Wokół obrony Westerplatte narosło wiele mitów, a załogę Wojskowej Składnicy Tranzytowej już przed laty uznano za bezdyskusyjnego bohatera zbiorowego. Czy jednak rzeczywiście wszyscy żołnierze zasługują na to miano? Zdecydowanie nie.
Początek legendy o garstce obrońców nieustępliwie stawiającej czoła wrogowi sięga września 1939 r. Spora w tym zasługa Polskiego Radia, które od drugiego dnia zmagań, aż do kapitulacji placówki informowało słuchaczy, że Westerplatte broni się jeszcze.
Swoją cegiełkę dołożył także Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz. To właśnie on czwartego września 1939 r. odznaczył każdego z westerplatczyków orderem Virtuti Militari oraz awansował o jeden stopień.
Potem opowieść zaczęła żyć własnym życiem i przez dziesięciolecia właściwie nikt nie próbował skonfrontować jej z faktami. Tymczasem – jak słusznie zauważył w swojej książce „Westerplatte 1926-1939” Jarosław Tuliszka:
Wśród obrońców Westerplatte znajdziemy wiele postaci, które śmiało możemy nazwać bohaterami […] nie oznacza [to jednak], że dziś, po tylu latach od tamtych wydarzeń możemy bezkrytycznie patrzeć na wszystkich żołnierzy, którzy wówczas znajdowali się w bronionej składnicy. Oprócz wielkiego bohaterstwa są również przykłady zwykłej bojaźni a nawet tchórzostwa.
Zostawili rannego kolegę na pewną śmierć
Mocne słowa, które domagają się dowodów. Zacznijmy zatem od historii kaprala Andrzeja Kowalczyka. Wchodził on w skład obsady placówki „Prom”, dowodzonej przez porucznika Leona Pająka. W trakcie odpierania pierwszego z niemieckich szturmów jej załoga została ostrzelana od tyłu.
Jak się okazało, salwy padły z – usytuowanego przy bramie główniej Składnicy – budynku wartowni policji niemieckiej. W zaistniałej sytuacji porucznik Pająk rozkazał kapralowi Kowalczykowi oraz dwóm jego kolegom unieszkodliwić zagrożenie.
Zadanie zostało wykonane, ale w trakcie realizacji zginął strzelec Bronisław Uss, a kapral Kowalczyk otrzymał dwa postrzały w pierś. Widząc to chorąży Jan Gryczman – zastępca Pająka – polecił dwóm żołnierzom odniesienie rannego do Wartowni Nr 1.
Ci jednak z uwagi na silny nieprzyjacielski ogień z broni maszynowej oraz – jak później twierdzili – prośby Kowalczyka, pozostawili go na pewną śmierć około 200 metrów od celu. Sami salwowali się ucieczką, ratując własne życie. Jest to jeden z najbardziej kontrowersyjnych epizodów całej obrony. Nawet obecnie trudno o jednoznaczną ocenę.
Dezerterzy. Byli, czy ich nie było?
Od kilku lat toczy się także ożywiona dyskusja na temat tego czy w trakcie obrony zdarzały się przypadki dezercji i samowolnego opuszczania stanowisk bojowych. Jeżeli wierzyć relacjom obrońców, to odpowiedź na tak zadane pytanie musi być twierdząca.
Miały one miejsce drugiego września. Ich bezpośrednią przyczyną był – przeprowadzony po południu tego dnia – kilkudziesięciominutowy nalot 58 bombowców nurkujących Junkers Ju 87B Stuka.
Napięcia nie wytrzymał na przykład strzelec Władysław Jakubiak, który w momencie rozpoczęcia bombardowania znajdował się w koszarach. Po tym jak trafiły w nie dwie bomby wybiegł z budynku na dziedziniec i niemal natychmiast zginął.
Do podobnej sytuacji doszło w Wartowni Nr 1, gdzie – po wyrwaniu drzwi w wyniku eksplozji – część załogi próbowała uciec. Dopiero groźba użycia broni przez plutonowego Piotra Budera skłoniła ich do zmiany zdania. I to nie wszystkich, bowiem dwóch żołnierzy, korzystając z zamieszania, opuściło swój posterunek i pobiegło do koszar.
Swoje stanowisko porzuciła za to w całości obsada placówki „Elektrownia”, która uznała, że Niemcy przeprowadzili atak gazowy. Najpierw udali się do Wartowni Nr 4. Stwierdzili tam, że to koniec walki, ale dowódca wartowni – kapral Władysław Goryl – odparł, że on się nie podda.
To jednak ich nie przekonało i wszyscy jak jeden mąż – w maskach przeciwgazowych – pomaszerowali do koszar. Pozostawili tym samym swój odcinek bez obrony. Identycznie postąpiła załoga placówki „Fort”. Jej dowódca tłumaczył później, że zrobili to ponieważ byli pewni, iż zostaną zluzowani przez inny oddział.
Pisząc o kwestii dezercji wśród obrońców Westerplatte trudno nie poruszyć tematu rzekomej egzekucji czterech żołnierzy. Mieli oni zostać rozstrzelani drugiego września, właśnie za samowolne uchylanie się od swoich obowiązków. Czy takie zdarzenie miało miejsce? Biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek relacji na ten temat ocalałych obrońców, należy podchodzić do tej historii z dużym dystansem.
Czy można ich winić za to, że nie wszyscy byli bohaterami?
Na zakończenie warto jeszcze raz sięgnąć po cytowaną już tutaj książkę Jarosława Tuliszki, który tak podsumowuje cała sprawę:
Czy można mieć do żołnierzy pretensje o to, że nie wytrzymali w najcięższych chwilach? Nie – byli to zwykli ludzie. Nie wszyscy są bohaterami. Nimi kierowały zwykłe ludzkie odruchy […]. Chodzi jedynie o to, aby nie robić z całej załogi Westerplatte bohaterów jedynie z tego tytułu, że właśnie w owym czasie znaleźli się na terenie Składnicy.
Innymi słowy. Nie powinno się traktować wszystkich obrońców jednakowo, ponieważ wtedy nie docenimy prawdziwych bohaterów, którzy faktycznie zasługują na to miano. Należy o tym pamiętać, gdy po raz kolejny ktoś będzie się oburzał, że historycy i publicyści starają się walczyć z mitami, które narosły wokół obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Bibliografia:
- Dariusz Baliszewski, Tajemnica Westerplatte, „Wprost” 2008, nr 39.
- Zbigniew Flisowski, Tu, na Westerplatte, Książka i Wiedza 1968.
