Ciekawostki Historyczne

Gdy spada niebo: meteoryty, które zmieniały historię

Od czasów Konfucjusza i Plutarcha po współczesny Czelabińsk – ludzie od zawsze patrzyli w niebo z lękiem i fascynacją. Spadające kamienie bywały omenem, przyczyną katastrof albo widowiskiem, które całe miasta zapamiętywały na pokolenia. Dziś wiemy, że kosmiczny gruz wciąż czyha na naszą planetę – a jego uderzenia mogą być silniejsze niż tysiąc bomb atomowych.

Tekst stanowi fragment książki Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego Co to będzie? Krótki przewodnik po końcach świata. Wydawnictwo Port 2025

Naukowcy szacują, że każdego dnia naszą planetę bombardują kosmiczne obiekty ważące łącznie od 40 do 100 ton, a odkąd 300 tysięcy lat temu pojawił się gatunek Homo sapiens, w Ziemię mogło uderzyć nawet kilkaset obiektów o rozmiarach przekraczających 50 metrów.

Ze wspomnianych od 40 do 100 ton materii pozaziemskiej, które każdego roku uderzają w Ziemię, od 95 do 99 procent wyparowuje w atmosferze wskutek tarcia i kompresji powietrza. Grafika wygenerowana przy użyciu AI

Choć populacja naszego gatunku do niedawna nie była zbyt liczna (jeszcze w pierwszym roku naszej ery nie przekraczała 170 mln, obecnie jest ponad 40 razy większa), to przy takiej częstotliwości bombardowań ktoś przed Ann Hodges ( wydarzenie z 30 listopada 1954 roku) musiał oberwać kawałkiem kosmosu. Dlaczego zatem właśnie ona uważana jest za pierwszą potwierdzoną ofiarę meteorytu? Odpowiedź jest dość trywialna. Ona jest pierwszą ofiarą znaną z imienia i nazwiska.

Możliwe, że wcześniej wśród trafionych po prostu nie było nikogo, o kim mieliby ochotę rozpisywać się kronikarze zajęci zwykle tylko najważniejszymi osobistościami. Dziennikarzy podchwytujących każdą sensację wcześniej po prostu nie było, bo są wynalazkiem w zasadzie dość współczesnym.

Plutarch, Konfucjusz i chińskie kroniki meteorytów

To oczywiście nie znaczy, że wcześniej gwiazdy nie próbowały „zbliżyć się do ludzi”, obrzucając ich swoim gruzem. Przeciwnie, mamy sporo historycznych zapisów w tej sprawie. Przykładem może być relacja Plutarcha, który w Żywotach rownoległych opisał, jak podczas trzeciej wojny mitrydatejskiej między wojska Republiki Rzymskiej i króla Pontu, Mitrydatesa VI Eupatora, raczył wtrącić się kosmos i cisnął „srebrzysty obiekt, kształtem przypominający słój”. Obie strony wyjątkowo zgodnie potraktowały to jako zły omen i powód do odwołania bitwy.

Jeszcze starszy zapis pochodzi z kroniki Ch’un-ch’iu (Wiosny i jesienie), przypisywanej Konfucjuszowi. Odnotowano tam, że 24 grudnia 645 roku p.n.e. „pięć kamieni spadło w Song” (jednym z chińskich państw tamtego czasu). Jeśli ktoś przy tej okazji zginął, widocznie nie był osobą ważną, bo nie ma o tym żadnej wzmianki. Dopiero ponad dwa tysiące lat później, w 1490 roku, Chińczycy odnotowali zabicie kogoś przez meteoryt, choć nie była to konkretna osoba, a ponad 10 tysięcy ludzi, którzy zginęli w mieście Ch’ing-yang, gdy kamienie „wielkości kaczych jaj i większe spadały z nieba jak deszcz”.

