KL Auschwitz-Birkenau – fabryka śmierci i symbol Holokaustu. Wydaje się, że głównym zadaniem obozu było „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. W Auschwitz jednak, jak w każdym szanującym się „przedsiębiorstwie”, ważne były również zyski materialne. I to nie byle jakie zyski.
Myśląc o Auschwitz, mamy przed oczami komory gazowe i piece krematoryjne, a w drugiej kolejności więźniów w pasiakach. Zapominamy o genezie macierzystego obozu i celu stworzenia jego kilkudziesięciu podobozów. W książce „Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie”, Timothy Snyder pisze o całym kompleksie:
Pierwotnym celem jego budowy w 1940 roku było utorowanie drogi do większego imperium na wschodzie […]. Żydów trafiających do Auschwitz […] planowano wysłać […] na wschód jako robotników przymusowych i zamęczyć pracą przy budowie niemieckiego imperium na podbitych ziemiach sowieckich.
Aby zbudować imperium, trzeba było mieć na to pieniądze, a te najprościej było zdobyć dzięki obozom.
„Spuścizna po zmarłych”
Początkowo przedmioty należące do więźniów kacetów deponowano w magazynach i wydawano rodzinom w chwili śmierci więźnia. W Auschwitz zakładano jednak najczęściej, że nie ma możliwości skontaktowania się z bliskimi ofiary. Ubrania, obuwie czy kosztowności nazywane „spuścizną po zmarłym” automatycznie podlegały konfiskacie. Jak słusznie zauważa Timothy Snyder:
Funkcja obozu uległa zmianie, gdy kolonialna misja nazistów ustąpiła miejsca „ostatecznemu rozwiązaniu” – priorytetem przestało być ujarzmienie Słowian, a pilną kwestią stał się mord na Żydach.
Wtedy też zjawisko grabieży osiągnęło swoje apogeum. Bydlęce wagony wiozły do nowo wybudowanego obozu w Birkenau nie tylko dziesiątki tysięcy Żydów, ale również setki tysięcy kilogramów ich dobytku.
Mamieni wizją osiedlenia się na nowym terenie, Żydzi wieźli w dozwolonych 30 kilogramach bagażu żywność, ubrania, kołdry, garnki czy dywany, ale również specjalistyczne sprzęty. Wśród najbardziej oryginalnych znalazły się fotele dentystyczne, aparaty rentgenowskie czy narzędzia zegarmistrzowskie. Wszystko konfiskowano już na rampie obozowej.
Na bogato – jak w Kanadzie
Zrabowane mienie przechowywano w barakach nazywanych „składami ruchomości” (Effektenlager), a w gwarze obozowej „Kanadą”, kraj ten bowiem kojarzył się więźniom z bogactwem.
Część dóbr, m.in. żywność czy ubrania, przeznaczono na funkcjonowanie obozu. Najlepsze produkty wysyłano do Rzeszy, przekazywano przesiedleńcom oraz folksdojczom.
Starannie pilnowano, by odzież była zdezynfekowana i nie posiadała plam z krwi czy uszkodzeń. Futra otrzymywali żołnierze Wehrmachtu walczący na Wschodzie. Resztę zagrabionego dobytku, w szczególności pieniądze i kosztowności, przekazywano Bankowi Rzeszy.
30 kwietnia 1944 roku z Auschwitz wysłano dwie przesyłki zawierające m.in. 124 940 złotych, 20 415 rubli, 1858 lei rumuńskich, 825 franków belgijskich, 576 koron czeskich oraz ponad 1,5 kg złota i 4,5 kg srebra, 1,8 g brylantów, ponad 66 g innych szlachetnych kamieni. To były tylko dwie z kilkudziesięciu podobnych paczek.
Do tego dochodziły tysiące wagonów z ubraniami i przedmiotami codziennego użytku. W momencie wyzwolenia obozu radzieccy żołnierze znaleźli w „Kanadzie” m.in. ok. 370 tys. garniturów, 837 tys. damskich płaszczy i sukni, 44 tys. par butów czy 14 tys. dywanów, których nie zdołano spalić lub wywieźć.
