegacji z Portugalii u władcy Królestwa Kongo (źródło: domena publiczna).

Oczywiście nie mogłyby one funkcjonować bez zgody władców, z czego Europejczycy doskonale zdawali sobie sprawę. Bodaj najbardziej zeuropeizowana z tamtejszych monarchii, Kongo, zawarło oficjalny sojusz z Portugalią. Panujący tam mani – jak brzmiał jego oficjalny tytuł – Nzinga przyjął nawet chrzest i rządził dalej pod imieniem Alfonsa.

W państwie ustanowiono biskupstwo, a synowie lokalnych elit wysyłani byli do Portugalii, gdzie otrzymywali wykształcenie, zaś po powrocie do kraju służyli za pośredników, przewodników i tłumaczy. Nowe państwo na mapie chrześcijańskiego świata nie zapominało o swoich dobroczyńcach. W porcie Kabinda w ujściu rzeki Zair czekało na nich w latach 20. XVI wieku dwa tysiące niewolników rocznie, a dekadę później już dwukrotnie więcej.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Za paciorki i broń

Jeden Afrykańczyk wart był – jak uważano – czterech Indian – pisze w swojej książce „Żywe trupy” Adam Węgłowski. – Ponadto wykorzystywaniu schrystianizowanych już indiańskich plemion sprzeciwiali się wpływowi wówczas jezuici. Czarni Afrykańczycy, >poganie< (animiści, muzułmanie itd.) kupowani od handlarzy niewolników, nie mogli liczyć na podobne względy.

Niewolnictwo w Afryce miało długą tradycję, jeszcze zanim nieszczęśnicy z Czarnego Lądu zaczęli trafiać do amerykańskich plantacji bawełny (źródło: domena publiczna).

Niewolnictwo w Afryce miało długą tradycję, jeszcze zanim nieszczęśnicy z Czarnego Lądu zaczęli trafiać do amerykańskich plantacji bawełny (źródło: domena publiczna).

Rentowność handlu lokalną ludnością z Europejczykami była powodem swoistego wyścigu o monopol w tej materii. Szczególną aktywność wykazywały przy tym ludy Hueda, Allada, Oyo, Dahomej i Akwamu. Kiedy ten ostatni w 1681 roku zdobył ważny port Akrę, oficjalnie zakazano kupcom przebywania w interiorze kraju, by uniemożliwić im łowy na niewolników i zapewnić w tym względzie wyłączność państwu.

Dokładnie tak samo postąpili władcy Dahomej, którzy ustanawiając na swoich włościach monopol, sprzedawali od dwunastu do dwudziestu tysięcy niewolników rocznie. Nieco bardziej na wschód kontynentu – w obrębie wpływów arabskich, które niczym nie różniły się od tych europejskich – w tym właśnie procederze można znaleźć korzenie krwawego i trwającego do dziś konfliktu między plemionami Hutu i Tutsi.

Gdy w grę zaczęły wchodzić naprawdę poważne zyski i poważna konkurencja, polowania na niewolników stawały się coraz bardziej brutalne (źródło: domena publiczna).

Gdy w grę zaczęły wchodzić naprawdę poważne zyski i poważna konkurencja, polowania na niewolników stawały się coraz bardziej brutalne (źródło: domena publiczna).

Polowania na niewolników stawały się z biegiem lat coraz bardziej brutalne, a polityczna destabilizacja kontynentu osiągała granice anarchii. Było to rzecz jasna bardzo na rękę europejskim mocarstwom, które podsycały ten proces, z roku na rok zwiększając popyt na „żywy towar”. Ale nie tylko. Henry Zins pisał:

W handlu niewolnikami pomiędzy afrykańskimi pośrednikami a europejskimi nabywcami środkiem płatniczym były żelazne sztabki, które stały się formą pieniądza od Senegalu, do Wybrzeża Kości Słoniowej. W okolicach Ghany ich rolę spełniały: złoty piasek, bransolety, sukno hinduskie, muszelki i paciorki.

W rzeczywistości jednak, wraz z rozwojem interesu coraz częściej płacono bronią i prochem, co z czasem zbrutalizowało prymitywną dotychczas taktykę wojenną państw afrykańskich. Dużo zmieniało się także po stronie europejskiej.

Do końca XVI wieku monopolistą w handlu afrykańskimi niewolnikami była Portugalia – odsprzedając ich do Ameryki, ale też chętnie wykorzystując we własnych posiadłościach. To właśnie w nich, konkretnie na Maderze, po raz pierwszy zastosowano eksperyment z systemem plantacyjnym opartym na pracy niewolniczej, który powszechnie stosowano później w USA.

Jednak już w początkach XVII do handlu niewolnikami włącza się i szybko zyskuje przewagę Holandia, a Amsterdam staje się największym portem „przeładunkowym” schwytanych Afrykańczyków. Sytuacja taka trwa mniej więcej do połowy stulecia, kiedy ogromna rentowność tego biznesu kusi inne państwa Europy – nie tylko Anglię i Francję, które odtąd nieustannie walczą w nim o pierwsze miejsce na podium, ale też Szwecję, Danię, a nawet Brandenburgię.

