Kilka tygodni temu pisaliśmy o haniebnej dezercji komandora Henryka Kłoczkowskiego. Z tym wydarzeniem z pierwszych dni kampanii wrześniowej wiąże się inna, dużo ciekawsza opowieść. Tym razem poświęcona nie hańbie i tchórzostwu, ale polskiej odwadze oraz zaradności w najlepszym możliwym wydaniu. Najwyższa pora przypomnieć spektakularną ucieczkę załogi okrętu ORP Orzeł z portu w Tallinie.
Komandor Kłoczkowski, opuszczając okręt rankiem 15 września 1939 roku pozostawiał swoich ludzi w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Początkowo planowano, że Orzeł – celem dokonania niezbędnych napraw – będzie przebywał w tallińskim porcie jedynie 24 godziny. Po tym czasie jednostka powinna ruszyć do dalszej walki.
Na horyzoncie szybko pojawiły się jednak nieoczekiwane komplikacje. Mianowicie w tym samym porcie kotwiczył niemiecki statek Thalatta, który miał wyjść w morze 15 września.
Zerwana bandera
Prawo morskie jednoznacznie regulowało niezręczną sytuację, kiedy w przystani neutralnego państwa zatrzymały się okręty dwóch krajów prowadzących ze sobą wojnę. Wedle przepisów mogły one opuścić miejsce postoju z minimum 24-godzinnym odstępem.
Przepis miał oczywiste uzasadnienie. Zapewniał, że na neutralnych wodach lub przed samym portem nie dojdzie do niekontrolowanych walk. Dla Polaków oznaczał jednak wyłącznie problemy.
Planowany na jedną dobę postój przydłużył się do 48 godzin. I był to wyłącznie początek kłopotów. Wieczorem Estończycy poinformowali pierwszego oficera Orła, kapitana Jan Grudzińskiego, że okręt zostaje internowany do odwołania. Jak wyjaśnia Kacper Śledziński w książce „Odwaga straceńców”, gospodarze powołali się na:
paragrafy układu z listopada 1938 roku, którego najistotniejsza część sprowadzała się do internowania okrętu podwodnego strony wojującej, jeżeli ten znajdzie się na wodach terytorialnych któregoś z sygnatariuszy.
Na nieszczęście dla naszych podwodników Estonia – obok Litwy i Łotwy – była jednym z sygnatariuszy wspomnianej umowy. Nie to jednak miało decydujące znaczenie. Tak naprawdę o podjęciu takiej, a nie innej decyzji przesądził nacisk niemieckich władz na rząd małego i bezbronnego nadbałtyckiego kraju.
Wszystko wskazywano zatem, że dla załogi Orła – podobnie jak dla byłego dowódcy – wojna definitywnie się skończyła. Jakby na dowód tego estoński oficer zerwał powiewającą na rufie polską banderę.
Następnego dnia, w sobotę 16 września, Estończycy przystąpili do rozbrajania okrętu. Na pierwszy ogień poszły mapy i dziennik nawigacyjny. W następnej kolejności wymontowano zamki z dział oraz skonfiskowano amunicję. Wreszcie zajęto się torpedami. Do końca dnia uporano się z 14, ostatnie 6 pozostawiono na niedzielę.
Załoga Orła nie zamierzała jednak czekać z założonymi rękoma. Przez całą noc nikt nie zmrużył oka. Nie było na to czasu, wszyscy uczestniczyli w obmyślaniu planu, który pozwoliłby uciec z Tallina. Nad ranem każdy wiedział, co ma robić.
Można uciekać
W pierwszej kolejności Polacy uszkodzili linę, za pomocą której wyciągano torpedy. A jako że była niedziela, Estończykom nie udało się znaleźć innej. Jeden problem z głowy.
