W 1806 roku grupa spiskowców postanowiła porwać Napoleona i podstawić w jego miejsce sobowtóra. Fałszywym cesarzem miał być Polak, ksiądz Stefan Błażewski.
„Zjawisko sobowtóra, czyli osoby bliźniaczej fizycznie, chociaż w żaden sposób niespokrewnionej, od zawsze budziło grozę” – piszą Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński, autorzy książki Sobowtóry. Od Nerona do Putina. Grozę i fascynację, które bardzo szybko wykorzystano na potrzeby ochrony koronowanych głów. Dzieje świata pełne są „zmienników”. Na kartach historii trafić można na liczne opowieści o ludziach, którzy wykorzystując atrybut swojego wyglądu, zdobywali sławę i monarsze splendory. Jak czytamy w Sobowtórach:
Już w Biblii znajdziemy opowieść o Jakubie, który oszukał swego ojca Izaaka, udając własnego brata bliźniaka, Ezawa, i w ten sposób uzyskał od niego błogosławieństwo przeznaczone dla pierworodnego. W starożytności podszywanie się pod zmarłego władcę lub członka rodziny panującej w celu zdobycia władzy w państwie nie było wcale rzadkie. Niektórym uzurpatorom udawało się nawet zdobyć tron.
Częściej jednak łaskę lub ciężar bliźniaczego podobieństwa do innej osoby wykorzystywano w obawie o bezpieczeństwo władców. Nic dziwnego zatem, że prawie każdy monarcha w historii mógł „pochwalić się” posiadaniem sobowtóra, Ba, niektórzy mieli ich nawet kilku. To oni zastępowali koronatów, ratując im nierzadko życie przed spiskowcami i wyprowadzając w pole przeciwników. Tak było w przypadku Napoleona…
Mały kapral – duży problem
Miał on paru przydzielonych niejako z urzędu dublerów, wśród których prym wiedli Achilles de Touches, Jean-Baptiste Franceschi Cipriani oraz François Robeaud. Jednak w 1806 roku żaden z nich cesarzowi się nie przydał. Mało kto się spodziewał, że będącemu u szczytu sławy Napoleonowi może ktoś zagrażać. Przecież zdruzgotane w październiku pod Jeną i Auerstädt Prusy Fryderyka Wilhelma III przestały się liczyć na arenie międzynarodowej, a Austria od roku w milczeniu lizała swoje rany spod Austerlitz.
Pod twardym butem korsykańskiego diabła znalazła się niemal cała Europa. Tylko z Wschodu wiało grozą od carskiego tronu. No i zza kanału La Manche nie mógł się Napoleon spodziewać niczego dobrego. I jak się wkrótce okazało, wcale się nie pomylił.
Oto bowiem nim na dobre opadły dymy prochowe pod Jeną, w Londynie zawiązano spisek przeciwko Napoleonowi. Jego skala była jednak daleka od wielkich międzynarodowych koalicji, z jakimi walczył do tej pory Bonaparte. Tym razem w zacisznym mieszkaniu pewnej miejscowej kurtyzany elita brytyjskich polityków z opozycyjnej partii torysów postanowiła porwać cesarza, a na jego miejsce podstawić sobowtóra. Ten miał następnie swoimi decyzjami doprowadzić do chaosu w Wielkiej Armii i w efekcie do upadku cesarstwa. Prawdziwy Napoleon miał stanowić kartę przetargową w czasie spodziewanych w tej sytuacji rokowań z Francją.
Jak zauważają w swojej książce Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński, spiskowców, którym przewodniczył lord Robert Stewart Castlereagh, „do białej gorączki doprowadzała myśl, że o wszystkim, co najważniejsze na kontynencie, decyduje »ten francuski kurdupel«, zaś Anglia spada przez to do roli jedynie kibica działań o światowym znaczeniu”. Natomiast porwanie i niespotykany dotąd w dziejach szantaż miał raz na zawsze, według pomysłodawców, rozwiązać duży problem z małym kapralem.
Czytaj też: Jak zginął Napoleon Bonaparte, czyli zagadkowa śmierć cesarza w niewoli
Porwać, jak to łatwo powiedzieć
Plan iście diabelski, ale jeszcze trudniejszy do zrealizowania, zwłaszcza że cesarz Francuzów nie potrafił nigdzie dłużej usiedzieć na miejscu. W Sobowtórach czytamy:
Szczególnie od czasu objęcia tronu Francji, były to przeważnie podróże dość specyficzne, a mianowicie kampanie wojskowe. Jego obstawa składała się więc zwykle z dziesiątek tysięcy żołnierzy. Najbliższą ochronę stanowiła straż przyboczna, złożona z wyznaczonego na dany dzień oddziału gwardii oraz kilkunastu doborowych zabijaków, biegłych we władaniu różnego rodzaju bronią, którzy towarzyszyli Napoleonowi przez 24 godziny na dobę.
