Melchior Wańkowicz, buntownik z piórem, drwił z PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości. Skazany – chciał odsiedzieć karę, lecz to więzienie uciekało przed nim.
Ach, ten niesforny Melchior Wańkowicz… Inwigilować się nie dawał. List 34 podpisał. Z Radiem Wolna Europa się bratał. Ale w końcu go przyskrzyniliśmy. Chcieliśmy go tylko skazać dla przykładu, a ten złośliwiec nie dość, że nie złożył apelacji, to jeszcze chciał swój wyrok odsiedzieć!
Nie traktował socjalizmu zbyt serio
Ten nieznośny Melchior Wańkowicz od jakiegoś czasu sprawiał już problemy. Złowić go próbowały obie strony: zarówno służby PRL-u, jak i Stowarzyszenie PAX oraz środowisko „Tygodnika Powszechnego”. Ani jednym, ani drugim się to nie udało. Ci pierwsi jednak postanowili zastawić na niego sidła. I tak najpierw podsunęli mu współpracownika SB figurującego pod „imieniem” 33. Znał jego sytuację rodzinną, inwigilował też innych pisarzy, m.in. Antoniego Słonimskiego. „33” jednak narzekał na Wańkowicza. Zarzucał mu, że nudzi o mało interesujących sprawach, zamiast skupić się na AK czy opiniach na temat ZSRR.
Niezbyt zadowolony z jego wizyty był, chociażby Józef Winiewicz, ówczesny wiceminister spraw zagranicznych. Oto jego bezpośrednia relacja ze spotkania, wspomniana przez Sławomira Cenckiewicza:
„Zaskoczył mnie bezceremonialnym wyśmiewaniem panujących u nas stosunków. Musiałem mu w końcu przerwać, mówiąc, że nie powinien zapominać, w czyim urzędowym gabinecie się znajduje i z kim rozmawia. Konkludowałem, że nie będę kontynuować takiej rozmowy. Na co usłyszałem reakcję: – »Nie myślałem, że Pan kolega bierze tak na serio ten wasz socjalizm«”.
I tak po prostu wyszedł. I o zgrozo – Winiewicz spotkał go potem na wydanym przez ambasadę USA przyjęciu! I jeszcze bezczelnie powitał go słowami, że mógłby w jej budynku uchodzić za współgospodarza! Cóż, posiadał wtedy również obywatelstwo amerykańskie. Winiewicz podkreślał później, że nigdy nie przydarzył mu się podobny „incydent” jak ten z Wańkowiczem.
Przeczytaj także: Rewolucja społeczna w PRL
Bo mewa nieprawomyślne listy do Ameryki wysyłała
SB zainteresowała się nim jeszcze, kiedy mieszkał w Stanach Zjednoczonych. Wtedy „nadano mu” kryptonim „Pisarz”. Interesowano się nim ze względu na jego kontakty emigracyjne. Do Polski powrócił wraz z żoną w maju 1958 roku. W końcu i w Polsce się nim zainteresowano. Służby nadały jego „sprawie” kryptonim „Mewa” i zaczęły mu się baczniej przyglądać.
A było czemu. Melchior Wańkowicz w marcu 1964 roku śmiał zostać jednym z sygnatariuszy słynnego Listu 34, krytycznego wobec polityki kulturalnej PRL-u. Jego inicjatorami byli m.in. Antoni Słonimski i Stefan Kisielewski. Na razie jednak nie zabrano się na poważnie za niego.

Melchior Wańkowicz został jednym z sygnatariuszy Listu 34. Jego inicjatorem był m.in. Antoni Słonimski
Jesienią jednak pobłażanie wobec Wańkowicza się skończyło. 5 października 1972 roku został aresztowany. Dlaczego? „Pod zarzutem przekazania za granicę opracowanych materiałów szkalujących Polskę Ludową”. A krył się za tym projekt przemówienia, który wysłał córce, Marcie Erdman, przez amerykańską ambasadę. Przemówienie to powstało na potrzeby Zjazdu Literatów Polskich. Ostatecznie zaś, za pośrednictwem Marty Erdman, trafiło do Radia Wolna Europa, które wykorzystało jego fragmenty.