W tym samym czasie bosman Władysław Narkiewicz łowił ryby, pływając po porcie małą łódką. Tak przynajmniej myśleli Estończycy, bo w rzeczywistości Narkiewicz mierzył głębokość na trasie planowanej ucieczki. Z kolei matowie Olejnik i Świebocki wdali się w towarzyskie rozmowy ze spotkanymi w porcie marynarzami. Bez problemu wyciągnęli od nich informacje o zmianach wart. Teraz trzeba było tylko zaczekać na nastanie nocy.
O północy w porcie nagle zgasły wszystkie światła i o dziwo nie była to sprawka Polaków. Grzechem byłoby jednakże nie skorzystać z awarii nadarzającej się w idealnym momencie. Kapitan Grudziński już miał wydać komendę cała naprzód, gdy ni stąd ni zowąd, na pokład wprosił się estoński oficer. Siedział tam przez półtorej godziny, aż w końcu – przekonany, że Polacy niczego nie knują – pożegnał się. Wreszcie nic nie stało na przeszkodzie. Można było przystąpić do realizacji ostatniego etapu planu ucieczki.
Olejnik i Świebocki podstępem zwabili na pokład wcześniej poznanych estońskich strażników, których bezszelestnie obezwładniono i zabrano na pokład Orła. Następnie przecięto cumy oraz spowodowano kolejną awarię oświetlenia w porcie. Zaraz po tym zagrały oba silniki i okręt ruszył całą naprzód. Zbawienne ciemności niestety nie trwały długo. Jak pisze w swojej książce Kacper Śledziński:
Najpierw rozbłysnął jeden reflektor, po nim drugi, trzeci i dalsze. Światła prześlizgnęły się po zabudowaniach, omiotły nabrzeża, a w końcu złapały sylwetkę Orła. Wówczas ciszę przerwała krótka seria karabinu maszynowego.
Nie miało to już znaczenia. Okręt pędził w kierunku wyjścia z portu i gdy wydawało się, że nic złego nie może się już stać… długi kadłub nie zmieścił się w wyznaczonym torze. Orzeł zawadził o falochron i stanął. Sytuacja robiła się coraz bardziej krytyczna, ponieważ do unieruchomionej jednostki ogień – na szczęście niecelny – otworzyła estońska artyleria.
Koniec końców, po kilkunastu nerwowych minutach załodze udało się wyprowadzić okręt na głębokie wody. Teraz czekała ich licząca półtora tysiąca mil morskich droga do sojuszniczej Wielkiej Brytanii. Bez map, bez broni, bez kontaktu z dowództwem. Ale to już temat na inny artykuł.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Kacper Śledziński, Odwaga straceńców. Polscy bohaterowie wojny podwodnej, SIW Znak 2013.
KOMENTARZE (22)
No i z takiej postawy Polaków trzeba być dumnym :) Miła zmiana po przeczytaniu artykułu o Kłoczkowskim :))
Wydaje mi sie, ze bardziej szczegolowy opis ucieczki jest w linku ponizej (choc musze przyznac, ze nie ma w nim wzmianki o awarii pradu i wizycie estonskiego oficera na pokladzie):
http://pl.wikipedia.org/wiki/ORP_Orze%C5%82_(1939)#Ucieczka_z_Tallinna
Jest to prawdopodobne, ponieważ ten art. to nieco zmieniona wersja tekstu, który pisałem do biuletynu „Bestseller” dystrybuowanego podczas ostatnich Targów Książki w Krakowie. Dlatego musiał być on zwięzły.
Panie Rafale, nie spodziewalem sie tak szybkiej reakcji, gratuluje czujnosci oraz checi do uswiadamiania innych. Mam jednak swiadomosc, ze istnieje tez druga strona medalu – mam nadzieje, ze nikt nie zmusza Pana do pracy w niedziele. Pozdrawiam.
Zawsze staram się odpisywać możliwie szybko, bo potem zapominam ;). Co do pracy w niedzielę, to nie jest tak źle, akurat sobie siedzę w internetach, a jako że dostaję majl, gdy ktoś pisze komentarz pod moimi artykułami to od razu odpisałem.
