Jego wiara we własny wynalazek graniczyła z obłędem. Był przekonany, że jego przypominający wingsuity spadochron ocali życie wielu pilotom. Skończył jak Ikar.
Wydarzenia, o których poniżej będzie mowa, miały miejsce na początku XX wieku. Lecz jeszcze przed XX wiekiem było wielu wynalazców, którzy wpadli na pomysł skonstruowania spadochronu. Chociażby Leonardo da Vinci. Dwa konkretne projekty pojawiły się już w drugiej połowie wieku XVIII. W 1783 roku działającym spadochronem mógł się pochwalić Louis-Sebastien Lenormand. Jest tutaj jednak jedno „ale”. Otóż nie był to do końca spadochron. Jego twórca skonstruował go z myślą o ludziach uwięzionych w płonących budynkach. Konstrukcja raczej nie przywodziła na myśl tego, co obecnie rozumiemy jako spadochron. Rama bardziej przypominała bowiem latawiec.
Kolejny w kolejce był André-Jacques Garnerin. Jego spadochron miał zupełnie inne przeznaczenie: jego odbiorcami mieli być pasażerowie balonów. Wynalazca osobiście przeprowadził w 1797 roku jego próbę, wyskakując ze znajdującego się na wysokości około 900 metrów balonu. Bezpiecznie wylądował w koszu, do którego doczepiony był jedwabny spadochron.
Uratuję tych biednych lotników! A przy okazji dobrze zarobię
Od tamtego momentu minął trochę ponad wiek. W międzyczasie niebo zawojowały pierwsze samoloty. Jednakże ich piloci nie mogli czuć się bezpiecznie. Nie dysponowali bowiem żadną „awaryjną” metodą ewakuacji w razie usterki maszyny w powietrzu. Słowem – nie mieli spadochronów.
Tę sytuację postanowił zmienić Franz Reichelt. Był on austriackim krawcem. Pochodził z Bohemii, aczkolwiek posiadał już obywatelstwo francuskie. Zapewne przejmował się losem pilotów, którzy tracili życie, nie mogąc się uratować z katastrof lotniczych. Czy jednak był to jedyny powód? Cóż, zapewne chętnie przygarnąłby 10 000 franków nagrody, które Aéro-Club de France oferował wynalazcy, który skonstruowałby działający spadochron o wadze nieprzekraczającej 55 funtów, czyli ok. 25 kilogramów.
Ja sem netoperek?
Franz Reichelt miał zupełnie inny pomysł na swój spadochron niż chociażby André-Jacques Garnerin. Uważał, że powinien to być swoisty kombinezon, który zakładałoby się na siebie. W momencie znalezienia się w powietrzu wystarczyłoby rozłożyć ręce, aby zwiększyć jego powierzchnię, złapać „wiatr w żagle” i spokojnie wylądować na ziemi. Współcześnie moglibyśmy to porównać do tzw. wingsuitów. Podobną metodę latania wykorzystywał też komiksowy Batman.
Wróćmy jednak do Reichelta. Nad swoim pomysłem pracował przez kilka lat. W roku 1910 miał stwierdzić, że jego rozwiązanie po prostu musi być najlepsze i zasłużył na nagrodę. Przeprowadzał nawet próby z manekinami, które zrzucał z piątego pietra. I nie zważał na fakt, że próby te dowodziły czegoś zupełnie przeciwnego. Otóż jego „króliki doświadczalne” w większości nie lądowały bezpiecznie, ale z impetem uderzały w ziemię. Na dodatek im więcej modyfikacji wprowadzał do projektu, tym gorsze były efekty. Bynajmniej się tym nie zrażał. Ba, Reicheltowi zdarzało się nawet testować kostium samodzielnie. Skakał z wysokości ponad 9 metrów na stóg siana. Przy okazji jednej z prób złamał nogę.
Krytyczny błąd logiczny
Niezrażony krawiec próbował zademonstrować swój wynalazek specjalistom w dziedzinie awiacji. I tutaj ponownie spotkał go zawód. Wszyscy wszelkimi sposobami starali się go odwieść od dalszych prac, twierdząc wprost, że to po prostu nie będzie działać. Upór 34-letniego wtedy Reichelta był jednak nie do przezwyciężenia.
Na tym etapie popełnił – jak się miało okazać tragiczny w skutkach – błąd w swoim rozumowaniu. Otóż fakt, iż wszystkie zrzucone na „spadochronie” manekiny po prostu rozbiły się o ziemię, zinterpretował tak, że nie spadały one z wystarczającej wysokości. A zatem spadochron nie miał czasu, aby się w pełni rozwinąć i pokazać swoje prawdziwe możliwości. Niewykluczone też, że uznał to, iż sam przeżył wszystkie próby skoku (z niewielkimi tylko obrażeniami), za dowód skuteczności swojego wynalazku, nie biorąc pod uwagę tego, że człowiek generalnie ma szansę wyjść bez szwanku z upadku z określonej wysokości na określone podłoże. W każdym razie wymyślił, że musi znaleźć o wiele wyższy punkt do przeprowadzenia kolejnych testów. I znalazł. Wieżę Eiffela.
