Awantura w pociągu i próba zagłodzenia austriackiego arcyksięcia. Syn władcy Czarnogóry w towarzystwie kochanki. A do tego niemiecki cesarz ustępujący miejsca... psu. Najbardziej okazały pogrzeb XX wieku szybko przerodził się w pasmo kompromitacji.
Pogrzeb króla Wielkiej Brytanii Edwarda VII przyciągnął do Londynu przedstawicieli niemal wszystkich monarchii świata. 20 maja 1910 roku tego następcę królowej Wiktorii żegnało dziewięciu innych władców, pięciu następców tronu i około czterdziestu dodatkowych przedstawicieli rodzin panujących – cesarskich, królewskich i książęcych. Pierwszy raz aż tyle koronowanych głów i ich bliskich zgromadziło się w jednym miejscu. Mieszkańcy Londynu, którzy znaleźli się dostatecznie blisko korowodu, mogli zobaczyć m.in. cesarza Niemiec, króla Portugalii, księcia Syjamu czy następcę tronu osmańskiego.
Ten pogrzeb to miał być prawdziwy symbol. Huczna impreza u schyłku epoki, pokazująca, że monarchie trzymają się doskonale, pomimo kolejnych rewolucji i zamachów. Zgrabnie podsumował rzecz jeden z obserwatorów, twierdzący, że był świadkiem: „spotkania krewnych, połączonego z przeglądem stanu liczebnego monarszej profesji”.
Nie będziemy jednak zajmować się tutaj analizą splendoru dawnych dynastii. Skupimy się raczej na najbardziej kompromitujących aspektach całej nadętej uroczystości. Oto austriacki arcyksiążę Franciszek Ferdynand, bułgarski car Ferdynand I, czarnogórski następca tronu Daniło oraz cesarz Niemiec Wilhelm II w akcji.
Wojna o pociąg
Monarchowie początku XX wieku byli bardzo czuli na punkcie prestiżu i pierwszeństwa. Tak doniosłe wydarzenie jak pogrzeb głowy brytyjskiego imperium nie mogło się obyć bez sporów o miejsce w kolejce. Przykładowo król Hiszpanii był oburzony, że musiał podążać w orszaku za cesarzem Wilhelmem, który wszak wstąpił na tron aż 2 lata po protestującym. Toż to niedopuszczalne! Najbardziej barwny spór o pierwszeństwo rozegrał się jednak sporo wcześniej – i to w scenerii, której nie powstydziłaby się Agatha Christie.
Z Bałkanów na pogrzeb mieli przyjechać Franciszek Ferdynand, arcyksiążę austriacki, i Ferdynand I, car Bułgarii. Tak się złożyło, że obaj panowie planowali początkową część trasy pokonać tym samym składem Orient Expressu. Tu jednak zaistniał konflikt interesów – tak Austriak, jak i Bułgar żywił przekonanie, że ze względów prestiżowych to jego wagon powinien być podpięty z samego przodu.
Panowie dosłownie wychodzili z siebie, byle tylko ich salonka została zamocowana tuż za lokomotywą. Wygrał ostatecznie Franciszek Ferdynand. Wykrwawiając się cztery lata później po słynnym zamachu mógł przynajmniej pomyśleć z ulgą, że był personą numer jeden w popularnym pociągu…
Trzeba jednak podkreślić, że było to zwycięstwo pyrrusowe. Car Bułgarii Ferdynand srogo zemścił się za zniewagę, zakazując Austriakowi wstępu do własnego wagonu. Nikt by się tym specjalnie nie przejął, gdyby nie fakt, że przez salonkę Bułgara biegła… jedyna droga do wagonu restauracyjnego.
Biedny arcyksiążę, gdy tylko zgłodniał, musiał w trakcie postoju biec na posiłek przez peron i tak samo później wracać. Ferdynand zaś mógł w tym czasie z satysfakcją przyglądać się jego wysiłkom…
Sponsoring na pogrzebie
Z południowo-wschodniej Europy na pogrzeb przybył także książę Daniło, następca tronu maleńkiej Czarnogóry. Monarchom w takich sytuacjach zwykle towarzyszyły małżonki lub krewne. Książę czarnogórski też zabrał ze sobą osobę towarzyszącą – pewną bardzo pociągającą młodą damę. Jakież jednak było zakłopotanie gospodarzy, gdy okazało się, że ta pani to wcale nie jego żona…
Daniło, niewzruszony zamieszaniem wywołanym wśród obsługi gości pogrzebu stwierdził, że jego małżonka źle się czuła. W związku z tym, niejako na zastępstwo, zabrał ze sobą jedną z jej dwórek.
Przejęci urzędnicy myśleli o zakwaterowaniu czarnogórskich gości osobno, jednak w zatłoczonym Londynie trudno było znaleźć wolne miejsce dla person tej rangi. Wszystkie luksusowe kwatery rezerwowano z wyprzedzeniem. W rozmowie z księciem ostrożnie wyrażono obawę, że może być on zmuszony zamieszkać z dwórką w jednym pokoju. Na tym punkcie żadna awantura jednak nie wybuchła. Młodemu delfinowi sytuacja w 100 procentach odpowiadała…
Pies ważniejszy od cesarza?
