Chcecie poznać kolejne szczegóły z legendy Elżbiety Batory albo militarne wykorzystanie zwierząt na drugiej wojnie światowej? Interesują Was zarobki rzymskich legionistów bądź tajniki powstawania pierwszych telewizorów? Prezentujemy najciekawsze wypowiedzi czytelników "Ciekawostek historycznych" w ostatnim miesiącu.
W sierpniu kolejny raz zasypaliście nas trafnymi komentarzami. Przeczytaliśmy je uważnie, postanowiliśmy wybrać kilka najcenniejszych wpisów i wyróżnić je na tle pozostałych. Znajdziecie je poniżej, zebrane i pokrótce opisane.
Elżbieta Batory – ofiara, nie geniusz zbrodni
Artykuł: Elżbieta Batory wcale nie była wampirem. Wrobili ją!
Autor: Łukasz
Artykuł, o którym mówisz [autor odwołuje się do komentarza innej czytelniczki] opiera się na książce H. Wernera i prawdę mówiąc niewiele ma on wspólnego z prawdą historyczną. jest on raczej zbiorem mniej lub bardziej prawdopodobnych legend o hrabinie z Cachtic, czyli w myśl zasady – cokolwiek powiedzieli o niej jej wrogowie, musi być prawdą, nawet jeśli nie ma na to dowodów. Kąpiele we krwi, zamurowanie żywcem w komnacie, dziennik z nazwiskami setek ofiar, narzędzia tortur – to wszystko jest wymysłem, co od wielu lat dobitnie udowadniają historycy węgierscy. Wszystkie opisy tortur i niecne praktyki Elżbiety nie znajdują nigdzie potwierdzenia, a swoją sławę zawdzięczają czarnemu PR, który skutecznie został stworzony przez wspomnianego w artykule powyżej László Turócza, autora dzieła „Ungaria suis cum regibus compendio data”. Tak więc, najbliżej prawdy są „Ciekawostki historyczne” i Pan Roman Sidorski oraz źródło, o którym wspomina.
Na koniec pozwolę sobie zebrać razem kilka faktów na temat Elżbiety, które nie znalazły się w artykule powyżej (może Cię zaciekawią):
Uwięzienie i śmierć Elżbiety – popularna jest wersja, że Elżbieta została zamurowana w wieży cachtickiego zamku, a pożywienie podawano jej przez mały otwór. Tymczasem jest to nieprawda, bo dostęp do niej miało kilka osób, m.in. syn i spowiednik. Nie wiadomo jaką śmiercią zmarła. Mówi się, że się powiesiła, lub popełniła innego rodzaju samobójstwo (np. takie jak w filmie „The Countess” [2009]), zmarła w sposób naturalny lub w wyniku pożaru na zamku (jak z kolei przedstawiono w filmie „Bathory” [2008]).
Miejsce pochówku – wg źródeł Elżbieta Batory miała być pochowana w kościele w Cachticach w krypcie, gdzie spoczywali inni członkowie jej rodziny. Czy została tam rzeczywiście pochowana nie wiadomo. Jej trumny nie odnaleziono mimo, że w latach 30. XX wieku spenetrowano wszystkie 5 krypt w tym kościele.
Portret – w 1990 roku w dość dziwnych okolicznościach zaginął jej portret przechowywany w muzeum w Czachticach. Być może został skradziony przez jakiegoś oszalałego wielbiciela (motyw kradzieży tego portretu co ciekawe jest przedstawiony w filmie „Stay Alive” z 2006 roku i jest on prawdziwy). Inne jej portrety są późniejsze, ten skradziony był oryginalny namalowany za jej życia.
