W Ludowej Polsce właściciele ziemscy tracili majątki, stając się wrogami ludu. A co z ich służbą? Jak likwidowano system panów i niewolników na polskiej wsi?
Po II wojnie światowej rozpoczął się w Polsce czas wieloletniej zależności od ZSRR. Propagandowa „Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z dnia 22 lipca 1952 roku” głosiła: (…) władza ludowa – dzięki ofiarnym i twórczym wysiłkom polskiego ludu pracującego, w walce z zaciekłym oporem rozbitków starego ustroju kapitalistyczno-obszarniczego – dokonała wielkich przeobrażeń społecznych. W wyniku rewolucyjnych walk i przemian obalona została władza kapitalistów i obszarników, utrwaliło się państwo demokracji ludowej, kształtuje się i umacnia nowy ustrój społeczny, odpowiadający interesom i dążeniom najszerszych mas ludowych.
Tyle w teorii. Jak to się miało do wiejskiej rzeczywistości? Zdecydowana większość ziemiaństwa straciła majątki. Reforma rolna przeprowadzona przez PKWN w 1944 roku pozbawiała własności właścicieli ziem większych niż 50 ha. Obejmowała również budynki dworskie, ich wyposażenie i cały żywy inwentarz. Formalnie ci, którzy zarządzali mniejszymi obszarami, mieli szansę je zatrzymać. W rzeczywistości były to sytuacje marginalne, możliwe jedynie, gdy dworek nie był częścią majątku ziemskiego, a mieszkańcy zajmowali się inną działalnością niż rolnicza.
Rodzina opisana w książce „Z czworaków na salony” Niny Majewskiej-Brown wciąż zatrudniała służbę. Jak wyglądały stosunki między nimi? Nowy ustrój faktycznie zmienił kilka rzeczy. Inne trwały jednak w tej samej postaci jeszcze przez dekady.
Czy gosposia potrafi czytać?
Przede wszystkim – powszechność edukacji. Choć obowiązek szkolny był wprowadzany na ziemiach polskich jeszcze pod zaborami, w praktyce bardzo łatwo było się od niego wymigać. W latach 1949–1952 rząd Polski Ludowej wprowadził obowiązkową edukację dla analfabetów i półanalfabetów w wieku od 14 do 50 lat.
Akcja nie obejmowała starszych i nie rozwiązała problemu całkowicie, jednak znacząco zmniejszyła ilość osób niepiśmiennych. Szczególnie w rodzinach chłopskich, w których dawniej niektórzy nie potrafili się nawet podpisać. Jedna z barier, która uniemożliwiała mieszkańcom czworaków awans społeczny, zaczęła znikać. Nawet jeśli ktoś nie planował dalszej nauki, zyskiwał m.in. dostęp do książek i prasy.
Czworaki vs salony
Czym właściwie były czworaki? Nazwa odnosi się do liczby mieszkań w budynku, z których każde miało osobne wejście. Analogicznie określano np. dwojaki. Zabudowania należały przeważnie do dworów i folwarków. Mieszkała w nich służba oraz robotnicy sezonowi. Nina Majewska-Brown trafnie opisuje je w swojej najnowszej powieści: W czworakach życie wygląda inaczej niż we dworze. Jest ciasno i wiecznie duszno. Latem cienkie ściany szybko się nagrzewają, a zimą panuje chłód mimo ognia nieustannie podtrzymywanego na kuchni i ogacania okien. Choć zabudowania były spore, trudno było mówić o komforcie. Na jedno mieszkanie mogło przypadać nawet 7 osób. Ponadto czworaki najczęściej należały do właścicieli gospodarstwa, więc warunkiem mieszkania w nich była praca.
Relacja między panami a ich pracownikami miała dość jednostronny charakter. Jak podsumowuje Helena, jedna z bohaterek „Z czworaków na salony”: Gdyby tak się zastanowić, to my niewiele o nich wiemy, bo w czworakach bywaliśmy okazjonalnie, za to oni o nas wiedzą wszystko. (…) To oni opróżniają nasze nocniki i piorą szmatki po periodzie. Orientują się, kiedy mamy ciche dni, bo Tadek nocuje w pokoju gościnnym, i gdy jesteśmy źli na dzieciaki za kolejną psotę.
