Trzeci prezydent przedwojennej Polski wydaje się postacią poważną, wręcz pompatyczną, uosabiającą cały majestat Rzeczypospolitej... Zanim jednak Mościcki został nobliwym przywódcą, miał naprawdę niezwykłą młodość. A żona miała z nim niezłą przeprawę!
Wszystko zaczęło się od bomby. Tak moi drodzy, w wieku dwudziestu czterech lat Ignacy Mościcki postanowił skonstruować bombę. I to nie byle jaką, bo przeznaczoną do zgładzenia samego generał-gubernatora Warszawy, Josifa Hurko: jednego z najwyżej postawionych urzędników rosyjskich w Kraju Nadwiślańskim.
Kim był ten domorosły konstruktor ładunków wybuchowych? Chłopakiem z dobrej rodziny, bawidamkiem, a przede wszystkim niepoprawnym idealistą. Ostatnie cztery lata spędził w Rydze, gdzie studiował chemię, a jednocześnie zaangażował się w działalność wywrotowej organizacji robotniczej znanej jako Drugi Proletariat.
Tenże Proletariat został na początku lat 90. XIX wieku rozbity przez carską policję, a większość jego członków trafiła za kratki. Akurat Ignacy Mościcki pozostał na wolności i razem z dwoma kolegami postanowił zemścić się na zaborcy.
Pospiesznie ożenił się z własną kuzynką Michaliną, po czym wyjechał do Francji i Anglii szukać dobrego przepisu na bombę. W końcu wrócił, z właściwą recepturą w ręku i zabrał nieco zdezorientowaną i sporo młodszą żonę do Rygi. Tam wynajął małe mieszkanko, w którym wspólnie z Michaliną projektował i skręcał bomby.
Po piętach stąpała im jednak carska Ochrana – z każdym dniem bliższa rozbicia całego spisku. W takiej sytuacji Mościcki, zamiast po prostu porzucić przygotowania i uciec za granicę, postanowił zostać… zamachowcem-samobójcą. W swojej książce zatytułowanej „Pierwsze damy II Rzeczpospolitej” zacytowałem jego wspomnienia:
Zdecydowaliśmy wtargnąć w mundurach oficerskich w dniu galowym do wnętrza soboru, gdzie gromadziły się najwyższe sfery naszych siepaczy, i salwą bomb ich powitać, ginąc razem z nimi!
Przez kolejne dni Mościcki nie myślał ani nie mówił już o niczym poza zamachem. Sprawdzał bomby, przeprowadzał próbne eksplozje pod Warszawą, zastanawiał się głośno nad tym, jakie słowa powinien wykrzyknąć zaraz przed wysadzeniem się w powietrze. Dość beznamiętnie uświadomił też żonie, że za parę dni zostanie wdową.
Dopiero po wielu latach przyznał: Stanu mojego psychicznego nie można już było uważać za normalny. Zresztą także w kolejnych latach dręczyły go depresyjne myśli, co nie wystawia najlepszego świadectwa umysłowości jednego z przyszłych przywódców niepodległej Polski.
Na szczęście ten jeden raz carska policja idealnie wywiązała się ze swoich obowiązków:
Spisek został wykryty, a wszyscy jego uczestnicy znaleźli się pod czujną obserwacją władz. Każdy krok Mościckiego śledzili carscy agenci. Mościckiej też.
Krótko mówiąc, zamach stał się niemożliwy, chyba że celem byłby pierwszy z brzegu szpicel, a nie najwyżej postawiony rosyjski dygnitarz w mieście. Także sami spiskowcy czuli, że znaleźli się w potrzasku („Pierwsze damy II Rzeczpospolitej”, s. 127).
Trzeba było natychmiast uciekać. Po wielu perypetiach, które same w sobie zasługują na osobny artykuł, Mościccy zdołali wymknąć się z Warszawy i przez Berlin dotrzeć do Holandii, a następnie do Londynu. Tam, w bezpiecznym i demokratycznym kraju, zamierzali rozpocząć nowe życie.
Szybko jednak okazało się, że młody chemik i idealista do normalnego życia kompletnie się nie nadaje! W świecie, w którym nie chodziło o bomby i manifesty radził sobie niczym dziecko we mgle. Nie był w stanie znaleźć sobie żadnej stałej pracy, choć imał się najdziwniejszych zawodów.