Jakby tego było mało, to jeszcze należało wymanewrować wścibskich i doskonale wyszkolonych agentów cesarskiej policji kierowanej przez wszechwładnego Josepha Fouchéa. W tej sytuacji londyńscy spiskowcy z radością przyjęli pomocną dłoń ze strony działającego w szeregach francuskiej armii antynapoleońskiego sprzysiężenia filadelfów. Poinformowali oni lorda Castlereagha i jego kompanów o cesarskim zwyczaju porannych przejażdżek konnych z zaledwie garstką obstawy. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że porwanie miało mieć charakter siłowy. Angielscy dżentelmeni zamierzali działać bardziej subtelnie.
Czytaj też: „Lew morski” Napoleona. 140 lat przed Hitlerem Bonaparte szykował się do inwazji na Anglię
Prawdziwy cyrk na kółkach
Aby sen o Europie bez Napoleona mógł się ziścić, spiskowcy powołali do życia 14-osobowy oddział specjalistów do zadań niewykonalnych. Zanim ich zaprzysiężono musieli przejść tajemniczy test. Generalnie niewiele o nim wiadomo oprócz tego, że trzech kandydatów na ówczesnych komandosów straciło podczas niego życie. Zatem łatwo nie było.
Ostatecznie, jak piszą autorzy Sobowtórów: „Porywacze przebrani za artystów, wyposażeni w fałszywe paszporty, wyruszyli do okupowanych przez Francuzów Prus, po których podróżowali w wozach grupy teatralno-cyrkowej”. W swej wędrówce trafili w grudniu 1806 roku do Szamotuł pod Poznaniem. Ich plan zakładał zwabienie tam cesarza pod pretekstem wyjawienia tajemnicy działania „Turka” – machiny samodzielnie grającej w szachy.
Ówczesny świat był zafascynowany wynalazkiem Wolfganga von Kempelena, genialnego inżyniera i fizyka z Wiednia. W rzeczywistości jednak była to sprytna mistyfikacja i cała sporych rozmiarów konstrukcja zwieńczona drewnianą kukłą przebraną na turecką modę skrywała prawdziwego szachistę. Był nim najczęściej jakiś arcymistrz, który za pomocą zmyślnego mechanizmu przesuwał pionki na szachownicy.
Liczono na to, że Napoleon jako wielki pasjonat szachów bez oporów będzie chciał wejść do środka machiny, a wówczas zostałby w niej zamknięty i następnie podmieniony na przygotowanego przez Anglików sobowtóra. Do tej wiekopomnej roli przygotowano polskiego księdza z Gostynia Stefana Błażewskiego.
Czytaj też: Ulubiona gra Napoleona, Jana Sobieskiego i carycy Katarzyny, czyli kilka słów o szachach
Agent w sutannie
Polski duchowny zdawał się idealnym kandydatem na cesarskiego zamiennika. Oprócz uderzającego podobieństwa do boga wojny miał mieć według spiskowców jeszcze jeden atut – niechęć do cesarza. Jak piszą w swojej książce o sobowtórach Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński: „Zachowanie wojsk napoleońskich, a szczególnie stacjonujących w Gostyniu bawarskich oddziałów dowodzonych przez brata cesarza księcia Hieronima Bonaparte, nie skłaniało do sympatyzowania z bonapartystami”.
Ponadto jego częste pobyty na dworze Napoleona jako delegata polskiego kleru pozwoliły Błażewskiemu na dokładną obserwację cesarskich zachowań i gestów. I na to właśnie liczyli londyńscy spiskowcy. Ku ich zdziwieniu jednak polski sobowtór wcale nie kwapił się do realizacji tak przecież zaszczytnego zadania. W tej sytuacji dowodzący angielskim oddziałem porywaczy Benjamin Bathurst „kazał porwać jego ukochaną siostrzenicę i zagroził, że ją zabije, jeśli gostyński mnich nie będzie mu posłuszny” – czytamy w Sobowtórach.
Szach mat
Początkowo operacja o kryptonimie „Szachista” zdawała się przebiegać po myśli dżentelmenów z Londynu. 13 grudnia 1806 roku do Szamotuł z niewielką obstawą zawitał cesarz zwabiony nie tylko mechanicznym „Turkiem”, ale też podsuniętą mu przez filadelfów legendą czarnej żelaznej maski. Miała ją nosić w przeszłości z nakazu męża księżna Halszka Ostrogska, więziona w wieży szamotulskiego zamku. Takiej okazji Bonaparte nie mógł przegapić.
Dalej poszło już z górki. Gdy zwykle trzeźwo myślący i niczego niespodziewający się cesarz zaczął z zaciekawieniem studiować wewnętrzną konstrukcję „Turka”, drzwi maszyny nagle się za nim zatrzasnęły. „Korsykanin został porwany, następnie przez przejście podziemne z wieży przeniesiony do pobliskiego kościoła, a stamtąd w wyścigowym tempie przewieziony do Kołobrzegu, gdzie czekał już umówiony statek” – czytamy w Sobowtórach Teresy Kowalik i Przemysława Słowińskiego.