Skala zjawiska jest na tyle poważna, że zarówno we Francji jak i w Anglii powołane zostają specjalne Kompanie Afrykańskie, którym przyznany zostaje monopol na obrót czarnymi niewolnikami, a udział w nich mają koronowane głowy tych państw i spora część arystokracji. Pikanterii dodaje fakt, że udziały w Królewskiej Kompanii Afrykańskiej miał też filozof John Locke – wielki piewca wolności.

Rentowność handlu niewolnikami kusi większość europejskich państw, które chcą czerpać zyski z procederu. Ale samo łapanie nieszczęśników było zadaniem ich pobratymców (źródło: domena publiczna).

Rentowność handlu niewolnikami kusi większość europejskich państw, które chcą czerpać zyski z procederu. Ale samo łapanie nieszczęśników było zadaniem ich pobratymców (źródło: domena publiczna).

Nie wiadomo tak naprawdę, ilu Afrykańczyków uprowadzono w niewolę. Skrajne szacunki rozpościerają się między dziesięcioma a stoma milionami, przy czym ta ostatnia liczba wydaje się jednak sporą przesadą. Dla kontynentu sprawa była na tyle katastrofalna, że wszystkie uczestniczące w nim państwa formalnie zniosły niewolnictwo na kongresie wiedeńskim w 1815 roku.

Oczywiście, nie należy tu węszyć przesadnego humanitaryzmu europejskich elit – wtedy mniej więcej rozpoczęła się epoka afrykańskiego kolonializmu, na co komu po koloniach wyludnionych? Niezależnie zresztą od formalnych aktów interes był zbyt dobry, by uciąć go jednym dokumentem.

W praktyce czarnymi niewolnikami handlowano jeszcze kilkadziesiąt lat później, do końca XIX stulecia. Zmienił się jedynie dostawca – nie były nim już, jak przez czterysta lat, państwa afrykańskie, lecz największe mocarstwa Europy. Choć niewątpliwie korzystały z pomocy lokalnych „biznesmanów”.

***

Krew i pot niewolników, ich magiczne wierzenia i mroczne rytuały, okrutny proceder handlu żywym towarem – to tu Adam Węgłowski doszukuje się korzeni fenomenu zombie, który opanował doszczętnie współczesną popkulturę. Książkę „Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie”, wydaną przez Ciekawostki Historyczne, możecie kupić aż 30% taniej!

Zobacz również

Średniowiecze

Inês de Castro – legendarna Trupia Królowa Portugalii

Miłość od szaleństwa dzieli niekiedy bardzo cienka granica. Tak było w przypadku Piotra Sprawiedliwego, któremu brutalnie odebrano wieloletnią kochankę. Fakt, że została zamordowana, nie przeszkodził...

2 października 2020 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

Nowożytność

Piekło kolonii nie omijało nawet Europejczyków.

Zakuwani w kajdany oraz zmuszani do katorżniczej pracy na plantacjach, gdzie umierali z wycieńczenia i chorób. Tak wyglądał los nie tych, których Anglicy niewolili w...

13 czerwca 2018 | Autorzy: Bartosz Borkowski

Mityczna stolica afrykańskiego królestwa. Kto zdołał ocalić jej historię przed zagładą?

Mogło się wydawać, że manuskryptom przechowującym tajemnicę afrykańskiej cywilizacji zagrażają jedynie klimat i termity. Zniszczyć historię postanowili jednak dżihadyści. O tym, jak została ona ocalana...

9 kwietnia 2018 | Autorzy: Redakcja

Nowożytność

Sto tysięcy niewolników rocznie? To europejskie państwo przez 300 lat przodowało w handlu żywym towarem

Kilkadziesiąt milionów zmarłych i nawet dziesięć milionów ludzi dostarczonych w niewolę – tak wygląda bilans trzystu lat kolonialnej aktywności tego europejskiego państwa. Imperium zbudowane na...

2 kwietnia 2018 | Autorzy: Wojciech Lada

Nowożytność

Czy Robinson Crusoe rozbił się na… polskiej wyspie?

Ujrzałem mnóstwo porozrzucanych piszczeli, parę czaszek i niepodogryzanych rąk z okrwawionymi palcami – opisywał przerażony bohater książki Daniela Defoe, rozbitek zagubiony na egzotycznej wyspie. Uświadomił sobie,...

30 maja 2016 | Autorzy: Adam Węgłowski

XIX wiek

Gwiazda Śmierci istniała naprawdę. Na Karaibach

To nie żołnierze Imperium, lecz rebelianci zbudowali Gwiazdę Śmierci. Była gotowa zniszczyć atakujące Imperium i każdego innego wroga. Lecz zanim została użyta, wybuchła, a jej...

22 maja 2016 | Autorzy: Adam Węgłowski

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.