Wojna to podobno męską rzecz, a kobietom nie przystoi chwytać za bagnety i karabiny. W rzeczywistości jednak za linią frontu też się walczy. Wojna wkrada się w każdy zakamarek życia i stawia na głowie całą codzienność. Tu się konspiruje, tam kolportuje bibułę, siam cały boży dzień śledzi szmalcownika
Kiedy gród Kraka opanowali Niemcy, rzeczywistość jego mieszkańców zmieniła się nie do poznania. Miasto stołeczne Generalnego Gubernatorstwa, które niewiele ucierpiało w wyniku działań wojennych, na tle reszty kraju wydawało się spokojne. Pozory jednak mylą. Na każdym kroku napisy krzyczały Nur für Deutsche!, straszyły zastępy ogromnych swastyk, a tłumy uchodźców przypominały o panującej beznadziei. Co mogły zrobić krakowianki postawione w tak trudnej sytuacji? Pozostać sobą.
Być kobietą, być kobietą…
Nie od dziś wiadomo, że trudno jest podporządkowywać sobie ludzi zamożnych i wykształconych. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę niemieckie władze okupacyjne i dlatego dążyły do pauperyzacji ludności podbitych obszarów. Hitlerowcy mieli nadzieje, że zobojętniali, głodni i obdarci Polacy skapitulują przed nowymi realiami. Nie przewidzieli jednak, że zwykła duma i szacunek do siebie, dopingowane dodatkowo przez organizacje podziemne, zmuszą tylko ich ofiary do podwojenia wysiłków na rzecz tego, by zawsze wyglądać ładnie i schludnie.
Niemcy nie byli w stanie wytępić przedwojennej elegancji, co widać było zwłaszcza wśród pań i to niezależnie od narodowości. Kobieta przyzwyczajona przez całe dotychczasowe życie do tego, że dbałość o porządny wygląd świadczy o człowieku wiedziała, że nie wypada pokazywać się ludziom z brudną twarzą i rękoma, potarganymi włosami i w niezadbanym ubraniu. A poza tym… uroda nie przestała być atutem w oczach mężczyzn.
Krakowianki, nie bacząc na wojenne realia, przez cały czas dbały o siebie, wykazując przy tym niesamowitą pomysłowość. Przezwyciężając między innymi trudności związane ze zdobywaniem nowych ubrań pozostały atrakcyjne i eleganckie. Podarta bluzka − żaden problem! Czasza spadochronu przecież też jest biała. Starczy trochę pracy i szykowna bluzeczka gotowa. Stara spódnica? Odrobina inwencji i już mamy całkiem nowy strój. Zdarzało się jednak, że nie było ani za co kupić nowych ubrań ani czego przerabiać. Wtedy większym wstydem od wyświechtanych rękawów i przetarć na kolanach było chodzenie w ubraniu brudnym czy pogniecionym.
Kobiety zwracały uwagę nie tylko na sam strój, ale też na cerę i włosy. Kiedy nabycie eleganckich kosmetyków graniczyło z cudem trzeba było jakoś sobie radzić. Najczęściej panie produkowały je samodzielnie, rzadziej kupowały od kogoś. Nagle odnajdowały się sposoby mam i babć. Przypominano sobie o przebogatej aptece Matki Natury. Dbałość o wygląd odgrywała szczególną rolę wśród Żydówek ukrywających się po aryjskiej stronie miasta. Po pierwsze świadczyła o tym, że się nie poddają i mimo biedy oraz rozpaczy nadal w siebie wierzą. Po drugie mogła dosłownie uratować życie. Nieraz zachodziła potrzeba całkowitej zmiany wyglądu ukrywającej się kobiety. Ufarbowana, z elegancko ufryzowanymi włosami, umalowana i szykownie ubrana Żydówka nie wzbudzała na ulicy podejrzeń tak, jak by to zrobiła brudna i zahukana uciekinierka z getta.
Amory i rozrywki w czasach grozy?