Chwilę później, gdy drzwi machiny się otworzyły, oczom zebranych w szamotulskim zamku ukazał się niezmiernie uradowany cesarz, który zaraz też ruszył ze swoją świtą do Poznania. Spiskowcy przekonani, że z maszyny wyszedł sobowtór Błażewski, już zacierali ręce na przejęcie władzy w Whitehallu. Francja została zaszachowana. Tymczasem…
Czytaj też: Rzeź katolików w Hiszpanii
Człowiek, który wiedział za dużo
Gdy galopada z zawiniętym w dywan cesarzem zakończyła się nad brzegiem morza, na jaw wyszła straszliwa prawda. Porwanym nie był wcale Napoleon, ale ksiądz Błażewski! Kidnaperzy doszukali się w końcu różnic w wyglądzie, a sam zainteresowany wcale nie oponował. Okazało się bowiem, że cała gra od początku była kontrolowana przez kontrwywiad francuski. A jego szef, Karl Ludwig Schulmeister tylko potwierdził tym samym, że nie na darmo nazywano go „cesarzem szpiegów”.
Miał on nawiązać z Błażewskim współpracę podczas jego licznych pobytów w Paryżu. Schulmeister zrobił z polskiego księdza podwójnego agenta, który jeszcze w Poznaniu zamienił się rolami z Napoleonem. W efekcie w Szamotułach wraz ze spiskowcami znalazł się nie ksiądz, ale prawdziwy cesarz (!). A jako że mechaniczny „Turek” odegrał doskonale swoją rolę, doszło do podmiany – tylko nie takiej, na jaką liczyli Anglicy. Do Poznania bowiem odjechał prawdziwy władca Europy, do Kołobrzegu dotaszczono Błażewskiego.
Co dziwne, zdemaskowany cesarski sobowtór nie padł ofiarą odwetu spiskowców. Jak czytamy jednak w Sobowtórach: „Mimo że Bathurst darował mu życie, francuski wywiad ostrzegł księdza, że może go dosięgnąć zemsta Castlereagha. Zasugerował mu, żeby ukrył się gdzieś na pewien czas i nie wychylał nosa z dziupli”. Błażewski skwapliwie skorzystał z porady i dopiero w 1811 roku powrócił do swojego zakonu w Gostyniu. Do końca życia jednak zawsze z niepokojem spoglądał za siebie…
Bibliografia
- Kowalik T., Słowiński P., Sobowtóry. Od Nerona do Putina, Warszawa 2021.
- Łysiak W., Szachista, Kraków 1982.
- Skorupski G., Spotkania z przeszłością. Gostyń i okolice, Gostyń 2009.
KOMENTARZE (5)
Ciekawa, a mało znana jest historia, że turek „automat” do gry w szachy, ma jeszcze inne polskie konotacje, rzekomej gry z carycą Katarzyną o polskie rozbiory – i ta została nawet sfilmowana już w latach dwudziestych ubiegłego wieku – film niemy „Le joueur d’échecs”.
Ale uwaga: „Coeur du peuple” to zaszczytny tytuł nadany Napoleonowi przez uwielbiający go lud Paryża nie mający nic wspólnego ze wzrostem, „sparafrazowany” propagandowo przez Anglików i wynikający nie tyle ze złej ich woli, co z nieporozumienia: różnicy w cm w miarach typu stopa (tzw. paryska była o 2 cm większa niż angielska).
„Serce (dla) ludu”, zaś był stosunkowo jak na tamte czasy wysoki – średniego wzrostu co najmniej, na pewno nie niski: był on bowiem wyższy (168,5 – 169 cm) niż np. przeciętny ówczesny rekrut francuski, rosyjski (c. 165 cm) i pruski (ten ostatni to był głównie skrajnie zabiedzonym synem chłopskim, być może nawet poniżej 160 cm mierzącym średnio).
Naiwności, dodaj mi skrzydeł! Podmiana rządzącego na sobowtóra? Wyobraź sobie, że kumpla podmienili ci na identycznie wyglądającą osobę. Co z tego, że wygląda tak samo? Wypowiada się w inny sposób, gada na inne tematy, gestykuluje inaczej, drapie się inaczej, nawet flaszkę z piwem otwiera inaczej. Nie pamięta, o czym z tobą rozmawiał kilka dni temu ani jak zrobiliście Zenka przed kilku laty. Jak długo dałbyś się zwodzić? Może co prawda twierdzić, że spadł ze schodów i amnezji doznał ze zmianą osobowości na dokładkę, ale taki rządzący trzech dni by się u władzy nie utrzymał. Następnego dnia po podmiance otoczenie już by wiedziało, że ten gość cosik pośmierduje. Sobowtóra to mogą najwyżej wystawiać władcy, żeby pomachał tłuszczy z trybuny i wymienił kilka zdań z posłami, którzy nigdy wcześniej z nim nie rozmawiali.
Nie zrozumiałeś idei podmiany, gdy prawda wyszłaby na jaw do gry mieli przystąpić filadelfowie sterujący fałszywym Cesarzem.
Waldemar Łysiak „Szachista”.
To opiwiesc to jest fikcja literacka ,czy najprawdziwsza prawda ???