Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Politycy powinni brać przykład z kurierów AK. Oni to wiedzieli jak zachować się w delegacji

Niewygody podróży, niebezpieczeństwo czyhające na każdym kroku oraz wielka odpowiedzialność – tak wyglądało każde zadanie kurierów Armii Krajowej. Nie mieli okazji popijać wódeczki w samolocie tanich linii. Choć przy odrobinie szczęścia, mogli liczyć na luksusy niedostępne innym konspiratorom.

Przedostanie się z okupowanej Polski do Szwecji czy na Wyspy Brytyjskie i z powrotem z różnych względów musiało trwać długo. Podczas swojej pierwszej eskapady Jan Nowak-Jeziorański „Janek” opuścił Warszawę na blisko trzy miesiące. Celem był Sztokholm. Z kolei wyprawa do Londynu i z powrotem zajęła mu, uwaga, ponad pół roku! Dlaczego? Po pierwsze, podczas szkoleniowego skoku na spadochronie nabawił się poważnego urazu. Po drugie, niezbędne było znalezienie bezpiecznej drogi transportu do kraju.

Jak wyglądało życie tajnych kurierów? Większość czasu upływała wysłannikom Polskiego Państwa Podziemnego na podróży oraz wypełnianiu swoich zadań. Rozmawiali więc z politykami i wojskowymi. Występowali na różnych zebraniach i posiedzeniach. Pisali teksty wystąpień.

Naprawdę pracowali – a nie tylko podpisywali listy obecności, jak to się zdarza dzisiejszym funkcjonariuszom publicznym. I dopiero gdy zrobili swoje, znajdowali okazję do odpoczynku przypominającego niekiedy najprawdziwsze wakacje.

Jeden z najsłynniejszych kurierów AK Jan Nowak Jeziorański na zdjęciu z 1936 r.

Jeden z najsłynniejszych kurierów AK Jan Nowak Jeziorański na zdjęciu z 1936 r.

W sennym miasteczku

Czasem pomagał im w tym czysty przypadek. W kwietniu 1943 r. Nowak-Jeziorański został wysłany z pierwszą misją, do Sztokholmu. Schowany na statku, w luku na węgiel, miał płynąć na miejsce ponad trzy dni. Szybko doszedł do wniosku, że rejsu nie będzie wspominał najmilej. Zimno, wilgoć, brud i realna groźba dostania się w ręce Gestapo w przypadku niemieckiej kontroli – po niespełna dwóch dobach miał wszystkiego dość. I właśnie wtedy tortury nieoczekiwanie dobiegły końca.

Statek zamiast do Sztokholmu dopłynął do wybrzeży miasteczka Slite na Gotlandii. Nie chcąc ryzykować, „Janek” ujawnił się przed kapitanem, a już po kilku godzinach zszedł na ląd w towarzystwie policjanta. Jedynego, jaki pracował w najbliższej okolicy. Jak pisał Jan Nowak-Jeziorański w „Kurierze z Warszawy”:

Ranek był słoneczny – niebo bez chmurki. Szwecja witała mnie cudowną, słoneczną pogodą. Mijaliśmy śliczne białe i schludne domki oraz wille miasteczka. Ze wszystkich stron biła w oczy czystość, porządek, dobrobyt i przedziwny spokój.

Mając jeszcze świeżo w pamięci obrazy okupowanej Polski, znalazł się w miejscu, które wojnę znało jedynie z radia i prasy. Rozglądał się dookoła. Spodziewał się, że zaraz znajdzie się na posterunku policji. Tymczasem doprowadzono go do magazynu z konfekcją. Ku jego zaskoczeniu towarzysz zachęcił go, aby wybrał sobie z ubrania wszystko, czego potrzeba, poczynając od butów, a skończywszy na koszulach i krawatach.

Załadunek węgla na masowiec, który popłynie do Szwecji. Ukrywając się pod podkładem właśnie takiego statku Jan Nowak-Jeziorański miał dotrzeć do Sztokholmu. Zdjęcie z okresu międzywojennego.

