We współczesnym świecie coraz mniej jest monarchii. Ale liczba dynastii panujących wcale nie spada. By założyć własną, wystarczy... zostać krwawym dyktatorem.
Pod kolbami karabinów i okiem agentów bezpieki despota może wszystko. Opozycjoniści głośno wypowiadający swój sprzeciw przeciwko postępowaniu reżimu mają bardzo niegrzeczny zwyczaj znikania bez słowa, z oficjalnie przyczepioną etykietką zdrajcy. A zwykli ludzie? Oni wolą myśleć. W ten sposób nawet w XX i XXI wieku powstają dynastie.
Niebo go przepowiedziało
Kiedy Kim Ir Senowi urodził się w 1942 roku pierworodny syn Kim Dzong Il ponoć na niebie pojawiły się nowa gwiazda i podwójna tęcza. W dodatku wokół jego przyjścia na świat ukuto propagandową opowiastkę, która miała w sobie coś z betlejemskiej szopki.
Komunistyczna Madonna powiła na świętej górze dziecię. Potrzebę osnucia narodzin Kim Dzong Ila złożonymi mitami skomentowała w swojej książce „Kobiety dyktatorów 2” Diane Ducret:
Nie muszą się już martwić o przyszłość kraju, wzeszła bowiem jasna gwiazda – narodził się ten, który będzie kontynuował rewolucyjne dzieło Wielkiego Wodza.
Słowo zaczęło się stawać ciałem w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Po tym, jak Kim Dzong Il skończył studia, został sekretarzem swojego ojca, a w kolejnych latach piął się po szczeblach partyjnej kariery. Wreszcie, w 1980 roku, Kim Ir Sen rozciągnął też i na niego rozbuchany do granic absurdu kult jednostki.
Był to jasny sygnał, że Kim Dzong Il znany odtąd także pod mianem Umiłowanego Przywódcy, jest delfinem. Kiedy w 1994 roku Kim Ir Sena zabił atak serca, władza automatycznie przeszła w ręce namaszczonego następcy.
Minęło paręnaście lat i także Kim Dzong Il zaczął spodziewać się śmierci. W 2008 roku dopadł go udar. Był to dla niego sygnał, że najwyższa pora wyznaczyć następcę. Naturalnym kandydatem wydawał się najstarszy syn Kim Dzon Nam, ciążyła na nim jednak trudna do zignorowania kompromitacja. Został swego czasu aresztowany, gdy próbował się przedostać do tokijskiego Disneylandu z fałszywym paszportem.
Kiedy Japończycy wydalili go z kraju w błysku fleszy i na oczach kamerzystów z całego świata, jego kariera polityczna była skończona. Na pierwszy plan wysunął się zupełnie niespodziewany kandydat do „tronu”.
Kim Dzong Un nie urodził się z legalnego związku, a jego matką była tancerka baletowa. To nie przeszkodziło mu zostać ulubionym synem swego ojca. Zresztą, przejął po nim wiele cech. Ten wychowanek prestiżowej szwajcarskiej szkoły, znający języki obce i zainteresowany koszykówką, został oficjalnie wyznaczony na następcę ojca w 2009 roku, w wieku zaledwie 26 lat.
Dwa lata później, kiedy Kim Dzong Il zmarł, jego syn uchwycił ster rządów. Szybko dołączono go do panteonu boskich bohaterów Korei, który obejmował już dziadka i ojca. Choć oficjalne źródła północnokoreańskie milczą na ten temat, prawdopodobnie rośnie już kolejne pokolenie „Umiłowanych Przywódców” w osobie dziecka Kim Dzong Una.
W krainie voodoo używając konstytucyjnej gimnastyki
Papa Doc, czyli François Duvalier, sprawował na Haiti brutalne rządy. Ten satrapa, który dla zasiania większego strachu na nowo rozpropagował na wyspie kult voodoo. Samego siebie kreował przy tym na kapłana tej religii i boskiego „pana podziemi”.
Co jednak z jego synem i sukcesorem? Nosił imię Jean-Claude i delikatnie mówiąc nie posiadał ani wyglądu, ani charakteru godnego przywódcy….
