Pierwsze lata emigracji nie były dla Chopina lekkie. Najpierw podpadł władzom w Dreźnie. W międzyczasie na ziemiach polskich wybuchło i upadło powstanie listopadowe. W końcu trafił do stolicy Francji. Ale paryska rzeczywistość przerosła jego najśmielsze oczekiwania.

Pierwotnie Fryderyk Chopin w ogóle nie planował dłuższego pobytu w Paryżu, do którego dotarł w październiku 1831 roku. Zresztą nawet dokumenty, które wystawiła mu ambasada Rosji w Wiedniu, umożliwiały mu jedynie tranzyt przez Paryż w drodze do Londynu. Jednakże tak się złożyło, że zatrzymał się w stolicy Francji na dłużej. Tak zaś prezentowały się jego pierwsze wrażenia, wspomniane w liście i zacytowane dosłownie przez Alana Walkera w książce Chopin. Biografia:
Jest tu największy przepych, największe świństwo, [na]jwiększ[a] cnota, największy [występek], [c]o krok to afisze na wen. choroby – krzyku, wrzasku, turkotu i błota więcej, [ni]źli so[bie] wystawić można – g[inie] się w tym roju i wygodnie z tego względu, że nikt się nie pyta, jak kto żyje. Mo[żesz] chodzić zimą po ulicy jak obszarpaniec, a bywać w najpierwszych kompaniach.
Na kompanię zaś trafił Chopin w tym czasie w Paryżu interesującą, a czas był tam wtedy niezwykle niespokojny. Miasto miało mu też dostarczyć wielu nieoczekiwanych rozrywek. W momencie, gdy zamieszkał na piątym piętrze przy Boulevard Poissonnière pod numerem 27, na tronie francuskim zaledwie od pół roku zasiadał król Ludwik Filip I. Sam o sobie twierdził, że jest przedstawicielem klas najniższych, które nazywał swoimi „towarzyszami”. Tymczasem „towarzysze” nie byli zbytnio zadowoleni ze swojego władcy. Zaczęły się bunty i demonstracje. Jedna z nich, która przerodziła się wręcz w zamieszki, zaczęła się dokładnie pod balkonem wynajmowanego przez Chopina mieszkania. Sytuacja wymykała się spod kontroli. Do akcji musiała wreszcie wkroczyć żandarmeria.
Zamieszkał naprzeciw Chopina, wywołał zamieszki i ulotnił się po angielsku
Kolejna taka sytuacja miała miejsce w tej samej okolicy z powodów dla nas po części patriotycznych. Otóż naprzeciwko Chopina zamieszkał włoski generał Girolamo Ramorino, który w swojej bogatej karierze walczył m.in. pod dowództwem Napoleona. Co ciekawe, walczył nawet w powstaniu listopadowym. Niedługo po jego wprowadzeniu się około tysiąca młodzieży przybyło pod jego dom, by go powitać. Pojawiły się okrzyki „Vive les Polonais!”. Generał zapewne rozsądnie zadecydował, by nie pokazywać się publicznie i nie zaogniać sytuacji. Posłał jedynie do tłumu swego adiutanta, skądinąd znanego hrabiego Tytusa Działyńskiego, który poinformował zebranych, że „prosi ich na inny dzień do siebie”.

gen. Girolamo Ramorino
Bynajmniej jednak nie uspokoiło to sytuacji. Alan Walker w książce Chopin. Biografia pisze:
Chopin opowiada w liście o wielkiej demonstracji pod Panteonem, którą miał w zasięgu wzroku. Narastała jak śnieżna kula – pisał – gdy tłumy gęstniały, a potem ruszyła na lewy brzeg Sekwany, docierając do Pont Neuf i dalej w kierunku mieszkania Ramorina. Do jej powstrzymania sprowadzono kawalerię – wielu demonstrantów zostało rannych, masę aresztowano.
Zaczęło się pandemonium. Na domiar złego pod oknami Chopina ulokował się kolejny tłum, który tylko czekał na połączenie się z kompanami nadchodzącymi z innej części Paryża. Na miejsce ściągnięto wojsko – piechotę, która jednak nie dała rady zapanować nad sytuacją. Zdecydowano się użyć większej siły: oprócz żandarmów sprowadzono huzarów. Zaczęło się siłowe oczyszczanie chodników i wyłapywanie przywódców. Tłum krzyczał, że „aresztują wolny naród”. A tymczasem „praprzyczyna” całego zamieszania – generał Ramorino – po angielsku się ulotnił. A kiedy skończyły się zamieszki, Paryżanie jakby nigdy nic odśpiewali „Marsyliankę”. Chopin zanotował, że „groźliwe głosy nieukontentowanego ludu” wywarły na nim olbrzymie wrażenie.
Przeczytaj także: „Wszyscy patrzyli na mój kołnierzyk” – jak zaczynała się kariera młodego Chopina
Na dobrej drodze do „klas najniższych”
Równocześnie kompozytor dość szybko musiał się zmierzyć z trudami życia w Paryżu. Pieniądze, które jeszcze podczas pobytów w Wiedniu i Monachium otrzymał od ojca, topniały, aż zniknęły całkowicie. W pewnym momencie pojawiła się szansa na to, że jego sytuacja ulegnie poprawie: na horyzoncie widniał koncert, którego termin został pierwotnie ustalony na 15 stycznia. Nadano mu miano „wielkiego koncertu muzyki wokalnej i instrumentalnej, wykonanej przez p. Frédérica Chopina z Warszawy”. Jednakże organizator koncertu nagle zachorował i wydarzenie trzeba było odwołać. Odbyło się ono ostatecznie dopiero 26 lutego 1832 roku, ale zainteresowanie publiczności było na tyle mizerne, że Chopin tylko stracił na nim finansowo.