Załadunek węgla na masowiec, który popłynie do Szwecji. Ukrywając się pod podkładem właśnie takiego statku Jan Nowak-Jeziorański miał dotrzeć do Sztokholmu. Zdjęcie z okresu międzywojennego.

Po skończonych zakupach „Janek” udał się do miejsca, gdzie miał spędzić najbliższe kilka dni. Jak przystało na gościa, który przypływa w luku na węgiel, został zakwaterowany w eleganckim hotelu na skraju miasteczka i umieszczony w ślicznym pokoju z widokiem na morze.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Polski kurier i szwedzki stół

Artykuł powstał głównie w oparciu o wspomnienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego pt. "Kurier z Warszawy" (Znak Horyzont 2014).

Artykuł powstał głównie w oparciu o wspomnienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego pt. „Kurier z Warszawy” (Znak Horyzont 2014).

Niemalże na każdym kroku Szwedzi starali się umilić przybyszowi czas. Niekiedy robili to zupełnie nieświadomie. Zaproszony pierwszego wieczora do restauracji doznał prawdziwego szoku.

Na środku salki stół uginający się pod półmiskami ze szwedzkimi smörgasborg. Zamiast kiepskiego chleba z marmoladą z buraków – wspaniałe, kruche szwedzkie pieczywo, masła, mleka, cukru ile dusza zapragnie, pięknie nakryte stoły, elegancki kelner (cyt.: „Kurier z Warszawy”, Znak Horyzont 2014).

Także kiedy wysłano go w końcu do Sztokholmu, znowu statkiem, ale tym razem już pierwszą klasą, z menu mógł wybierać wszystko, na co miał ochotę. Jako jedyny – resztę pasażerów obowiązywały kartki.

A może młodą Szwedkę do tego?

Zdawano sobie oczywiście sprawę z tego, że nie samymi ucztami człowiek żyje. Dlatego też pewnego dnia właścicielka hotelu zapytała, czy nie reflektowałbym na ładną i młodą Szwedkę, która gotowa jest odwiedzić mnie w pokoju, wspominał Nowak-Jeziorański. Ze względu na bezpieczeństwo tajnych materiałów, jakie miał przy sobie, musiał z żalem odmówić. Opierał się pokusie, jak sam stwierdził, iście bohatersko.

Słuchanie radia, dostęp do gazet, spacery, wizyty w restauracjach, a nawet prace w ogródku domowym policjanta – wyspa Slite potrafiła zadbać o gości. Po nieco ponad tygodniu „Janek” musiał ją jednak opuścić. Czekano na niego w Sztokholmie, skąd po wykonaniu powierzonych mu zadań powrócił do Polski.

Port w Slite. To właśnie w tym Szwedzkim mieście tak gościnnie przyjęto "Janka".

Port w Slite. To właśnie w tym Szwedzkim mieście tak gościnnie przyjęto „Janka”.

Tutaj jednak także go wyczekiwano. Tym razem komitet powitalny składał się z Niemców. Aresztowania w gronie współpracowników „Janka” naprowadziły Gestapo na trop. Ponownie pomógł mu przypadek. Zamiast do Gdańska, gdzie najprawdopodobniej wpadłby w ręce wroga zaraz po zejściu na ląd, trafił do Szczecina.

Niedługo dostał jednak kolejną szansę na wyjazd w miejsce, gdzie wróg nie miał do niego dostępu – wysłano go do Wielkiej Brytanii.

Whisky z wodą

O tym, że Londyn stanowił najatrakcyjniejszy kierunek dla kuriera, przekonał się już poprzednik Nowaka-Jeziorańskiego, Jan Karski „Witold”. Z jednej strony najważniejsze zadania, z drugiej – luksusy niedostępne nigdzie indziej. I to niekiedy przed dotarciem do celu.