- Jarosław Tuliszka, Westerplatte 1926-1939, Wydawnictwo Adam Marszałek 2011.
Inspiracja:
- Paweł Chochlew, Aldona Rogulska, Tajemnica Westerplatte, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 2013.
KOMENTARZE (87)
wow, świetnie napisane.
pzdr
Dzięki, cieszę się, że artykuł Ci się podoba.
jak na kazdej wojnie kretynie sa tacy i inni ludzie – a byles w wojsku jelopie? pewnie jakis „hromy” kaleka albo chorowity
wiec nie ubliazaj zolnierzom pismaku i do tego glupi
– sadzac po widoku zdjecia takiego kretyna to zesral bys sie dawno juz a kazdy z tych co byli by z boku cie zastrzelil bo najslabsze ogniwo
wszedzie sa tylko ludzie – jeden taki drugi taki – jeden d okonca bedzie walczyl a drugi sprzeda bo sie bedzie bal – zycie ale nie ublizaj tym ludziom .nie byles to nie szkaluj
Gratuluję doskonałej umiejętności czytania ze zrozumieniem. W artykule w cale a w cale nie ma napisane, że:
Czy można mieć do żołnierzy pretensje o to, że nie wytrzymali w najcięższych chwilach? Nie – byli to zwykli ludzie. Nie wszyscy są bohaterami. Nimi kierowały zwykłe ludzkie odruchy […]. Chodzi jedynie o to, aby nie robić z całej załogi Westerplatte bohaterów jedynie z tego tytułu, że właśnie w owym czasie znaleźli się na terenie Składnicy.
Polecamy przed napisaniem komentarza uważne przeczytanie artykułu i wzięcie kilku głębokich wdechów.
Tak!
o walkach na Westerplatte wiem z 2giej ręki.Podobno chochoły były dla lutwaffe brane błędnie za część polskiego uzbrojenia lub liczebne wojsko, dlatego tak długo nie umieli poradzić sobie z obroną i atakowali nie tam gdzie trzeba, a Schleswig Holstein miał działa , które przestrzeliwały …i większość trafiała do zatoki gdańskiej.Zaraz po wojnie w szkołach uczyli o bohaterskości obrony Westerplatte.Opowiadali o niej uczestnicy tej batalii a nie opracowania naukowe lub debilne artykuły w stylu „ten się posrał jak koło niego coś wybuchło”Może i się posrał, ale dali radę…do końca.Niemcy też nie byli bezduszni.Oddali dowódcom w dowód uznania szable.Mojego wujka pod wsią Mokra po jej zdobyciu Niemcy na pochówek nieśli w dowód uznania przeciwnika.Zniszczył kilka czołgów,zabił 30 Niemców…ale dziś nie ma jakiejś jego monografii.Nigdzie nie ma śladów, zapisów naukowych a nawet pewnie już naocznych świadków z którymi mogłem porozmawiać 30 lat temu. Łęgorz miał na nazwisko.Tyle w temacie tego artykułu pisanego pewnie na jakieś zamówienie antypolskie niestety :(
jasne. Trzeba podkreślić jeszcze inny element obrony Westerplatte. Tego autor artykułu ( nie książki, bo jej nie czytałem) że nie miała ona większego sensu. Polska pokazała, że nie zgadza się na aneksję Gdańska i będzie go bronić. 12 godzin i starczy. Sucharski zadanie wykonał i po tym ataku lotniczym chciał poddać placówkę ale bohater Dąbrowski miał go ubezwłasnowolnić a konkretnie pozbawić wpływu na decyzje działań wojskowych. Był odważny i waleczny ale niesubordynowany, do tego nieroztropny. Czy to jest właściwy oficer ? Gdyby jeszcze widział, że zwycięstwo jest o krok, że trzeba się wziąć w garść i zwyciężyć, to jego bunt miałby sens. A tak ?
Fajnie , że umieli wykorzystać swoje walory obronne ale ich obrona nikomu nie pomogła znacząco. Pewnie paru Niemców trochę później odjechało walczyć na Kępę Oksywską i kilkudziesięciu nie otrzymało wcześniej urlopu. Ci żołnierze, co dostali stracha, przez skórę pewnie rozumieli, że tak naprawdę to ich trwanie to niczemu poza komunikatem Polskiego Radia, które napełniało dumą i nadzieją serca Polaków, nie służy.
@Litek
Otóż nie. I Dąbrowski i Sucharski działali DOKŁADNIE tak, jak ich ukształtowano i wyszkolono. Sucharski miał być kalkulującym, widzącym szerszy obraz wyższym oficerem. Od Dąbrowskiego i reszty oczekiwano właśnie tego – inicjatywy, utrzymywania dyscypliny w szeregach oraz ducha walki. Tyle historii.
Tego jak i dlaczego należy walkę prowadzić, tłumaczyć nie zamierzam – bo widzisz, w wojnie i wojsku jest tak, że partykluarny interes czy dobrostan nie ma szerszego znaczenia.
Jest jeszcze jedno ale…..Po wojnie…..Chlopski syn z kieleckiego, Sucharski, zostal i umarl na emigracji. Jego zastępca Dabrowski, szlachcic i potomek TEGO Dąbrowskiego z hymnu……upadl bardzo nisko, kolaborujac z komuna. Jak go z partii wyrzucili to lkal i kajal sie za swoje pochodzenie i sanacyjne oficerstwo.
No akurat kapitan Franciszek Dąbrowski herbu Jelita nie był potomkiem Jana Henryka Dąbrowskiego herbu Virgo Violatta
Gdybys znal prawdziwa historie kpt. Dabrowskiego w czasach PRL, zjadlbys swoj parszywy jezyk. Tak kolaborowal, ze szyl buty, sprzedawal gazety i zyl w ubostwie. Wspomnienia o Nim sa dobrze zachowane do dzis.
Czyli co, mamy teraz mówić, że Westerplatte przez 7 dni broniło się pół-bohatersko? Jakie ma znaczenie to, że obrońcy Westerplatte składali się z żołnierzy odważnych oraz tych mniej mężnych? Chyba rażąco nie odbiegali od średniej światowej żołnierzy innych armii. Myślę, że dzięki temu tym większa chwała dla nich!
popieram w 100%. Załoga się broniła i załoga była bohaterska. Chyba, że autorowi chodzi o to żeby przez zachowanie kilku osób zdyskredytować wszystkich obrońców. Pewnie, że byli tam ludzie mniej odważni, mniej odporni psychicznie – obrona była bohaterska i obrońcy byli bohaterami. Nie wiem czy to to celowe, czy autorzy takich opinii nie zdają sobie sprawy, że pokazywanie jednostkowych negatywnych przypadków oczernia wszystkich, taka jest zasada działania postrzegania medialnego i tak są kreowane stereotypy. Tak więc eksponowanie, podkreślam chodzi o eksponowanie a nie przemilczanie tego typu zachowań godzi, obraża a nawet szkaluje bohaterskich obrońców. I kto jak kto ale producenci i scenarzyści – generalnie ludzie mediów – powinni sobie zdawać dobrze sprawę z tego mechanizmu.
