Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Dżuma Justyniana – zaraza, która zabiła połowę Konstantynopola

Latem 541 roku z egipskiego Peluzjum wyruszył niewidzialny zabójca. W kilka miesięcy choroba dotarła do Konstantynopola, zabijając tysiące każdego dnia. Ludzie zamykali się w domach, wierząc, że po ulicach chodzą demony. Dżuma Justyniana była pierwszą pandemią, która sparaliżowała świat.

Fragment tekstu pochodzi z książki Peter Sarris, Justynian. Cesarz, żołnierz, święty, tłum. Arkadiusz Bugaj, wyd. Znak Horyzont, Kraków 2025.

Źródło epidemii i jej zasięg

Z przekazu Prokopiusza dowiadujemy się, że pierwsze ognisko epidemii pojawiło się latem 541 roku i znajdowało się w egipskim mieście portowym Peluzjum, które położone było nad ważnym z przyczyn gospodarczych sztucznym kanałem łączącym Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym. Stamtąd zaraza szybko rozprzestrzeniła się w kierunku wschodnim, wzdłuż nadmorskiej drogi biegnącej do Gazy, i na zachód – w kierunku Aleksandrii. Wiosną 542 roku dotarła do Konstantynopola, po czym objęła swym zasięgiem Syrię, Anatolię, Grecję, Italię i Afrykę Północną. W 543 roku zaraza dotarła zarówno do Armenii, jak i do rządzonej przez Franków Galii (teren obecnej Francji). Spustoszenia, jakich epidemia dokonała w Armenii, zmusiły wojska rzymskie i perskie do wstrzymania działań wojennych. Źródła donoszą, że w następnym roku pojawiła się w Irlandii. W najgęściej zaludnionych regionach powstawały przetrwalnikowe ogniska dżumy w środowisku licznych w tych miejscach zainfekowanych chorobą populacji gryzoni i były one przyczyną kolejnych wybuchów epidemii (powtarzających się co najmniej do połowy VIII wieku).

fot.Tataryn / CC BY-SA 3.0

Cesarstwo Bizantyńskie ok. 555 (tj. ok. 15 lat po wybuchu Dżumy)

Prokopiusz następująco skomentował skalę epidemii: „Nie dotknęło ono [Prokopiusz zarazę określa mianem nieszczęścia – przyp. tłum.] tylko części ziemi albo określonej grupy ludzi, nie ograniczyło się do konkretnej pory roku, […] lecz spadło na całą ziemię, niszczyło życie wszystkich ludzi […]”. Nie po raz pierwszy Prokopiusz miał okazję, by komentować wydarzenia na bieżąco, ponieważ zaraza uderzyła w Konstantynopol właśnie wtedy, gdy przebywał on w cesarskiej stolicy.

Konstantynopol – miasto strachu i demonów

Sugestywna relacja Prokopiusza, w której opisuje on przebieg epidemii w mieście, oddaje poruszające czytelnika uczucia przerażenia i zamętu, jakie śmiercionośna plaga wywołała wśród ludności miasta. Krążyły plotki, że chorobę roznoszą upiorne zjawy, co skłoniło wielu mieszkańców miasta do gromadzenia się w stołecznych kościołach i sanktuariach, w których mieli nadzieję znaleźć się pod boską opieką. Jednak ludzie „umierali nawet w świątyniach, dokąd bardzo wielu uciekło”, pisał Prokopiusz. Inni zaszyli się w swoich domach i odmawiali otwierania drzwi nawet przyjaciołom i bliskim, „zapewne w obawie, że wołającym może być jeden z demonów”. Ludzie dotknięci chorobą najczęściej „nagle dostawali gorączki”, której lekkie objawy dawały nadzieję na przezwyciężenie choroby. Kilka dni później pojawiały się jednak złowieszcze dymienicze obrzęki węzłów chłonnych. Niektórzy z chorych zapadali wtedy w śpiączkę, podczas gdy innych ogarniało delirium.

Prokopiusz relacjonuje, że lekarze znajdujący się w mieście nie potrafili wyjaśnić przyczyn choroby ani nie wiedzieli, jak sobie z nią radzić (potwierdza to zachowana literatura medyczna pochodząca z tego okresu). Niektórzy chorzy umierali natychmiast, inni konali przez kilka dni, często pokryci czarnymi dymienicami i wymiotujący krwią. Wielu chorych, którzy byli otoczeni opieką lekarzy i członków rodzin, zmarło pomimo prób udzielenia im pomocy, podczas gdy innym, mimo że byli pozostawieni bez żadnej opieki, udawało się jakoś przeżyć. W przypadku ciężarnych kobiet czasami przeżywała matka, a czasem dziecko. Największe szanse na przeżycie mieli chorzy, których dymienice miały tendencję do silnego puchnięcia, a następnie pękania.

