Zespół pałacowych rezydencji w Wersalu, wiekowa siedziba francuskich władców, kojarzy się nam dzisiaj w dosyć jednoznaczny sposób. Przepych, piękno i bogactwo – symbol władzy i potęgi. Jednak nie wszystko złoto, co się świeci. Bo historyczna prawda o arystokratycznym życiu jest dosyć… śmierdząca.
Wersal to jedna z wizytówek francuskiej kultury. Miejscowość znajdująca się około 40 kilometrów od Paryża słynie z zespołu pałacowego, który powstał z inicjatywy Ludwika XIV. Trzeba nam wiedzieć, że jeden z najbardziej popularnych władców z dynastii Burbonów od najmłodszych lat uwielbiał polowania – jako dziecko często jeździł do pałacu myśliwskiego swojego ojca w Wersalu, znajdującego się na dawnych bagnach, wśród lasów i mokradeł.
Pałac zbudowany na prawdziwym bagnie
W dniu śmierci Ludwika XIII Sprawiedliwego następca tronu liczył sobie zaledwie 4 wiosny, dlatego też faktyczną władzę w państwie przejął dopiero w wieku 22 lat (wcześniej rządy sprawował jego matka Anna Austriaczka i pierwszy minister Jules Mazarin). Dziecięce marzenie Ludwika XIV o stworzeniu najbardziej imponującego pałacu w całej Europie wkrótce miało się urzeczywistnić. Wybór lokalizacji wiązał się z sentymentem, ale również tym, że znajdował się tam już myśliwski zameczek wybudowany przez ojca słynnego monarchy.
W budowie rozpoczętej w 1661 roku uczestniczyło ponad 30 tysięcy pracowników, którzy stawiali fundamenty pod imponujący Pałac Słońca. Według ostrożnych szacunków koszty związane z konstrukcją, remontowaniem, a potem konserwacją rezydencji stanowiły około 25% królewskiego skarbca. W Wersalu znajduje się imponująca liczba kilkuset komnat, a tak zwana Słoneczna Sala (określana również mianem Lustrzanej), największa w całym pałacu, wypełniona 17 ogromnymi lustrami, które oświetlają pomieszczenie. Z kolei na sklepieniu namalowano freski ukazujące sukcesy militarne Ludwika XIV. Efekt jest zadziwiający. Zdumiewające były jednak również… zapachy wydobywające się z tych wytwornych wnętrz.
Ciasno, duszno i śmierdząco, czyli arystokratyczny dyskomfort
Interesujące jest to, że w Wersalu – największym zespole pałacowym na świecie – panowała ciasnota. Doświadczali jej przede wszystkim przedstawiciele służby, którzy gnieździli się na pryczach, magazynach czy w pomieszczeniach przeznaczonych na garderoby do użytku jaśniepaństwa. Trzeba uwzględnić również to, że na terenie pałacowego kompleksu przebywało równocześnie mniej więcej tysiąc osób. To prawdziwa wylęgarnia naturalnych bakterii, która funkcjonowała na terenie dawnych mokradeł.
Nie wszyscy byli zmuszeni do tego, aby żyć w ciasnocie i duchocie. Bo, rzecz wiadoma, są równi i równiejsi. Królewskie faworyty mogły liczyć na specjalne traktowanie oraz luksusowe apartamenty. W Wersalu można było spotkać słynne metresy, wśród których wyróżniała się między innymi markiza Montespan, markiza Maintenon, księżna du Barry czy markiza Pompadour. Ostatnia, chyba najbardziej znana z kochanek króla Ludwika XV, była też główną organizatorką wystawnych balów na Wersalu. A trzeba nam pamiętać, że świetność pałacu przypada na czas, w którym żył niejaki Donatien Alphonse François de Sadea, twórca „120 dni Sodomy, czyli szkoły libertynizmu”.
Dworskie życie naznaczone bowiem było poprzez zdrady i romanse, polityczne knowania, obyczajowe spiski, jak i również – często – frywolną atmosferę. Trzeba też pamiętać, że królewskie metresy często bezwzględnie rywalizowały o poszerzanie własnych, erotycznych stref wpływów. A wszystko w pałacowych wnętrzach, niby luksusowych, ale często dusznych, przesiąkniętych smrodem i wilgocią. Biologiczna kultura zarazków stanowiła bowiem niemały problem.
Problemy sanitarne, ekstremalne potrzeby i brak toalet
Nieczęsto wspomina się o tym, że w Wersalu, symbolu luksusu i wygody, pojawiały się problemy pierwszej potrzeby. Palącym problemem była między innymi niewystarczająca liczba łazienek, z których mogliby skorzystać nie tylko goście, ale również służba. Oczywiście, tak król, jak i królowa dysponowali własnymi wannami z mosiądzu, lecz dworzanie musieli się zadowolić zmoczonymi w wodzie z octem tkanina, które służyły do zachowywania pozorów higieny.
Bo choć panowanie Ludwika XIV naznaczone było poprzez rozwój sztuki i mody, to już dbanie o zdrowie nie należało do oczywistości. Przykład dawał zresztą sam władca, który nie zwykł używać sztućców przy wieczerzy, a dłonie najczęściej przemywał Bourbonem, co wedle jego oceny miało zagwarantować wyeliminowanie niepożądanych bakterii. Braki w codziennej toalecie były sprytnie tuszowane – a to choćby za sprawą przeżuwania kwiatów goździków i innych aromatycznych ziół, które miały zapewnić wyeliminowanie nieświeżego zapachu wydobywającego się z arystokratycznych ust.