Kompletny nonsens. Jakie eksponowanie?! To właśnie przez absurdalne zakłamanie ludzie Tobie podobni w opiniach tworzą i pielęgnują kłamliwe stereotypy. Już nie pytam gdzie i kiedy powinno się opisywać historyczną prawdę i kwestionować kłamliwe stereotypy. Albo ktoś interesuje się historią albo interesuje się wyłącznie „historią właściwą” czyli mitem.
Ad vocem do repliki komentatora „ablad”, który (14 września 2014) narzeka, że czegoś ważnego dowiadujemy się z muzycznego utworu Sabatonu, 40:1. Ja myślę, że dzięki Bogu; to raczej gniot historyczny, choć nie odbieram mu zalety budowania krzepiącego samopoczucia młodych Polaków i patriotycznej edukacji. Dość łatwo sprawdzić, że bliższym prawdy byłby tytuł 7:1.
@Werner
Chciałbym nieśmiało zauważyć, że tutejszy portal/blog ma charakter historyczny, a nie propagandowy. Różnica jest taka, że historia ma na celu badanie zaszłych zdarzeń, propaganda natomiast ma na celu budowanie nastrojów. Jeżeli nie masz siły dowiadywać się, jak wyglądała historia, jeśli Twój umysł nie jest w stanie skonfrontować posiadanych przez Ciebie wyobrażeń z rzeczywistością, po prostu unikaj odwiedzin na tego typu stronach.
Dzięki, mądre słowa. Niestety niektórzy są tak przywiązani do mitów historycznych, że trudno im pojąć, że prawda mogła być inna niż im się wydaje.
Witam
Panie Rafale, jestem taką osobą, którą określił Pan mianem „przywiązanych do mitów historycznych”. I coś w tym z prawdy i nie. Na temat merytorycznej strony artykułu i powołania się na źródła pracy naukowej ……. . Zna Pan zapewne powiedzenie ks. Tischnera o prawdzie? Dla przypomnienia, są trzy: cała prawda, tyż prawda i gu…o prawda :-). Prace naukowe są pisane przez ludzi, a Ci, w najlepszym przypadku są subiektywni, ale i mają z jednej strony swoje poglądy polityczne, a z drugiej takie i antypatie. Często jedna i druga strona odbija się w pracach „naukowych”. Mając ci ludzie jeszcze gorsze cechy, ale o tym za chwilę. Nie zastanowiło Pana, że w ostatnim 20 – 25 leciu pojawiło się bardzo dużo publikacji (również naukowych), artykułów i filmów „odbrązawiających” Polaków z okresu wojennego. Wspomniana przez Pan książka, wymienione materiały źródłowe, film o Jedwabnym, ostatnio serial TV (nie pamiętam tytułu) pokazujący antysemityzm wśród partyzantów AK, film o Westerplatte. Mógłbym poszukać więcej, ale piszę to co na szybko pamiętam. Czemu natomiast o nieznanych historiach, tych pozytywnych, dowiadujemy się np. z piosenki 40:1 Szweckiej grupy Sabaton? Moim zdaniem część tych „utworów” powstaje na zamówienie określonych opcji politycznych – znaczna część publikacji IPN, lub co zdecydowanie gorsze, z pobudek czysto merkantylnych. Kto by obejrzał kolejny (drugi) film o bohaterach z Westerplatte? Ale wylejmy na nich trochę brudu. Naruszmy świętość narodową i choćby z oburzenie ludzie pójdą. Tak samo wymieniona przez Pana książka. Film o Jedwabnym itp. Brakuje nam jeszcze czegoś co opluje Powstanie Warszawskie i będziemy mieli komplet. Bo w ostatnich latach dowiedziałem się, że obozy koncentracyjne były polskie, że Polacy mordowali żydów i teraz jeszcze, że na Westerplatte byli tchórze i dezerterzy. Przykre tylko, że ludzie Pana pokolenia łapią się na taką tanią komercyjną papkę. Przykre, że nie chcecie pokazywać i być dumni z tego za co nas Polaków świat ceni, że łapiecie tanie sensacje, powielacie je tak długo, że przesłaniają wam rzeczywisty obraz. Wracając do prawdy. Żył sobie w Ameryce generał George Custer, pijaczyna, bawidamek i karierowicz. Autor masakry indiańskich kobiet i dzieci pokazanej w „Niebieskim żołnierzu”. Ale może Pan obejrzeć jego film biograficzny i tam jest bohaterem przez bardzo duże B.
Miałem kiedyś przełożonego, który mawiał, że nie pluje się we własne gniazdo.
Sposób przedstawiania prawdy? :-) Równolegle do pana artykułu czytam : http://www.1939.pl/bitwy/niemcy/obrona-westerplatte/. I taka konkluzja ze stronki Kampania Wrześniowa. Przedstawia się siły Polskie i Niemieckie. Jednocześnie jednak porównuje Sowieckie, Angielskie i Francuskie. Ostatnie z jakiej przyczyny? W Kampani Wrześniowej Rosjanie też nie uczestniczyli. Zdaje się, że był rozkaz nie walczenia z Rosjanami. Inny sposób pokazanie tej samej prawdy.
pozdrawiam
@ablad w potoku „hejtu” jaki wylał się na Rafała w komentarzach, Twoja wypowiedź zdecydowanie się wyróżnia. choć nie zgadzam się z Twoimi poglądami, miło się czyta tą polemikę, bo pokazujesz , że udowadnianie racji nie polega na upakowaniu w komentarzu jak największej liczby bluzgów i obelg. komentuj częściej! może nasi zażarci krytycy przejmą od Ciebie kulturę wypowiedzi? ;)
Jak porównać z obrońcami Eben Emal, którzy mając nieporównanie lepszą pozycję i stosunek sił, skapitulowali po kilkunastu godzinach walki z kilkuset spadochroniarzami….