„Pani na Czachticach” Jozo Niznanskiego – nie ma to prawie nic wspólnego z prawdą. Jest to bajeczka i to w dodatku marna (powiedziałbym, że grafomańska). Powszechnie jest uznawana ta powieść za źródło wiedzy o Elżbiecie Batory. I stąd potem się biorą różne „kwiatki” – kąpiele w krwi, wystawianie służącej posmarowanej miodem na pastwę pszczół, itd. Autor zaczerpnął nieco z „dzieła” mnich z XIX wieku, który bardzo ubarwił historię Batorówny
Potomkowie – co ciekawe do dziś żyją potomkowie Elżbiety Batory w linii prostej. Jest to rodzina Nadasdy. Jeden z jej przedstawicieli jest muzykiem i kilka lat temu skomponował operę o…Elżbiecie Batory, swojej pra…babce.
Pozdrawiam:)
Nasz news z racji formuły rubryki był krótki i siłą rzeczy autor nie mógł poruszyć wszystkich aspektów życia i spuścizny Elżbiety Batory. Tym bardziej cieszy, że wśród naszych czytelników znalazł się pasjonat tematu, który rzeczowo stanął w obronie najsłynniejszej krewnej króla Stefana. Gratulujemy dociekliwości i sprzeciwu wobec utartych legend!
Bombowe koty i gołębie-kamikadze
Artykuł: Mruczące machiny bojowe. Pięć niezwykłych prób wykorzystania kotów na wojnie
Autor: Oskar Skalski
Jeszcze podczas 2 wojny światowej była próba wykorzystania kotów do naprowadzania bomb. Chciano wykorzystać ich naturalny wstręt do wody, dzięki czemu kot naprowadzałby bombę na statek (w czasie II WŚ skuteczność bombardowań była bardzo niska, a szczególnie bombardowań statków wojennych). Niestety okazało się, że kiciuśki nie zdają sobie sprawy, że to wielkie błękitne (czy jaki inny kolor przybierał ocean w różnych porach dnia i nocy), to jest woda, a poza tym traciły przytomność wewnątrz bomby ze względu na duże przeciążenia.
Co ciekawe był pomysł wykorzystania wytresowanych gołębi kamikadze, które miały naprowadzać bomby na statki i chociaż był to dużo bardziej udany pomysł i dawał duuuużo lepsze rezultaty, to nie dostał dalszych funduszy
Kolejny raz potwierdza się, że kot nie znajduje realnego zastosowania wojennego. Natomiast co do gołębi… kiepsko byłoby pomylić je z pocztowymi.
Z czego jeszcze żyli legioniści?
Artykuł: Co musisz wiedzieć o rzymskich legionach
Autor: Bombacjusz
Żołd (stipiendium) to tylko część dochodów legionisty. Żołnierze dostawali często gęsto różnego rodzaju zasiłki np. na rytualne posiłki (epulum), na sól (salgacum) czy gwoździe do sandałów (nie przypomnę sobie teraz za ch*lerę jak się to zwało). Do tego różnego rodzaju donacje (donativa)czczące wstąpienie tron nowego cesarza, jego urodziny, narodziny następcy tronu, premie za udane manewry; o nagrodach za zwycięstwa w boju nie ma co wspominać, bo to oczywista oczywistość. Do tego legiony miały z reguły stałe miejsca stacjonowania, więc legioniści często gęsto byli drobnymi pożyczkodawcami dla miejscowych, nie mówiąc o tym, ze wielu dorabiało na boku całkiem niewąskim handlem różnościami. Nie było to więc aż tak źle. Końca służby dożywało około 50% legionistów, co na tle ówczesnej średniej wcale nie jest złym wynikiem zważywszy duże ryzyko zawodowe. Biorąc pod uwagę wypłatę odprawy z kasy legionowej plus nadział ziemski legionista z reguły wychodził do cywila nieźle zaopatrzony, bez lęku o starość. Oczywiście rzadko sam brał się do uprawy, z reguły dzierżawił ziemię jakiemuś rolnikowi. No i zarówno Rzym jak i inne wielkie miasta zawsze potrzebowały ludzi obeznanych z bronią do takich czy innych więcej lub mniej legalnych uczynków.
