Od paranoicznego stanu napięcia po niekontrolowany wybuch. Tak wyglądały pierwsze godziny zrywu, który do historii przeszedł jako powstanie wielkopolskie. Centrum polsko-niemieckiego boju o przynależność Wielkopolski był Poznań. To tam rozległy się pierwsze strzały i padły pierwsze ofiary.
Ignacy Jan Paderewski przybył do stolicy Wielkopolski 26 grudnia wieczorem. Później podkreślał, że był zaskoczony przyjęciem, jakie zgotowali mu poznaniacy. Musiał też być podekscytowany, gdy z okna hotelu Bazar dostrzegł kilkadziesiąt tysięcy poznanian cierpliwie czekających na jego przemówienie. Artysta miał wprawdzie gorączkę, był świeżo po chorobie, ale nie zamierzał ignorować zgromadzonych. Stanął w oknie nad głównym wejściem do Bazaru i za chwilę miały paść pierwsze słowa.
Sytuacja w Poznaniu była napięta. Krążyły pogłoski o napływie coraz to liczniejszych żołnierzy zaborcy. Wszystko wskazywało na to, że Niemcy dążą do zbrojnego rozprawienia się z Polakami. Polski rząd w Warszawie oficjalnie zerwał ledwie zadzierzgnięte stosunki dyplomatyczne z zachodnim sąsiadem. Mistrz musiał wiedzieć, że teraz niezwykle wiele od niego zależało. Gdyby powiedział za dużo, mógłby natychmiast doprowadzić do wybuchu. Jako dyplomata wierzący w polubowne rozwiązania nie mógł nazbyt zagrzewać do walki.
Wielce szanowni przedstawiciele Wielkopolski!
Szanowne Rodaczki i Rodacy.
Siostry i bracia!
Tymi słowami zaczęło się historycznie przemówienie. Paderewski dziękował za wzruszające powitanie, podkreślał swoją apolityczność i chęć godzenia wszystkich polskich patriotów: „Wszyscyśmy z dzieci jednej Matki i o ile każdy z nas swój święty spełni obowiązek, mamy równe prawa do jej sprawiedliwej opieki”. Przemówienie było nacechowane patriotyzmem, ale i powściągliwością.
Chronić Paderewskiego
Nazajutrz, 27 grudnia 1918 roku, prasa opublikowała przemówienie mistrza, choć już zdążyło ono obiec cały Poznań. Stan napięcia nadal był wyczuwalny, wydawało się jednak, że postawa mistrza ostudziła nieco nastroje i że przynajmniej w tym dniu nie wydarzy się nic istotnego, szczególnie że sam Paderewski – zasłaniający się stanem zdrowia – nie opuszczał pokoju hotelowego.
W mieście organizowała swoje pikiety zarówno młodzież niemiecka, przed Teatrem Miejskim, jak i polska – przed hotelem Bazar. Daleko było im jednak do zamieszek. Sytuacja zmieniła się w godzinach popołudniowych. Niemcy, chcąc podkreślić swoje związki z miastem, postanowili zorganizować marsze i wiece, które rozmachem miały dorównać powitaniu Paderewskiego. Samo śpiewanie nacjonalistycznych pieśni jeszcze nie rozjuszyło Polaków, ale próbę zorganizowania niemieckiej demonstracji idącej pod hotel Bazar szybko odczytano jako prowokację.
Tymczasem Niemcy nie zamierzali się cofać. W szeregach ich pochodu znaleźli się głównie cywile, ale nie brakowało też uzbrojonych żołnierzy. Mniej więcej dwutysięczne zbiorowisko ruszyło od ulicy Zwierzynieckiej i powoli kierowało się w stronę chwilowej siedziby Paderewskiego. W centrum miasta Niemcy wznosili antypolskie okrzyki pod pomnikiem Bismarcka; następnie zaczęli dewastować polskie lokale i placówki. Zdewastowano m.in. kawiarnię Góralskiego przy ulicy Wilhelmowskiej oraz siedzibę Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej.
Niemcy na tym nie poprzestali. Zrywali i niszczyli flagi polskie oraz państw ententy. Do kolejnych incydentów miało dojść pod hotelem Bazar, do którego zbliżali się już demonstranci. W odpowiedzi Polacy otoczyli budynek kordonem oddziałów Straży Ludowej oraz Służby Straży i Bezpieczeństwa. Wsparcia udzieliła też Polska Organizacja Wojskowa zaboru pruskiego (POWZP). Była godzina siedemnasta, gdy obie strony stanęły naprzeciw siebie. I wtedy padł pierwszy strzał.
