Rozmowa dwóch przyjaciółek, przytoczona przez dwutygodnik "Nowy Dekameron" w lecie 1925 roku. "A więc po dwóch miesiącach gwałtownej miłości porzuciłaś go?" - pyta pierwsza. "Przyzwoitość tego wymagała" - odpowiada druga bez najmniejszego wahania. - "Jestem wszak mężatką, wzięłam go na kochanka tylko na czas wakacji".
Paweł Klinger, autor bestsellerowego (sprzedanego w nakładzie przynajmniej 10 000 egzemplarzy i kilkukrotnie wznawianego!) poradnika Vita sexualis. Prawda o życiu płciowym człowieka w 1930 roku sformułował stanowczy postulat: „Uważam za konieczność, aby małżeństwa przynajmniej raz do roku rozstawały się na przeciąg miesiąca. Zrobi to bardzo dobrze tak jednej, jak i drugiej stronie!”.
Głośny, przedwojenny pan od seksu nadał swojemu rozwiązaniu nazwę „urlopów małżeńskich” i podkreślał, że powinny zostać one wprowadzone w każdym bez wyjątku stałym związku.
Rozwiązanie to miało pozwolić każdej ze stron na wypoczęcie od codziennych trosk i kłopotów, a przede wszystkim – od ciągłego towarzystwa męża lub żony. Klinger był głęboko przekonany, że „wspólne podróże są dla szczęścia małżeńskiego bardzo szkodliwe”. Wyjątek był gotów zrobić tylko dla podróży poślubnej, choć nawet ta była jego zdaniem niepotrzebnym wybrykiem. „Bardziej wygodnie [można] spędzić miodowy miesiąc w domu” – twierdził.
W propozycji „urlopów małżeńskich” autor nie wspomina ani słowem o seksie. Nie ma jednak się co łudzić – doskonale wiedział, że taki urlop w wielu przypadkach będzie się równać romansowi. Sam napisał kilka linijek dalej: „Potrzeba zmiany in modo, a nieraz, niestety, in objecto leży w naturze człowieka i jest koniecznym warunkiem harmonii seksualnej”.
Wszędzie ci impotenci
Ostatecznie można było postawić na rozwiązanie pośrednie: urlop z mężem, ale też z kochankiem. Postępowa publicystka Irena Krzywicka wspominała historię opowiedzianą jej przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Dobre parę lat przed tym, jak w ogóle się poznali, Boy stracił głowę dla pięknej aktorki Jadwigi Mrozowskiej. To dla niej napisał większość swoich erotyków, ale Mrozowska od związku z ekscentrycznym literatem wolała małżeństwo z milionerem.
Wyszła za finansistę Józefa Toeplitza, po czym zaprosiła Boya na wspólną, trzyosobową wyprawę samochodową po Włoszech. Jak wyjaśniała Krzywicka: „Mężowi szepnęła, że ten męski, zdrowy na pozór Boy jest niestety impotentem i że z jego strony żadne niebezpieczeństwo jej nie grozi”.
Boyowi powiedziała na ucho to samo o mężu, „cierpiąc rzekomo, że małżeństwo jej jest tylko pozorne. Obaj panowie dali się zbujać i od czasu do czasu poklepywali się nawzajem ze współczuciem po ramieniu”. A zarazem – obaj doskonale się podczas tej wycieczki bawili.
Zakazać tańców i kusych sukienek!
Erotyczne przygody towarzyszące wypoczynkowi poza domem były sprawą oczywistą nie tylko dla milionerów czy seksuologów, ale też – dla autorów cokolwiek bardziej konserwatywnych poradników.
Ci ostatni twierdzili rzecz jasna, że w niebezpieczeństwie znajdują się głównie kobiety. „Panienka, dla której wakacje zimowe i wakacje letnie (…) stały się rzeczami koniecznymi, nieodzownymi, nie tak łatwo zdecyduje się na ciche, domowe życie żony i matki” – ostrzegała Helene Haluschka w książce Słuchaj Ewo! Nowoczesnym pannom ku rozwadze. I była to publikacja z 1938, a nie 1850 roku.
Juliusz Makarewicz, główny twórca Kodeksu Karnego z 1932 roku, też nie mógł znieść tego, co dzieje się wśród polskich urlopowiczów. Najchętniej zakazałby „tańców o charakterze wybitnie seksualnym”, „nieprzyzwoitych strojów” i plażowania w sposób pozostawiający „wiele do życzenia pod względem przyzwoitości”.