W Paryżu „towarzysze” nie byli zbytnio zadowoleni ze swojego władcy
Miał zatem rację ojciec Fryderyka, który w listach przestrzegał go, pisząc o koncertach, że „to pociąga wydatki, które Ci sprawią wiele kłopotu”. Uprzedzał go, by nie poszukiwał na siłę takich występów, które jedyne, co mogą mu zagwarantować, to utratę pieniędzy. Równocześnie zaznaczał, że rodzina ma co do garnka włożyć, co mogło być zawoalowaną informacją o tym, iż pod rosyjską okupacją żyło im się niełatwo. Sam Chopin zaś po tymże liście zaoferował swoje usługi Konserwatorium Paryskiemu. Jego oferta została jednak odrzucona – formalnie w odpowiedzi napisano, iż „prośba nadeszła za późno”.
Ta choroba prześladowała go już od jakiegoś czasu
Ale i to nie był jeszcze koniec sensacji i problemów, jakie przygotował dla Chopina Paryż. Czekała go jeszcze cholera – dosłownie i medycznie. Nawiasem mówiąc, w 1831 roku na tę właśnie chorobę zmarł wielki książę Konstanty. Samego zaś Chopina cholera kosztowała frekwencję – i pieniądze – na koncercie, który zagrał, kiedy jeszcze przebywał w Austrii. Zresztą, aby opuścić to państwo, musiał uzyskać potem Gesundheitspass, który poświadczał, że nie jest chory na tę chorobę. Ale wróćmy do Paryża.
Był kwiecień 1832 roku. Chopin w stolicy Francji mieszkał już od sześciu miesięcy. I właśnie w tym czasie wybuchła tam epidemia cholery. Choroba zbierała coraz większe żniwo – w szczycie zachorowań umierało na nią aż około tysiąca osób dziennie. W momencie, gdy liczba zmarłych sięgnęła 18 tysięcy, w mieście zabrakło trumien. Z tego też powodu ciała ofiar choroby zaczęto umieszczać w specjalnych workach i zwyczajnie układać przy krawężnikach. Stamtąd zaś zabierały je drewniane wozy, by zawieźć je potem bezpośrednio na cmentarze.
Przeczytaj także: Pierwsze miłości Chopina
Exodus uciekinierów i korowód umarłych
Nic więc dziwnego, że wielu ludzi próbowało za wszelką cenę wydostać się z Paryża. Ale niełatwo było tego dokonać. Trzeba było najpierw uzyskać wydany przez władze miasta specjalny paszport. Tego typu dokumentów wydano w tamtym czasie około 120 tysięcy! Ale i to nie dawało gwarancji wydostania się z miasta. Z prozaicznej przyczyny – po drodze można było utknąć. A to dlatego, że wozów wywożących ciała w pewnym momencie było na drogach aż tak dużo. Dosyć obrazowo pisze o tym Alan Walker w książce Chopin. Biografia:

Choroba zbierała coraz większe żniwo – w szczycie zachorowań umierało na nią aż około tysiąca osób dziennie
Heine w swoich doniesieniach z Paryża zostawił plastyczny opis jednej takiej sceny. Otóż chcąc pewnego dnia odwiedzić przyjaciela, przybył do niego akurat w momencie, gdy jego zwłoki kładziono na wozie. Złapał zatem dorożkę i pojechał za ciałem na cmentarz Père-Lachaise. I tak znalazł się w pułapce, otoczony setkami wozów przewożących zmarłych. Jeden woźnica próbował wyprzedzić innych, wybuchło zamieszanie, pojawili się żandarmi z obnażonymi szablami. Niektóre wozy się przewróciły i na ziemię wysypał się ponury ładunek. Heine opisywał: „Zdawało mi się, że widzę najstraszniejsze ze wszystkich rozruchów – rozruchy umarłych”.
Przeczytaj także: Pomnik Chopina w Warszawie
Cholera niemalże wygoniła Chopina z Paryża
Epidemia w Paryżu nie pozostała bez wpływu na sytuację Chopina – w tym finansową. Spora część zamożnych mieszkańców miasta ulotniła się z niego. A były to oczywiście osoby, które mogłyby go wspierać finansowo, jak i np. zatrudniać w charakterze nauczyciela. W tym czasie nasz słynny kompozytor niemalże nie koncertował. Niemalże – jeżeli nie liczyć tego zorganizowanego 20 maja 1832 roku przez księcia de la Moskowa Josepha-Napoléona Neya. Był to jednak koncert charytatywny, z którego dochód miał zostać przeznaczony na rzecz ofiar epidemii. Chopin nie zarobił zatem na nim ani grosza. Lub raczej – centyma.
Kondycja finansowa Chopina była już wtedy na tyle dramatyczna, że prawdopodobnie rozważał wyjazd z Francji. Zresztą w jednym z listów jego ojciec radził mu, by na wszelkie możliwe sposoby oszczędzał, jeżeli zamierza zwiedzić inne kraje. I zapewne tak właśnie by się stało – Chopin opuściłby Paryż – gdyby nie wydarzenie, które zmieniło jego sytuację o 180 stopni. Czy to przez jednego z Radziwiłłów, czy też w inny sposób – grunt, że nawiązał kontakt z pewnym rodem, którego nazwisko mówi samo za siebie, a Czytelnik od razu przestaje się dziwić nagłej poprawie perspektyw kompozytora. Byli to Rothschildowie.
Inspiracją do artykułu była książka Alana Walkera, Chopin. Biografia. Tom 1: Warszawa–Paryż, 1810–1838, wydawnictwo Znak Horyzont, rok wydania 2025.

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.