Od chaosu do wojny
Zapanował piekielny tumult. Do dziś nie wiadomo, kim był człowiek, który jako pierwszy nacisnął spust. Nie miało nawet znaczenia, czy był to Polak, czy Niemiec. Walka rozgorzała. Oddawano kolejne strzały, eksplodowały granaty. Szybko padły też pierwsze ofiary śmiertelne. W tych pełnych chaosu minutach tak naprawdę nikt nie miał szans zapanować nad sytuacją ani choćby zidentyfikować wrogów. Nie było też wyraźnego dowództwa, a historycy do dziś spierają się o to, który z Polaków podejmował najważniejsze decyzje.
Dopiero po dwóch godzinach totalny zamęt zaczął zamieniać się w jakkolwiek zorganizowany bój. Walki w żadnym razie nie słabły. Rozlały się po całym mieście, dając początek polskiemu powstaniu. Jeśli gdzieś panował względny spokój, to tylko w samym hotelu Bazar, w bezpośrednim otoczeniu Paderewskiego. Artysta nawet nie widział, że zaczął się decydujący zryw przeciwko zaborcy. Służba hotelu była przekonana, że to jedynie pojedyncze incydenty i zamieszki; takie też informacje przekazywano gościom.
Rozjuszeni Polacy ruszyli tymczasem na główną siedzibę znienawidzonej niemieckiej policji. Przed budynkiem doszło do ostrej wymiany ognia z Niemcami, przewaga była jednak wyraźnie po stronie powstańców. Wkrótce Polacy zdołali też opanować dworzec, pocztę i środki łączności. W efekcie wieści o powstaniu mogły dotrzeć do reszty regionu oraz – do Warszawy.
Polscy konspiratorzy m.in. z Gniezna, Kórnika i Wrześni rozpoczęli mobilizację. Część bojowników szybko dotarła do Poznania. W tym samym czasie Niemcy organizowali wsparcie transportem kolejowym. Nim jednak podjęli choćby próbę odzyskania inicjatywy, Polacy wzięli na celownik najważniejsze punkty w mieście. Wśród ich zdobyczy znalazł się Fort Winiary i Fort Grolman.
Stary Rynek zajęto niemal bez strzału. Do ciężkich, ale zwycięskich walk doszło natomiast na Jeżycach. Intensywne boje toczono też na Wielkich Garbarach, gdzie Niemcy ostrzeliwali Polaków z okien mieszkań, a nawet z kościołów protestanckich. Do podobnych starć doszło przy ulicy Grobla czy w okolicy hotelu Rzymskiego. Mimo to Polacy skutecznie likwidowali niemiecki opór. Wśród Niemców dawało się dostrzec dezorientację; wyraźnie brakowało im też zaopatrzenia.
Pierwszy dzień powstania zakończył się niekwestionowanym zwycięstwem Polaków. Mylili się jednak ci, którzy oczekiwali, że całe miasto niezwłocznie przejdzie w ręce buntowników. Niespodziewanie bowiem naciśnięto hamulec.
Walczyć czy nie?
Ku zaskoczeniu wielu walczących najważniejsza polska organizacja w Poznaniu, a więc Naczelna Rada Ludowa, właściwie od początku dążyła do ograniczenia walk. Jej przedstawiciele uznali, że jeżeli powstanie rozszerzy swój zasięg, to nie będzie się dało nad nim zapanować, a Rada zostanie zepchnięta na margines. Ponadto istniała obawa, że insurekcja może zamienić się w otwartą, nieograniczoną wojnę polsko-niemiecką, do której Polacy w żadnym razie nie byli przygotowani.
Zagrożenie było poważne, bo przecież w rejonie Warszawy wciąż stacjonowały setki tysięcy niemieckich żołnierzy, czekających na powrót do ojczyzny. Stąd też 28 grudnia podjęto pojednawczą decyzję, by powołać polsko-niemiecką Komendę Miasta. W Poznaniu nie wolno było od tej pory poruszać się z bronią, wprowadzono też stan wyjątkowy.