W kondukcie pogrzebowym, poza kolegami Edwarda po fachu, uczestniczyli politycy, arystokraci, przyjaciele, towarzysze rozrywek, a także – a jakże! – jego liczne kochanki. Wszyscy niekoronowani goście musieli jednak podążać za karocami, w których trójkami siedzieli najznamienitsi z zaproszonych. Zrobiono wyjątek tylko dla jednej, jedynej postaci – pewnego szkockiego służącego. I nie było to jakieś szczególne wyróżnienie.
Rolą tego sługi było prowadzenie na smyczy na honorowym miejscu Caesara, ulubionego foksteriera Edwarda VII. Przez całą trasę piesek dzielnie truchtał niemal tuż za trumną, przewodząc tym samym konduktowi pogrzebowemu.
Prawdziwy cesarz, siostrzeniec Edwarda Wilhelm II niemiecki, skomentował później to zajście słowami, że pierwszy raz w życiu musiał oddać pierwszeństwo psu.
Nie wiemy jednak, co sądził na ten temat sam Caesar. Być może zazdrościł Wilhelmowi, że jechał w karecie, a nie musiał dreptać pospiesznym krokiem, bez choćby jednej przerwy na załatwienie naturalnych potrzeb…
Epilog: dalsze losy wesołej gromadki
Czterem bohaterom tej historii już wkrótce nie było tak do śmiechu, jak na pogrzebie Edwarda. I wojna światowa wywróciła ich życie do góry nogami.
Najgorzej z nich wszystkich wyszedł na tym rzecz jasna Franciszek Ferdynand. W czerwcu 1914 roku okazało się, że ma pecha nie tylko do pociągów, ale też do kabrioletów…
Cesarza Wilhelma II zmiotła z tronu rewolucja w połączeniu z przegraną wojną. Był rok 1918, gdy przegrał wszystko. I choć pewnie już nie zdarzyło mu się ustępować miejsca czworonogowi, to już na pewno stracił powody, by zajmować uprzywilejowaną pozycję wśród ludzi.
Daniło nawet nie doczekał się korony – w 1918 roku, jeszcze za życia jego ojca, Czarnogóra została wcielona do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (czyli przyszłej Jugosławii). Jeśli dalej romansował, to już nie mógł korzystać z przykrywki, że to tylko „dama dworu”.
Car Ferdynand z powodu przegranej wojsk bułgarskich także musiał abdykować w 1918 roku, choć uzyskał przynajmniej tyle, że monarchia przetrwała. Tron po nim przejął najstarszy syn. Wygnanie z kraju okazało się być dla Ferdynanda zbawienne – przeżył obu swych potomków oraz obalenie swojego wnuka przez komunistów.
Tak oto skończył się czas wesołych monarszych pikników. Kolejne pokolenia królów, mniej liczne i nie mające podobnych wpływów, starały się już unikać olbrzymich skandali. Ale czy zawsze im to wychodziło – to już temat na kolejne artykuły.
Źródła:
- Theo Aronson, Zwaśnieni monarchowie. Triumf i tragedia europejskich monarchii w latach 1910-1918, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998.
- Catrine Clay, Król, Cesarz, Car. Trzej monarchowie, którzy doprowadzili do wybuchu I wojny światowej, Wyd. Amber, Warszawa 2007.
KOMENTARZE (7)
Absurd gonił absurd :D :D :d
Pierwsze w dziejach spotkanie tak wielkiej ilości koronowanych głów miało miejsce na kongresie wiedeńskim. Biorąc pod uwagę liczbę księstw i pomniejszych królestw wchodzących w skład samej Rzeszy oraz monarchów reprezentujących większe państwa – car Rosji, król Prus, cesarz Austrii, to Wiedeń chyba zasługuje na palmę pierwszeństwa jeśli idzie o zjazdy monarchów.
Ważniejsza jeśli chodzi i o czas, i o znaczenie, na pewno była konferencja wiedeńska. Jednak była ona przede wszystkim spotkaniem dyplomatów i większość państw – nawet tych niemieckich – reprezentowali ministrowie/premierzy/ambasadorzy itp., a nie ich władcy. Pogrzeb Edwarda VII zaszczyciło zdecydowanie więcej koronowanych głów (9 do 4 w Wiedniu), a także mnóstwo wysoko urodzonych krewnych władcy oraz przedstawicieli monarchii pozeuropejskich. Zatem analzując go w kategorii „zjazd monarszy” jego skala jest nieporównywalnie większa od wszystkiego, co wcześniej widziano, łącznie z kongresem wiedeńskim.
