Brawurowa akcja polskich myśliwców z legendarnego Cyrku Skalskiego. Polscy piloci strącają 6 nieprzyjacielskich maszyn bez strat własnych. Dzięki temu Brytyjczycy doszczętnie niszczą wyprawę wielkich transportowców Luftwaffe. Los Afrikakorps „Lisa Pustyni” zostaje przypieczętowany.
W kwietniu 1943 r. klęska wojsk Osi w Afryce Północnej była już właściwie przesądzona. Siły niemiecko-włoskie, okrążone w Tunezji, zostały praktycznie odcięte od zaopatrzenia. Trudno im było również uzupełnić straty w sprzęcie i żołnierzach. Alianckie samoloty i okręty topiły nieprzyjacielskie statki jeden za drugim.
Jedyną nadzieją było lotnictwo. W ciągu dwóch miesięcy eskadry transportowców Luftwaffe za cenę ogromnych strat przerzuciły do Afryki około 21 tys. żołnierzy oraz broń, amunicję i paliwo.
Najkrótsza trasa biegła między Sycylią a Przylądkiem Bon (Cape Bon) w Tunezji. Odległość blisko 140 km samoloty pokonywały w około pół godziny. Loty wykonywane były wcześnie rano, zazwyczaj na małych wysokościach, w celu uniknięcia wykrycia przez brytyjskie radary. Rejon ten szybko stał się obiektem zainteresowania ze strony alianckich myśliwców.
Piętnastu wspaniałych przybywa
Polski Zespół Myśliwski, popularnie zwany „Cyrkiem Skalskiego”, stacjonował w Afryce Północnej od początku marca 1943 r. Była to doborowa jednostka składająca się z samych ochotników, jednych z najlepszych myśliwców w Polskich Siłach Powietrznych. Dowódcą mianowano kpt. Stanisława Skalskiego.
Wśród pilotów były takie asy myśliwskie jak por. Eugeniusz Horbaczewski czy kpt. Wacław Król. Łącznie polska eskadra składała się z 15 pilotów i oficera łącznikowego. Polacy wchodzili w skład 145 Dywizjonu RAF, należącego do 244 Skrzydła Myśliwskiego.
Od 13 kwietnia polscy myśliwcy stacjonowali na polowym lotnisku Goubrine w północnej Tunezji. Na wyposażeniu eskadry znajdowały się samoloty Spitfire Mk IX, najnowocześniejsze wówczas myśliwce na Pustyni Zachodniej.
To miał być rutynowy patrol
22 kwietnia 1943 r., około 6 rano, na patrol nad Cieśninę Sycylijską wyruszyło sześciu polskich myśliwców z Cyrku Skalskiego. Dowodził nimi por. Karol Pniak. Pozostałymi pilotami byli: por. Eugeniusz Horbaczewski, por. Kazimierz Sporny, ppor. Jan Kowalski, st. sierż. Marcin Machowiak i st. sierż. Kazimierz Sztramko.
Oprócz tego w skład formacji wchodziły jeszcze trzy dywizjony z 244 Skrzydła. Łącznie było to 30 spitfire’ów. Brytyjczycy pilotowali starsze wersje Mk V.
Alianckie myśliwce uformowały szyk nad lotniskiem Goubrine i skierowały się w kierunku Cape Bon. Poszczególne dywizjony znajdowały się na różnych wysokościach, od półtora do czterech i pół tysiąca metrów. Najwyżej leciały polskie spitfire’y. W razie niespodziewanego ataku wroga to one miały osłaniać pozostałe myśliwce i przyjąć na siebie impet pierwszego uderzenia.
W celowniku Messerschmitty
Po niespełna 20 minutach lotu, gdy myśliwce minęły już Cape Bon, z naziemnego stanowiska dowodzenia RAF przyszła elektryzująca informacja. Kontroler meldował o wykryciu nad środkiem Kanału Sycylijskiego około 60 nieprzyjacielskich samolotów, lecących na małej wysokości kursem na Tunis. Spitfire’y zakołysały się niespokojnie na tę wieść. Piloci poczęli uważnie lustrować niebo w poszukiwaniu wroga.