Inna forma współżycia
Co do tego, że „demoralizacja” rzeczywiście była powszechna nie miała wątpliwości Konstancja Hojnacka, autorka jedynego prawdziwie międzywojennego kodeksu towarzyskiego. Pisała o tym, co mogło dotyczyć każdej nieźle sytuowanej dziewczyny.
Ostrzegała przed relacjami nawiązywanymi pod naporem chwili, na plaży lub na letnisku. Na kartach Współżycia z ludźmi wydanego w 1939 roku czytamy:
Czasem ktoś, kto się okazał czarującą znajomością w tych okolicznościach, może się okazać nie do zniesienia w mieście, gdzie obowiązuje inna forma współżycia. Licząc się z przelotnością takich związków towarzyskich, zbliżają się czasem ludzie do siebie poufniej, niż by na to pozwalała ostrożność, niezbędna w tych warunkach. Haracz płacony później za tę chwilową przyjemność może wypaść za drogo.
Dobrze wychowana Konstancja Hojnacka nie powiedziała niczego wprost, ale chodziło jej o wakacyjny seks i ryzyko niechcianej ciąży. A na marginesie przemyciła też informację, że nawet dla grzecznej starszej pani, jaką była, rozluźnienie gorsetu obyczajowego podczas urlopu uchodziło za sprawę oczywistą. Co innego plaża, a co innego miejska „forma współżycia”. Choć ta druga do cnotliwych też rzecz jasna nie należała.
Jak zwykle prościej rzecz ujęła redakcja „Nowego Dekameronu”. W kawale opublikowanym w 1925 roku jedna koleżanka pyta drugiej: „Czy pojedziesz w tym roku do Jastarni Józieczko?”. Druga odpowiada: „Iiii… kiepska plaża… tam może kobietę uszczypnąć – najwyżej rak morski!”. A zresztą, może to wcale nie był dowcip.
***
Powyższy artykuł to tylko krótki zarys fascynującego tematu przedwojennej antykoncepcji. W pierwszych dekadach XX wieku zaradność szła pod rękę z desperacją czy nawet szaleństwem. Ciąży zapobiegano przy użyciu promieni Roentgena, radu umieszczanego w macicy, a nawet zastrzyków z byczej spermy. Jednocześnie to właśnie wtedy powstał prototyp pierwszej skutecznej pigułki antykoncepcyjnej! O tym wszystkim i nie tylko przeczytasz ze szczegółami w najnowszej książce Kamila Janickiego: „Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce”.
Bibliografia:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką pt. Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce.
[expand title=”Kliknij, żeby rozwinąć wybraną bibliografię.”]
- Haluschka Helene, Słuchaj Ewo! Nowoczesnym pannom ku rozwadze, Wydawnictwo Księży Jezuitów, Warszawa 1938.
- Hojnacka Konstancja, Współżycie z ludźmi. Kodeks towarzyski, nakł. i dr. A. Krzycki, Żnin 1939.
- Kiepska plaża, „Nowy Dekameron” 1925, nr 4.
- Klinger Paweł, Vita sexualis. Prawda o życiu płciowem człowieka, Księgarnia Karola Neumillera, Łódź 1930.
- Komentarz prof. Juliusza Makarewicza, w: Adam Brzostyński, Ochrona religii i tępienie pornografii przez ustawodawstwo polskie, Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1937.
- Krzywicka Irena, Wyznania gorszycielki, Czytelnik, Warszawa 1995.
- Uczciwa mężatka, „Nowy Dekameron” 1925, nr 3.
[/expand]
KOMENTARZE (2)
Dziś tak wielu wydaje się „że przed wojną…” to wszystko było… faktycznie przed qn wojną butli wszystko: inne. Obyczajowość, której ten artykuł l ledwo liznął (czekam na następne), kultura polityczna (dzisiejsze postępowanie PISu to małe miki) czy społeczeństwo – szkoda że nadal świadomość tej odmienności jest znikoma. Pozdrowienia dla autora
Jako historyk i naukowiec uważam, że historie mocno naciągane – zapewne działo się tak wśród burżuazji, która jak wiemy, była wylęgarnią liberalizmu, więc to nie dziwi. Ale odrzucając na pewno zdarzające się przypadki, reszta była taka jak do tej pory uważaliśmy, czyli zdecydowanie inna od tego co dziś mamy. Poza tym dziś panuje swoista moda, żeby z każdej epoki robić epokę fałszu i hipokryzji, bo tak bardzo niektórych boli, że nie mogą pozwolić sobie na dosłownie WSZYSTKO w naszej, więc szukają dodatkowego usprawiedliwienia w historii, jakoby wszelka perwersja i dewiacja zawsze była normą ;)