Koledzy w szkole przezywali go „Klusek”. Na domiar złego był zwyczajnie głupi i edukację skończył głównie dlatego, że nauczyciele bali się go oblać, a wiedzę na siłę wbijali mu do głów najlepsi korepetytorzy w kraju.
Nie zważając na wszystko Papa Doc, który czuł po przebyciu wylewu, że zbliża się jego czas, zdecydował że właśnie Jean-Claude przejmie po nim ster rządów.
Haitański dyktator zaczął wprowadzać w życie swój plan w 1970 roku, kiedy jego syn, zwany Baby Dockiem, miał zaledwie 19 lat. Jak pisze Catherine Eve Roupert, jedna z autorek książki „Dzieci dyktatorów”, 18 listopada Jean-Claude:
[…] po raz pierwszy otrzymuje salut wojskowy sił zbrojnych Haiti. 2 stycznia 1971 roku François Duvalier może mianować swojego syna oficjalnym następcą.
Teraz droga jest już prosta. Wystarczy jeszcze tylko zrobić konstytucyjny przekręt pozwalający na wybieranie na urząd prezydenta człowieka, który skończył ledwie 18 lat (wcześniej dolną granicą była czterdziestka) i można działać.
Cała akcja poparta jest jeszcze referendum, w którym prawie dwa i pół miliona Haitańczyków głosuje na „tak” i… nie ma ani jednego głosu na „nie”.
Baby Doc składa przysięgę 21 kwietnia 1971 roku i staje się dożywotnim prezydentem, wstępując na urząd w dniu śmierci swojego ojca. Jest wówczas najmłodszą głową państwa na świecie.
Pod dyktando
Reza Szach Pahlavi w kwestii przekazania władzy nad krajem nie miał wielkiego wyboru. Ster rządów uchwycił w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego za namową Brytyjczyków, a na perski tron został zaproszony przez zgromadzenie narodowe. Po wybuchu drugiej wojny światowej ten sprytny polityk źle ukierunkował swoje sympatie. Odmowa stacjonowania wojsk brytyjskich uznana została przez aliantów za wyraz poparcia działań III Rzeszy i stanowiła pretekst do ataku w 1941 roku. Pokonany Szach został zmuszony do abdykacji.
Brytyjczycy początkowo nie mieli najmniejszego zamiaru pozostawiać dynastii Pahlavich na tronie. Uparcie poszukiwali alternatywy. Jednym z pomysłów było koronowanie przedstawiciela poprzedniej, obalonej przez Rezę rodziny panującej.
Problem z typowanym do tronu księciem Mohammadem Hamidem Mirzą z dynastii Kadżarów był jeden i zasadniczy. Persowie nie przyjęliby łagodnie informacji o tym, że rządzić ma nimi obywatel brytyjski, który nie mówi po persku i ma za sobą wierną służbę w Royal Navy.
Co gorsza, londyńskiej gazecie „Evening Standard” wydrukowano swego czasu zdjęcie ukazujące księcia Hamida, który salutuje Union Jackowi. W dodatku bardzo rozrośnięta, licząca setki przedstawicieli dynastia Kadżarów nie chciała, by kraj był rządzony przez jedną osobę. Dynaści pragnęli podzielić się władzą między sobą.
Brytyjczykom pozostało przeprowadzenie wszystkiego w zgodzie z perską konstytucją. Reza Szach ustąpił ze stanowiska, a zamiast niego tron miał objąć Mohammad Reza Pahlawi. Rodzony syn obalonego władcy.
Takie rozwiązanie pozwalało uniknąć większej destabilizacji w kraju. W dodatku książę koronny Mohammad wydawał się słabym i pozbawionym charyzmy człowiekiem, którego w razie potrzeby będzie można łatwo usunąć. Tymczasem nowy szachinszach, ostatni z tej dynastii panował prawie czterdzieści lat.
Wychowując sobie małego dyktatora
Za wschodnią granicą Polski właśnie obserwujemy kolejny spektakl przekazania władzy. Białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenko na naszych oczach namaszcza swojego następcę. Na razie chłopiec jest mały, ma zaledwie 11 lat (urodził się w 2004 roku).
Ojciec, który od początku oszalał na punkcie Nikołaja, zabiera go ze sobą wszędzie. Są praktycznie nierozłączni, a sam Łukaszenko opowiada w wywiadach, że syn nie pozwala nikomu innemu karmić się i ubierać, jak tylko tatusiowi.