Kiedy świat staje na głowie, ojczyzna znika z mapy, a zwykłą szarą codzienność ktoś nam niewłaściwie urozmaica, nie można tylko siedzieć w kątku i modlić się o zmartwychwstanie kraju. Jest do wykonania tysiąc, albo i więcej domowych obowiązków, a konspiracja czeka na nowych rekrutów. To jednak nie wszystko. Całą tą grozę trzeba czasem z siebie zrzucić i to najlepiej w gronie przyjaciół. A może przy okazji uśmiechnie się pyzaty cherubinek z łukiem i strzałami w ręce?
Przez cały okres okupacji ogromnym powodzeniem cieszyły się różnego rodzaju imprezy towarzyskie. Najczęściej były to spotkania połączone z tańcami, które odbywały się nawet w getcie. Chadzano do kina (wcale nie jest prawdą, że tylko zdrajcy i volksdeutsche to robili!) i do konspiracyjnych teatrów. Podziemny zespół teatralny powstał w domu jednej z bohaterek wystawy „Wojna to męska rzecz?” Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, Pelagii Bednarskiej. W tym lokalu przy ul Lubicz 24, na wprost komisariatu policji i dworca głównego, działało ponadto zakonspirowane studio fotograficzne.
Pozostaje jeszcze sprawa romantyczno-uczuciowa. Mimo wojny i terroru w mieście było wielu młodych ludzi. Nobliwe niewiasty ani na moment nie zapominały o przyszłości swoich córek. Nawet w zaistniałej sytuacji starały się je jak najlepiej wydać za mąż. Co ciekawe, w bardzo wielu wspomnieniach wojennych zachowały się opisy podbojów miłosnych i zalotów. Zresztą o tym, że miłość nie zeszła na dalszy plan niech zaświadczą liczby. Mimo wszystkich perturbacji, które przechodził okupacyjny Kraków, liczba zawieranych małżeństw w stosunku do okresu przed wybuchem wojny nie zmniejszała się.
101 potraw z niczego, czyli jak nie umrzeć z głodu
Wojna zawsze oznacza dla ludności cywilnej wiele niedogodności, w tym problemy aprowizacyjne. Pozbawione często oparcia w postaci męskiego ramienia kobiety wchodziły w rolę głów rodzin. To na nie spadał obowiązek zapewnienia bliskim bytu. Ceny podstawowych produktów szalały, a często i tak nie można było ich dostać. Tak narodziły się setki potraw z ziemniaków (w razie potrzeby nawet z obierek!), produkcja kawy bez użycia kawy, czy pieczenie tortów bez jajek, mąki i cukru. Kawę robiono na przykład z żołędzi, palonych na płycie kuchennej. Herbata była tak rzadka, że kwitł handel… zużytymi fusami. Sięgano też po przeróżne zamienniki o choćby zbliżonym smaku np. wyciąg z jabłek, marchwi i karmelu.
Tadeusz Czekalski podaje w „Obyczajach w Polsce” także kilka innych, uderzających osiągnięć wojennej kuchni: Dawna legumina fasolowa zyskała miano tortu fasolowego, a po dodaniu do niej olejku migdałowego powstawał „tort migdałowy”. Smakołykiem był tort z czerstwego chleba kartkowego, który suszyło się, rozdrabniało, a następnie dodawało cukru i jajek. Z braku bakalii zastępowano orzechy czy migdały płatkami owsianymi zrumienionymi na złoty kolor. W 1940 roku wydano nawet specjalną, okupacyjną książkę kucharską, która wyjaśniała np. jak przyrządzić zupę rybną… bez ryby.
Trudy aprowizacji
Żeby zdobyć żywność wydawaną na kartki trzeba było mieć i szczęście i pieniądze. Komu się nie udawało, musiał poszukać gdzie indziej. Wiele kobiet kilka razy w tygodniu odbywało niebezpieczną wyprawę na wieś w poszukiwaniu towarów na handel i żywność. Tak właśnie robiła kolejna bohaterka wspomnianej wystawy MHK, Janina Jasicka. Jej trud polegał na tym, że maszerowała do oddalonej o około 20 kilometrów od Krakowa Skały. Na miejscu kupowała mąkę, kaszę i słoninę. W drodze powrotnej dźwigała ważący nawet do kilkudziesięciu kilogramów plecak. Na szczęście udało jej się dostać fałszywe dokumenty poświadczające pracę w niemieckim przedsiębiorstwie zajmującym się skupem ziół. Dzięki temu w miarę swobodnie mogła się poruszać po mieście i jego okolicach, a wyprawy po żywność przestały być tak niebezpieczne.
