Zanim Fryderyk Chopin poznał George Sand, przeżył kilka burzliwych miłości. Kim były kobiety, które na zawsze odmieniły serce kompozytora?

Tytuł tego artykułu równie dobrze mógłby brzmieć „Zanim nastała George Sand”. Tak… Już w młodości Chopin bywał niezwykle kochliwy. A jednocześnie zdecydowanie nie miał szczęścia do rodzin swoich wybranek. Ich rodzice bowiem na dłuższą metę nie byli mu zbyt przychylni.
Świata za nią nie widział i na chodnikach się potykał
Możemy zaryzykować stwierdzenie graniczące z pewnością, że pierwszą wielką miłością Fryderyka Chopina była śpiewaczka Konstancja Gładkowska, którą po raz pierwszy ujrzał zapewne wiosną 1829 roku. Dysponowała imponującym mezzosopranem i marzyła o karierze operowej. W Warszawie występowała dzięki koncertom zorganizowanym przez Carlo Solivę. Pierwszy z nich odbył się 21 kwietnia. Chopin był od początku zauroczony jej głosem, a zapewne i nią samą. Nie zdecydował się jednak na ujawnienie przed nią swoich uczuć.
Pisał zresztą o tym w liście do swojego przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego, słowami, iż ma swój ideał, któremu wiernie służy, nie mówiąc z nim. Nie znaczy to jednak, że dla Chopina inne dziewczęta przestały istnieć. Wręcz przeciwnie. Kiedy przebywał u Radziwiłłów, udzielał lekcji gry ich córce Wandzie, o której tak pisał Tytusowi: „Młode to, 17-cie lat, ładne – pisał. – I dalipan, aż miło było ustawiać paluszki”.
W każdym razie stan Chopina z tamtego czasu dobrze oddaje anegdota, wspomniana w książce „Chopin. Biografia” przez Alana Walkera:
„Pewnej niedzieli, gdy obowiązkowo wraz ze wszystkimi studentami muzyki siedział w kościele, poraziło go niespodziewane spojrzenie Konstancji; opuścił budynek tak poruszony, że dosłownie potknął się na chodniku. Znajdując się w podobnym do transu stanie, zderzył się z doktorem Parysem (ówczesnym lekarzem rodziny Wodzińskich), a jedyne, co mu przyszło do głowy, żeby wytłumaczyć swoje pomieszanie, to historyjka o psie, który wbiegł mu pod nogi i przez którego stracił równowagę”.
Na złość potencjalnej teściowej otworzył ukochanej drzwi do kariery
Koncerty Konstancji opłacał najpierw jej ojciec, potem były finansowane ze środków publicznych. Matka Konstancji szukała zaś dla niej bogatego męża, aby uchronić ją od kariery śpiewaczki operowej, co – według niej – wiązałoby się z wątpliwą reputacją. Tymczasem samemu Chopinowi nadarzyła się okazja wsparcia kariery Konstancji – i to paradoksalnie dzięki zainteresowaniu się przez niego inną kobietą. Była to śpiewaczka, sopranistka Henriette Sontag, z którą Fryderyka poznał książę Radziwiłł.

