Rajd na Pearl Harbor był tylko jednym z elementów wielkiej strategii Japonii. Faktycznym celem jej wszystkich planów – wtedy gdy japońskie samoloty niszczyły amerykańską flotę wojenną – było przejęcie kontroli nad bogatymi w surowce obszarami na południu.
4 i 5 grudnia, kiedy Nagumo skierował swoje lotniskowce na południowy zachód (a Żukow zbierał dywizje pod Moskwą), japońskie zespoły inwazyjne opuściły wyspę Hajnan na Morzu Południowochińskim oraz zatokę Cam Ranh w Indochinach i ruszyły na południe, do Zatoki Syjamskiej.
Kiedy z lotniskowców wiceadmirała Nagumo startowały pierwsze samoloty, japońskie siły inwazyjne składające się z dwudziestu jeden transportowców eskortowanych przez lekki krążownik i cztery niszczyciele rozpoczęły lądowanie na północnym wybrzeżu brytyjskich Malajów, w Kota Baharu, tuż poniżej granicy z Syjamem.
Dziewięćdziesiąt minut później (kiedy samoloty komandora porucznika Fuchidy ustawiały się, aby zaatakować linię pancerników) drugi zespół inwazyjny – dwadzieścia dwa statki transportowe eskortowane przez pancernik, pięć krążowników oraz siedem niszczycieli – rozpoczął wyładunek żołnierzy na plaży w Songkhla na terytorium Syjamu, 210 kilometrów na północ od przesmyku Kra (…).
Force Z
W Songkhla syjamscy obrońcy przez kilka godzin bez większego przekonania prowadzili walkę, dopóki ich rząd nie zdecydował, że najmądrzejszym wyjściem jest zaakceptowanie japońskiej okupacji. Ostatecznie Syjam podpisał porozumienie gwarantujące Japończykom możliwość przemarszu przez kraj oraz wykorzystanie jego systemu transportowego.
W Kota Baharu walki trwały nieco dłużej i w ich trakcie brytyjska 8. Brygada Indyjska, zanim została zmuszona do ustąpienia, zatopiła jeden z japońskich transportowców i uszkodziła dwa inne. Zła pogoda przeszkodziła brytyjskim próbom kontrataku z powietrza, a poza tym japońskie myśliwce Zero zdecydowanie górowały nad amerykańskimi myśliwcami Brewster B-339 Buffalo, którymi latali Brytyjczycy. Do 9 grudnia Japończycy w pełni kontrolowali przyczółek w Kota Baharu i rozpoczęli marsz w głąb lądu.
Brytyjscy planiści w Londynie, w tym Dudley Pound oraz Churchill, od dawna zdawali sobie sprawę z japońskiego zagrożenia dla Malajów, ale koncentrując się na wojnie w Europie, nie chcieli dodawać sobie kolejnego frontu lub innego wroga i podobnie jak Amerykanie, skupili swoje wysiłki przede wszystkim na powstrzymywaniu Japonii przed agresją (…).
Pierwotnie Churchill do grupy uderzeniowej chciał dodać nowy lotniskowiec „Indomitable”, ale okręt ten podczas prób morskich w Indiach Zachodnich osiadł na mieliźnie i musiano go odesłać do stoczni, gdzie miał przejść konieczne naprawy. Dlatego też ostatecznie tylko „Prince of Wales” oraz „Repulse”, w towarzystwie czterech niszczycieli, dotarły do Singapuru, gdzie wpłynęły 2 grudnia.
To, że nie było z nimi lotniskowca, uznano za możliwe do zaakceptowania, gdyż niezbędną osłonę z powietrza mogły zapewnić samoloty z baz na wybrzeżu Malajów. Poza tym okręty te – nazwane Force Z – miały za zadanie wywrzeć wrażenie na Japończykach, a nie walczyć z nimi.
Dowiedz się więcej: Wojna na Pacyfiku. Niezwykłe akcje amerykańskich okrętów podwodnych
„Szukamy kłopotów i je znajdziemy”
Pancernikiem „Prince of Wales” nadal dowodził komandor John Leach, ale głównodowodzącym Force Z był admirał Tom Phillips, który ze względu na swoją posturę (miał około 160 centymetrów wzrostu) znany był jako „Tom Thumb” (Tomcio Paluch).
Po przybyciu do Singapuru, 2 grudnia, jego pierwszą czynnością był lot do Manili, aby skoordynować plany ze swoim odpowiednikiem w amerykańskiej flocie, admirałem Thomasem C. Hartem. 7 grudnia powrócił do Singapuru, gdzie kilka godzin później dowiedział się, że Japończycy zniszczyli amerykańską flotę wojenną w Pearl Harbor oraz że ów nowy wspólny wróg właśnie ląduje w Kota Baharu.
Wcześniejsze plany, które zakładały, że jego okręty mają służyć jako środek odstraszający, w tym momencie runęły. (…) Phillips wyruszył w morze wieczorem 8 grudnia, wiodąc z sobą dwa pancerniki i cztery niszczyciele, po czym skierował się na południowy wschód, na Morze Południowochińskie.