Prokopiusz opowiada, że u wielu chorych, którzy zdołali przeżyć, choroba poraziła kończyny i spowodowała zaburzenia mowy. Autor ten podaje, że pierwsza fala epidemii szalała w stolicy przez cztery miesiące, a w szczytowym momencie zabijała od pięciu do dziesięciu tysięcy ludzi dziennie. Jeśli wierzyć tym danym, mogło to oznaczać, że epidemia uśmierciła około połowy populacji miasta.

Przeczytaj także: Średniowieczne plagi

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Relacja Jana z Efezu

Świadectwo Prokopiusza w dużej mierze potwierdzają relacje innego naocznego świadka tych przerażających wydarzeń. Mniej więcej w tym samym czasie, w którym zaraza przebywała drogę z Egiptu przez Palestynę i Syrię, by dotrzeć do Konstantynopola, podroż na tej samej trasie odbył syriacki duchowny Jan z Efezu. Swoje wspomnienia z niej zawarł w Księdze plagi, którą włączył później do swojego większego dzieła poświęconego historii Kościoła. Jan uznał, że epidemia była karą zesłaną przez Boga: „straszliwą i niezwalczoną plagą, którą wychłostany został cały świat”, a „gniew Boży stał się niby tłocznią do wina, która boleśnie rozgniatała i wyciskała niby winogrona” wszystkich złapanych w nią ludzi.

Jan opisuje zwłoki ludzi porzucone bez pochowku na ulicach, dryfujące na morzu statki, na których zmarły całe załogi, oraz wsie i małe miasteczka, które wydawały się całkowicie wymarłe. „Tak więc opowiadano w jednym mieście leżącym na granicy egipskiej” – relacjonuje Jan – że jego ludność wymarła całkowicie i kompletnie, ostało się w nim jeno siedmiu mężczyzn i jeden miały chłopiec w wieku 10 lat”.

Podroż Jana z Efezu przez Palestynę, Syrię i tereny Azji Mniejszej do Konstantynopola przypadła na okres, który on sam opisuje jako szczyt nasilenia epidemii. Jan pisze, że wraz z towarzyszami podroży czuł się tak, jakby nieustannie „pukali do wrót grobowca”, spodziewając się, że śmierć może nastąpić w każdej chwili. „W tych krajach – pisał – widzieliśmy opustoszałe i wynędzniałe wioski oraz trupy zalegające na ziemi”, a także bydło, świnie, owce i kozy „wałęsające się bezładnie […] bez żadnej opieki”. Zbiory gniły na polach, a winnice pozostawały bez pielęgnacji. Wieści o zarazie dotarły do Konstantynopola, zanim ona sama pojawiła się w mieście. Jej skutki dla stolicy imperium, gdy wreszcie do niej dotarła, były druzgocące: „Kiedy więc plaga nawiedziła to miasto – odnotowuje Jan – najpierw z wielką gwałtownością zaatakowała warstwę biedaków, których zwłoki zalegały na ulicach. Bywało, że od 5 do 7 tysięcy, a nawet od 12 do aż 16 tysięcy z nich odchodziło z tego świata w ciągu jednego dnia”.

fot.Grafika poglądowa, wygenerowana przy pomocy AI

Podroż Jana z Efezu przez Palestynę, Syrię i tereny Azji Mniejszej do Konstantynopola przypadła na okres, który on sam opisuje jako szczyt nasilenia epidemii.

Urzędnicy cesarscy, którym zlecono liczenie zmarłych, zaprzestali to robić, gdy liczba zmarłych osiągnęła 230 tysięcy. Coraz częściej rezygnowano z zapewnienia zmarłym odpowiednich, indywidualnych pochowków i zamiast tego chowano ich w masowych grobach, a nawet po prostu wyrzucano ciała ofiar epidemii do morza (praktykę tę opisuje również Prokopiusz). „Nie tylko ci, którzy zmarli – relacjonuje Jan – lecz także ci, którzy uniknęli nagłej śmierci, zostali dotknięci plagą obrzęku w pachwinach, chorobą, którą nazywali boubones […] Zaraza uderzyła zarówno sługi, jak i ich panów, bez różnicy w szlachetnie urodzonych i zwykłych ludzi. Zostali powaleni jeden naprzeciw drugiego, jęcząc z bólu”.

Poziom śmiertelności wzrósł tak znacząco, a zgony były tak nagle, że w nadziei uniknięcia pochowku w bezimiennym grobie i śmierci bez bliskich u boku „nikt nie wychodził za drzwi domu bez tabliczki z zapisanym na niej swoim imieniem, zawieszonej na szyi lub na ramieniu”. Masowa śmiertelność spowodowała, że pogrzeby stały się tak częste, że „nie było już słychać płaczu […] Ludzie milczeli, pogrążeni w bólu i odrętwieniu”.