Jedna z tras na Wyspy wiodła przez Niemcy, Francję i Hiszpanię, aż na Gibraltar. Miejsce żyjące dzisiaj między innymi z turystyki już wtedy miało co zaoferować – oczywiście pod warunkiem, że wcześniej uniknęło się aresztowania przez Niemców.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej.

Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj.

Karski przetransportowany na miejsce motorówką został zaproszony do domu zamieszkiwanego przez brytyjskich oficerów. Przeszliśmy – pisał w „Tajnym państwie” przez długi, ciemny hol do salonu umeblowanego komfortowo w stylu typowym dla angielskich klubów.

Stojąc na grubym i miękkim dywanie, otoczony przez głębokie i ciężkie fotele oraz półki uginające się od książek, został przedstawiony obecnym na sali. Wśród nich znalazł się pułkownik, który z miejsca zapytał, czego gość chciałby się napić. Ku swojej radości usłyszał: whisky z wodą.

Patrzcie, patrzcie – zawołał – oto człowiek, który wie, jak należy pić whisky. Czy pan wie, panie Karski, że większość moich oficerów profanuje ten trunek, mieszając go z wodą sodową?

Dalsza rozmowa upłynęła na wzajemnych uprzejmościach. Wychwalano więc urok Edynburga i zalety Lwowa. Rzadko zdarzało mi się bywać w tak sympatycznym towarzystwie. Rozprawialiśmy długo i wysączyliśmy przez ten czas sporo drinków. Kładłem się spać wielce rozbawiony.

Kolejny legendarny Kurier Jan Karski, który poza wieloma innymi talentami wiedział również jak należy pić whisky. (źródło: Muzeum Historii Polski, dzięki uprzejmości Archiwum Instytutu Hoovera w Kalifornii).

Kolejny legendarny Kurier Jan Karski, który poza wieloma innymi talentami wiedział również jak należy pić whisky. (źródło: Muzeum Historii Polski, dzięki uprzejmości Archiwum Instytutu Hoovera w Kalifornii).

Wigilia u Naczelnego Wodza

Jak się okazuje, umiejętność picia była dla kuriera niezwykle ważna. Jan Nowak-Jeziorański dowiedział się o tym krótko po dotarciu do Londynu. Podczas pierwszego spotkania z generałem Kazimierzem Sosnkowskim został zaproszony do jego domu na Wigilię. W swojej książce wspomniał:

Na tę ważną wizytę po raz pierwszy włożyłem mundur z proporczykami macierzystej broni: artylerii konnej. Buty i pas wypucowałem, jakbym szykował się do przeglądu w Szkole Podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim.

Artykuł powstał głównie w oparciu o wspomnienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego pt. "Kurier z Warszawy" (Znak Horyzont 2014).

Artykuł powstał głównie w oparciu o wspomnienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego pt. „Kurier z Warszawy” (Znak Horyzont 2014).

Zupełnie inaczej do sprawy podszedł gospodarz, który jakby chcąc podkreślić nieoficjalny i rodzinny charakter wieczerzy, zaprezentował się… w niewyprasowanym mundurze.

Kolacja przebiegła w miłej atmosferze. Sosnkowski, jego rodzina i gość z Polski. W końcu generał razem z „Jankiem” zamknęli się w jednym z pokoi, aby w spokoju porozmawiać o sprawach poważniejszych.

Wszystkiemu towarzyszył dym papierosów – Sosnkowski palił jednego za drugim – oraz whisky, znikająca w tempie niewróżącym niczego dobrego. Nowak-Jeziorański tylko słuchał – o sytuacji międzynarodowej, o czekających go zadaniach. Mijały godziny, a wraz z nimi kolejne szklanki szkockiej. Starając się dotrzymać towarzystwa Generałowi – wypiłem za dużo whisky, usiłowałem jednak słuchać z napiętą uwagą, by nie uronić z tych wywodów ani słowa.