Być może dlatego władze PRL uznały, że Wańkowicz musiał być jednym z prowodyrów Listu 34. Swoje do tej sprawy dołożył też „33”, który już od listopada 1963 roku donosił o jego kontaktach z Wolną Europą.
Przeczytaj także: Zapomniana historia Ziem Odzyskanych
Jasna żarówka, podstawiona publiczność i zemsta niedoszłego zięcia
Rozpoczął się proces, w którego trakcie aż do 9 listopada 1964 roku Wańkowicz przez około 5 tygodni przebywał za kratkami. W areszcie Melchior Wańkowicz nie miał luksusowych warunków: cela z kratami w oknie w Pałacu Mostowskich oraz palącą się dzień i noc, pozbawioną jakiegokolwiek klosza żarówką. I bez przerwy pilnujący go dwaj milicjanci, chociaż obiecywał, że się nie powiesi. Za drzwiami zaś, na wszelki wypadek, pielęgniarka z zestawem lekarstw.
Na proces, który rozpoczął się 26 października 1964 roku, wybrano salkę, w której mogło się pomieścić około 40 osób, przy czym trzeba było posiadać specjalną kartę wstępu. Sztucznie też – co odnotował korespondent „Reutersa” – wypełniono ją funkcjonariuszami UB.
fot.Adrian Grycuk / CC BY-SA 3.0 plW areszcie Melchior Wańkowicz przebywał w Pałacu Mostowskich
Na sali sądowej przeciwko niemu zeznawał nawet Kazimierz Koźniewski, któremu nie powiodły się zaloty do Marty Erdman. Specjalnie dla niego Wańkowicz kolportował potem Pitawal IX – „dla kapusia, kanalii, kameleona…”.
W sprawie listu Wańkowicza do córki przy drzwiach zamkniętych zeznawał niejaki major Cibor, który miał zapoznać się z jego treścią w Stanach. Warto tu odnotować, że osoby „postronne” wpuszczono dopiero po zeznaniach Cibora. Co zaś się tyczy jego osoby: córka pisarza twierdziła, że odwołano go do Polski w kwietniu, zanim list od ojca w ogóle do niej trafił. Można podejrzewać, że SB weszła w jego posiadanie jeszcze w Warszawie.
W obronie Wańkowicza stawały zachodnie media, a u ambasadora Polski w jego sprawie interweniował senator Robert Kennedy.
Po plutonie egzekucyjnym polski rząd mi niestraszny!
Sam Wańkowicz w trakcie procesu odmówił złożenia wyjaśnień. Domagał się też bezpośredniej rozmowy z Gomułką lub Moczarem. Co ciekawe, w trakcie procesu nie przejawiał aż tak „antysystemowego” nastawienia, aczkolwiek aktowi oskarżenia zarzucał kompletną fałszywość. A może to była jedynie zasłona dymna lub… drwina z wymiaru sprawiedliwości?
W każdym razie w swojej mowie obrończej powiedział m.in., że jest zwolennikiem współpracy z Rosją i jest nawet za nacjonalizacją ziemi. W kontekście Kościoła stwierdził zaś, że to „niepoważne zawracanie głowy”. Samą swoją mowę wysłał potem do Władysława Gomułki.
Natomiast już w swoim ostatnim słowie powiedział, że kiedyś groził mu pluton egzekucyjny, ale wtedy miał naprzeciwko siebie zrusyfikowanego generała, podczas gdy obecnie jest to rząd PRL, któremu on sam… chce służyć! Porównanie cokolwiek oryginalne.