Mając nowe papiery Jasicka zaczęła dorabiać handlem artykułami pasmanteryjnymi i własnej roboty torbami na zakupy. Cóż, nie ona jedna. Krakowianki zdobywały środki do życia najrozmaitszymi sposobami. Jeśli któraś zachowała jakąś część przedwojennego majątku, zdobyła jakiś wartościowy przedmiot, czy sama wyrabiała coś zdatnego na handel, szła z tym na Tandetę (liczba klientów i handlujących dochodziła tam do 20 000!) lub na Kleparz, czyli dwa tętniące życiem targowiska. To nic, że czasem w dzień targowy urządzano tam łapankę. Nigdzie indziej nie dało się dostać trudno dostępnych artykułów. Doskonale pasuje tutaj piosenka okupacyjna, znana między innymi z filmu „Zakazane melodie”:
Teraz jest wojna,
kto handluje ten żyje!
Jak sprzedam rąbankę, słoninę, kaszankę
to bimbru się też napiję.
Zamiast zakończenia
Podczas okupacji każdy walczył jak umiał. Choć większość nie konspirowała, były inne sposoby oporu, a najskuteczniejszym było nietracenie nadziei. Mieszkanki okupacyjnego Krakowa mimo wojny i grozy, jaka stała się ich udziałem, pozostawały kobietami silnymi. Walczyły z wrogiem, nie poddawały się i ze wszystkich sił starały się stworzyć swojej rodzinie, a często i obcym przygarnianym z dobroci serca, namiastkę normalności i poczucia bezpieczeństwa. Bo wbrew temu, co powiedział ponoć Churchill, wojna to nie tylko męska rzecz.
Źródła:
- Wojna to męska rzecz? Losy kobiet w okupowanym Krakowie w dwunastu odsłonach, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, 2011.
- Tadeusz Czekalski, Czasy współczesne [w:] Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2005.
Zobacz też:
- Zapomniane zbrodnie. Masowe egzekucje w Krakowie podczas II wojny światowej
- O sekundę za późno! Zamach Armii Krajowej na życie Hansa Franka
- Wydała na śmierć setki Żydów. Wzięła za to pieniądze. Sama była Żydówką
- Antysemitka i homofobka. Prawdziwe oblicze Coco Chanel?
- Sierpień ‘44: Warszawa walczy, Kraków buduje wały dla nazistów?
KOMENTARZE (4)
Podoba mi sie artykul – pokazuje role kobiety jako czlowieka a nie jako nie wiadomo co (seksistowski obraz tak promowany przez dzisiejsze media) . Brawo za przypomnienie o godnosci kobiet – nie tylko kiedys, ale i dzisiaj :)
Błagam niedobrze mi się robi na dzwięk słowa ”seksistowski” . Tak jestem kobietą i chciałabym aby powróciły dawne wartości ! Wolałabym prowadzić dom i zajmować się dziećmi niż robić karierę . Niestety przez was drogie ” feminisnistki” taki scenariusz uchodzi współcześnie za coś nienormalnego ;(…
Nawojko, nie rozumiem Twoich gorzkich żali. Przecież nikt Ci robić kariery nie każe, nikt Cię do tego nie zmusza. Fakt, ciężko teraz utrzymać rodzinę z jednej pensji, ale wieść gminna głosi, ze są tacy, którym ta trudna sztuka się udaje (to też zależy od wysokości pensji ;) ). Możesz więc zostać w domu, opiekować się dziećmi i gwizdać na to, co mówią inni. Weź jednak pod uwagę, że ma to też swoje minusy, na przykład takie jak zupełne uzależnienie finansowe od męża i brak zabezpieczenia emerytalnego. A mężczyźni są różni i niestety, z własnego doświadczenia powiem Ci, że odpowiedzialność nie jest ich mocną stroną.
Czekam na kolejny artykuł, że kiedy Niemieccy żołnierze z poświeceniem zamarzali na wschodzie walcząc z bolszewizmem a nienieccy cywile w Rzeszy ginęli tysiącami w nalotach, niewdzięczni Polscy żyli sobie jak paczki w maśle.