Przeczytaj także: Teodora – jak zwykła tancerka została cesarzową Bizancjum?

Liczby, które przerażają

Historycy wykazują czasami tendencję do bagatelizowania relacji o epidemii przekazanych przez Prokopiusza i Jana z Efezu. Obaj autorzy często są oskarżani o podawanie celowo zawyżonych lub fantastycznych wręcz liczb albo o wyolbrzymianie niszczycielskich skutków choroby dla Konstantynopola w celach retorycznych lub moralizatorskich. Taka krytyka jest jednak w dużej mierze nieuzasadniona i ujawnia zaskakujący brak empatii naukowców wygłaszających podobne opinie.

Obaj autorzy starali się opisać koszmar epidemii o bezprecedensowej, niespotykanej dotąd skali – koszmar, który miał powracać wiele razy aż do końca VI wieku, a nawet znacznie później. Jan z Efezu, piszący prawdopodobnie około 580 roku, podkreślał: „wschodnie regiony zostały przytłoczone tymi okropnościami, które jeszcze się nie skończyły”.

Obaj starali się zgodnie z prawdą przekazać traumę, której byli naocznymi świadkami, i której okropieństwa odczuli na własnej skórze. Co więcej, analiza statystyczna wykazała, że wskaźniki nagłej masowej śmiertelności podawane przez Prokopiusza i Jana odpowiadają danym dotyczącym ogromnej liczby zgonów, które znamy z późniejszych, lepiej udokumentowanych wybuchów epidemii dżumy z okresu od XIV do XVII wieku (tym bardziej jeśli bakteria dżumy z VI wieku wytworzyła szczep płucny tej choroby, a istnieją przesłanki, że tak w istocie było). Zwłaszcza w wypadku Prokopiusza jest prawdopodobne, że pisząc swoją Historię, miał dostęp do oficjalnych urzędowych archiwów.

fot.Grafika poglądowa, wygenerowana przy pomocy AI

Pierwsza fala epidemii szalała w stolicy przez cztery miesiące, a w szczytowym momencie zabijała od pięciu do dziesięciu tysięcy ludzi dziennie.

Z uwagi na informację przekazaną przez Jana z Efezu, że rząd cesarski początkowo próbował rejestrować liczbę zmarłych w Konstantynopolu, jest całkowicie możliwe, że Prokopiusz podawał dane dotyczące śmiertelności ofiar epidemii w stolicy, które zaczerpnął z oficjalnego źródła. Relacje autorów bizantyńskich dotyczące epidemii dżumy są emocjonalne, ponieważ są autentyczne. Przekazy Prokopiusza i Jana z Efezu, jako ludzi, którzy przeżyli epidemię, powinny być czytane i traktowane z szacunkiem, a potomni powinni oszczędzić sobie wypowiadania się na ich temat w tonie protekcjonalizmu, który jest całkowicie nie na miejscu.

Fragment pochodzi z książki Justynian. Cesarz, żołnierz, święty, Petera Sarrisa, tłum. Arkadiusz Bugaj, wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2025.

Zobacz również

Starożytność

Długość życia w starożytności

Większość starożytnych umierała młodo. Około połowa dzieci nie dożywała nawet okresu dojrzewania. A jeśli przeżyły, nie miały co liczyć na doczekanie starości.

17 września 2024 | Autorzy: Ryan Garrett

Średniowiecze

Średniowieczne plagi

Ludzi żyjących w średniowieczu trapiło pięć największych plag – każda gorsza od poprzedniej. Gdy nadchodziła katastrofa, pozostawało im się... modlić.

13 września 2024 | Autorzy: Frances Gies

Średniowiecze

Długość życia w średniowieczu

Brak higieny, głód i ciężka praca sprawiały, że dożycie 70. urodzin było w średniowieczu wyczynem. Ale nie znaczy to, że ludzie umierali tuż po trzydziestce!

24 sierpnia 2024 | Autorzy: Maria Procner

Nowożytność

Historia szczepionki na ospę

Krowa, genialny lekarz i trochę szczęścia – tyle wystarczyło, by dokonać przełomu w medycynie. Pod koniec XVIII wieku w Anglii powstała pierwsza szczepionka.

23 czerwca 2022 | Autorzy: Paweł Filipiak

Średniowiecze

Celestyn V, czyli bicz boży

Gdy w 2013 roku Benedykt XVI abdykował, świat wstrzymał oddech. Ale nie był to pierwszy papież, który sam zrezygnował z przewodzenia Kościołowi.

26 lutego 2022 | Autorzy: Piotr Dróżdż

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.