A jak mowa o pisaniu art. to ostatnio coraz rzadziej mi się to zdarza, chociaż mam mocne postanowienie, aby wrócić do częstszego publikowania nowych tekstów.
Również pozdrawiam.
PS. Mowiac o uswiadamianiu, mam na mysli przyblizanie historii, a nie procesu tworzenia artykulow :P
Oczywiście, że nikogo nie zmuszamy do pracy w niedzielę. OCZYWIŚCIE ;-).
A czemuż to kapitan Jan Grudziński w idiotyczny sposób wprowadził „Orła” do portu?!
Wystarczyło naprawić sprężarkę na redzie mając możliwość odpłynięcia w każdej chwili.
Do portu wprowadził „Orła” Kłoczkowski, Grudziński był wtedy zastępcą. Wprawdzie chciano wysadzić „chorego” na redzie, ale się uparł, i stało się. Dalej, jak w tekście.
Warto wspomnieć to co zrobił oficer nawigacyjny Porucznik mar. Marian Tadeusz Mokrski. To właśnie on sporządził własnoręcznie mapę morską zaznaczając na niej latarnie i pławy nawigacyjne oraz ich charakterystykę, co pozwoliło na prowadzenie nawigacji. Między innymi dzięki temu załoga polskiego okrętu podwodnego wydostała się z Tallina i bezpiecznie przedarła się do Wielkiej Brytanii, gdzie dołączyła do działań aliantów.
Jego symboliczny grób znajduje się na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie.
Nie mogę, przeciez to się czyta jak wypracowanie z liceum… Przeczytałem kilka (żeby nie było – bardzo ciekawych) artykułów na Waszym portalu nt. „Orła”. Wszystko rozumiem – młodzi, entuzjaści, historycy itd., ale to wszystko wygląda jakby to pisał jakiś domorosły poprawiacz całego świata. Niepotrzebne silenie się na dramaturgię – jeszcze nie jesteście dziadkami otoczonymi dzieciarnią, słuchającą Waszych opowieści. Druga sprawa: po co na każdym kroku podkreślać, że czyn kom. Kłoczkowskiego był haniebny? Historyk powinien być bezstronny, skupić się na faktach, aby dostarczyć ich czytelnikowi jak najwięcej i wtedy ten drugi sam sobie dane wydarzenie zakwalifikuje. Dobra robota – może być jeszcze lepsza :)
Marcin napisał m.i, Historyk powinien być bezstronny, skupić się na faktach, aby dostarczyć ich czytelnikowi jak najwięcej i wtedy ten drugi sam sobie dane wydarzenie zakwalifikuje.
Moje; To zupełnie niemożliwe. Zagranicznego co napisze na zlecenie, pochwalą, odznaczą i wykopią z naklejką Żyda.
Od tego się zaczyna, ze okręty były Polsce zupełnie niepotrzebne. To z twierdzenie przed wojenne. Mościcki zarobił na rok tyle samo co kosztował Orzeł. Na karabiny maszynowe robiono zbiorki pomiędzy biedotą. Polski wkład w II WS był minimalny i nie odegrał żadnej roli poza propagandą Polską, różnego koloru. Film „Okręt” jako jedyny w tej klasie pokazuje „życie” podwodniaków w tym czasie. Polskich sil zbrojnych nikt nie traktował poważnie i z zaufaniem. Winę za to ponoszą tylko i wyłącznie Polacy sami. Dzisiaj siedzi znowu niezadowolona na tym co jej dali, wściekła rozżalona i obrażona na wszystkich i wszystko. Ile milionów Polaków wypięło już d… na swoja ojczyznę znowu wiedza więcej za granica jak w Polsce.