Przez jakiś czas uczył się rzeźbienia w drzewie, ale praca szła mu zbyt wolno i niedokładnie. Najął się w zakładzie fryzjerskim, ale drżące ręce sprawiały, że do golenia bród zupełnie się nie nadawał.
Podejmował też próby rozkręcenia własnego biznesu – sprowadził kaukaskie grzybki kefirowe i zaczął wyrabiać z nich kefir. Sam zapewniał, że produkcja okazała się doskonała, ale na sukces finansowy się to nie przełożyło. Mościckiemu nawet do głowy nie przyszło, że Anglicy nigdy kefiru nie pili i jeden przybłęda z Polski nie przekona ich, by wzięli coś takiego do ust. zwinął interes, ale na oku miał już kolejny. Postanowił zostać stolarzem. A potem zecerem.
Kto przez cały ten czas utrzymywał przyszłego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej? Jego matka, do której nieustannie słał listy z prośbami o finansowe wsparcie. Na rodzinę zarabiała też żona Mościckiego, Michalina, udzielająca korepetycji imigrantom z Polski.
Jednocześnie wychowywała gromadkę dzieci, walczyła z biedą i… z zaciśniętymi zębami znosiła humory męża-nieudacznika. Bo ten zamiast wziąć się do uczciwej pracy, biadolił: Mój pobyt londyński nie przynosił mi prawie żadnego zadowolenia duchowego. Tęsknota za Krajem (…) zaczęła wyraźnie deprymująco działać na mój stan psychiczny.
Nawet kiedy Michalina zapadła na ciężką chorobę płuc, a ich syn zmarł z tego samego powodu, Mościcki… myślał tylko o swoim psychicznym dyskomforcie.
Dopiero po kilku latach takiego życia do Mościckich uśmiechnęło się szczęście i przyszły prezydent dostał pracę na uczelni. Natomiast dość kompromitującą historię jego młodości w II Rzeczpospolitej skrzętnie sfalsyfikowano. Tak by nikt nie mógł o głowie państwa złego słowa powiedzieć.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Kamil Janicki, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2012.
KOMENTARZE (20)
„W końcu wrócił, z właściwą recepturą w ręku i zabrał nieco zdezorientowaną i sporo młodszą żonę do Rygi. Tam wynajął małe mieszkanko, w którym wspólnie z Michaliną projektował i skręcał bomby.”
A jak i kiedy z tej Rygi trafił do Warszawy?
Tak się zastanawiam, czy jest jakiś zasłużony polski patriota, którego by ten portal nie starał się zmieszać z błotem?
Jak to jak? Pociągiem! Kiedy? Po sześciu latach od momentu narodzin jego córki z nieprawego łoża tj. Zygfrydy z domu Szczęsny, matki Konstancji.
W ksiązce Janickiego jest bład. Ojciec Michaliny Moscickiej miał na imię Aleksander Fortunat a nie Antoni. GK
Czytałem autobiografię prezydenta i sporo na jego temat z innych źródeł. Nieudacznikiem nie był na pewno, a porównując go z jakimkolwiek innym w naszej historii od Narutowicza poprzez Wojciechowskiego aż do Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego czy Komorowskiego można być tylko dumnym. O ile ma się odwagę samodzielnie myśleć.
Z całym szacunkiem, w kwestii samodzielnego myślenia, to autobiografia jakiejkolwiek postaci jest mało obiektywnym źródłem ;)
Pewnie zmyślał pisząc o swojej pracy we Fryburgu. Co?
No właśnie, nieuczciwie wspomniane jest to, że on taki nieudacznik itd, całkowicie w oderwaniu od jego naukowych osiągnięć, chyba, że to jakiś klickbait. Poza tym kilkakrotnie sam wychodził z biedy. Właściwie, to jego największym błędem było to, że dał się namówić na wstąpienie do sanacyjnej polityki, która zepsuła mu reputację, tak byśmy go zupełnie inaczej postrzegali…
co w tym złego? chciał zabić carskiego sługę, rosjanina, bardzo dobrze!
Rany ! Czy możemy w Polsce pochwalić się jakimkolwiek politykiem, chyba nie. Ale obserwując polityków z innych krajów to dzieje się podobnie, a ich potencjalne sukcesy to kwestia propagandy oraz schematu kształceniowego oraz wychowania, gdzie zawsze musi być jakiś nieskazitelny wzór do naśladowania, nauczyciel, wódz, kierownik itd itd a to jest po prostu pranie mózgu dla utrzymania w ryzach mas……….