Zarówno polskie, jak i niemieckie instytucje i organizacje zaczęły wyrażać ubolewanie z powodu zajść z poprzedniej nocy. To rozgoryczyło powstańców, którzy nie mieli zamiaru wycofywać się z walki. Wieczorem w hotelu Bazar zwołano nadzwyczajną konferencję, a do udziału w niej zaproszono wszystkie nurty narodowe i niepodległościowe.
Naczelna Rada Ludowa była reprezentowana przez Wojciecha Korfantego, z kolei w imieniu powstańców przemawiał głównie Mieczysław Paluch. Zwolennicy kontynuowania walk zrozumieli, że autorytet Rady musi pozostać nienaruszony dla dobra całego kraju. Kompromisem miało być powołanie oficera, który zapanowałby nad samowolą.
Dowódcą został przebywający w Poznaniu wyłącznie przejazdem kapitan Wojska Polskiego Stanisław Taczak. Historyk Janusz Osica pisał o nim: „Był człowiekiem, który z trudem musiał przebijać się do wyższych stanowisk, wyższych godności. Ambitny, dbający o wykształcenie […]. Przystąpił z ogromną energią do prac organizacyjnych. Praktycznie rzecz biorąc, Taczak uczył także amatorów często podstaw […] strategii walki, które były bardzo ważne. Jego ogólne dyrektywy taktyczne były bardzo cenione, bo były praktyczne i opierały się na doświadczeniu wojennym”.
Krótki okres odprężenia dobiegał końca; stawało się jasne, że walki muszą zostać wznowione. Tymczasem Ignacy Paderewski – człowiek, który może nie wywołał powstania, ale przynajmniej w niezamierzony sposób popchnął do niego poznanian – opuścił miasto. Nocą 1 stycznia 1919 roku wyruszył do Warszawy.
Nowy rok miał przynieść decydujące starcie. W rękach Polaków znajdowała się już większość miasta, Niemcy wciąż jednak kontrolowali kluczowy punkt oporu: położoną w zachodniej części Poznania stację lotniczą na Ławicy.
Ostatnia konfrontacja
Zajęcie Ławicy nie należało do zadań łatwych. Lotnicy, którzy stawiali Polakom opór, grozili zbombardowaniem miasta oraz wysadzeniem magazynów amunicji lotniczej. Plany ataku snuła Służba Straży i Bezpieczeństwa, ale ostateczna decyzja należała do Stanisława Taczaka. Podjął ją po długich debatach w hotelu Royal przy ulicy Święty Marcin 38, gdzie znajdował się sztab główny.
Nim rozpoczęto atak, stację odcięto od linii energetycznej. Przerwano też kabel telefoniczny. Połączone siły m.in. Służby Straży i Bezpieczeństwa, artylerii oraz Polskiej Organizacji Wojskowej ruszyły na Ławicę o godzinie drugiej w nocy z 5 na 6 stycznia. Na dowódcę akcji Stanisław Taczak wyznaczył Andrzeja Kopę.
Lotnisko zostało otoczone przez Polaków. Nim wybuchły walki, do Niemców wysłano parlamentariuszy, którzy mieli przekonać ich, by odstąpili od oporu. Członkowie garnizonu, choć świadomi, że znajdują się w potrzasku, odmówili. Wówczas w ich stronę ogień otworzyła artyleria. Powstańcy ruszyli do ataku. O godzinie ósmej było już po wszystkim. Lotnisko znalazło się w polskich rękach, a śmierć w walkach poniosły łącznie tylko trzy osoby – dwóch Niemców i jeden Polak.
Niemcy nie zdołali już odzyskać Ławicy, choć samoloty z frankfurckiej bazy próbowały nawet bombardować obiekt. Powstańcy zajęli tymczasem halę sterowcową, w której magazynowany był sprzęt lotniczy. Stanie się on już wkrótce jednym z fundamentów dla rodzących się sił lotniczych niepodległej Polski.
6 stycznia 1919 roku zakończyły się walki o Poznań. Dokładne straty obu stron nie są znane. Poznań został podporządkowany Polakom. Po zdobyciu miasta przyszedł czas na walkę o całą Wielkopolskę. Powstanie nadal trwało i miało się okazać pierwszym udanym zrywem narodowym od czasu rozbiorów.