Adam Zamoyski w swojej pracy „1815. Upadek Napoleona i kongres wiedeński” pisze że było to największe w dziejach zgromadzenie arystokracji oraz o największe dyplomatyczne wydarzenie wszech czasów. Kongres miał stanowić również największe zgromadzenie członków królewskich rodzin, jakie kiedykolwiek widziała Europa. Z kolei w przytaczanej tutaj pozycji „Zwaśnieni monarchowie” autor stwierdza, że „nigdy wcześniej tak liczne grono członków rodzin królewskich nie zebrało się w jednym miejscu”. Wydaje mi się że parada królów biorących udział w pogrzebie Edwarda VII budziła podziw dla monarchii porównywalny do tego, który zafundował obserwatorom zjazd wiedeński ;).
Bardzo ciekawy i napisany lekkim piórem artykuł! :-) Gdyby tak stworzyć w tym stylu podręcznik do historii, to historia stałaby się najbardziej uwielbianym przedmiotem w liceum!
Patrząc na te zdjęcia i czytając jak to koronowane głowy spotykały się razem na rodzinnych uroczystościach a car, cesarz i król mówili do siebie ,,Niki”, ,,Wiluś” i traktowali jak na kuzynów przystało zwykli mieszkańcy mogli być spokojni o życie i mienie. W końcu rodzina, trzech najważniejszych władców to zżyci ze sobą kuzyni, któżby pomyślał w tej sytuacji że jakaś wojna wybuchnie między tymi państwami. A tu taka niemiła niespodzianka, jeszcze Willy tą wojnę odpowiednio podkręcił także upadły 3 monarchie. W sumie dla nas Polaków to dobrze i chyba tylko dla nas. Ale ogólnie to lepiej żeby pamiętać że pokój nigdy nie jest dany na zawsze i że jeśli wojnie nie zapobiegły nawet więzy rodzinne między władcami to jeśli znajdzie się powód to żadne umowy międzynarodowe nie będą na tyle wiążące żeby przywódcy ówczesnych mocarstw nie rzucili swoich wojsk na inne państwa. Bo w końcu co łączy Trumpa, Merkel i Putina oraz innych prezydentów? Być może tylko ładnie zrobione zdjęcie.
W artykule wiele rzeczy nie zostalo ujetych, jak to, ze Sissi nie pozwalala sie, mniej wiecej od ok 50 roku zycia, fotografowac twarzy. Zastanawia mnie jedno, czy ona w ogole spogladala w lustra i tak w sumie nie musiala, bo i tak ja szykowano, wiec i tak wygladala dobrze bez patrzenia w lustro. Dlaczego o to pytam? Bala sie fotografowania, byla nadwrazliwa na punkcie swojej urody i jestem przekonana, ze nie potrafila sie pogodzic z oznakami starzenia, z czasem moze nawet bala spojrzec sie w lustro. to wpedzalo ja w depresje, w melancholie. Watpie, ze tylko smierc kolejnych bliskich osob. Wydaje mi sie, ze byla bardzo skupiona na sobie, a to prowadzi np do dysmorfobii. tzeba na jej dziwactwa spojrzec ze zrozumieniem. Ja patrze wlasnie tak. Mysle, ze historycy nigdy nie dowiedza sie prawdy, bo nie szukaja jej tak, gdzie trzeba. I tu jest problem. Dlatego opracowania beda zawsze niepelne, bez tego czegos. Jestem niemal w 100 proc przekonana, ze jej depresja byla spowodowana kilkoma problemami, miedzy innymi jej przemijaniem, lekiem przed starzeniem sie. Co ludzie przeciez powiedza? Caly swoj swiat, swoj mit budowala na swojej urodzie, robila wszystko, zeby wywierac wrazenie, moze zazdrosc. Po to o siebie dbala, dla efektu wow. Takim kobietom trudno pogodzic sie ze starzeniem ze zmianami. Do tego czula sie niechciana, nielubiana, odtracona. To tez taki typ, szybko zrazajacy sie, a potem unikajacy tego, co mogloby doprowadzic ja do smutku itp. Zyla na przekor innym. Tu potrzebna jest albo glupota, arogancja, albo odwaga. Mysle, ze wszyscy poza jej plecami sie z niej nasmiewali, mowili, ze ma cos nie tak z glowa. Nazywali dziwna. A ona byal zagubiona, chciala zyc tak, jak w swoich wyobrazeniach, byc moze byc wiecznym dzieckiem. Ja ja rozumiem. Swiat jest okropny i az kusi, gdy ma sie zabezpieczenie finansowe, zeby stav sie wlasnie dzieckiem. Jej ucieczki ze spotkan itp, tez swiadczyly, nie tyle o arogancji, ale wlasnie o jej wrazliwosci nadmiernej. Ludzie takich osob nie rozumiejam gdyby byla zwykla kobieta, urodzona w skromnej rodzinie, to ludzie nie daliby jej spokoju. Bylaby wyzywana od dziwaczek, szalonych. ja jestem z charakteru bardzo do niej podobna, dlatego wiem, co mniej wiecej czula. Jednym slowem: nie potrafila zycn zycie ja bolalo. Chciala wracac do lat dzieciecych, kiedy bylo jej wspaniale. Tak mysle.