W wersalskich ogrodach często brakowało jednak wody, stąd też nigdy tak naprawdę nie podłączano równocześnie wszystkich fontann. Co ciekawe, na terenie pałacowego kompleksu pojawiła się specjalna instrukcja, wedle której czynne powinny być tylko fontanny, w pobliżu których przechodził akurat monarcha wraz ze świtą. Oszczędność swoją drogą, a funkcje reprezentacyjne swoją. To zresztą właśnie w ogrodach organizowano najczęściej specjalne bale.
Kulinarne rozpasanie i korytarze przesiąknięte zapachem moczu
Ludwik XIV uwielbiał smakować potrawy, choć, co już wiemy, niespecjalnie troszczył się o przestrzeganie higieny. Niezdrowe nawyki żywieniowe prowadziły zaś do żołądkowych rewolucji. Notorycznie powtarzające się wzdęcia, nietrafione diagnozy lekarskie, wreszcie niekonsekwencja samego króla spowodowały, że Król Słońce zmagał się z licznymi problemami gastrycznymi. Podobnie zresztą, jak i dziesiątki dworzan.
W Wersalu brakowało bowiem podstawowych środków sanitarnych. Przede wszystkim toalet. Ze wstydliwymi zagadnieniami radzono sobie w bardzo różny sposób. Bo dla dworzan, na ten przykład, przewidziane były intymne miejsce odosobnienia – zasłony, za którymi można było skorzystać z nocnika lub na sedesie. Spłukiwanych toalet nie można było bowiem uświadczyć. Wnioski nasuwają się zatem same – królewski personel załatwiał potrzeby fizjologiczne tak naprawdę wszędzie tam, gdzie było to możliwe. Co więcej, również królewskie psy nauczone były do sikania tam, gdzie ich władcy. Jeśli do tego zapachowego bukietu dodamy alkoholowe opary, pot, który wynikał z łóżkowych akrobacji, jak i nasienie… cóż. Oto i przepis na królewski fetor.
Dowód na pozorną wielkość
Wersal stanowi część historyczno-kulturowego dziedzictwa Francji. W wielu miejscach – na korytarzach, sklepieniach, krużgankach – widoczny jest symbol słońca, wszak sam Ludwik XIV przeszedł do historii właśnie jako Król Słońce. Budowa pałacu była jednym z dowodów na manię wielkości monarchy. Bo trzeba też nam wiedzieć, że na terenie królewskiej posiadłości rozmieszczono również kaplicę, teatr, stajnie, mieszkania dla urzędników i dworzan. Jednak historyczna prawda o arystokratycznym życiu jest dosyć… śmierdząca. Pałac zbudowany na dawnym bagnie, przez długi czas funkcjonował jako niemałe siedlisko bakterii, w którym mieszał się ze sobą zapach potu, krwi, spermy i perfum, które miały tuszować zapachowy koktajl.
Bibliografia
- E. Watała, Cuchnący Wersal, Videograf 2013
- W. R. Newton, Wersal. Za fasadą przepychu, Świat Książki 2015
- D. Galateria, Wersal. Etykieta na dworze Króla Słońce, Astra 2017
KOMENTARZE (13)
Ciekawy artykuł
No
Wersal w porównaniu z Luwrem to i tak był szczyt luksusu. Luwr był jednym wielkim szaletem.
Odniosę się tylko do jednej kwestii z artykułu. Zapach nasienia, miał być wybijającym się fetorem wśród zapachów ekskrementów? Naprawdę? Potrzeby higieniczne kobiet dają większe możliwości dla nosów homo sapiens (podpasek wówczas nie było!). Dodałbym wszechobecne tam wówczas wszy i pluskwy oraz stosowane na dworze francuskim przyrządy do ich zwalczania.
Cenna uwaga. Bez niej artykuł zupełnie nie miał sensu… ;)
Artykuł jest o niczym, więc jest bez sensu. A czepiasz się komentarzy
i czy wtedy już wiedziano że istnieje coś takiego jak bakteria?
W tamtych czasach winą za choroby obarczano morowe powietrze. Czyli coś tam kumali, że choroby roznoszą się w powietrzu ale zupełnie nie znali mechanizmu no i jakiś uczony wykombinował, że to morowe powietrze wnika do organizmu przez skórę. Czyli jak nie będziemy się myć to stworzymy naturalną barierę dla morowego powietrza. To oczywiście bardzo szybko się przyjęło i stąd brak higieny. Ludwik xiv przez 50 lat wykąpał się podobno tylko raz i w związku z tym zabiegiem doznał traumy i nabawił się migren.
Pouczająca ciekawostka
Burbon albo bourbon[a] – whiskey amerykańska, produkowana z kukurydzy i innych zbóż (żyto, słodowany jęczmień). Zawartość kukurydzy wynosi min. 51% (najczęściej ok. 70%). Burbon jest leżakowany w świeżych beczkach dębowych, co nadaje mu charakterystyczny smak. Produkowany jest od XVIII wieku.
Ten Ludwik XIV sprowadzał burbon z Ameryki zanim zaczęli go produkować.
Brawo!
Najprzyjemeniej bylo w zydowskim gnojowisku POLIN gdzie Pan Pleban i Zyd düpczyli POLACTWO jak mogli zasyfieni brudni zawszeni a gowna wyrzucali przez okna na ulice jak mieli okno no w POLIN to byl RAJ NA ZIEMI. Ci smrodziarze stworzyli nauke ksiegi Sorbone matematyke fizyke w w POLIN do dzisiaj sterta zydowskiego göwna.
W tym samym czasie na Wawelu, byly juz toalety. Wiec sami widzimy Jak wysoko stala higiena w Polsce.
Czytelnik