Już myślałam, że artykuł zbluzga tych ludzi. Liczyłam właśnie na takie podsumowanie, jakie jest w tym artykule. Łatwo jst napisać, że byli tchórzami, zostawiali pół-żywych kolegów na pewną śmierć, ale nie wiadomo jak my byśmy postąpili w takich chwilach, kiedy prawie cały czas słychać odgłosy bomb, strzelania, co chwilę ktoś umiera, świadomość, że jest ich mało do obrony itd. Tymi „tchórzliwymi” ludźmi kierował po prostu instynkt samozachowawczy. Czy mam im to za złe? Nie.
„Inspiracją do napisania artykułu była książka Pawła Chochlewa”
Buhahahahaha!
Inspiracją mogą być różne rzeczy. Artykuł został za to oparty na publikacji naukowej.
Tak Paweł Chochlew to ekspert jak się patrzyyyyy!!
Drogi Anonimie, a czy książka Pana Chochlewa jest wymieniona jako źródło czy może inspiracja? Głównym źródłem jest praca dra Jarosława Tuliszki, którą szczerze polecam.
Drogi anonimie, w bibliografii nie ma książki Pana Chochlewa. Trudno traktować fabularyzowany scenariusz jako źródło historyczne. Są trzy konkretne, naukowe pozycje. Zapraszam do zapoznania się bliżej z tekstem :).
Nie rozumiem postawionych tutaj zarzutów. Już samo ich wyjaśnienie je obala ,,z uwagi na silny nieprzyjacielski ogień z broni maszynowej oraz – jak później twierdzili – prośby Kowalczyka, pozostawili go na pewną śmierć około 200 metrów od celu”- skąd autor wie, jak sam by postąpił słysząc świszczące pociski centymetry mijające jego ciało. Nie wszyscy rodzą się bohaterami, bohaterami zostają jednostki, niemniej jednak westerplatczycy wytrzymali tydzień, przy conajmniej kilkunastokrotnej przewadze. Czy na 180 ludzi broniących składnicy wszyscy byli mężni niczym herosi? Napewno nie- co więcej nie znam jednostki mającej tylko idealnych żołnierzy. I jeszcze drugi zarzut. Czy naprawdę nikt nie miał powodu opuścić swoich pozycji? Nie dziwie się, że kiedy wali się dom, członkowie rodziny ratują się ucieczką. Jak dla mnie te ,,wstydliwe tajemnice westerplatte” nie są wogóle powodem do wstydu i w niczym nie umniejszają męstwa polskiego żołnierza.
Bardzo dobre podsumowanie obrony Westerplatte zrobił B. Wołoszański porównując obronę Polaków do obrony Eben-Emal, gdzie kilkudziesięciu Niemców zdobyło twierdzę bornioną przez ok. 3 000 zołnierzy, którzy zwyczajnie bali się walczyć. Najśmieszniejszą historią jest fakt, że żołnierze z garnizonu stacjonującego w pobliżu twierdzy, bali się podejść do niej w obawie przed….zaatakowaniem przez Niemców:) Więc nie piszcie tutaj bzdur, że Westerplatte to banda tchórzy i dezerterów, a „bohaterami są jednostki”. Życzę, aby wszyscy broniący mieli tyle samozaparcia i odwagi co załoga Westerplatte – 7 dni pod nieustannym ostrzałem z ziemi i powietrza!!
Poczytajcie o zdobyciu Eben-Emal, ile trwała akcja i ilu brało w niej udział żołnierzy niemieckim i belgijskich, a dowiecie sie czym było Westerplatte.
Artykuł ma na celu ukazanie obrońców w negatywnym świetle. Stąd krótka droga do ogłoszenia, że tak naprawdę to Westerplatte nikt nie bronił, tylko Niemcy dla zabicia czasu zrobili sobie trening jak już „tchórzliwi” Polacy uciekli. Tak więc nie ważne, jak te jednostki funkcjonowały, grunt że cała obrona wytrzymała tydzień!
dzięki za wpis. Chciałem się wysilić na jakąś rozbudowaną argumentację ale pewnie niektórych nic nie przekona – a twój komentarz załatwia to jednym zdaniem.
CO ZA DEBIL…
Bardzo dobry artykuł
Wystarczy sięgnąć choćby po jedyną, prawie 700-stronicową monografię walk o Westerplatte Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego pt. „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia”, czy też biografię „Lekarz z Westerplatte. Major Mieczysław Słaby” dr. Krzysztofa Zajączkowskiego lub tegoż autora „Wokół tajemnic Westerplatte” (ksiązki, których zabrakło w bibliografii artykułu; że nie wspomnę o legendarnym już komiksie „Westerplatte. Załoga śmierci”), by stwierdzić, że ten artykuł i książka Chochlewa oraz jego film to jeden wielki kit i kłamstwo, który ma zakodować w mózgach istotną informację: obrona Westerplatte była niepotrzebna, polscy żołnierze i oficerowie to tchórze, złodzieje i zwyrodnialcy, nie warto bronić Ojczyzny, a patriotyzm to wyświechtane, puste słowo. Takie artykuły są tak samo niebezpieczne jak drukowanie w głowach innej informacji: o „polskich obozach koncentracyjnych”.
Poza tym obydwa podpisy pod archiwalnymi fotografiami są błędne. Foto nr 1: to to okolice starego pruskiego schronu amunicyjnego i przedpole Wartownie Nr 2, a nie „okolice placówki Prom”. Foto Nr 2: to jest zdjęcie nie z nalotu 2 września, ale z 1 września. Dym pochodzi z palacych się warsztatów portowych.
Zgadza się. A mity to sobie wymyślają mali ludzie, którzy chcą zaistnieć i mienią się historykami.
Wyglada na to, ze najlepszym sposobem dokopania Polakom jest zafalszowanie ich historii.Trudno jeszcze w obecnej chwili „odkrecic kota ogonem” zupelnie,wiec robi sie tak zwane „drobne zmiany” dodajac nieprawdziwe informacje lub uwypuklajac elementy niekorzystne dla nas.Westerplatte to przyklad bohaterstwa polskich zolnierzy
tak jak wiele innych bitew w czasie WW2.Osobiscie chcialbym aby autor ,opierajacy sie na pracach takich”historykow” jak Baliszewski czy Chochlewa, wskazal taki narod lub armie,ktora miala by samych bohaterow.Cala propaganda ostatnich lat (przez wiekszosc mediow w Polsce ma na celu oslabienie patriotycznych postaw Polakow.
Ksiazka i film swietnie wpisuje sie w ten caly proceder.
