Polki, które w międzywojniu wyjeżdżały do pracy we Francji, często padały ofiarą przemocy i nadużyć. Bezdusznie wykorzystywane, błagały o pomoc madame Duval.
Kto pamięta szkolne lekcje historii, ten prawdopodobnie ma dosyć wzniosłe skojarzenia z emigracją do Francji. Myślimy o nazwiskach wybitnych naukowców, muzyków i literatów. O kim zapominamy? O setkach tysięcy pracowników fizycznych. W tej grupie nie brakowało pochodzących ze wsi kobiet.
Polki we Francji
Po co wyjeżdżać? Ile osób, tyle szczegółowych powodów. Stosunkowo niewiele zresztą wiadomo o motywacjach i codzienności kobiet na emigracji zarobkowej. Wśród wydawanych w 1939 r. zbiorów pamiętników emigracyjnych udało się dotrzeć do 49 zeszytów z Francji. Jedynie 3 z nich zostały napisane przez kobiety. Nieco więcej światła rzucają zachowane listy. Na ich podstawie można stwierdzić, że przyczyny dobrowolnych wyjazdów do pracy za granicą niemal zawsze dało się sprowadzić do jednego, głównego celu: chęci poprawy życia. Dla części kobiet oznaczało to możliwość utrzymania rodziny w Polsce, inne natomiast widziały w emigracji przepustkę do zachodniego świata.
Polska i Francja 3 września 1919 r. zawarły konwencję emigracyjną. Regulowała ona warunki pracy i zatrudnienia. Zagraniczni pracownicy mieli być, przynajmniej w teorii, traktowani na równi z obywatelami danego kraju. We Francji w szczególności pożądani byli górnicy, robotnicy przemysłowi i osoby do pracy na polach i fermach. Polki znajdowały również zatrudnienie w charakterze pomocy domowej.
Tańsza siła robocza
Fala emigracji z II RP do Francji była bardzo zróżnicowana. Według statystyk w okresie międzywojennym z kraju wyjechało około 600 tys. osób, a do tego blisko 100 tys. Polaków z Zagłębia Ruhry. Szacuje się, że w obu tych grupach było łącznie od 167 tys. do 180 tys. kobiet. Za granicą polskich emigrantów czekały warunki dalekie od wymarzonych. W zbiorze „Pamiętniki emigrantów. Francja” czytamy:
Robotnik-Polak obudził przeciw sobie niechęć z różnych powodów. Gotów był imać się pracy za niższym wynagrodzeniem, niż pobierane przez robotników-Francuzów. Pewne odłamy warstwy pracującej francuskiej zaczęły domagać się usunięcia cudzoziemców, przy czym niekiedy służyły bodaj za narzędzie w ręku spekulantów lub w rozgrywkach partyjnych.
Choć konwencja z 1919 r. miała chronić pracowników, nie każdy pracodawca się do niej stosował. A na obczyźnie, nie znając francuskiego, niezwykle trudno było obronić się przed potencjalnymi nadużyciami. Kobiety zatrudnione na fermach podpisywały w Polsce kontrakt, najczęściej roczny. Wcześniejszy powrót do kraju oznaczałby dla nich karę finansową. Na miejscu często musiały mierzyć się z pracą ponad siły i listą obowiązków, które dla jednej osoby były zwyczajnie niewykonalne.
Czytaj też: Piękna bajka czy koszmar? Dzieciństwo na wsi oznaczało głód, ból i ciężką pracę
Listy do dobrodziejki
Czy emigrantki były skazane same na siebie? Jak się okazuje, nie do końca. Zawierane kontrakty zapewniały im bowiem możliwość wsparcia. Do Tours spływały listy z różnych miejsc departamentu Indre i Loara, w których Polki skarżyły się na ciężki los i prosiły o pomoc. Pisały do kobiety, którą same określały „dobrodziejką”, „derektorką” i „aniołem stróżem”. Przez 5 lat te wiadomości odbierała Julie Duval. W archiwum Tours złożyła 1300 listów. Pracowała jako opiekunka społeczna powołana przez rząd do nadzorowania warunków pracy emigrantek. Jak opisuje Joanna Kuciel-Frydryszak:
Kiedy Julie Duval dostaje list od polskiej wyrobnicy, czerwoną kreską zaznacza w rogu, że go przeczytała. Gdy odpisze na list, wtedy obok czerwonej rysuje kreskę niebieską. Często wsiada w samochód, by zbadać sytuację już na miejscu, na fermie, a kiedy trzeba, ostro się rozprawia z gospodarzami.
Kim była madame Duval?
Kobieta rozpoczęła pracę opiekunki społecznej w wieku 55 lat. Wymagało to od niej zdania państwowego egzaminu. Musiała też wyrobić prawo jazdy. Tylko w samym 1934 r. opiekowała się około 900 Polkami, a 239 z nich odwiedzała w różnych szpitalach. Pośredniczyła w rozmowach z francuskimi lekarzami i pisała listy w sprawie swoich podopiecznych.