Uwaga, chłopaki! Z prawej strony lecą, cholery! zakomunikował niezbyt regulaminowo swoim pilotom por. Pniak. Rzeczywiście, po krótkiej chwili na małej wysokości ukazały się wielkie, sześciosilnikowe transportowce. Leciały w kilku grupach po 5 maszyn, razem było ich blisko 30.
Były to messerschmitty Me 323 „Gigant”, największe samoloty transportowe II wojny światowej. Maszyny silnie uzbrojone, nawet w kilkanaście działek i kaemów, stosunkowo wytrzymałe na ogień, lecz powolne, osiągały zaledwie 225 km/h. Mogły transportować 120 żołnierzy lub do 10 ton ładunków, w tym ciężarówki i lekkie czołgi.
Nadarzała się niesamowita okazja zniszczenia wroga niemal bezbronnego wobec szybkich i zwrotnych myśliwców. Jednakże polscy piloci byli ostrożni. Tak duża grupa transportowców nie mogła lecieć bez eskorty. Por. Pniak ponownie jako pierwszy wypatrzył myśliwce wroga.
Wysoko ponad „gigantami” uwijało się około 30 wrogich myśliwców. Trzeba było oprzeć się pokusie zaatakowania niemieckich transportowców. Źle by to się mogło skończyć dla Brytyjczyków pozbawionych w ten sposób osłony.
Bierzemy ich na siebie!
Por. Pniak podjął błyskawiczną decyzję. Porozumiał się przez radio z jednym z dowódców brytyjskich i poprowadził swoją szóstkę na myśliwce niemieckiej eskorty. Brytyjskie dywizjony miały zająć się Me 323.
Polskie spitfire’y błyskawicznie wspięły się do góry. Musiały zająć dogodną pozycję i zaatakować wroga od strony słońca. Zaskoczenie było pełne.
Już w pierwszym podejściu poszły w dół dwa messerschmitty Bf 109 i jeden włoski macchi Mc.202 „Folgore”. Ich piloci wyskoczyli na spadochronach. Zwycięzcami zostali Sporny, Horbaczewski i Sztramko. Pozostali koledzy asekurowali ich, aby nie dobrały im się do ogona nieprzyjacielskie myśliwce
Wrogie samoloty uformowały w międzyczasie krąg obronny. Ta sama zwycięska trójka Polaków ponownie nabrała wysokości i uderzyła jeszcze raz. Nieprzyjacielskie myśliwce nie wytrzymały uderzenia i ich szyk rozsypał się. Doszło do indywidualnych pojedynków powietrznych.
No to jeszcze jedna kolejka panowie
Por. Kazimierz Sporny za drugim nawrotem zestrzelił następnego Bf 109. Jak to emocjonalnie wykrzyczał kolegom po powrocie do bazy:
Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął, to bym go także spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca, panie Antoś!
Drobny i niewysoki, ale wielce zadziorny por. Horbaczewski również dopadł kolejnego messerschmitta Bf 109. Usiadł Niemcowi na ogonie i z niewielkiej odległości pruł do niego krótkimi seriami, aż ten się zapalił. Nieprzyjacielski pilot odwrócił wówczas swoją maszynę i wyskoczył ze spadochronem.
Najbardziej zacięty pojedynek stoczył chyba st. sierż. Kazimierz Sztramko. Stanął do walki z Bf 109. Obie maszyny leciały na siebie łeb w łeb. Zbliżały się do siebie z wielką prędkością, strzelając ze wszystkich luf. W końcu, gdy już wydawało się, że dojdzie do kolizji, niemiecki pilot nie wytrzymał i wyciągnął swój samolot w górę. Nad głową Sztramki messerschmitt buchnął ogniem i kolejny niemiecki pilot musiał ratować się skokiem ze spadochronem.