Nie dajmy sie nabierac i odpowiadajmy na te klamstwa. Dajmy odczuc to oszczercom i
mowmy im prosto w twarz ze klamia a moze ktoregos dnia gdy pozbedziemy sie czerwonego i rozowego „nalotu” postawi sie takze pare prokuratorskich zarzutow…
CZESC BOHATEROM !
Wielu użytkowników wytyka autorowi, że jasnym jest, że w tak dużej grupie żołnierzy znajdą się przypadki niechlubne, część z nich uznaje to za część Wielkiego Spisku Mającego Na Celu Oczernienie Polaków. Otóż problem z takim rozumowaniem polega na tym, że w tradycyjnej polskiej historiografii, której wydają się zwolennikami, Polacy nie są tak naprawdę ludźmi, a istotami w pewnym sensie boskimi: pozbawionymi jakichkolwiek przywar, niezdolnymi do złego. Zwróćmy uwagę na powracający motyw przy każdej dyskusji odnośnie czarnych kart naszej historii: zawsze, ale to ZAWSZE podkreśla się tam decydujący udział złowrogiego, niepolskiego czynnika zewnętrznego. Działa to dwustopniowo: po pierwsze należy udowodnić, że dany zbrodniarz tak naprawdę nie był Polakiem – w tym celu wertuje się jego drzewo genealogiczne w poszukiwaniu śladów innych narodowości, najlepiej żydowskiej, choć niemiecka czy rosyjska też zdaje egzamin. Gdy się to nie udaje, należy zrzucić winę na mniej lub bardziej wydumaną inspirację ze strony innych nacji: weźmy choćby Jedwabne (Niemcy) czy rabacja galicyjska (Austriacy). Gdy zaś i to nie wyjdzie, pozostaje już tylko jedno: zastosować podobne oskarżenia co w punkcie pierwszym względem historyka lub badacza, który podejmuje na ten temat dyskusję, obowiązkowe jest posądzenie go też o działanie antypolskie (retoryka zaadaptowana do własnych potrzeb z czasów stalinowskich). W ten sposób dalej można pielęgnować mit o Polaku, Chrystusie Narodów, boskim, jak i sam Chrystus.
Matołku za zbrodnie w Jedwabnem odpowiedzialni byli Niemcy a za rabacje Austriacy.
A jeśli chodzi o czasy stalinowski i komunę to kiedy „odważni” historycy wezmą się np. za Jaruzelskiego zwanego generałem czy Kiszczaka. To wy „historycy” jesteście pieprzonymi zasranymi tchórzami. Bo komuch mają się świetnie w Polsce i są nie nietykalni. Spróbujcie tak po nich pojechać i nazwać ich po imieniu. Zobaczymy jacy będziecie „odważni”.
Dla takich „prawdziwych” Polaków nie jest do przyjęcia żadna prawda obiektywna. Liczy się tylko taka, która nie wychodzi poza mały horyzont własnej racji, bo tak ńsi być i koniec!
Widzisz i w ten sposób udowodniłeś, że jesteś zwolennikiem teorii spiskowych, gdyż piszesz istnieje pewna grupa, które w każde wydarzenie historyczne będzie fałszować, doszukując się zewnętrznej inspiracji. Tak jak napisałeś – jesteś oszołomem, który gra w grę, w której jest tylko jedna bramka. Pozdrawiam i gratuluję
@Clickall: Celem historyków jest (a przynajmniej powinno być) przedstawianie faktów i odtwarzanie realnych wydarzeń, a nie wychwalanie bohaterów i stawianie im pomników. Rozumiem jednak, że nie każdemu takie podejście odpowiada. Ja osobiście wolę naukę od propagandy.
chwała i cześć wszystkim żołnierzom walczącym z okupantem niemieckim nasi żołnierze to bohaterowie lat 1939 – 1945 a panowie historycy to co będą chcieli to napiszą , historie się tworzy a nie pisze papier wszystko przyjmie ,a potomni i tak większość wydarzeń ZAPOMNĄ
Dlaczego niektórym zależy na deprecjonowaniu bohaterów z Westerplatte?To podłe.Jako całość wytrzymali bardzo długo przy wielkiej przewadze Niemców,a ktoś pisze o tym,że kilku ludzi nie wytrzymało psychicznie.Nic dziwnego,bo to była jatka.Dla mnie zawsze obrońcy Westerplatte pozostaną bohaterami.
Ten artykuł nie ma na celu deprecjonowania bohaterów z Westerplatte (co zresztą jasno napisałem na jego końcu). Należy po prostu pisać jak było naprawdę, aby docenić prawdziwe bohaterstwo tych którzy wytrwali na posterunku.
Z pańskiego artykułu można by wywnioskować że jeśli żołnierz wybiega z bombardowanego budynku który notabene nie jest schronem i każdy który tam zostanie zginie, jest dezerterem a w najlepszym przypadku opuścił posterunek.
Dlaczego opisał pan to zdarzenie w kontekście przykładów dezercji?
Każdy madry siedzac w domu pisze takie rzeczy
Cześć I CHwała Bohaterom z Westerplatte ~! Kto wam dał prawo aby ich oceniać ! pisac jakieś detale ! ty gnoju jeden z drugim byś po godzinie umarł po godzinie ze strachu ! Powinni żyć po wojnie w luksusie a każdy powinien im stopy całować , a żyli często bez chleba i chodzili w potarganych ubraniach ! a krzyże Wirtuti Militari otrzymali w 1989 r ~! tak ojczyzna Ludowa doceniła Lwy z Westerplatte ! Wstyd i hańba ! a tu teraz jakiś pajac jeden z drugim pisze ,Głupoty !!
a jesli zyja rodziny tych wymienionych to jak musza sie czuc jak ty bys sie czul gdyby cie pomawiano czy musimy slynac z takich krokow
Pomówienia z zasady są nieprawdziwe, a informacje zawarte w artykule pochodzą z książki opatrzonej aparatem naukowym, która podlegała recenzji. Zatem ew. uwagi należy kierować do dra Tuliszki. Chociaż moim zdaniem wykonał on świetną pracę.