Spotkanie dobiegło końca o drugiej w nocy. Prywatnym samochodem Naczelnego Wodza „Janek” wrócił do swojego domu. W następnych tygodniach odbył szereg spotkań. Dłuższych, krótszych, istotnych i całkiem pozbawionych znaczenia. Wszystkie łączyło jedno. Dla człowieka, który spędził kilka lat w okupowanym kraju, radząc sobie z głodem, brakiem ogrzewania i z niebezpieczeństwem wychylającym się zza każdego rogu, były niczym wakacje.

Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski (na zdjęciu w środku) jak się okazało był nie tylko gościnnym człowiekiem, ale również mógł pochwalić się mocną głową, o czym na własnej skórze przekonał się "Janek".

Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski (na zdjęciu w środku) jak się okazało był nie tylko gościnnym człowiekiem, ale również mógł pochwalić się mocną głową, o czym na własnej skórze przekonał się „Janek”.

Ciepłe łóżko, whisky i tyle jedzenia ile tylko da się zjeść – o tym w Polsce nawet nie można było marzyć. Tymczasem dla kurierów Armii Krajowej była to rzeczywistość. Trudno osiągalna i związana z ogromnym ryzykiem, niekiedy prowadzącym do aresztowania, a czasem nawet śmierci – ale realna.

Źródło:

  1. Jan Karski, Tajne państwo, Znak Horyzont 2014.
  2. Jana Nowaka-Jeziorańskiego Kurier z Warszawy, Znak Horyzont 2014.

Zobacz również

Historia najnowsza

Jak nie ośmieszyć Polski? Kilka dobrych porad dla nowego szefa MSZ

Polacy wiele rzeczy puszczą koło uszu, niezależnie czy zgadzają się z danym rządem czy nie. Świat nie zawsze jest równie wyrozumiały. Zgadujemy, że nowy minister spraw...

3 grudnia 2015 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Historia najnowsza

Nie wymiotuj na premiera! 10 porad dla dyplomaty wyruszającego na Daleki Wschód

Futurolodzy wieszczą, że już niedługo Azjaci przejmą władzę nad światem. Najwyższa pora nabrać odrobiny ogłady w kontaktach z nimi. Jeden z naszych prezydentów łączył się z...

5 listopada 2015 | Autorzy: Agnieszka Wolnicka

Druga wojna światowa

Łączniczki. Kobiety, bez których nie byłoby Armii Krajowej

Gdyby nagle zniknęły wszystkie łączniczki, Armia Krajowa nie przetrwałaby bez nich nawet tygodnia. Każdego dnia ryzykowały życiem, przenosząc meldunki, broń i trefne paczki. Wykonywały najniebezpieczniejszą pracę...

12 czerwca 2014 | Autorzy: Rafał Kuzak

Druga wojna światowa

Żywe trupy i ucieczka na golasa. Jak AK odbijała więźniów z rąk gestapo?

Nie każda z brawurowych akcji Armii Krajowej sprowadzała się do strzelaniny. Na to, by wyrwać swoich ludzi zwyrodnialcom spod znaku trupiej główki, Polska Podziemna miała wiele...

30 kwietnia 2014 | Autorzy: Sebastian Pawlina

Druga wojna światowa

Wszy, tyfus i kryminaliści. Najbardziej nietypowe metody walki z okupantem

Zamachy bombowe, egzekucje na zbrodniarzach i wysadzanie pociągów. To najbardziej spektakularne metody, jakimi Armia Krajowa posługiwała się w walce z Niemcami. Wszystkie one wiązały się...

23 kwietnia 2014 | Autorzy: Rafał Kuzak

Druga wojna światowa

Wystarczyło 90 sekund. Likwidacja kata Pawiaka

Na okupacyjnej mapie Warszawy Pawiak zajmował szczególne miejsce. Przez mury więzienia przewinęło się ponad 90 tysięcy osób. Połowa z nich nie dożyła końca wojny. W...

7 marca 2014 | Autorzy: Rafał Kuzak

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

slayer

Swego czasu jeden pan bezradny radny będąc w delegacji w Anglii na kaca wypił przy śniadaniu wodę służącą do obycia rąk przed posiłkiem. Takie mamy teraz elyty.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.