Wielkie zwycięstwo alianckich myśliwców
W tym czasie pozostałych trzech pilotów polskiej eskadry skierowało się ku drugiej grupie nieprzyjacielskich myśliwców. Te nie przyjęły walki i zanurkowały w stronę transportowców. Drogę zagrodził im jeden z brytyjskich dywizjonów. Pozostałe zajęte były „obrabianiem” transportowych „gigantów”.
Doszło do rzezi niemieckich transportowców. Jeden po drugim waliły się w fale Morza Śródziemnego. Niektóre, prawdopodobnie przewożące paliwo, płonęły jak pochodnie. Wyskakiwali z nich członkowie załogi, często w palących się mundurach, niektórzy bez spadochronów. Na powierzchni morza zaobserwowano również mnóstwo żołnierzy w kamizelkach ratunkowych.
Zwycięstwo alianckich pilotów było całkowite. Zestrzelone zostały wszystkie niemieckie transportowce. Ocalałe niemieckie i włoskie myśliwce zrejterowały z pola walki. Niemiecka armia w Afryce nie doczekała się posiłków.
Bibliografia
- Bohdan Arct, Alarm w St. Omer, Zysk i S-ka, Poznań 2010.
- Tenże, Niebo w ogniu, Zysk i S-ka, Poznań 2009.
- Bernard Ireland; Wojna na Morzu Śródziemnym, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2006.
- Wacław Król, Mój Spitfire WX-L, Wydawnictwo MON 1975.
- Tenże, Walczyłem pod niebem Europy i Afryki, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1991.
- Encyklopedia Lotnictwa. Technika, typy, dane, Wydawnictwo DEBIT, Bielsko-Biała 1998.
KOMENTARZE (20)
hmmm Nie żebym chciał się kłócić, ale z jednej z książek Wacława Króla przypomina mi się, że trochę narzekał, że po wstąpieniu do PFT musiał przesiąść się na „stare” Mk V… A może coś pomyliłem…
Oczywiście że się nie pomyliłeś. PFT rzeczywiście początkowo latał na Mk V. Na wersję Mk IX Polacy przesiedli się 25 marca 1943 r.
W Afryce były tylko piątki.
W Afryce istotnie były tylko SmkV . Ale Polacy dostali MkIX i dlatego ich zadanie polegało głównie na wiązaniu myśliwców. Stąd też relatywnie niskie konto zestrzeleń. Podkreślam relatywnie, bo gdyby oni atakowali Giganty osiągęliby znacząco lepszy wynik. W razie czego odsyłam do książek Rolskiego, Arcta, Wyszkowskiego i Króla.
Uwielbiam te opisy podniebnych walk, zwłaszcza w relacji Bohdana Arcta. „Niebo w ogniu” moim zdaniem dużo lepsze od słynnego „Dywizjonu 303”
Można powiedzieć że „wychowałem się” na książkach Wacława Króla, nawet miałem przyjemność poznać człowieka który uczył go latać na odrzutowych Migach po wojnie. Z książek Arcta uwielbiam „Kamikaze- boski wiatr”. Pozdrawiam.
jeszcze lepsze były „Powietrze pełne śmiechu” i przede wszystkim „Cena życia”
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1138579919503999
Mateusz J. J.:
Jestem dumny ze wszystkich polskich lotników, zawsze i wszędzie, czy to w domu na ulicy Żwirki i Wigury czy tez rowerem na lotnisku. Uratowaliśmy anglię i wygralismy z niepokonanymi. Chwała im!
Roman R.:
306 dywizion. a teraz SKALSKI lata w 22 BLT
Paweł F.:
z Waszej bibliografii nie mam tylko tej pozycji Bernard Ireland; Wojna na Morzu Śródziemnym, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2006 Muszę naprawić to przeoczenie
Witek M.:
Chwała bohaterom!!!
To nie był RUTYNOWY PATROL!!! Niemiecka depesza o przelocie tych samolotów została rozszyfrowana dzięki „złamaniu” Enigmy! Polacy i Brytyjczycy nie przypadkowo znaleźli się w tym miejscu!
To ciekawe co Pan pisze bo nie spotkałem się z taką informacją. Jeśli to jest możliwe z chęcią poznam źródło tych ustaleń. Pozdrawiam.