A ja się idę pytać pana Janickiego, co znaczy poniższy jego tekst:
„historię jego młodości w II Rzeczpospolitej skrzętnie sfalsyfikowano”.
Sklasyfikowano jako co? W jakiej kategorii? A może według klasyfikacji Linneusza?
Panie Janicki kochany, używanie anglicyzmów nie dodaje Pańskiemu tekstowi splendoru, podniosłości, głębi.
Ot, jest pospolitą, niestety, manią niektórych pretendentów do „salonowości”…
Ale jest to raczej „salon pralniczy” (dawniej zwany maglem) i „salon obuwniczy” (dawniej zwany szewcem).
Złośliwość jak zawsze obróciła się przeciwko złośliwcowi. Mer-llink, w tekście jest „sfalsyfikowano”, a nie „sklasyfikowano”. Czytanie ze zrozumieniem się kłania, nawet jeśli ktoś pretenduje do salonów intelektu.
Pan Janicki,autor tego paszkwilu ma zdaje sie bardzo antypolskie wrecz bolszewickie poglady.
Kolego Janicki. Jak traktowano Mościckiego przed wojną jako prezydenta to napisano naprawdę sporo. I trudno nie odnieść wrażenia, iż delikatnie mówiąc nie cieszył się szacunkiem ani obywateli ani nawet własnego stronnictwa politycznego. Ot, taki ulubiony dwuwiersz autorstwa Aleksandra Prystora na ludową melodię bardzo popularny wśród sanacyjnych (!) polityków: Tyle znacy co Ignacy, a Ignacy gówno znacy. Innym popularnym powiedzeniem było, iż „Mościcki wpisuje się w świeżą polską tradycję prezydentury. Pierwszego prezydenta zastrzelono jak psa, drugiego jak psa pogoniono a trzeci słuch jak pies.” Ożenek z Marią z Dobrzańskich Nagórną też nie poprawił reputacji Mościckiego. Natomiast jeszcze przed I WŚ Mościcki zdobył duże międzynarodowe uznanie jako chemik i wynalazca i zdecydowanie na tym polu NIE można nazwać go nieudacznikiem. A prawdziwą ciekawostką jest fakt, że za londyńskich czasów Mościcki dorobił się całkiem niezłej renomy jako…stolarz.
jest jedna tylko prawda która mówi o całym człowieku jakim był MOŚCICKI !!!
To zdrajca, obiją złą politykę, prezydent to nie tylko dupek w koronie na salonach ale odpowiada za naród, a jak stołował się na dworkach i miał w dupie Polskę, a później na uchodźstwie, zapraszany na rauty wygłaszał póste przemowy jak on to nie walczy, a setki tysięcy, niewinnych ludzi dzieci gineło, a on jeba….c zajadał się i popijał mówiąc że kocha Polskę.
Ale wyszedł na człowieka, czyli nie zdegradował się, a wręcz przeciwnie.
W sierpniu 1939r., na kilka dni przed wojną, prezydent Mościcki, mówił Pawłowi Czułkowskiemu (Nowy Świat/Warecka), że ma wiadomość z ambasady Francji, że wojny nie będzie…
latwo innych krytykowac samemu nic nie robiac. Pisac paszkwile na idealistow w wygodnym fotelu bez niebezpieczenstwa bycia zastrzelonym lub ukaranym wiezieniem jest latwiej niz sie narazac i konstruowac babe na wlasny koszt. Grzecznych obywateli sluchajacych co im mowi system rzadzacych – wartosciowanie jako dobrych- bo nie sprzeciwiali sie dyskryminacji itp – to jakas pomylka i bezmyslnosc intelektualna.
Dobrze,że autor tego tekstu jest życiowym udacznikiem. Ciekawe ile ma patentów,co zrobił dla Polski, ilu ma chrzesniakow o ktorych się troszczy, jak wreszcie ryzykował dla Polski? Ten tekst to paranoja. No i nie syn mu zmarł tylko córka. Kłopoty nawet z elementarna faktografią u autora nieudacznika.
nieudacznikiem to jest Janicki który publikując te swoje książeczki strasznie podlizuje się kobietom XD chyba dawno stosunku nie miał ale sądząc po jego wyglądzie długo nie będzie miał XD