Masz racje ale Dr. Tuliszka wysilił się na racjonalne posumowanie, godne człowieka rozumnego, a nie jedynie cytat i jego marną interpretacje, która miała stanowić wał obrony na fale hejtów. W swoich artykułach poruszasz bardzo ciekawe tematy. W sposób przyciągający uwagę i wywołujące niejednokrotnie silne emocja. Mówiąc prościej czasem porostu jak czytam twoje artykuły, to mam ochotę dać ci w mordę. Świadczy to o tym, że masz niebywały talent do pisania, bo bardzo rzadko mi się to zdarza. Moim zdaniem mógłbyś być jednym z najlepszych w swoim fachu jakbyś w swojej pracy „Pogromcy mitów” nie zapominał o tych dzięki, którym ten mit zbudowano. O prawdziwych bohaterach, a odsłaniał jedynie tych którzy pod nich się podszywają i korzystając z ich dokonań. Nie dość, że twoje artykuły nabrały smaku, to jeszcze przyczynił byś się do tworzenia autorytetów z których młodzi ludzie mogli, by brać przykład i czuć dumę z tego że są Polakami. W tej chwili brzmi to jak zawodzenie zakompleksionego, pryszczatego okularnika, który na urodziny dostał czarnego iPhona, a chciał białego przez co w internecie obrzuca błotem wszystkich szczęśliwych posiadaczy tego co było i jest jego marzeniem.
Artykuł jakich ostatnio pełno. Nic dokładnie autor nie wyjaśnia tylko wycina pojedyncze teksty z innych książek. Przykładem innej tego typu twórczości o tej samej tematyce jest książka Piotra Derdeja „Westerplatte – Oksywie –Hel 1939”.
Patrząc na zdjęcia zdobytej placówki Westerplatte widać tam kupę porytej ziemi, kikuty drzew czy kompletnie rozwalone budynki trudno wobec tak wymownych faktów uznać, że tam byli tchórzliwi ludzie. Natomiast z taktycznego punku widzenia jeśli nieprzyjaciel „kładzie” nawałę ogniową na stanowiska lepiej jest stamtąd wycofać ludzi i po ustaniu ognia z powrotem ich wprowadzić. Stąd też pewnie się wzięły opowiastki o uciekaniu żołnierzy i sprowadzaniu na stanowiska.
Chciałbym jeszcze skomentować sprawę kaprala Kowalczyka: w książce „Bastion u wrót Gdańska” ta sytuacja opisana jest w ten sposób, że po ostrzale z pancernika nastąpił atak na placówkę Prom i dowodzący tym stanowiskiem dostał rozkaz wycofania się („Prom” był mocno wysunięty) atakujący Niemcy byli na dystansie 50 m. Polacy zabrali broń ciężką i amunicję, kapral był ciężko ranny (dwa postrzały w pierś!) i polecił się zostawić.
Autor zapewne naoglądał się nowej wersji Westerplatte?
Autor napisał artykuł zanim film trafił na ekrany ;). Filmu do tej pory zresztą nie obejrzałem.
Witam, czy jest szansa, że napisze Pan także artykuł o obronie Poczty Polskiej w Gdańsku?
Oczywiście jak 10 ratuje jednego i są bez szans pod silnym ogniem, więc wszyscy giną, to wtedy są bohaterami, tyle tylko że martwymi, z których nie ma żadnego pożytku.
Niestety wielu ludzi zapomina o podstawowej zasadzie każdego dobrego żołnierza należy cofnąć się dziś by móc walczyć jutro. Pozdrawiam wszystkich bohaterów i proszę o myślenie a nie stawianie pomników … dobrze że trafia się czasami głos rozsądku a pozostali niech pamiętają że ich także osądzi historia.
Zyj wiecznie zatem
> oraz awansował o jeden stopień
Pierwsze słyszę, że Westerplattyczy byli awansowani jeszcze w czasie obrony.
Sam Henryk Sucharski majorem był przed wojną, w czasie walk, w niewoli, po oswobodzeniu. Awansu na podpułkownika nie dostał nawet pośmiertnie. O ile pamiętam, to dostał tylko VM 3 klasy.
Skąd zatem ta informacja?
dezercja to normalka, jest zła ale zawsze się zdarzą tacy
a rozstrzelać 4 dezerterów mieli prawo
Przepraszam, ze dolaczam do kolejnych malkontentow, ktorzy nie maja nic lepszego w zyciu, niz wyszukiwanie drobnych bledow jezykowych, ale to dlatego, ze mam, byc moze bledne, oczekiwanie, ze osoba zajmujaca sie historia, co wiecej piszaca o historii, powinna znac _dobrze_ swoj jezyk ojczysty i nie robic razacych bledow (to a propos „w cale a w cale nie”).
jak zwykle najwięcej do powiedzenia mają osoby które nigdy nie były pod ostrzałem,
nie jesteście w stanie tego pojąc – jaki to jest efekt
nie ma tak naprawdę bohaterów – jest tylko chemia – jeżeli adrenalina nie zablokuje neuropepdydów y – to jesteś w stanie działać – oczywiście ogromny wpływ ma determinacja i o co walczymy i w co wierzymy – nikomu nie życzę doświadczyć ostrzału artylerii – wy panowie srali byście w gacie a o walce nie ma mowy
Chwała bohaterom – bez wyjątku.
P.S.
uprzedzając odpowiedzi – byłem wielokrotnie w sytuacje gdy przelatywały nade mną pociski artyleryjskie dużego kalibru – a jeżeli dodać do tego ostrzał przeciwnika – nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić
pozdrawiam pseudo znawców teoretyków
wmb, a skąd Ty wiesz jak ci Panowie by się zachowali? Może by srali w gacie, a może wręcz przeciwnie. Lżysz ich od teoretyków, a sam teoretyzujesz. Znasz tych ludzi? Wiesz co w nich siedzi? A może jesteś psychologiem i przez pół roku obserwowałeś ich w ekstremalnych warunkach? Coś mi się nie zdaje.
popieram.walczylem w jugoslawi i wiem co to znaczy byc pod ostrzalem
jasiek
Komu zależy na upodleniu Narodu, ten zmienia Jego historię.
To najlepsze podsumowanie dla części artykułów Ciekawostek (-niestety!! ), jak to ktoś wcześniej napisał „pryszczatych pseudohistoryków”
Tajemnica Westerplatte to totalne, kłamliwe ścierwo. Zwolennicy tej tezy to zwykłe tanie hieny. Miałem rodzinę tam, osobę, która przeżyła, był w obsłudze tego działa. Bohaterstwo tych ludzi było niesamowite. Co do takich tanich, domorosłych pismaków to powiem tylko, że Niemcy bardziej szanowali postawę obrońców niż te hieny z Polski.
dezercje są czymś normalnym w kazdym wojsku. Nie rozumiem, wiec czemu sluzy pisanie, ze nie bylo to heroiczne. Bronienie przez 7 dni wymagalo wiecej niz zwyklej odwagi oraz dobrego wyszkolenia. Generalnie wynika ze kryzys zostal opanowany. Taka wspolczesna moda na plucie na to co wartosciowe w polskiej historii.