Zęby na wagę złota
Wszystko mogło przynieść zarobek. Nawet zwłoki osób zamordowanych w komorach gazowych były źródłem kosztowności. Najbardziej wartościowym surowcem okazały się być zęby, a raczej metale, z których były zrobione.
Już w 1940 w Instytucie Stomatologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego obroniono pracę doktorską „O możliwości ponownego stosowania złota z jam ustnych zmarłych”. 23 września Himmler wydał oficjalny nakaz usuwania złota dentystycznego z ciał więźniów obozów koncentracyjnych.
Wyrywaniem zębów w Auschwitz zajmowali się członkowie Sonderkommando oraz dentyści ze szpitali obozowych. Zachowały się meldunki, które poświadczają skalę procederu. Tylko w ciągu ok. 200 dni w 1942 roku wyrwano ponad 16 tys. zębów wykonanych ze złota i innych metali.
W krematoriach powstały nawet specjalne pracownie złotnicze (Goldarb) zajmujące się przetapianiem uzyskanego złota. Członkowie obozowego ruchu oporu meldowali na początku 1944 roku, że w ciągu miesiąca władze SS uzyskiwały nawet 10–12 kg złota z zębów swoich ofiar.
Pończochy z włosów
Innym przykładem makabrycznej gospodarności Niemców było wykorzystanie włosów ofiar. Zarówno tych obcinanych osobom pracującym w obozie, jak i należących do zagazowanych kobiet. Zbieraniem włosów zajmowały się specjalne komanda, które starannie je dezynfekowały i suszyły.
Tak pozyskany „surowiec” wysyłano do fabryk, gdzie wytwarzano zeń filc, przędzę czy pończochy dla załóg okrętów podwodnych. Po wyzwoleniu obozu znaleziono ponad 7 tys. kilogramów ludzkich włosów. Trudno jednak ocenić ile zarobiono na tym procederze, tak jak w przypadku ludzkich prochów i kości, których używano jako nawozu.
Obozowe gęsi
Najważniejszym sposobem zarobku było jednak eksploatowanie taniej siły roboczej. Początkowo niewolnicza praca więźniów miała zapewnić obozowi samowystarczalność, a jednocześnie była sprawnym narzędziem eksterminacji. W 1940 roku duże nadzieje pokładano także w rozwoju przyobozowego rolnictwa. Rudolf Höss raportował Himmlerowi:
Oświęcim będzie stacją doświadczalną dla Wschodu. Tam są możliwości, jakich nie mieliśmy dotychczas w Niemczech. Sił roboczych jest dość. Każde potrzebne doświadczenie rolne musi być tam przeprowadzone.
I rzeczywiście wkrótce wokół obozu powstały gospodarstwa rolne SS, które zajmowały obszar prawie 4 tys. hektarów. Łącznie było ich sześć, w tym ogrody w Rajsku oraz farma drobiu i hodowla ryb w Hermężach. Większość ich produkcji przeznaczano na użytek władz obozu, ale zdarzało się, że najlepsze produkty wysyłano do Rzeszy. W styczniu 1945 roku bydło i gęsi były ewakuowane w lepszych warunkach niż więźniowie.
Mundury, łyżki i uszczelki
Więźniów wykorzystywano również w przedsiębiorstwach przemysłowych i warsztatach rzemieślniczych SS. W samym Oświęcimiu mieściły się m.in. zakłady szewskie i garbarskie, artystyczna kuźnia, stolarnia czy pracownia tapicerska. Wyrabiano w nich luksusowe przedmioty dla załogi obozu oraz produkty na zamówienie państwa (np. 250 tys. łyżek).
Wśród przedsiębiorstw SS największe znaczenie miało DAW (Deutsche Ausrüstungswerke) zajmujące się na początku głównie stolarką. Wkrótce zaczęły się pojawiać nadwyżki więźniów – na ich nieszczęście równocześnie potrzebą zwiększenia przemysłu zbrojeniowego.
