Co się stanie, gdy temperatura na Ziemi wzrośnie o 1, 2, 3, 4, a nawet 5 stopni? To pytanie, które brzmi jak akademicka zagadka, ale od odpowiedzi zależy przyszłość miliardów ludzi. Oto możliwe scenariusze klimatycznego domino.

Jeden stopień Celsjusza
To nie przyszłość. W świecie podgrzanym o jeden stopień żyjemy już od pewnego czasu. Konkretnie od 2016 roku. W ciągu kolejnych ośmiu lat znaleźliśmy się w połowie drogi do przekroczenia kolejnego stopnia. Zupełnie jakby spieszyło się nam, żeby zobaczyć, jak szybko możemy doprowadzić do demontażu ekosystemów. Ocieplenie, które już sobie zafundowaliśmy, wystarcza do roztapiania lodowców Grenlandii i zachodniej Antarktydy. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, ale może już dziś warto się zastanowić nad kupnem nieruchomości, które za sto lat będą miały widok na morze?
Przy wzroście poziomu wody o 2,5 metra możliwe, że szum fal będzie słychać w Malborku, a campingi na Helu będą dostępne wyłącznie dla wykwalifikowanych nurków. Na drugim końcu świata Miami ma szansę zmienić się w nową, dość tandetną, Atlantydę. Przy wzroście poziomu mórz o pięć metrów może zacząć działalność port kontenerowy w Tczewie.