Może warto coś przeczytać zanim się napisze taki komentarz? Np. o tym na ile nieoczekiwane straty Niemców w walce z Polską w 1939 opóźniły ich inwazję na Europę Zachodnią; albo o tym, że polscy lotnicy byli kluczowi dla zwycięstwa w Bitwie o Anglię; albo o tym o ile lat skróciła się II wojna światowa, dzięki rozpracowaniu Enigmy przez polskich kryptologów.
W Tallinie na muzeum morskim, wisi tablica upamietniajaca ucieczke Orla z portu w 39r. Napisy w j.estonskim,angielskim i polskim mowia, ze okret zostal internowany, pod wplywem nacisku sowieckich sluzb, ktore juz wtedy rzekomo mialy wplyw na estonski rzad. Ciekawe czy to polityczna poprawnosc dzisiejszych czasow? Tablica zostala ufundowana prawdopodobnie przez RP, i jest odwiedzana przez naszych dyplomatow z okazji roznych rocznic okolowojskowych.
Jasiowi D… do sztambucha.
Porównywać można to co jest porównywalne. Dlatego porównaj wkład II RP do IIWŚ z takimi, jak
Francja/najsilniejsza wówczas armia lądowa/Dania,Holandia,Belgia,Czechosłowacja,Norwegia,
dalej nie wymieniam choć mógłbym.A prez.Mościcki przez całe życie nie zarobił tyle,ile kosztował „Orzeł”. Dalej zacytuję S.Lema,”nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie poznałem internetu”. Pozdrawiam Redakcję.
@Leszek: Jeśli myśli Pan, że obelga ukryta w cytacie lepiej wygląda i wcale nie świadczy o poziomie obrażającego, to jest Pan w błędzie. Również pozdrawiamy.
Jeśli zgadza się Pani z argumentacją pana D. to pozostaje mi wycofać cytat, wraz z przeprosinami.
@Leszek: Szanowny Panie Leszku, źle Pan mnie zrozumiał. Nie zgadzam się, jednak staram się ograniczać, a najlepiej byłoby gdyby udało się wyeliminować, wzajemne obelgi, którymi obrzucają się dyskutanci. Merytoryczna krytyka jest zdecydowanie więcej warta. Dziękujemy Panu za komentarze i udział w dyskusji pod wieloma tekstami – widać, że ma Pan ogromną wiedzę i bardzo się cieszymy z takiego dyskutanta jak Pan. Dlatego proszę z nami pozostać na portalu i wciąż pokazywać innym, że można dyskutować siłą argumentów, a nie obelg. Serdeczne pozdrowienia.
Wątek wraca,czyli budzi zainteresowanie.Po roku,jestem skłonny zgodzić się z dyskutantami,którzy twierdzą,że MW nie odegrała żadnej roli w ’39.Że te pieniądze były zmarnowane. A skoro to wątek „Orła”, to warto dodać,że jego dowódca cały czas szukał miejsc bezpiecznych,gdzie nie ma nieprzyjaciela. Tak było w Zatoce,gdzie w dzień leżeli na dnie, a w nocy,gdy na powierzchni nie było nikogo,ładowali akumulatory,i tak było, gdy samowolnie opuścili Zatokę i ulokowali się w miejscu,gdzie nieprzyjaciel nie zaglądał.Czyli,”unikać wroga za wszelką cenę”.Reasumując, Kompania Wartownicza z Kielc na Westerplatte,i płk.Dąbek na Oksywiu kosztowali ułamek tego co cała MW a ich rola w wojnie obronnej jest nie do przecenienia.
Też pozdrawiam i kłaniam się.
Bałtyk i okręty podwodne – dzisiaj to jeszcze bardziej nie przydatne zabawaki. Lepiej zainwestować w jakieś nowoczesne wyrzutnie rakiet broniące wybrzeża.
W archiwach estońskich znajdują się relacje, że ostrzał Orła z baterii był fikcją. Zresztą są one cytowane przez polskich historyków już od co najmniej 2014 roku. Pierwsza awaria oświetlenia w wyjątkowo idealnym momencie, także nie była przypadkiem.