Zamierzał popłynąć na północ, aż znajdzie się na wprost japońskiego przyczółka, po czym wykonać zwrot na zachód i uderzyć na flotę inwazyjną od strony morza. Kiedy oba okręty opuściły port, dowódca „Repulse” komandor William Tennant zwrócił się do załogi z krótkim przemówieniem: „Szukamy kłopotów – zaczął – i spodziewam się, że je znajdziemy” (…).
Phillips uważał, że ciągle ma szansę zaskoczyć najeźdźców, jeżeli tylko nie zostanie wykryty zbyt wcześnie. Jego największą nadzieją – a tak naprawdę jedyną szansą – było odnaleźć wrogą flotę, zanim sam zostanie osaczony przez japońskie samoloty. Nie wiedział jednak, że został już dostrzeżony przez japoński okręt podwodny I-56, który zgłosił jego pozycję, kurs i prędkość (…).
„Nigdy nie czułem się równie bezradny”
10 grudnia słońce wzeszło o godzinie 6.00. W tym czasie „Prince of Wales” oraz „Repulse” szybko zbliżały się do brzegów Malajów. W ciągu godziny Phillips mógł sam się przekonać, że w Kuantan nie ma żadnych sił japońskich ani nigdy ich tam nie było (…).
Kiedy Phillips wpatrywał się w pustą linię brzegową koło Kuantan, Matsunaga wysłał swoją powietrzną armadę bombowców Nell i Betty, aby jeszcze raz spróbowały zlokalizować brytyjskie pancerniki. Tym razem, krótko po dziesiątej rano 10 grudnia, odnalazły je (…).
Do ataku na brytyjskie okręty Japończycy wysłali osiemdziesiąt osiem samolotów, z których sześćdziesiąt jeden zostało uzbrojonych w torpedy. W czasie pierwszego ataku dziewięć bombowców Nell zrzuciło z wysokości trzech i pół tysiąca metrów bomby, które spadły tuż obok okrętów.
Morze niemal się zagotowało od eksplozji, a jedna z bomb uderzyła w śródokręcie „Repulse”, gdzie wyrządziła jednak tylko nieznaczne szkody. Piętnaście minut później szesnaście bombowców Betty, przebijając się przez ścianę ognia przeciwlotniczego, przeprowadziło atak torpedowy na „Prince of Wales”.
Przy tak wielu samolotach atakujących z różnych kierunków Leach nie miał szans na wykonanie manewrów, które pozwoliłyby mu uniknąć ich wszystkich. Porucznik z pancernika „Prince of Wales” patrzył, jak „wąska, jasnozielona smuga unoszących się bąbelków” kieruje się wprost na dziób okrętu. „Nigdy nie czułem się równie bezradny” – wspominał później (…).
Czytaj też: W lodowym piekle. Najniebezpieczniejszy szlak morski II wojny światowej
„Wszędzie byliśmy bezbronni”
Godzinę później Japończycy pojawili się ponownie. „Repulse” przerwał wreszcie ciszę radiową, aby przesłać wiadomość: „Wrogi atak bombowy”. Spowodował on, że dowództwo w Singapurze wysłało myśliwce, chociaż przybyły one o wiele za późno.
Trzy torpedy uderzyły w „Prince of Wales” – jedna w dziób, jedna w śródokręcie i jedna w rufę – a niedługo później trzy kolejne trafiły „Repulse”. Dowódca „Repulse” William Tennant rozkazał załodze wyjść na pokład, co z pewnością ocaliło kilkaset istnień, ponieważ o 12.33 wielki krążownik liniowy przewrócił się i poszedł na dno.
„Prince of Wales” pozostał na powierzchni niecałe czterdzieści pięć minut dłużej i o 13.18 również zatonął. Towarzyszące im brytyjskie niszczyciele, nie niepokojone przez Japończyków, podjęły z wody ponad dwa tysiące ocalałych, chociaż ośmiuset czterdziestu ludzi, w tym także John Leach i Tom Phillips, zginęło. Japończycy, utraciwszy zaledwie trzy samoloty, wycofali się dokładnie w tym samym momencie, kiedy pojawiła się eskadra myśliwców Buffalo z Singapuru.
W Londynie wieści, które nadeszły, uderzyły Churchilla z niemal fizyczną siłą. „W całej wojnie – pisał później – nigdy nie doświadczyłem większego szoku”. Było to coś więcej niż tylko utrata dwóch ważnych okrętów czy nawet strata ośmiuset czterdziestu ludzi. Była to bowiem świadomość, że klęska ta całkowicie odsłoniła brytyjskie imperium w południowej Azji.
W połączeniu ze zniszczeniem amerykańskiej floty w Pearl Harbor oznaczało to, że pomiędzy Cejlonem a Hawajami nie było teraz większych okrętów aliantów. Dzieląca je odległość to niemal 13 tysięcy kilometrów, jedna trzecia obwodu Ziemi. „Na tych ogromnych obszarach – pisał później Churchill – panowała teraz Japonia, a my wszędzie byliśmy bezbronni”.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki „II wojna światowa na morzu. Historia globalna’ autorstwa Craiga Symondsa. Książka wydana została przez Wydawnictwo Znak Horyzont.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.