Średnia anomalia temperatury z lat 2010–2019, względem okresu 1850-1900.
Przy tej okazji warto wspomnieć, że morza i oceany już stają się coraz mocniej zakwaszone. Ich pH przez tysiące lat utrzymywało się na poziomie 8,2. Zaczęło się zmieniać na początku zeszłego wieku i teraz wynosi 8,1. Drobiazg, prawda? Tylko skala pH jest logarytmiczna, co oznacza, że każda zmiana o 0,1 oznacza wzrost stężenia jonów wodorowych w wodzie morskiej o 26 procent. Jeśli utrzymamy obecne tempo podgrzewania i zakwaszania planety, mamy szansę dojść do 7,8 do końca wieku, co oznacza o 150 procent większą kwasowość w porównaniu ze stanem sprzed epoki przemysłowej18. I, co warto podkreślić, takiego poziomu zakwaszenia oceanów nie było od 50 milionów lat.
Już teraz tysiące gatunków wymierają, nie będąc w stanie się przystosować do zbyt szybko zmieniającego środowiska, a Arktyka czy Ocean Południowy wkrótce mogą się stać toksyczne dla niektórych form życia. Przede wszystkim dla małży, krewetek i wszystkich innych stworzonek, których życie zależy od pancerzyków z węglanu wapnia. Dla nich to wyrok. A że ta drobnica stanowi podstawowe wyżywienie albatrosów, pingwinów fok czy wielorybów, o rybach nie wspominając, sporą część mieszkańców oceanu czeka śmierć głodowa. To tylko przygrywka. Impreza dopiero się rozkręca.
Czytaj także: Pierwszy sylwester w dziejach
Dwa stopnie Celsjusza
Lato 2003 było w Europie najgorętsze od 1540 roku. Z powodu upałów zmarło 70 tysięcy ludzi. W świecie o dwa stopnie Celsjusza cieplejszym niż 150 lat temu to będzie po prostu normalny lipiec. Według modeli brytyjskiego MET Office już w latach 40. XXI wieku ponad połowa miesięcy letnich będzie gorętsza niż te w 2003 roku. Warszawa i Londyn mogą się stać cieplejsze niż dziś Dubaj. Ostatnio nasza planeta była tak rozgrzana pomiędzy dwoma okresami zlodowaceń mniej więcej 130 tysięcy lat temu.
Nie było miło. Monsuny, dziś życiodajne, zupełnie się wtedy rozregulowały. Z jednej strony zalewały wybrzeża potężnymi powodziami, z drugiej zupełnie przestały dostarczać wodę w głąb lądu. Burze piaskowe ogarniały całe kontynenty. Co prawda, jak uwielbiają podkreślać niektórzy politycy, dwutlenek węgla roślinom służy, ale tylko do pewnego etapu. Gdy globalne ocieplenie dobije do progu dwóch stopni, nie będą one miały jak z tego dobrodziejstwa skorzystać, więc tempo ich wzrostu spadnie średnio o 30 procent, bo będzie dla nich za gorąco i za sucho. Nawet wegetarianie będą mieli problem z żywnością.
Trzy stopnie Celsjusza
Ekstrema pogodowe staną się codziennością. Wyniszczające i piekielnie długie susze obejmą regiony takie jak basen Morza Śródziemnego. Na Bliskim Wschodzie i w Azji Południowej temperatury przekroczą próg przeżywalności ludzi i zwierząt. A tam, gdzie będzie trochę chłodniej, z powodu utraty siedlisk, zmieniających się warunków oraz zakwaszenia oceanów zniknie co najmniej jedna trzecia gatunków.
W świecie o trzy stopnie cieplejszym Amazonia, uważana za płuca Ziemi, przerodzi się w sawannę. Niektóre szacunki mówią, że do 2100 roku w pewnych regionach Ameryki Południowej roczna suma opadów spadnie prawie do zera. Największa dżungla świata magazynuje w glebie i drzewach ogromną ilość dwutlenku węgla. Jej śmierć może podnieść globalną temperaturę o kolejne półtora stopnia. Czyli… dodajemy gazu!
Cztery stopnie Celsjusza
Nareszcie morze w Płocku! Wzrost średniej globalnej temperatury o cztery stopnie Celsjusza oznacza prawdziwy koniec świata, jaki znamy. Na początek będzie potop, a potem atrakcji zacznie przybywać. Z kopyta ruszy proces topnienia lodowców wschodniej Antarktydy. To ta wielka biała plama na spodzie globusa. W porównaniu z nią Grenlandia i zachodnia Antarktyda są jak kostki lodu w drinku. Wschodnia część południowego kontynentu zawiera dość wody, by podnieść poziom oceanów o 60 metrów. Tam, gdzie dziś na mapie jest Wielka Brytania, pojawi się archipelag niewielkich wysepek.
Z powodu gwałtownej degradacji ekosystemów i utraty siedlisk wyginie nawet 70 procent wszystkich gatunków. W tym czasie przestanie też oczywiście działać globalne rolnictwo. A głodni ludzie to bardzo niezadowoleni ludzie. Możemy się spodziewać wielkich wojen nie o ropę czy gaz, ale o wodę zdatną do picia i ostatnie pola pod uprawy.
I podobnie jak poprzednio, przekroczenie tego progu sprawi, że globalne ocieplenie wrzuci następny bieg. Możemy się spodziewać, że błyskawicznie zacznie znikać (już wyraźnie się cofająca) wieczna zmarzlina. To ogromne, liczące dziś 10 milionów kilometrów kwadratowych obszary zamarzniętych torfowisk sprzed milionów lat, które zamiast spokojnie gnić, trafiły do wielkiej zamrażarki. Gdy ludzkość tę zamrażarkę wyłączy, wszystkie te rośliny wrócą do procesu gnicia. Zmarzlina zawiera 1,5 biliona ton węgla. Uwolnienie z tego zaledwie jednego procenta podwoi globalne emisje gazów cieplarnianych. A jeśli temperatura wzrośnie o cztery stopnie, obszar wiecznej zmarzliny może się skurczyć nie o jeden procent, a o… 90.
Czytaj także: Masowe wymieranie w historii
Pięć stopni Celsjusza
Ostatni raz Ziemia była cieplejsza o pięć stopni jakieś 55– 56 milionów lat temu, w okresie znanym jako Paleoceńsko- Eoceńskie Maksimum Termiczne, i był to jeden z bardziej ekstremalnych epizodów w historii naszej planety. Wówczas głównymi mieszkańcami Europy, terenu zajmowanego przez bagna i płytkie morza, były ryby, krokodyle i żółwie. Arktykę pokrywały lasy, a oceany zmieniły się w beztlenowe strefy śmierci. Regiony, które dziś nazywamy tropikalnymi i subtropikalnymi, albo znajdowały się pod wodą (poziom mórz mógł być nawet o kilkadziesiąt metrów wyższy niż teraz), albo były pustynią nękaną wyniszczającymi huraganami i suszą. Witamy w prehistorycznym piekle!