W formule infografiki, z definicji zwięzłej, nie mogliśmy umieścić tylu szczegółowych informacji. Tym bardziej cieszy, że pokazał Pan inne formy zarobkowania legionistów. Jak widać, było to intratne zajęcie, na którym można było zbić niemały majątek.
Przedwojenna telewizja eksperymentalna
Artykuł: Już przed wojną mieliśmy w Polsce telewizję, czyli tele-superheterodyna z okiem elektrycznym
Autor: Marek W.
Piszę z pamięci, a tematem historii TV nie zajmowałem się od jakiegoś czasu, wiec przepraszam za ewentualne pomyłki i uproszczenia.
To nie do końca tak. Licytowanie się „kto był pierwszy” w tym wypadu jest kompletnie pozbawione sensu. Z hipotetycznej możliwości przesyłania obrazów na odległość zdawano sobie sprawę już w XIX wieku. W latach czterdziestych tego stulecia szkocki wynalazca – Alexander Bain, opracował urządzenie umożliwiające przesyłane na odległość prostych obrazków (możemy powiedzieć, że był to pierwowzór faksu), jednak urządzenie wymagało najpierw przygotowania specjalnej matrycy z przedstawieniem tego, co miało zostać przesłane.
Po wynalezieniu komórek selenowych (element elektryczny zmieniający swój opór w zależności od natężenia padającego na niego światła, dzisiaj nazwalibyśmy go fotorezystorem) zaczęto rozważać rozmaite możliwości rozbijania ruchomego obrazu na punkty, a następnie przekształcania ich na sygnał elektryczny, który można by przesyłać na odległość. Praktyczna realizacja tej idei nie była jednak możliwa z powodu ograniczeń technicznych (brak odpowiednich wzmacniaczy, dość czułych detektorów itp.). Odpowiednie możliwości pojawiły się dopiero około lat dwudziestych, w związku z rozwojem radiotechniki (czyli dziedziny, która dała początek temu, co dziś nazywamy elektroniką), więc zaczęto eksperymenty.
W jednym z czasopism dla radioamatorów z lat trzydziestych widziałem kiedyś artykuł, który przedstawiał opis amatorskiego odbiornika z tarczą Nipkowa, za pomocą którego można było próbować odbierać sygnały próbnych stacji TV z zachodu (OIDP wspomniane były niemieckie).
Był jednak jeszcze jeden problem – sygnał telewizyjny jest sygnałem o dość wysokiej częstotliwości, tym wyższej, im wyższa rozdzielczość obrazu. Żeby go wysłać, trzeba nim zmodulować falę nośną, która sama musi mieć kilka razy wyższą częstotliwość. Dlatego też praktyczna realizacja telewizji wymagała stosowania nadajników UKF, a przed wojną był to jeszcze teren słabo zbadany. Do jego poznania przyczyniła się wojna, np. w związku z pracami nad radarem.
Tak wiec w żadnym razie nie było tak, że Polacy byli o krok od uruchomienia telewizji, tylko wojna im w tym przeszkodziła. Prowadzone eksperymenty były właśnie tym – eksperymentami.
To niesamowite, że o problemach rozwoju techniki można pisać w sposób tak przejrzysty i zrozumiały, jak Pan. Jak widać jeszcze wiele wody w Wiśle musiało upłynąć, zanim technologia się upowszechniła. Tym bardziej warto pamiętać, że już przed wojną próbowaliśmy przesyłu obrazu.
***
W uznaniu dla wysiłku i wiedzy autorów wyróżnionych komentarzy postanowiliśmy nagrodzić ich książkami-niespodziankami. Do tych, którzy pozostawili nam drogę kontaktu, odezwiemy się wkrótce.
KOMENTARZE (2)
Dziękuję za docenienie mojej wypowiedzi. Pozdrawiam redakcję „Ciekawostek” :)
To my dziękujemy za wartościową wypowiedź, czytało się ją z prawdziwą przyjemnością. Pozdrawiam w imieniu Redakcji :)