Z uporem maniaka…
Sporo czasu mu zajęło, zanim udało mu się wychodzić pozwolenie na przeprowadzenie swojej próby. Niemalże przez rok męczył władze, aż wreszcie w roku 1912 wydano mu stosowne zezwolenie. Wielu autorów podkreśla jednak, że zwyczajnie okłamał urzędników. Starając się ich przekonać, informował ich bowiem, że próba również zostanie przeprowadzona z manekinem. O tym, że weźmie w niej udział żywy człowiek, nie było mowy. Tym żywym człowiekiem miał być sam wynalazca, który zupełnie przypadkiem przy okazji „wynalazł” również BASE jumping.
Wszystko stało się jasne, kiedy 5 lutego 1912 roku ubrany w stworzony przez siebie kombinezon dotarł do wieży Eiffela i zaczął wchodzić po prowadzących na pierwsze piętro 347 stopniach. Dookoła zebrał się tłum gapiów i spora grupa dziennikarzy, których Reichelt zapewnił, że jego wynalazek zadziała. Kilka osób podjęło ostatnie próby przekonania go, aby zrezygnował i nie ryzykował życiem. Na próżno. Ostatnią deską ratunku miał być jego najbliższy przyjaciel, który również pojawił się pod wieżą. Zaczął wyliczać Franzowi, dlaczego z technicznego punktu widzenia to nie ma prawa się udać.
Ale nic nie mogło w tamtym momencie zachwiać pewnością siebie twórcy niecodziennego spadochronu. Na odchodnym opowiedział jeszcze: – Zobaczycie, jak moje 72 kilogramy oraz mój spadochron dostarczą wam decydujących argumentów przeciwnych. Ulokował się na pierwszym piętrze wieży, jakieś 57 metrów nad ziemią. Stojąc na krześle nad krawędzią, zaczął gotować się do skoku.
Śmierć uwieczniona na taśmie filmowej
Zarówno moment przygotowań, jak i sam skok zostały uwiecznione na taśmie filmowej. Nagranie zostało wykonane przez brytyjski oddział Pathé. W pierwszym ujęciu widać Reichelta już na wieży Eiffela. Stoi na krawędzi. Spogląda w dół, wyraźnie się waha, być może nastawia się psychicznie. Przechyla się to w przód, to w tył… Wygląda, jakby nie był do końca przekonany co do tego, czy jego „wingsuit” zadziała. Ale nie wycofuje się. Wypowiada jeszcze słowa: – À bientôt („Do zobaczenia”). I wreszcie skacze.
Druga kamera, umieszczona na ziemi, uwieczniła moment, gdy Franz Reichelt spadł jak kamień w dół. Nie mógł przeżyć tego upadku. I nie przeżył. Pozostawił po sobie głęboki na ok. 15 cm krater uderzeniowy (jego pomiary również pokazano na filmie). Nagranie zostało pierwotnie zatytułowane „Death Jump – Eiffel Tower”. Wiele lat upłynęło, zanim w ogóle ujrzało światło dzienne. W brytyjskim Pathé zwyczajnie uważano, że ten krótki film jest zbyt wstrząsający i na lata zamknięto go w archiwum. W końcu jednak udostępniono go publiczności, a obejrzeć go można nawet na YouTubie (odnośnik powyżej). Ku przestrodze.
Bibliografia
- Franz Reichelt’s Death Jump off the Eiffel Tower (1912) | British Pathé, www.youtube.com, dostęp: 29.09.2023.
- J. J. Geoghegan, E. Miles, White Elephant Technology: 50 Crazy Inventions That Should Never Have Been Built, And What We Can Learn From Them, The History Press, Cheltenham 2023.
- J . Gifford, Blindsided. How business and society are shaped by our irrational and unpredictable behaviour, MarshallCavendish Business, London 2012.
- Goldstein, 101 Amazing Unusual Deaths, Andrews UK Limited, Luton 2017.
- D. Kerekes, D. Slater, Killing for culture: From Edison to ISIS, Headpress, London 2016.
- J. Laurendeau, BASE Jumping. The Ultimate Guide, ABC-Clio, LLC, Santa Barbara 2012.
- D. Levy, Scientic American’s the big idea. 150 Years of the Best and the Worst Ideas of Modern Science, Ibooks, New York 2010.
- D. Smith, 100 Things You Will Never Do. And How to Achieve the Impossible, Quercus Editions Ltd., London 2013.
KOMENTARZE (4)
„Pochodził z Bohemii…”
Dużo ludzi skacze codziennie, czasem udaje się przeżyć. Z tak małej wysokości nie dałby rady nawet ze współczesnym spadochronem. Potrzeba więcej niż 150 metrów żeby zaczął „nieść” skoczka.
Teraz o takich ludziach mówią że wyeliminował ich Darwinizm społeczny. Jednego głupca na świecie mniej.
A może raczej marzyciela…
Ciało spadło na ziemie, ale dusza poleciała do nieba…