Sadystyczni, brutalni wojownicy, którzy w bitewnym szale mordowali, kogo popadnie, miasta i wioski zostawiali doszczętnie złupione i skąpane we krwi oraz nie mieli litości dla wrogów. Tak przedstawiała barbarzyńców z germańskich plemion rzymska propaganda. Czy jednak faktycznie byli oni aż tak okrutni?
Opowieściami o sadystycznych, prymitywnych ludach, mówiących niezrozumiałym językiem i lubujących się w makabrycznych zbrodniach, starożytni Rzymianie straszyli swoje dzieci. I nic dziwnego. W historii burzliwych relacji między Cesarstwem a germańskimi plemionami nie brakowało krwawych epizodów, które dowodziły prawdziwości tych doniesień.
Jednak czy faktycznie „dzicy” wojownicy z głębi kontynentu europejskiego byli aż tak brutalni? I czy tym właśnie „zasłużyli” sobie na miano barbarzyńców?
Zero litości dla wrogów
Czytając relacje starożytnych kronikarzy, można odnieść wrażenie, że Germanie trudnili się przede wszystkim podbojami, a wojna była wręcz ich… hobby. Prof. Karol Modzelewski referował:
Cezar pisał o Swebach, że było to największe i najbardziej wojownicze z germańskich plemion. „Mówi się, że mają oni sto okręgów, i że z każdego [okręgu] wysyłają co roku po tysiąc zbrojnych na wojnę”. Pozostali przez rok pracują na utrzymanie walczących, którzy po upływie roku wracają, a na ich miejsce wysyła się następnych. Dzięki temu nie ustają ani prace na roli, ani działania wojenne.
Oczywiście bardzo prawdopodobne, że autor tej barwnej opowieści puścił nieco wodze wyobraźni, szczególnie w kwestii szacunków liczbowych, lecz faktem pozostaje, że członkowie germańskich wspólnot faktycznie mieli zacięcie do wojaczki – i doskonale znali się na sztuce wojny. Tej ostatniej zresztą uczyli ich również… Rzymianie.
Tak było choćby w przypadku Arminiusza, germańskiego wodza ze szczepu Cherusków, który w 9 roku naszej ery w Lesie Teutoburskim dokonał regularnej masakry wojsk cesarskich. Około 20 tysięcy legionistów zginęło w męczarniach po tym, jak wpadło w pułapkę zorganizowaną przez barbarzyńców. Arminiusz zastosował taktykę, którą wpojono mu podczas przeszkolenia wojskowego w Rzymie (przez kilka lat służył też w armii Imperium).
Nawet jego zapewne zaskoczyło jednak to, co po skończonej bitwie zastał na placu boju. Tak obraz brutalnej jatki przedstawił w inspirowanej tragicznymi wydarzeniami w Lesie Teutoburskim powieści Cesarskie Orły. Ciemne chmury Ben Kane:
Germanie lubili rozbijać głowy pokonanych wrogów, ponieważ wierzyli, że w ten sposób uniemożliwią duszy człowieka opuszczenie jego ciała. Dziesiątkom legionistom wydłubano oczy, a jeszcze więcej straciło głowy. Przybijano je później do drzew jako symbol zwycięstwa, a zarazem ostrzeżenie.
Ale na tym okaleczenia się nie kończyły. Uszy odgryzano. Wielu trupom brakowało nóg, stóp, dłoni, a czasami nawet jąder. W kilku miejscach wzniesiono prowizoryczne ołtarze, na których starszych stopniem oficerów spalono żywcem. Z ich ciał zostały tylko poczerniałe, poskręcane, niedające się rozpoznać kształty.
Złodzieje i wandale
Do walki Germanie stawali nie tylko po to, by pozbyć się jarzma okupantów (jak miało to miejsce w przypadku bitwy w Lesie Teutoburskim), ale również w celu zajęcia nowych terytoriów i wzbogacenia się. Jak relacjonuje Jerzy Strzelczyk:
Szczególnie groźny przebieg i daleki zasięg miała łupieżcza wyprawa różnych plemion germańskich (przy czym inicjatywa należała tym razem, jak się wydaje, do Herulów) z roku 267 (…).