Poprawność polityczna a obyczaje
Nowy ustrój miał to zmienić. Jednak równość równością, ale poglądów i przyzwyczajeń nie da się tak łatwo „naprostować”. W Polsce Ludowej inne było z pewnością nazewnictwo. Osób pracujących w pozostałych po reformie majątkach nie wypadało już określać służbą czy parobkami. Teraz były to m.in. gosposie, pracownicy i stajenni. A co z wzajemnymi stosunkami?
W powieści Niny Majewskiej-Brown obie strony odnoszą się do siebie z pewną rezerwą – proporcjonalną do wieku i poziomu konserwatywności poglądów. I tak też wyglądało to na przełomie lat 40. i 50. w PRL. Wciąż nade wszystko należało unikać skandalu. Istniał pewien poziom przyzwolenia na „bałamucenie i obłapianie” służby, natomiast pracownice dworów nadal musiały zachowywać się skromnie. Dla mieszkanki czworaków mogło to oznaczać ostracyzm już w momencie, gdy ktoś o wyższym statusie społecznym się nią zainteresował. Z drugiej strony dawna służba w znacznie mniejszym stopniu obawiała się konsekwencji mezaliansu.
Mało komu przychodziło do głowy, by kwestionować podwójne standardy związane z płcią, ale coraz bardziej domagano się równego traktowania niezależnie od pochodzenia. Nie wszystkim podobał się ten nowy porządek – tak jak Helenie z powieści „Z czworaków na salony”, która narzekała: Wojna niepotrzebnie zrównała nas z tymi, którzy dla nas pracują. (…) Tęsknię za dawnymi czasami, gdy każdy znał swoje miejsce.
Dziedziczki i dziedzice
Tam, gdzie dla innych otworzyły się drzwi do lepszego życia, przed innymi się one zamknęły. Właściciele zarekwirowanych majątków byli z nich wypędzani – w ciągu trzech dni musieli opuścić swoje posiadłości, zabierając jedynie przedmioty codziennego użytku. Ich ziemie następnie dzielono na mniejsze działki przyznawane chłopom małorolnym i pozbawionym własnych pól. Zgodnie ze „Wskazówkami dla brygad robotniczych pracujących przy parcelacji majątków”:
Akt nadania tytułu własności powinien być wykorzystany przez brygady w ten sposób, by stworzyć w tym dniu święto wsi, zadokumentować historyczną wagę reformy rolnej, tego dokumentu likwidującego raz na zawsze na wsi polskiej panów i niewolników. Należy podkreślić, że reforma rolna jest zdobyczą demokracji, fundamentem nowej Polski i dobrobytu jej ludu.
Poprzedni właściciele i ich dzieci, o ile pozostali w kraju, nie mieli łatwego życia. Prześladowania przez UB, utrata stanowisk, konieczność pracy fizycznej niezależnie od rzeczywistych kompetencji i kwalifikacji. Potomkowie ziemiańskich rodów mogli zapomnieć o studiach ze względu na swoją rodzinną historię. Dawne pałace popadały w ruinę. Majewska-Brown wspomina o dziedziczce zmuszonej do przeprowadzki, pracującej w barze mlecznym. Tadeusz, mąż Heleny, podsumowuje całą sytuację: Właścicieli majątków, ludzi na poziomie, wyrzucili z własnych domów, tylko po to, żeby hołotę na salony wpuścić. I co oni teraz robią na tych parkietach? Świnie hodują.
Czytaj też: „Szela cholerny!”. Pogarda dla chłopa w II RP
To gdzie, jak nie u pana?
O pracę w PRL-u teoretycznie nie trzeba było się martwić. Stanowiła prawo i konstytucyjny obowiązek każdego obywatela. Formalnie bezrobocie przez lata nie istniało (co najwyżej rejestrowano „lokalne nadwyżki siły roboczej”). W dosyć dobrej sytuacji były osoby z „fachem w ręku”. Innym pozostawała prosta praca fizyczna w fabrykach, hutach, szwalniach, przy produkcji i pakowaniu żywności…
Dla lepiej wykształconych istniała też możliwość pracy w szkołach czy urzędach. Jednak czy dla byłej służby dworskiej taki przeskok był wykonalny? To zależało od tego, jak wiele rodzina mogła zainwestować w edukację. Zdecydowana większość młodych ludzi wybierała szkoły zawodowe. Studia były zdecydowanie mniej popularne. Przeprowadzka ze wsi do miasta też mogła stanowić dla niektórych problem, jeśli nie mieli tam żadnej rodziny ani przyjaciół.