Henriette Sonntag
Swemu przyjacielowi w kontekście Henriette Chopin napisał: „Nie uwierzysz, ile miałem przyjemności w poznaniu bliższym – pisał do Tytusa – to jest w pokoju na kanapie”. Zresztą wspominał też, że z tej pozycji wydawała mu się milion razy atrakcyjniejsza w porannej sukni niż w galowym stroju. I to do Sontag Chopin zwrócił się w sprawie potencjalnej kariery Konstancji. Ta pierwsza, po przesłuchaniu tej drugiej, zdecydowała się jej pomóc. Z innych listów Chopina do Tytusa wyłania się wniosek, że udało mu się bezpośrednio poznać obiekt swoich westchnień.
Zaręczona i… wydana za innego
Chopin pośpieszył z powrotem do Warszawy na wieść o mającym nastąpić 24 lipca 1830 roku debiucie operowym Konstancji. Jej występ kosztował kompozytora przyjaźń i znajomość z Maurycym Mochnackim, który w swojej recenzji dość niepochlebnie wyraził się o jej talencie. Obecnie powiedzielibyśmy, że Chopin usunął Mochnackiego ze znajomych.
Tymczasem relacja Fryderyka i Gładkowskiej ewoluowała. 11 października 1830 roku miał zagrać koncert w Teatrze Narodowym w Warszawie, na którym zaśpiewać miała i Konstancja. Para miała wtedy wymienić pierścionki, chociaż trudno powiedzieć, czy oznaczało to zaręczyny. Za pośrednictwem studenta medycyny Jana Matuszyńskiego zaczęli później wymieniać w tajemnicy listy. Jej matka nie była jednak przychylna Chopinowi i pod jego nieobecność 31 stycznia 1832 roku wydała córkę za pochodzącego z bogatej rodziny Józefa Grabowskiego. Konstancja podobno bez żalu rozstała się z karierą i poświęciła ognisku domowemu. Mieli piątkę dzieci. Tak zakończyła się ta historia miłosna w życiu naszego sławnego kompozytora.
Zagrasz patriotyczny koncert – stajesz się persona non grata
Dla Fryderyka Chopina nastał czas emigracji. I nowych miłostek. Chociaż jedną z nich moglibyśmy nazwać czymś o wiele poważniejszym. Tym razem w sercu kompozytora zagościła 16-letnia Maria Wodzińska. Znał ją już wcześniej, ale oczarowała go, kiedy spotkali się w Dreźnie. Nawiasem mówiąc, gdy Maria przebywała w Genewie, wpadła w oko także Juliuszowi Słowackiemu.

Maria Wodzińska
Fryderyk i Maria spędzali razem wiele czasu, m.in. na spacerach, w których trakcie nierzadko towarzyszyła im jej matka Teresa. Spacerowali brzegiem Łaby, zwiedzali miasto, które dziewczyna chętnie pokazywała Chopinowi. Dla Fryderyka nie był to już kolejny romans – zaczął myśleć o ustatkowaniu się. Nie mówiąc Marii wprost o swoich uczuciach, starał się je przemycać w dedykacjach swoich utworów, które dla niej kopiował lub komponował. Brzmiały one „Soyez heureuse” – „bądź szczęśliwa” – czy też „pour Mlle Marie”.
Młodzi zostali jednak rozdzieleni przez władze zaborcze, na skutek prywatnego koncertu Chopina w domu Wodzińskich, podczas którego śmiał zagrać „Mazurek Dąbrowskiego”. Rodzinie Wodzińskich dano do zrozumienia, że nie są już w Dreźnie mile widziani. Póki co jednak opuścił je główny winowajca – Chopin.
Zbyt chorowity, zbyt mało polski
Po tym brutalnym rozdzieleniu Maria napisała do Chopina list, z którego jednoznacznie wynikało, że i ona myśli o nim poważnie. Zresztą nie tylko ona – matka Marii miała już go nawet nazywać „czwartym synem”. A i jej ojciec był zmartwiony, że Fryderyk musiał wyjechać. Mając go w pamięci, rodzina zostawiała nawet wolne krzesło przy stole.
Maria prosiła ponadto Chopina, by pomógł będącemu w drodze na wojnę w Hiszpanii jej bratu Antoniemu. Aczkolwiek w tej beczce miodu była też łyżka dziegciu – Wodzińscy delikatnie, ale wypominali Chopinowi, że nie nazywa się bardziej „po polsku”, czyli choćby Chopiński. Jak jednak było wiadomo, on spolszczać swojego nazwiska nie zamierzał.
Jednakże część rodziny Wodzińskich miała zgoła inne obawy co do Chopina jako potencjalnego męża Marii. Obawiano się o o jego stan zdrowia, który najlepszy nie był. Dostrzegała to zresztą nawet jego potencjalna teściowa, która apelowała do niego, by bardziej dbał o siebie. Mogła nawet podejrzewać, że choruje na gruźlicę.
Przeczytaj także: „Wszyscy patrzyli na mój kołnierzyk” – jak zaczynała się kariera młodego Chopina
Chopin musiał udowodnić, że wciąż żyje
Chopin swoją postawą również nie pomagał sprawie swojego małżeństwa z Marią. Kiedy przyjechał do Heidelbergu, zapadł na – jak sam to określał – „grypę”. Choroba ta położyła go do łóżka na tydzień, on jednak, nie chcąc martwić rodziny Wodzińskich, milczał o swoim stanie. Skutkiem tego były plotki mówiące o jego śmierci, którym musiał zacząć zaprzeczać. Swoiste dementi w tej sprawie ukazało się nawet w „Kurierze Warszawskim”.