Profile obozowych przedsiębiorstw zaczęły się zmieniać. DAW rozpoczęło produkcję m.in. gumowych uszczelek do łodzi podwodnych. Uruchomiono też zakłady rozbiórki samolotów, z których pracy korzystało zarówno wojsko, jak i firmy prywatne.
Bilans zysków bez strat
Wkrótce w Auschwitz pojawiły się koncerny przemysłowe. Niekwestionowane pierwszeństwo wśród nich miało przedsiębiorstwo IG Farbenindustrie, zajmujące się produkcją kauczuku syntetycznego. Na swoją siedzibę wybrało wieś Monowice. W szczytowym okresie produkcji, w 1944 roku, powstały tam obóz zatrudniał ponad 11 tys. więźniów, pracujących po kilkanaście godzin dziennie.
Chociaż wydajność więźniów była niska ze względu na złe warunki, głód i choroby, zyski były satysfakcjonujące. Mniejsze przedsiębiorstwa SS przekazywały państwu 0,3 marki dziennie za dzień pracy jednego osadzonego. Tymczasem IG Farbenindustrie płaciło w zależności od umiejętności więźnia od 3 do 4 marek, a nawet więcej. W szczytowym okresie koncern wydawał na ten cel kilkadziesiąt tysięcy marek dziennie.
Tylko w 1943 roku dochody III Rzeszy z tytułu opłat za pracę więźniów Auschwitz wyniosły około 15–20 mln marek. W 1944 roku suma ta podwoiła się. Biorąc pod uwagę koszty utrzymania więźniów wynoszące 1,34 marki w przypadku mężczyzn i 1,22 w przypadku kobiet, czysty zysk państwa stanowił ponad połowę przychodu. W otrzymanych rachunkach Niemcy nigdy nie brali jednak pod uwagę cierpienia i śmierci setek tysięcy więźniów obozu.
Bibliografia:
- Auschwitz 1940–1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu, t. 2, Więźniowie – życie i praca, Wyd. Państwowego Muzeum, Oświęcim–Brzezinka 1995.
- Auschwitz 1940–1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu, t. 5, Epilog, Wyd. Państwowego Muzeum, Oświęcim–Brzezinka 1995.
- Peter Fritzsche, Życie i śmierć w Trzeciej Rzeszy, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2010.
- Timothy Snyder, Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie, Znak Horyzont, Kraków 2015.
KOMENTARZE (23)
30 kwietnia z Auschwitz wysłano dwie przesyłki -podajcie jeszcze rok.
Jest napisane.
To jest o wiele bardziej skomplikowany temat z którym spotkałem się z nim na jakimś forum historycznym. Czy to im się w ogóle opłacało? Ja mam wątpliwości, biorąc pod uwagę ile osób i jakie środki były w to zaangażowane, mam tu na myśli ogólnie eksterminacje żydów. Ludzie, broń, kolej i inne.
Masz racje dodał bym jeszcze duży wpływ na żołnierzy wermachtu, którym szczególnie na wschodzie proceder ten nie był obcy
To też ważny aspekt, straty w żołnierzach, którzy byli zniszczeni psychicznie, w amunicji itp. A w ogóle duża część gospodarki zamiast koncentrować się na wysiłku wojenny, zajmowały się tym szalonym pomysłem
A uważasz, że Niemcy dokładali do tego interesu??
Przez cały czas działania gulagu ZSRR do niego dokładało, tu mogło być podobnie
Dołożyli na końcu. Gdyby tak jak proponowało wielu generałów włączyć tę masę ludzi (jeńcy, podbite narody, a nawet żydów)w tryby machiny wojennej to kto wie u jakiego ”pana”bylibyśmy dzisiaj sługami.