Ogłoszony 9 listopada wyrok brzmiał: 3 lata więzienia. Po jego ogłoszeniu sam Wańkowicz w liście do sądu… zrzekł się apelacji, ponieważ uważał, że w jego sprawie i tak nie zostanie wydany sprawiedliwy wyrok.
Na mocy dekretu o amnestii obniżono mu karę do 1,5 roku. Ale nadal nie „wzywano” go do jej odbycia. Zamiast tego… uchylono mu areszt tymczasowy i po prostu wyszedł na wolność. I paradoksalnie – władze PRL-u wolałyby go tam widzieć.
On sam podejrzewał, że chciano wyciszyć sprawę i szukano nawet sposobu na jego ułaskawienie. Nie da się ukryć, że polska opinia publiczna mocno opowiedziała się po jego stronie.
Przeczytaj także: Bracia Kowalczykowie: bohaterowie czy terroryści?
Kiedy to zakład karny ucieka od skazańca
Tymczasem Melchior Wańkowicz miał wielką ochotę zasądzoną mu karę odsiedzieć! Tak wspominał o tym w grudniu TW „Zieliński”:
„Woli on siedzieć i zrobić tym władzy większy kłopot. Zamierza wystosować do sądu list z prośbą o natychmiastowe odsiedzenie kary. […] W obecnej sytuacji nie może się bowiem swobodnie poruszać, a chciałby wyjechać za granicę, nie będzie miał z czego żyć, ponieważ zerwano z nim wszystkie umowy”.
Jak informuje portal Nauka w Polsce, „po Warszawie chodziły plotki, jakoby 72-letni pisarz ze szczoteczką do zębów i ciepłymi gaciami w teczce parokrotnie już szturmował wrota więzienia na Rakowieckiej, skąd go odsyłano do domu”.
Kazimierz Kosztirko, ówczesny prokurator generalny, żalił się w liście do Władysława Gomułki, że skazany prezentuje demonstracyjną wręcz niechęć do odwołania się od wyroku. Co więcej – i o zgrozo – nie zamierzał też wnioskować do Rady Państwa, by ta zastosowała wobec niego prawo łaski.
fot.NAC / domena publicznaPo Warszawie chodziły plotki, jakoby Melchior Wańkowicz parokrotnie szturmował wrota więzienia na Rakowieckiej
W tej dramatycznej sytuacji sugerował z jednej strony przeprowadzenie badań lekarskich, które wykazałyby, że nie może on odbyć kary, lub też nawet rozwiązanie tak radykalne, jak wydalenie go z kraju jako niepożądanego obywatela państwa obcego.
Nie było rady – w styczniu z Melchiorem Wańkowiczem rozmówić postanowił się sam Władysław Gomułka. I przyjął go u siebie w styczniu 1965 roku. Wykonanie wyroku zostało formalnie wstrzymane, oficjalnie ze względu na zły stan zdrowia skazanego.
Natomiast nazwisko Wańkowicza znowu pojawiło się w przestrzeni wydawniczej. Zresztą po jego rozmowie z Gomułką „Iskry” zgodziły się wydać jego Prosto od krowy. Występował też w radiu i telewizji. A rok 1972 został nawet ustanowiony jego rokiem.
16 marca 1990 roku formalnie wciąż ciążący na pisarzu wyrok został zaś ostatecznie uchylony. I tak oto przez brak odsiedzenia przez skazanego kary sprawiedliwości stało się zadość.
Bibliografia
- S. Cenckiewicz, Melchiora Wańkowicza kręta droga do Polski Ludowej, „Biuletyn IPN”, nr 37/2004.
- M. Łuczak, A imię jego 34, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2022.
- Melchior Wańkowicz, culture.pl, dostęp: 30.10.2025.
- Proces Wańkowicza, czyli „przyszła pora na Melchiora”, scienceinpoland.pap.pl, dostęp: 30.10.2025.
- J. Siedlecka, Obława. Losy pisarzy represjonowanych, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.