Pisze o tym Władysław Kozaczuk w książce „W kręgu Enigmy” (w wyd. II na str. 266-267). Co prawda umieszcza to w maju, ale ponieważ o innej tak dużej rzezi 323 nie słyszałem, więc podejrzewam, że chodziło o tę walkę.
Nie 6 maszyn zestrzelili…tylko zgłosili 6 maszyn….a w realu zestrzelili max 3 …
Spośród 25 jako pewne zestrzelenia P.F.T. w ramach 145 RAF F SQ zestrzelili ok 10 maszyn wroga.
Członkiem Grupy był również por. Bohdan Arct. Po wojnie pisarz zajmujący się tematyką lotniczą – w jednej ze swoich książek opisal dokładnie działalnośc polskiej grupy lotniczej pod dowództwem kpt (póżniej gen. Stanisława Skalskiego) najwybitniejszego polskiego pilota myśliwskiego II wojny światowej
I Arct się parał, i Skalski, I Król…
Powiedzcie „Mateusz J. J.”, żeby mu jajca od tej dumy „ratowania” Anglii nie zagotowały się na twardo. PS Gratuluję, że w tak młodym wieku już umie na rowerku.
War Wings Polska Eskadra zapraszamy serdecznie na fb
. Cytat : „Dzięki temu Brytyjczycy doszczętnie niszczą wyprawę wielkich transportowców Luftwaffe. Los Afrikakorps „Lisa Pustyni” zostaje przypieczętowany.” 1. Czy ałtor (bo nie autor) tego „dziela” – p.Dariusz Kaliński (rzekomy specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych…itd,itd,etc,etc…) chce nam powiedzieć, że zestrzelenie tych 6 samolotów przesądziło los Afrika Korps (a nie Afrikakorps – polszczyzna/niemczyzna panie „ałtorze”)? No, panie Kaliński to gdzieś pan się historii uczył? A może raczej gdzieś pan chodził na wagary, gdy inni się uczyli historii?
@a.w. Skoro Pan/Pani zwrócił przede wszystkim uwagę na kwestię zapisu oraz niuansów słownych, chciałabym zwrócić uwagę, że zastosowanie niemieckiej nazwy do niemieckiego korpusu ekspedycyjnego, zamiast jego spolszczenia, nie wydaje się powiązane z wagarami szkolnymi w jakikolwiek sposób ;) Ponadto, jeśli już zwracać uwagę na słownictwo – to od kiedy „przesądzić” i „przypieczętować” to synonimy? Przypieczętować to zakończyć coś ostatecznie, przesądzić – to mieć na coś decydujący wpływ. Jeśli więc autor artykułu twierdzi, że coś przypieczętowało los Deutsches Afrikakorps (pełna nazwa korpusu) to nie oznacza to tego samego, co „przesądzić” o czyimś losie. Jeśli czepiamy się niuansów słownych u autora – warto zwracać uwagę na nie również w swoim komentarzu.
Jak to ładnie ujął kiedyś porucznik Borewicz: „myślenie ma kolosalną przyszłość…” Szanowny „a.w.” należy czytać teksty ze zrozumieniem. Los Afrikakorps został „przypieczętowany” nie przez zestrzelenie 6 myśliwców przez Polaków, ale przez doszczętne zniszczenie przez pozostałe samoloty alianckie transportowców Luftwaffe. Działo się to w sytuacji, kiedy każda tona zaopatrzenia była dla Niemców na wagę złota, a Alianci szykowali się do ostatniej ofensywy. Nie ma wątpliwości, że w tym czasie los wojsk niemieckich i włoskich był już „przesądzony”,bowiem trzy tygodnie później siły Osi w Afryce, po zaledwie jednym tygodniu walk, skapitulowały.
Pani Anno, dziękuję za wsparcie :-).
Jako poboczną ciekawostkę pozwolę sobię dodać, że Me 323 posiadał te same silniki co m.in. PZL P.24 oraz PZL.43 Karaś, a mianowicie francuski Gnôme Rhône 14N.