Nie bylibyśmy niczyimi sługami, albowiem wszyscy Słowianie mieli zostać wytępieni.
obejrzyj wykład (napisy są po polsku) tam jest m.in. o tym jak AG Farben czerpało zyski z Oświęcimia https://www.youtube.com/watch?v=s5qZhovPFyQ
Dla tych którzy zastanawiają się czy im się to „opłacało” to powiem że tak, i to bardzo. Nawięcej dostawali kasy za żywe ciała, do eksperymentów medycznych, od koncernów farmaceutycznych które istnieją do dzisiaj i są światowymi potęgami (m. in. dlatego że nie musiały testować swoich medykamentów na szczurach). Przykładem jest firma Bayer. Skazani potem za te praktyki członkowie zarządu, zakładali nowe spółki i kontynuowali spokojnie działalności. A kary dla nich to był zwykły pic na wodę.
Wstyd, żenada i smutek, że artykuł, który powstał na stronie poświęconej historii, zawiera takie błędy jak: „łódź podwodna”.
Właściwy jest termin 'okręt podwodny’ – stosowany jest dla jednostek wykorzystywanych w celach militarnych, natomiast 'łódź podwodna’ – stosujemy dla jednostek podwodnych używanych w celach cywilnych, jak np. turystyka, badania naukowe czy przemyt.
Użycie określenia „łódź podwodna” w kontekście takim jak w powyższym artykule jest rażącym błędem!!
Patrz: wydany przez MON „Leksykon Morski”, zanim mnie skrytykujecie.
Nie jest to żaden wstyd, żenada ani tym bardziej smutek. Termin „łódź podwodna” jest tak mocno zaszczepionym w codziennym języku uproszczeniem, że nikt nie zwraca na to uwagi.
Wstydem bądź żenadą można natomiast nazwać właśnie takie naciągane wywyższanie się – typowy przykład wideł zrobionych z igły.
Pewnie! A potem słychać jak sędziowie, ministrowie i inni mówią np. „okres czasu” – chwalmy dalej nieuctwo i będziemy mieli piękną polszczyznę.
Brak szacunku to języka i jego znaczenia to brak szacunku dla kultury.
Co jak co, ale historycy dobrze aby znali znaczenie słów, których używają…
O ile byłbym może gotów bronić „łodzi podwodnej”, o tyle zgadzam się, że okręt jest z pewnością lepszy, dlatego też artykuł został poprawiony.
Przed wojną mówiło się powszechnie i w terminologii marynarskiej „lodź podwodna”, bo faktycznie były to jednostki tak małe, ledwie kilkusettonowe, były to właściwie jednostki nawodne nurkujące od czasu do czasu. Zatem użycie w tekście terminu „łódź podwodna” jest jak najbardziej właściwe i nie ma o co kopii kruszyć, mociumpanie. Dopiero po wojnie powstały jednostki tak duże, o tak wielkim tonażu, że do nich termin „okręty podwodne” stał się bardziej adekwatny., i tak mówimy do dziś.
Kanada wzięła się od słów: keine da, które słyszeli nowoprzybyli do obozu oddając cały swój majątek „do depozytu”…
A dzis niewolniczo pracuja w Niemczech polskie opiekunki.24/7 to tez mordercza, wyniszczajaca praca.
Tylko, że tych opiekunek nikt nie zmusza do takiej pracy. To ich wybór.
obok Oświęcimia jest teren geograficzny o nazwie HArmęże nie HErmęże. Kto pisze nie sprawdzając dokładnie danych?
Pani Ewelino,
Wprowadza Pani czytelników w błąd i powiela powszechne bzdury.
„Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” to nie było wymordowanie żydów!!!!
Hitler przed wojną masowo wysiedlał ich wspólnie z syjonistami do Palestyny. To właśnie było ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej – usunięcie żydów z Niemiec i wysłanie do Palestyny.
Natomiast w tym czasie Anglicy nie chcieli przyjmować więcej żydów i zatapiali statki z uchodźcami. To samo robiły radzieckie okręty podwodne.
Dlaczego w czasie wojny zaczął ich masowo mordować? Co się zmieniło? Szczerze, to tego nie wiem. Nie podają tego jego biografie.