Portret Fryderyka Chopina autorstwa Marii Wodzińskiej
W międzyczasie Wincenty, ojciec Marii, odwiedził rodziców Fryderyka, jednakże nawet Mikołaj nie posiadał wystarczających informacji, którymi mógłby uspokoić ewentualnego teścia syna. Zresztą we własnym liście do syna zbeształ go za tak długie milczenie o swoim stanie zdrowia. Był to moment zwrotny w podejściu Wodzińskich do Chopina – mężczyźni w coraz większym stopniu zaczęli sprzeciwiać się małżeństwu Fryderyka i Marii. Obstawała za nim jeszcze tylko Teresa.
Utajnione zaręczyny i spór o prozdrowotne kapcie
Póki co jednak wszystko szło „zgodnie z planem”. 28 lipca 1836 roku Chopin ponownie spotkał się z Wodzińskimi. Miało to miejsce w Marienbadzie, gdzie wszyscy nocowali w tym samym hotelu. Były to dla Marii i Fryderyka trzy tygodnie szczęścia. Następnie wszyscy ruszyli do Drezna.
Tuż przed wyjazdem kompozytora do Paryża stało się to, co opisuje Alan Walker w książce „Chopin. Biografia”:
„9 września 1836 roku, o szarej godzinie, w końcu oświadczył się Marii i został przyjęty. Teresa Wodzińska pobłogosławiła narzeczonych, prosząc jedynie, aby zaręczyny pozostały tajemnicą, dopóki nie przekona do nich męża. Warunek był trudny do spełnienia, lecz Chopin na niego przystał. Jego związek został skazany na okres próbny, a stan zdrowia miał być uważnie monitorowany”.
Ale i jej cierpliwość do wybrańca córki zaczynała się wyczerpywać. W listach karciła Chopina za to, że nie dość dbał o siebie i ignorował jej zalecenia. Jego milczenie na ich temat (m.in. noszenia przesłanych przez Marię kapci) poczytywała za pozorne obietnice ich wypełniania. Pisała mu wręcz słowami: „Wreszcie zważ, że jest to czas próby”.
W relacjach kompozytora z rodziną Wodzińskich znaczenie zaczęły mieć także ich plany dotyczące odzyskania polskiego majątku, w którym to celu Wincenty wyjechał do Warszawy. Między wierszami dawano i Fryderykowi do zrozumienia, że i jego powrót na polskie ziemie byłby przez nich mile widziany. Sama Maria pisała, że ma nadzieję usłyszeć go grającego na Służewie.
Przeczytaj także: Sercem Polak, a pochodzeniem…? Na ile Fryderyk Chopin faktycznie był Polakiem?
Kiedy nadzieje prysły…
Od momentu, gdy Wodzińscy powrócili do Służewa, ich kontakt z Chopinem stawał się coraz płytszy. Nie przeszkadzało to wszakże Teresie prosić Chopina o przysłanie nowego fortepianu, a nawet zebranie autografów wybitnych osobistości z Paryża. Później zaś listownie czynić mu wyrzuty z tytułu rzekomych niedociągnięć z jego strony. Starała się też posłużyć Chopinem, by dowiadywać się o losy swojego syna, któremu zresztą Fryderyk pożyczył pieniądze i nigdy ich nie odzyskał.

Listy Marii schował do koperty, którą opisał słowami „Moja biéda”
Chopin przez pewien jeszcze czas dawał się zwodzić. W międzyczasie próbował jeszcze radzić się wróżki, mademoiselle Marie Lenormand, która wszakże przepowiedziała mu świetlaną przyszłość. Wodzińscy nigdy nie zdobyli się na to, by wprost zakomunikować mu, że sprawę zaręczyn z ich córką uważają za niebyłą.
Do niego samego ostatecznie dotarło to zapewne w sierpniu 1837 roku, kiedy kontakt z tą rodziną urwał się definitywnie. Wtedy to postanowił zamknąć ten rozdział w symboliczny sposób: listy Marii schował do koperty, którą opisał słowami „Moja biéda”. Później już bezpardonowo określał rodzinę Wodzińskich mianem „błaznów i durni bez czucia”.
Na kolejną zaś wielką miłość przyszło mu jeszcze poczekać.
Inspiracją do artykułu była książka Alana Walkera, Chopin. Biografia. Tom 1: Warszawa–Paryż, 1810–1838, wydawnictwo Znak Horyzont, rok wydania 2025.

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.