Duval sama dobrze rozumiała tęsknotę za ojczyzną. Urodziła się we Lwowie w 1875 r., a jej panieńskie nazwisko brzmiało Lachowicz. Wyjechała do Paryża, by studiować literaturę na Sorbonie. W 1905 r. wyszła za mąż za Maurice’a Laguirande-Duvala (w 1932 r. para się rozwiodła). Kobieta traktowała pomoc Polkom jako swoją misję. Z tonu listów wynika natomiast, że emigrantki darzyły ją głębokim zaufaniem – mimo zwrotów grzecznościowych, które Francuzom wydawałyby się wręcz poddańcze, jak „jaśnie pani”.
Sierociniec w Monnaie
Kobiety pisały o wszystkim – złych warunkach pracy i życia, problemach zdrowotnych i przemocy, również seksualnej. Poza tym: o samotności, braku księdza mówiącego po polsku, a nawet tęsknocie za książkami i rozrywką w wolne dni. Duval im pomagała, jak tylko mogła. Pisała listy do Polski w imieniu kobiet, które były analfabetkami. Pożyczała książki – dla zabicia czasu, albo by miały z czego uczyć się czytać. Wskazywała miejsca, gdzie mogły wyspowiadać się po polsku albo spotkać z Polonią w okolicy.
Emigrantki uwielbiały opiekunkę socjalną, czego nie można było powiedzieć o jej pracodawcach, którzy dopuszczali się nadużyć. Duval była bowiem kobietą stanowczą i nieustępliwą. Gdy potrzebujące kobiety zgłaszały się po pomoc, nie tylko pisała listy, lecz także osobiście konfrontowała się z właścicielami ferm. Jednak mimo ogromnych starań Julie Duval nie była w stanie chronić pracujących Polek. Bardzo trudno było zapobiec seksualnym nadużyciom ze strony chlebodawców czy współpracowników. Ofiary spotykały się też z oskarżeniami ze strony żon swoich pracodawców – podobnie jak służące w ojczyźnie. I tak jak w kraju ciąża mogła pozbawić je pracy. Nie da się w żaden sposób policzyć, jak wiele dzieci pracownic zostało poczętych w wyniku gwałtu. Kuciel-Frydryszczak podsumowuje:
Dzieci polskich pracownic trafiają głównie do sierocińca w Monnaie, niedaleko Tours. Skalę problemu pokazują liczby. Gdy w 1924 roku powstał dom dziecka, przebywało tam trzydzieścioro dzieci, dziesięć lat później mieszkało tam trzystu podopiecznych. To dzieci Polek, ale także Czeszek i Jugosłowianek pracujących na podobnych warunkach jak polskie wyrobnice.
Jednak gdyby nie starania madame Duval ich sytuacja byłaby jeszcze gorsza – wręcz beznadziejna…
Polecamy video: Znienawidzona królowa Bona
Źródła:
- Kuciel – Frydryszak J., Chłopki. Opowieść o naszych babkach, Warszawa 2023.
- Pamiętniki emigrantów. Francja, Warszawa 1939.
- Reczyńska A., Próba przeglądu problemów, źródeł i opracowań na temat losów Polek na emigracji przed II wojną światową [w:] “Migration Studies – Review of Polish Diaspora” nr 4 (174)/2019.
KOMENTARZE (4)
«Kto pamięta szkolne lekcje historii, ten prawdopodobnie ma dosyć wzniosłe skojarzenia z emigracją do Francji.»
Nie ma lekcji o międzywojennej emigracji do Francji; ani wzniosłych; ani nie wzniosłych; ani w podstawówce, ani w liceum – nie ma takowych w programie. W owym programie są dosyć luźne wzmianki o emigracji w ogóle (mówimy oczywiście nadal o okresie międzywojennym) i obejmują dość ogólnie całą ówczesną emigrację w ogóle (to nie błąd stylistyczny – tych OGÓŁÓW jest w konspektach po uszy).
Ok, życie w XIX wieku czy w XX zawsze było trudne, okrutne i twarde, szczególnie w owym czasie, jeśli więc się ktoś pchał jeszcze w obce landy robił to w podwójnym niebezpieczeństwie i zagrożeniu, przede wszystkim dla siebie, nic nowego pod słońcem…
Świat po II wojnie światowej jest jeszcze bardziej okrutny i wyrafinowany, bardziej świadomie…
Vide: rewolucja proletariacka/bolszewicka tow. Lenina/Marxa/Engelsa, Rosja radziecka/ZSRR tow. Stalina NKWD, ZSRR bis tow. Putina KGB, FSB GRU; kolejne wojny /Gruzja, Czeczenia, Ukraina – 2014/2024, czyli tak naprawdę ludobójstwo, exterminacja i holokaust na nowo, znowu, który to już raz…
Real Life
Wietnam, Laos, Kambodża, Boliwia ,Chile, Angola, Mozambik, Nikaragua, Salwador, Iran, Irak, Liban, Irak, Afganistan, Syria, Somalia, Rwanda, Libia. Nixon, Ford, Carter, Reagan, Bush x2 , Clinton, Obama. I gdzieś w tle zawsze grupa przemysłowo-zbrojeniowa.
Ale musiały im śmierdzieć nogi i inne rzeczy. W Polsce higiena stała na bardzo niskim poziomie. I potem się dziwiły,że Francuzi się z nich śmiali i upokarzali. Omotane brudnymi chustami, mamroczące bezzębnymi ustami zdrowaśki do boga wiekuistego.