Naziści po klęsce na wschodzie w końcu 42 – początek 43 uświadomili sobie, że z planu eksterminacji Słowian i wykorzystania Żydów do pracy w tamtym obszarze nici… No i Adolfek doszedł do wniosku, że trzeba zatem wzmóc eksterminację Żydów europejskich, a ZSRR jako twór judeobolszewicki pozbawiony innego wsparcia i oddziaływania żydowskiego się załamie – obłąkana logika, ale kto zrozumie wariata, który na dodatek Żydów traktuje jak problem ekologiczny?
Bzdura na bzdurze. Mniej memów proszę czytać.
Primo – Hitler wcale nie wysiedlał Żydów do Palestyny, większość, kto mógł i widział co się dzieje w Niemczech, sam wyjeżdżał. Bo już 30 stycznia 1939 r. Hitler zapowiedział, że „jeśli Żydzi wywołają kolejną wojnę, to zakończy się ona zagładą rasy żydowskiej w Europie”. Wielu zignorowało wówczas te słowa… Historycy zastanawiają się do dziś czy była to zwykła propagandowa papka pełna ostrych haseł użytych tylko w celu wzmocnienia przekazu czy jednak już wtedy brał pod uwagę eksterminację i ujawnił się w tamtym momencie. Brak reakcji ze strony Zachodu pokazuje jednak że nikt nie brał tych słów poważnie. Co ciekawe np. niektóre polskie gazety wycinały z przemówienia fragment o zagładzie mocno eksponując jednocześnie słowa dotyczące Polski. A Hitler mówił że deklaracja polsko-niemiecka o nieagresji była czymś zbawiennym (do tego wspominał że Piłsudski Wielki Polak i Patriota zrobił tyle samo dobrego dla swego narodu ile naziści dla Niemców). Oczywiście cel przekazu był jasny: w czasie niepewności gdy wszyscy obawiali się kolejnej wojny eksponowano fraggmenty mające uspokoić społeczeństwo.
Najwięcej emigrowało do Palestyny Żydów od początku lat 30 ortodoksyjnych. Problemem dla wielu ze sztetli były jednak koszty podróży albo… sentymenty do rodzinnych stron, gdzie byli pochowani wielcy rabini – no i przede wszystkim limity emigrantów jakie nałożyli Brytyjczycy.
Secundo – kto w ogóle ma największe zasługi w sprawnej emigracji i stworzeniu podwalin pod przyszły Izrael w 1948 r. l? Zabawne, ale głównie polski wywiad, dwójka, która realizowała nieoficjalnie politykę „prometejską” sanacyjjnych dyplomatów, którzy w przeciwieństwie do Hitlera poważnie traktowali projekt przesiedlenia Żydów poza Europę. Opcja palestyńska była najbardziej realistyczna, Madagaskar to była mrzonka, i tak Francuzi zaoponowali, bo to była ich kolonia. Dwójka po cichu wspierała IRGUN, zbrojne ramię syjonistycznej organizacji politycznej BEITAR. Był tylko 1 problem. Palestyna była mandatem brytyjskim po I wojnie, więc de facto Polska działała antybrytyjsko – zabawne w kontekście tego ze Brytole to byli teoretycznie i praktycznie nasi sojusznicy! No cóż, już wtedy nasi polscy przodkowie mieli zamiłowanie do obłudy… Sanacja prowadziła nie tylko tu egoistyczną i mało realistyczną politykę, vide idiotyczny atak a Czechosłowację w 38. Dwójka szkoliła bojowników Irgunu, mieli oni wywołać powstanie w Palestynie. Wybuch wojny przekreślił te plany… A
Brytyjczycy faktycznie ograniczali emigrację żydowską na swój mandat palestyński, ale głównie dlatego że nie chcieli zadrażnień z Arabami. Ale robili to jedynie administracyjnie, po prostu konsulaty dostały prikazy odpowiednie. I tyle.
O TORPEDOWANIU JAKICH STATKÓW PRZEZ ANGLIKÓW I ROSJAN PANI BREDZI?