Choć chłopi otrzymali działki należące wcześniej do ziemian, trudno było uczynić z nich źródło utrzymania. Pomagały wyżywić rodzinę w czasach kryzysowych, jednak tak rozdrobnione tereny były zwyczajnie nierentowne. Alternatywę stanowiła praca w Państwowym Gospodarstwie Rolnym. PGR-y do 1988 roku pochłaniały ponad połowę środków przeznaczonych na rozwój rolnictwa i zatrudniały średnio 12 osób na 100 ha. Do końca lat 60. istniało ponad 6 tysięcy takich gospodarstw o średniej wielkości ok. 460 ha.
Gabrysia, służąca z powieści „Z czworaków na salony”, podsumowuje swoją sytuację i dostępne dla niej możliwości społecznego awansu: Pracować, żeby jeść, spać, żeby rano wstać, pracować, jeść i spać. To przerażające. (…) Nie stać mnie na nic. Ani na pójście do kolejnej szkoły, ani na żadną inną naukę. Co najwyżej mogę wyjechać do miasta i tam nająć się do służby, znaleźć pracę w fabryce albo w sklepie. Tylko czy to zagwarantuje mi lepsze życie? Tutaj przynajmniej znam wszystkich. Wiem, co gdzie jest, tu są ludzie, którzy mi pomogą w razie nieszczęścia, a tam byłabym zupełnie sama.
Inspiracja:
Źródła:
- Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej uchwalona przez Sejm Ustawodawczy w dniu 22 lipca 1952 r.
- Rydel M., Tradycja i historia Ziemian Polskich, www.ziemianie.org.pl [dostęp: 11.09.2024].
- Wskazówki dla Brygad Robotniczych, pracujących przy parcelacji majątków, Komisja Centralna Związków Zawodowych, Warszawa, 20.03.1945.
KOMENTARZE (10)
Ojtam. A na ziemiach którego byłego zaboru było najmniej, a na którego najwięcej analfabetów i dlaczego?
Tzw. rewolucja społeczna w PRL była jednym wielkim przekrętem. Bo ci sami komuniści którzy okradli ziemian stworzyli nowe latyfundia czyli Kołchozy w PRL nazywane PGR-ami na których sami komuniści i ich dzieci po roku 1989 się uwłaszczyli.. Sama reforma rolna PRL miała dotyczyć tylko majątków o powierzchni ogólnej większej od 100 ha. albo powyżej 50 ha. użytków rolnych. Natomiast na terenie województw – poznańskiego, pomorskiego i śląskiego jeśli ich rozmiar łączny przekraczał 100 ha. niezależnie od wielkości użytków rolnych. Dodatkowo komuniści odbierali ziemianom ich domy, maszyny rolnicze, zwierzęta gospodarcze a nawet ich osobisty majątek – meble, obrazy, dzieła sztuki. Czy reforma rolna w roku 1945 była słuszna ? Tak, ale powinna odbywać się według według uchwalonych przez samych komunistów przepisów tj. pozostawiać ziemianom te 50-100 ha ziemi oraz domy, budynki gospodarcze, majątek osobisty oraz maszyny i zwierzęta. A wieś zarówno w czasach 2 RP jak i w początkach rządów komunistów w Polsce była przeludniona bo na wsi mieszkało aż 70 procent ludności 2 RP i PRL. Dziś na wsi mieszka około 30% ludności Polski. Tak więc sama reforma rolna mogła doprowadzić jedynie do powstania niewydolnych gospodarstw o powierzchni zaledwie kilku ha. Co zresztą się stało bo powstała duża grupa tzw. chłopo-robotników którzy nie mogąc wyżyć z karłowatego gospodarstwa rolnego szukali dodatkowego zajęcia w przemyśle. I takie były prawdziwe skutki reformy rolnej w PRL. Dzisiaj nastąpiła ponowna konsolidacja ziemi która oznacza powrót do koncepcji ziemiaństwa. Bo głównym powodem reformy rolnej była tak naprawdę walka o zniszczenie ziemiaństwa które było by głównym przeciwnikiem komunistów ze względu na swoje patriotyczne poglądy i inteligenckie pochodzenie.
dokładnie! II etap likwidacji wroga (I-szym był Katyń). Prawo ustanowione przez system totalitarny nadal obowiązuje w RP, a rządzący czekają aż potomkowie Ziemian powymierają. Polska jako jedyny postsowiecki kraj nie zmierzył się z problemem tzw. Reformy Rolnej i prawa do prywatnej własności co stanowi fundament demokracji.