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu, które mogą Was zaciekawić
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1141224325906225
Marcin O. T.:
Bo trzeba mieć świadomość, że historię tworzą ludzie, zwykli ludzie – nie herosi czy superbohaterowie o nadludzkich umiejętnościach. Jako zwykli ludzie są podatni na strach, panikę, ból, manipulację…
Andrzej C.:
To żaden wstyd bać się bomb!!!!
Rufin O.:
CAŁA historia jest zakłamana. Ilu ludzi-tyle punktów widzenia
Tomasz W.:
Odwaga to być przerażonym, a jednak robić co trzeba.
Piotr W.:
napiszcie o Wieluniu, tam padły pierwsze bomby…
Marek P.:
„Czy można mieć do żołnierzy pretensje o to, że nie wytrzymali w najcięższych chwilach? Nie – byli to zwykli ludzie”
Otóż take twierdzenie [Jarosława Tuliszki] nie do końca jest prawdą. Załogą Wsterplatte była bowiem KADRA ZAWODOWA i to specjalnie DOBIERANA od obsadzenia placówki o tak strategicznym znaczeniu (tj. do „szachowania” kanału portowego). Placówka była uzbrojona po zęby i – nie lejmy krokodylich łez – w rzeczywistości nie była żadnym tam „Składem Celnym”… Słusznie, ale to inna kwestia.
Wobec profesjonalistów wolno, a nawet trzeba, stawiać inne wymagania, niż wobec prostego żołnierza z poboru.
Ewa R.:
Nie wiem czy to są wstydliwe momenty, po prostu w obliczu takiego bezposredniego zagrożenia nawet żołnierz co ćwiczył „na sucho” może reagować paniką. Dlatego w obliczu wojny wszystko się weryfikuje, dlatego nie ma co dziwić się, dzisiejszym uchodźcom, że chcą spokoju i maja dość świszczących nad głową pocisków i permanentnego zagrożenia życia.
Uważam stwierdzenie, że „nie wszyscy byli bohaterami”, zdecydowanie za nie takt! Każdy z obrońców, bez względu na swój heroizm, większy czy mniejszy, uczestnicząc w obronie Westerplatte stał się już bohaterem. Łatwo jest pisać i dyskredytować tych, którzy przeżyli piekło i uniknęli śmierci. Nie sztuka być bohaterem ale martwym.
Zdjęcie „Płonące Westerplatte” przedstawia w rzeczywistości niemieckie warsztaty portowe na półwyspie przy Zakręcie Pięciu Gwizdków w których zginęło nota bene kilku niemieckich pracowników cywilnych nie poinformowanych o mającym się rozpocząć ostrzale z pancernika. Wiele relacji i zdjęć niemieckich nazywa pożar tych magazynów „pożarem Westerplatte” ze względów czystko propagandowych. Nie mogli się przecież przyznać że zabijali swoich w tym amoku, który ich opanował. Teraz odwracamy historię ale takie czasy nastały, przez 45 lat był Wielki Brat, teraz jest „Gross Bruder”, z którym wspólnie zmieniamy historię. Na końcu tej opowieści wszystkie obozy będą „polskie” a Westerplatte było wymysłem pijaka Dąbrowskiego. To bardzo łatwe, co pokazuje przykład „płonącego Westerplatte”, jak zatytułował zdjęcie autor. Bezkrytycznie, bez sprawdzenia, bez „pucki”. Pozdrawiam wszystkich i pochylam się nad pamięcią o obrońcach Westerplatte – tych bezwstydnych łobuzach co porzucali swych rannych kolegów, uciekali przed walką i mieli czelność powiedzieć Panom Niemcom „NIE !!!”
Żołnierze z Westerplatte to bohaterzy!!!!!Byli młodzi w wieku od 18 do 24 lat .Tylko kadra i pracownicy cywilni byli trochę starsi.A dzisiaj ich niektorzy oceniają,choć nie mają prawa.Gdybyscie tam byli 1 września 1939 nie wiem jak byscie się zachowywali!!!!Oni wykonali rozkaz,mieli się bronić 12 godzin i to wykonali!!!WYKONALI ROZKAZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Świetny artykuł. Przyda mi się do poprowadzenia lekcji w szkole. Dziękuję.
Cała przyjemność po naszej stronie :) Dziękujemy za ten komentarz.
Przeczytałem jeden artykuł teraz drugi o Westerplatte Pana absolwenta, oba na tym samym poziomie. I choć autor przedstawia wydarzenia to całkowicie nie potrafi ich ocenić i zinterpretować. A wg. powyższego tekstu wynikałoby iż aby być bohaterem trzeba zginąć, albo wygrać, co jest oczywiście totalną bzdurą. Posądzać żołnierzy o dezercje i samowolne oddalenie się ze stanowiska jest totalnym nieporozumieniem i nadinterpretacją znaczenia tego słowa, W obliczu braku możliwości utrzymania pozycji każdy żołnierz może się wycofać i nie jest to żadna dezercja tylko czynność wykonana po indywidualnej ocenie sytuacji, w przeciwnym wypadku wszyscy co zostali pokonani i przeżyli to tchórze, bo przecież nie wolno im było zejść ze stanowiska mieli tam trwać i zwyciężyć albo zginąć.
Naprawdę szkoda słów i aż dziwi jaką autor skończył uczelnie. Wstyd
@Woltar: Ale gdzie Pan w tekście ma wyartykułowane, że aby nie zostać uznanym za tchórza trzeba zwyciężyć albo zginąć? Wysnuł Pan taki a nie inny wniosek z tekstu, ale to nie znaczy, że konkluzja ta jest zgodna z intencją autora. Jeśli twierdzi Pan również, że autor nie potrafi ocenić i zinterpretować faktów poprawnie, zakłada Pan że interpretacja może być tylko jedna. Zatem jaka powinna być w tym przypadku Pana zdaniem?
Nie podoba mi się ten artykuł.
Po pierwsze czytelnik musi uwierzyć na słowo, mianowicie nie ma nigdzie podanych źródeł odnośnie przedstawionej tutaj wersji. Zwykły Kowalski przeczyta i uzna to za prawdę która może być inna, czytelnik musi kupić książkę Tuliszki gdzie ten z kolei musi podać źródła faktów historycznych. Za dużo zachodu. Jeden Tuliszka to za mało by obalić „mit”.