***
O sukcesach naszego oręża przeczytacie w książce „Polskie triumfy. 50 chwalebnych bitew z naszej historii”. Dzięki tej bogato ilustrowanej publikacji poznasz starcia, które zmieniły bieg dziejów. Od zwycięskich bojów w czasach Bolesława Chrobrego, po zacięte walki drugiej wojny światowej. Sukcesy, o których każdy Polak powinien pamiętać. Kup już dzisiaj z rabatem na empik.com,
Dowiedz się więcej:
- Czubiński A., Powstanie Wielkopolskie 1918–1919. Geneza, charakter, znaczenie, Kurpisz, Poznań 2002.
- Giziński J., 1918 Powstanie Wielkopolskie. Zwycięski koniec najdłuższej wojny, Axel Springer Polska, Warszaw 2008.
- Grot Z., Czubiński A., Powstanie Wielkopolskie 1918–1919, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2006.
- Łukomski G., Pola B., Powstanie Wielkopolskie 1918–1919. Działania bojowe, aspekty polityczne, kalendarium, Adiutor, Koszalin 2005.
- Powstanie Wielkopolskie, red. J. Macyszyn, Bellona, Warszawa 2006.
- Rezler M., Powstanie wielkopolskie 1918–1919, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2016.
KOMENTARZE (8)
Mimo że jest to jedyne zwycięskie powstanie to mało się o nim mówi, co mnie jako Wielkopolanina trochę boli, bo który zapytany przechodzień na ulicy wiedziałby/pamiętałby o tym powstaniu?
Mamy tu bredzących o jedynym zwycięskim powstaniu. Pierwsze zwycięskie powstanie to powstanie LISTOPADOWE 1918 roku. Wybuchło w Królestwie i Galicji a jej efektem było powstanie Rzeczpospolitej Polskiej.
Kolejnym powstaniem było powstanie wielkopolskie. Kolejnym zaś powstanie w Sejneńskie w 1919 roku. Wszystkie trzy zwycięskie ale najważniejsze było to pierwsze.
Pan Jakub słuszny ma zal. Mało mowi sie o tym wielki zrywie powstańczym, o Powstaniu Wielkopolan.
Super artykuł! Dziękuje!
Ale jedna uwaga…razi błąd ulicy, która podpisana została jako 'ulica świętego Marcina’ nie ma w Poznaniu takiej ulicy i nigdy nie było. Jest ulica 'Święty Marcin’, często blednie nazywana i odmieniania. Więc ewentualnie odmienić ją można – przy ulicy Święty Marcin, albo przy Świętym Marcinie, nie przy świetego Marcina.
Nie na temat ale podobnie jak z dzwon Zygmunt a nie dzwon Zygmunta.
Bardzo dziękujemy za zwrócenie uwagi! Faktycznie poznańska ulica ma bardzo nietypową nazwę, którą łatwo pomylić, nie znając jej historii. Błąd został już poprawiony. Pozdrawiamy serdecznie!
Szkoda, ze mowa w artykule tylko o Poznaniu. W małych miejscowosciach tez toczyly sie bardzo ciezkie walki.
I oczywiscie o jedynym zwycieskim powstaniu powinna byc mowa w ogolnopolskich mediach. A tu nic….
Mój dziadek walczył w powstaniu wielkopolskim w okolicach Rawicza. Mam nawet „dokument” (zwykła kartka papieru z pieczątką i podpisami trzech świadków) potwierdzający, że pod jego dowództwem odział zdobył posterunek niemiecki, a dziadek jako pierwszy wydał rozkaz po polsku. Jest to dla nas bardzo cenna pamiątka rodzinna. Dziadek później wyjechał do Francji. Podobno był poszukiwany przez Niemców. W 1936 roku wrócił do Polski. Osiadł niedaleko Ostródy, w rodzinnej wsi żony. Dla naszej rodziny był i pozostał bohaterem. Pośmiertnie otrzymał jakieś odznaczenie za udział w powstaniu. Niestety, gdzieś zaginęło, a ja dokładnie tego nie pamiętam, bo miałam 5 lat. Ale jest zdjęcie, na którym babcia to odznaczenie odbiera. Na nagrobku dziadka widnieje napis POWSTANIEC WIELKOPOLSKI. Przekazujemy tę wiedzę naszym dzieciom i wnukom, a one doceniają bohaterstwo swojego przodka. Dziadek nazywał się Ignacy Jurdeczka.