Kola wystrojony w swój mały mundurek, z pistoletem od wujka Putina w kaburze, już odbiera parady wojskowe i bierze udział w obradach ONZ-etu. Białoruscy generałowie, którzy wyczuwają zmieniające się nastroje „Baćki”, zamaszyście chłopcu salutują. Wizyty zagraniczne Łukaszenki nie mogą się obyć bez Koli.
Który nastolatek może o sobie powiedzieć, że popędzał własnego ojca w trakcie negocjacji z głowami innych państw, grał w piłkę z papieżem i spotkał się z Raulem Castro?
Takie szkolenie Nikołaja Aleksandrowicza Łukaszenki przez ojca skomentował trafnie jeden z autorów książki „Dzieci dyktatorów”. Valeri Karbalevitch pisze wprost:
[…] Aleksandr Łukaszenka potwierdza ponownie, że szykuje się do pozostania na swoim stanowisku przez co najmniej dwie dekady i że władza może pozostać w rękach rodziny Łukaszenków jeszcze przez ładnych kilkadziesiąt lat. Na wzór Korei Północnej Białoruś przekształciła się w dziedziczną dyktaturę.
Jak widać takie przekręty da się robić nawet w Europie. Pytanie – czy w tej jej części położonej na zachód od Bugu też?
Źródła:
- Jean-Christophe Brisard, Claude Quétel, Dzieci dyktatorów, Kraków, Znak Horyzont 2015.
- Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń, Łukaszenka, Kraków, Znak 2014.
- Diane Ducret, Kobiety dyktatorów 2, Kraków, Znak 2013.
KOMENTARZE (10)
„Papa Doc na tym zdjęciu stoi niczym baron Samedi, a Baby Doc siedzie z tępym wzrokiem podobny do zombi powolne baronowi”
A to po jakiemu? Tłumaczenie maszynowe?
Artykuł zawiera błąd. Kim Jong Nam po aresztowaniu w Japonii nie pracował w amabsadzie w Warszawie. W Ambasadzie pracował wujek obecnego wodza Kim Jong Una, Kim Pjong Il – przyrodni Kim Jong Ila. Check your facts ;p
Masz oczywiście rację. Tak się kończy pisanie artykułów z gorączką ;-)
„Był to jasny sygnał, że Kim Dzong Il znany odtąd także pod mianem Umiłowanego Przywódcy, jest delfinem.” Przepraszam, czy ktoś może mi odpowiedzieć na pytanie, jaki sens w tym zdaniu ma ów ssak?
Delfin (fr. dauphin) – tytuł hrabiego Delfinatu. Nazwa pochodzi od herbu Guya II, w którym znajdował się delfin. W latach 1349–1830 był to tytuł następców tronu francuskiego, który przysługiwał najstarszemu synowi. Delfin w tym przypadku to po prostu następca obecnego władcy, o którym wszyscy wiedzą, taki eufemizm dodający kolorytu artykułowi :)
Wielkie dzięki za wyjaśnienie. Trochę dziwnie zabrzmiało, rzucone bez linka do objaśnienia. Zwykły szarak nie musi być specem od zawiłości dworu francuskiego. ;)
sentymentalny :)
Nie uwzględniliście trzech, bardzo ważnych dla dzisiejszej polityki:
Syria – Hafiz Asad (1971-2000) i jego syn Baszar (od 2000);
Azerbejdżan – Hajdar Alijew (1993-2003) i jego syn Ilham (od 2003);
Czeczenia – Achmat Kadyrow (2000-2004) i jego syn Ramzan (od 2004).
Ostatnie zdanie jest niepotrzebne. Autorka nie wykazuje obiektywizmu co zle swiadczy o niej. Byle ugryzc ten zły PIS. Jeszcze kilka artykułow i ” Hiena Roku ” na dobrej drodze dla Pani.
Szanowny komentatorze, ostatnie zdanie artykułu brzmi: „Jak widać takie przekręty da się robić nawet w Europie. Pytanie – czy w tej jej części położonej na zachód od Bugu też?” Gdzie tu mowa o PIS-ie jeśli można spytać? Chciałam jeszcze dodać, że artykuł jest z 2015 roku. Pozdrawiamy.