Artykuł napisany w sposób który narzuca myślenie autora innym, czyli tak było i już. Podczas gdy nie mamy do końca pewności czy TAK było. Już samo to podważa podstawy artykułu które mają przekonać nas do innej prawdy.
Drogi komentatorze, dziękujemy za wyrażenie swojej opinii. Jednak jeśli chodzi o brak wiarygodności i powołanie się wyłącznie na jedno źródło – tutaj nie możemy się zgodzić. Oprócz pracy Tuliszki, autor oparł się również na artykule Dariusza Baliszewskiego „Tajemnica Westerplatte” oraz książce Zbigniewa Flisowskiego „Tu, na Westerplatte 1926-1939”. Pozdrawiamy.
Wszystko fajnie. Podane źródła są, choć tylko jedno z poprzedniej epoki, a dwa z obecnej. Różnie to można interpretować ale nie o to głównie chodzi. Prawda historyczna? Jak najbardziej! Powinniśmy do niej zmierzać. Intencje Autora-historyka są tutaj ( i w bliźniaczym artykule) słuszne ale… No właśnie ale.. Mnie również nie pasuje forma i styl przedstawianej prawdy historycznej, ponieważ wywołują one tylko agresję wśród internautów, co dokładnie widać. Trochę ruszyło i mnie. Należałoby nie umniejszać bohaterstwa również tym żołnierzom, którzy nie wytrzymali tego piekła, Oni byli również dla mnie bohaterami. Mieli okresy słabości i załamania nerwowego, to chyba normalne, będąc w takim gorącym „kotle”. Artykuł, (przepraszam ale) wydaje się być troszkę niedopracowany, z uwagi na brak opisu walk w 3 i 4 dniu obrony Westerplatte. Czyżby pertraktowano? Chyba nie! Czytelnik odnosi wrażenie, że brak jest jakiegoś fragmentu, strony artykułu etc. Istnieje podejrzenie o napisanie „na szybko” i pominięcie tego okresu przez nieuwagę.
Nie chcę się wymądrzać ale co bardzo istotne, pisząc profesjonalny artykuł, Autor, powinien zrobić szereg odnośników do źródeł publikacji, na które się powołuje, często fragmenty numerując. Wówczas nie mielibyśmy tylu wątpliwości, co do określeń, z której pozycji zaczerpnięto informację. Nie wszyscy przecież czytali książkę Tuliszki, ja zresztą również. Pewnie warto skorzystać ale nie jest to chyba wymagane, jeśli się czyta artykuł, który ma „prostować” historię. Od tego jest Autor. Pozdrawiam.
Tytuł artykułu mówi nam jakie są intencje Autora. „Wstydliwe tajemnice…” Sam tytuł już mówi że obrońcy mają się czego wstydzić. Którzy obrońcy? Ci którzy brali udział w obronie czyli WSZYSCY. Taki jest logiczny wydźwięk tego artykułu. Artykuł jest próbą stworzenia taniej sensacji poprzez niby odkrywcze tezy obalające mity. Czytałem go z niesmakiem a właściwie obrzydzeniem. Jakim prawem jakiś wypłoch który ma doświadczenie w walce polegające na tym że kiedyś w piaskownicy dostał łopatką i zabrali mu wiaderko, jakim prawem, pytam się, ktoś taki ocenia ludzi którzy stanęli do walki i bronili Polski przed miażdzącym zabójczym walcem z ognia i stali? I taki Pan, który wykazał się w walce uciekając z piaskownicy z płaczem narzuca, tak, narzuca swoje żałosne, podłe widzimisię? Jakie Autor ma przeszkolenie wojskowe aby oceniać decyzje rzołnierzy przemieszczających się w czasie walki? Będących pod silnym ostrzałem? Zagrożonych śmiercią? Jakie doświadczenie bojowe tenże Autor ma? Jakim prawem Autor ocenia i tą ocenę nam narzuca? Jakim prawem robi z walczących Naszych Obrońców tchórzy i dezerterów? To nie jest obrzucanie błotem. To obrzucanie gównem! Autentycznych Bohaterów. Autor przedstawia historię pełną insynuacji, przytacza jakieś plotki, pomówienia aby tylko oczernić ten Bohaterski Morski Batalion. Ktoś nie mający ugruntowanej wiedzy dowie się z tego pożal się Boże nieszczęsego artykułu że Obrońcy Westerplatte powinni się wstydzić. Tego co ukrywają. Bo tajemnice się ukrywa. „Wstydliwe tajemnice „.
Oczywiście, sorry, to niedopracowanie artykułu, czyli brak opisu walk w 3 i 4 dniu, dotyczy bliźniaczego artykułu Autora : „Westerplatte. Jak to było naprawdę?” Forma, styl i odnośniki do źródeł, a właściwie ich brak, tyczą się obydwu artykułów.
Widocznie w obronie Westerplatte nie brały udziału żadne opadłe upadłe zapadłe i tym podobne damy 1 2 3 4 RP
Takie brednie to tylko folksdojcz napisze.
„Ci jednak z uwagi na silny nieprzyjacielski ogień z broni maszynowej oraz – jak później twierdzili – prośby Kowalczyka, pozostawili go na pewną śmierć około 200 metrów od celu. Sami salwowali się ucieczką, ratując własne życie. Jest to jeden z najbardziej kontrowersyjnych epizodów całej obrony.”
mieli go wyciagnac i po postrzalach w klatke piersiowa zoperowac. Nawet w wypadkach gdy nie ma wojny, ratownicy nie moga narazac wlasnego zycia. Ale co folksdojcz na zlecenie ma robic jak kasa jest na koncie.
Jeżeli już na samym początku w artykule niby-historycznym jest tak kardynalny błąd, jak stwierdzenie, że Śmigły „odznaczył każdego z westerplatczyków orderem Virtuti Militari” (co jest nieprawdą), no to dalej może być już tylko gorzej. I niestety jest…
Każda armia ma swoje przepisy – prawa, obowiązki, nakazy, zakazy i kary. Jedną z nich jest kara śmierci za …np. niewykonanie rozkazu przełożonego w czasie wojny czy dezercję, zdradę, ucieczkę z pola walki. Dlatego wielu Państwach nadal istnieje jurysdykcja wojskowa jako osobny zbiór praw,który nijak się ma do prawodawstwa cywilnego. De facto w woju nie ma dyskusji, filozofowania – to odhumanizowana instytucja.
Wiele z tych komentarzy jest dużo lepszych , niż sam beznadziejny artykuł.