Herulowie, dysponujący ponoć 500 okrętami, nie mogąc skutecznie przełamać oporu rzymskiego nad dolnym Dunajem, napadli na Bizancjum i przeciwległe Chrysopolis, a wypędzeni stamtąd przez flotę rzymską pustoszyli najpierw okoliczne wyspy i miasta, aż wreszcie wylądowali w Grecji właściwej, którą spustoszyli niemal w całości.
Podobną motywację mieli również Wandalowie, którzy w noc sylwestrową w 405 roku, wspierani przez Alanów i wojowniczych Swebów, w okolicach Moguncji przedarli się przez Ren i wtargnęli na obszar Cesarstwa.
W kolejnych latach barbarzyńcy parli w głąb imperium, plądrując kolejne osady i wioski. Pół wieku później, okrężną drogą przez dotarli do serca Imperium – pod wodzą Genzeryka złupili i zniszczyli Wieczne Miasto. Co ciekawe, oszczędzili jego mieszkańców, ponieważ… obiecali papieżowi, że tym razem nie dokonają rzezi (zamiast tego zabrali swoje niedoszłe ofiary w charakterze niewolników).
Za to sam Rzym po ich odejściu przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Przez dwa tygodnie najeźdźcy prowadzili regularny rabunek dosłownie wszystkiego, co w ich oczach przedstawiało jakąkolwiek wartość. Kradli obrazy, posągi, złoto i kosztowności. Grabili kościoły (m.in. zerwali pozłacany dach świątyni Jowisza na Kapitolu). Nie uchowały się nawet żelazne klamry spinające ściany budynków!
Brutale czy… ofiary przedrzeźniania?
Od nazwy germańskiego plemienia odpowiedzialnego za zbezczeszczenie Wiecznego Miasta (po tej klęsce imperium zresztą już się nie podniosło, a dwie dekady później jego koniec przypieczętowała inwazja przeprowadzona przez wodza innej barbarzyńskiej społeczności – Odoakra) wzięło się słowo wandalizm.
O ile jego pochodzenie nie budzi wątpliwości, to już określenie „barbarzyńcy” nastręcza więcej problemów. Dziś kojarzy się nam ono jednoznacznie – z brakiem okrzesania, brutalnością czy wręcz sadyzmem. Tymczasem pierwotnie odnosiło się do czegoś zgoła innego. Jak tłumaczył Karol Modzelewski:
Gracki wyraz bárbaros wywodził się z imitacji nieartykułowanego bełkotu: bar-bar-bar… W ten sposób starożytni Grecy przedrzeźniali tych, których mowy nie mogli zrozumieć. I tak nazywali wszystkie ludy obcojęzyczne.
Od Greków zapożyczyli ten termin Rzymianie i używali go w znaczeniu wtórnym, osnutym na przeciwstawieniu barbarzyństwa i cywilizacji. Zachowała się jednak, przynajmniej wśród wykształconych elit, pamięć o pierwotnym znaczeniu słowa.
Co więcej, historycy dowodzą, że – jak na tamte czasy – germańscy wojownicy nie odznaczali się jakąś szczególną brutalnością i zamiłowaniem do okrucieństwa. W ich przypadku nie sprawdziło się jednak powiedzenie, że historię piszą zwycięzcy. Ponieważ właściwie wszystkie relacje z wojen rzymsko-germańskich zostały spisane przez dumnych obywateli Imperium, dzisiejszy obraz żądnych krwi barbarzyńców jest taki, a nie inny.
Wszak potężne, niemal niepokonane Cesarstwo nie mogło ugiąć kolan przed byle kim. Jeśli już miał je pokonać jakiś wróg, musiał to być wróg wyjątkowo straszny…
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tekstu była pierwsza cześć trzymającej w napięciu trylogii Bena Kane’a Cesarskie orły. Ciemne chmury, opowiadająca o jednej z największych klęsk militarnych Imperium Rzymskiego w historii. Książka ukazała się w 2020 roku nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Bibliografia:
- Hans Delbrück, Antyczna sztuka wojenna, tom III. Cesarstwo rzymskie i Germanie, Napoleon V 2013.
- Karol Modzelewski, Barbarzyńska Europa, Iskry, 2004.
- Jerzy Strzelczyk, Goci – rzeczywistość i legenda, Państwowy Instytut Wydawniczy 1984.
- Publiusz Kornelius Tacyt, Germania, W. L. Anczyc i S-ka 1902.
- Adam Ziółkowski, Historia Rzymu, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk 2004.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.