Pamiętam, gdy byłem na praktyce w PGRze, jak wspominano wówczas śmierć byłego pierwszego dyrektora, i jednocześnie byłego ziemianina z kresów II RP, który jeżdżąc w bryczce zarządzał PGR-em jak własnym (utraconym) majątkiem, traktując pracowników nieomal jak służbę, nie raz, nie dwa nie żałując przy tym bata… Wielu ziemian znalazło podobne zatrudnienie w czym im często pomagał będący wówczas w rządzie, Eugeniusz Kwiatkowski, sam mający majątek ziemski, który z zemsty w 49. gdy już stracił władzę, „podciągnięto” mu pod reformę. Zresztą rząd korzystał z doradztwa Kwiatkowskiego i przy tworzeniu przepisów dot. reformy rolnej. Ten bowiem już w 1932 r. pisał (w „Dysproporcje…”) m. in., po nieudanych próbach dot. reformy rolnej w II RP (1925) i do czego później sam dążył po 1935. jako wicepremier; tak: „…reforma rolna, szeroko pojęta i gospodarczo skuteczna, musi przede wszystkim objąć miliony gospodarstw już istniejących i powstrzymać w nich proces dalszego rozdrabniania, a następnie uczynić z nich jednostki zdolne do wyżywienia rodziny i rozbudowania konsumpcji. Powodzenie tej akcji jest uzależnione od zmiany stosunku cyfrowego między ludnością wiejską i miejską w sensie wzrostu ludności miejsko-przemysłowej.” – a do tego ostatniego komuniści gorliwie dążyli i to jest niewątpliwie największe ich osiągnięcie, bo powszechny dostęp do edukacji wcale nie skutkował jej wysokim poziomem w PRLu i „wejściem na salony”, a wręcz przeciwnie. Tutaj bowiem ciągle rosła najbardziej dysproporcja między nami a zachodem, gdzie wzrost poziomu wykształcenia, jego powszechność, doprowadził realnie, a nie tylko „na papierze” – w propagandzie, do tego że awans społeczny stawał się tam powoli normą…
Reforma rolna była konieczna głównie po to by zmniejszyć liczbę ludności w przeludnionej wsi i zwiększyć liczbę mieszkańców miast i uprzemysłowić kraj. Ogólnie to podejmowano ten problem już w II RP ale się to nie udało. Reforma rolna w Polsce (socjalistycznej) komunistycznej wyszła jak wyszła ale pewien awans społeczny był oraz zwalczano analfabetyzm i uprzemysławiano kraj. Problem polegał na tym, że byliśmy w strefie za żelazną kurtyną. Państwa zachodnie startowały z innego pułapu i już często były uprzemysłowione poza tym mogły korzystać z planu Marshalla. Dziś też jesteśmy nieco w tyle i jesteśmy państwem ogólnie biedniejszym od średniej UE ale postęp jednak jest widoczny.
Jaka komunistyczna. Polska w okresie PRL-u była socjalistyczna i był to socjalizm raczkujący. Poczytaj sobie założenia komunizmu a dopiero potem używaj tego pojęcia w dyskusji.
Zbyt łagodnie potraktowani zostali byli właściciele majątków i niewolników.
Dziękuję PRL że wziął za mordę pasożytów i kieckowych
komuszy łeb, który dorobił się na zmianie ustroju, a teraz robiąc biznes łamie prawa pracownika i podstawowe prawa człowieka jak typowy januszBiznesu
Rodzina mojej babci uniknęła dodania ojcowizny ale moja mama w latach 60 ubiegłego wieku popełniła mezalians i wyszła za mąż za tzw dworaka i to był koszmar dla nas dzieci tej pary. Babcia do końca życia na nie tolerowała zięcia. To były zupełnie inne klasy społeczne. Dzięki że to właśnie ta babcia miała wpływ na moje wychowanie i teraz jestem jaka jestem