Zmiany w rolnictwie. Susze, rosnące temperatury i ekstremalne zjawiska pogodowe negatywnie wpływają na rolnictwo.
A skoro mowa w piekle, oceany mają dla nas jeszcze jedną niespodziankę. Na ich dnie znajdują się tak zwane klatraty metanu — kryształy powstające pod wpływem zimna i wysokiego ciśnienia. Magazynują miliardy ton gazów cieplarnianych. Szacuje się, że mogą zawierać nawet 2,5 tysiąca gigaton węgla. Przy ociepleniu sięgającym pięciu stopni klatraty zaczną się rozpadać, dokładnie jak stało się to podczas Paleoceńsko- Eoceńskiego Maksimum Termicznego.
Nasza cywilizacja — przynajmniej taka, jaką ją znamy — skończy się znacznie wcześniej. Badanie opublikowane w 2024 roku przez australijski zespół naukowców pod kierunkiem prof. Toma Kompasa wskazuje, że do 2050 roku, czyli na długo zanim zbliżymy się do najbardziej ekstremalnych scenariuszy, nasz globalny system zacznie się sypać.
Komary, głód i migracje – nieproszeni goście przyszłości
W połowie stulecia produkcja żywności na świecie może spaść nawet o 14 procent, co sprawi, że głód zajrzy w oczy 1,36 miliarda ludzi. Głównie w Afryce i Azji. Ale my też nie będziemy mieli powodów do radości, bo ceny żywności gwałtownie wzrosną, gdy bogatsi zaczną się licytować o ostatnie paróweczki. Masz ochotę na hamburgera? W drugiej połowie XXI wieku będziesz musiał kupić go na raty.
Co mają zrobić ludzie mieszkający w regionach, które przestaną się nadawać do życia? Położyć się i umrzeć, żeby nie fatygować bogatych sąsiadów? Możemy się spodziewać fal migracji na niewyobrażalną skalę. Całkiem niedawno kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z Syrii wystarczyło, by doprowadzić część Europejczyków do histerii. Co będzie, jeśli do naszych drzwi zapuka 100 milionów ludzi? Raport Institute for Economics & Peace z 2020 roku przewiduje, że w 2050 roku na świecie będzie 1,2 miliarda uchodźców. I każdego roku z powodu zmian klimatycznych będzie przybywać kolejny milion.

Zalane tereny w Luizjanie
To jednak niejedyni goście, których powinniśmy się spodziewać. Anopheles stephensi już teraz co roku zabija średnio 1,2 miliona ludzi, zakażając ich malarią. Komar brzęczy i wkurza jak wszystkie inne, ale każde ukąszenie przedstawiciela tego gatunku to loteria: czy będzie tylko po prostu swędziało, czy w promocji złapiesz też potencjalnie śmiercionośną chorobę? Krewniacy Anopheles stephensi oferują szerszy zestaw — Aedes albopictus (komar tygrysi) chętnie dzieli się dengą, ziką czy gorączką Zachodniego Nilu, a Aedes aegypti (komar egipski) dorzuca do tego żółtą febrę. Te dwa ostatnie gatunki już się wybrały na wycieczkę po Europie. I wygląda na to, że postanowiły się rozgościć. Komary egipskie mają się świetnie na Maderze, Cyprze i w Gruzji. Ich azjatyccy krewniacy przywędrowali do Europy w 2013 roku i już są powszechnie spotykani w 13 krajach, w tym we Włoszech, w Chorwacji, Francji, Hiszpanii i Niemczech.
Czytaj także: Jak wyglądała Ziemia 10,50,300 czy 750 milionów lat temu?
Nie żeby panikować, ale dane Europejskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (ECDC) mówią, że te gatunki wędrują na północ z prędkością około 150 kilometrów rocznie. Jednocześnie, o ile w 2019 roku ciepłolubne komary mogły zarażać egzotycznymi chorobami jedynie na południowych skrajach Europy przez miesiąc, góra dwa w ciągu roku, o tyle już w 2050 roku warunki do rozprzestrzeniania dengi i żółtej febry mogą zapanować nawet w Polsce i południowej Finlandii. Ta zmiana ma jednak także jasną stronę — koncerny farmaceutyczne zyskają dodatkową motywację do opracowywania lekarstw na choroby, na które dotąd zapadali głównie niezbyt wypłacalni klienci.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego Co to będzie? Krótki przewodnik po końcach świata. Wydawnictwo Port 2025

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.