O konkretnej — choć wciąż bezimiennej osobie — możemy się dowiedzieć z kronik osmańskich. Zapis z 22 sierpnia 1888 roku mówi o tym, że meteoryt w pobliżu miasta As-Sulajmanijja (dzisiejszy północny Irak) zabił pasterza i poważnie ranił jego towarzysza. Fragment kosmicznej skały, przesłany przez osmańskich śledczych do Stambułu, zaginął jednak w tureckich archiwach, więc nie mamy żadnego trwałego śladu tamtego zdarzenia.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Warszawska „iluminacya powietrzna” 1868

W tym kontekście warto też odnotować to, co wydarzyło się na ziemiach polskich w 1868 roku:

Dnia onegdajszego, 30 stycznia, o godzinie 7-ej wieczorem, przy dobrym zmroku, zaimprowizowaną została dla Warszawy prawdziwa niespodzianka, iluminacya powietrzna, którą trudno jest opisać. Osoby znajdujące się w mieszkaniach ujrzały się nagle jak gdyby w płomieniach, a najdrobniejsze szczegóły były dla nich widzialne, jak gdyby w jasny dzień. Znajdujący się na ulicach mieli widok wspanialszy, bo nie tylko takież samo światło ogarnęło ich, ale nadto widzieli oni i źródło, skąd potok światła wypływa, ujrzeli bowiem w powietrzu dość wolno przesuwającą się kulę ognistą z południo- zachodu na północo-wschód, po za którą ciągnął się długi, w tęczowe barwy strojny ogon płomienisty. Jedni zaś i drudzy, po upływie kilku minut od chwili ukazania się tej dziwnej łuny, usłyszeli huk, podobny do huku odległego grzmotu, albo raczej turkotu kilku toczących się po bruku powozów, z tej właśnie strony, w którą powędrowała owa kula ognista […] Ten huk, cośmy go słyszeli, był właśnie sygnałem jego przybycia do oznaczonej mety, ostatnią salwą dla swobodnego nieskończonej przestrzeni wędrowca.

fot.Meteoryt_Pułtusk_1.jpg / domena publiczna

Meteoryt Pułtusk

Choć wiemy, że 30 stycznia 1868 roku pod Pułtuskiem spadł jeden z największych kiedykolwiek zaobserwowanych na świecie deszcz meteorytów i można je dziś oglądać w większości muzeów geologicznych w Polsce, wzmianki o tym, by ktokolwiek został choćby ranny, nie ma. Widocznie nie był ważny.

Czytaj także: Masowe wymieranie w historii

Kosmiczna ruletka: jakie są nasze szanse?

Jakie jest prawdopodobieństwo, że to w nas trafi kawałek kosmicznego gruzu? Szacunki astronomów w tej sprawie są — delikatnie mówiąc — mało spójne. Wynoszą od 1:250 tysięcy do 1:1,6 miliona. To znaczy, że mamy większą szansę zginąć zmiażdżeni przez spadające pianino albo zadławiając się żelkiem. Czyli ta szansa jest, ale bardzo, bardzo niewielka.

W tym miejscu w zasadzie moglibyśmy skończyć ten rozdział, gdyby nie dinozaury i to, co im się przytrafiło mniej więcej 66 milionów lat temu.

Ze wspomnianych od 40 do 100 ton materii pozaziemskiej, które każdego roku uderzają w Ziemię, od 95 do 99 procent wyparowuje w atmosferze wskutek tarcia i kompresji powietrza. Zjawisko to można obserwować w zasadzie każdej nocy, jeśli tylko niebo jest bezchmurne i niezanieczyszczone sztucznym światłem. Warto zauważyć, że zwykle widzimy wówczas spalanie się drobinek nie większych od ziarenek piasku. Nas interesują jednak obiekty większe, to potencjalnie niebezpieczne od jednego do pięciu procent.

Kosmiczny gruz o wielkości do 10 metrów dolatuje do nas nawet kilka razy w roku i zazwyczaj kończy się tym, że na powierzchnię ziemi spadają pozostałe po nim meteorytowe okruchy. Planetoidy do 100 metrów średnicy trafiają w Ziemię raz na kilkanaście tysięcy lat. Takie, które mają do kilometra, uderzają raz na kilkaset tysięcy lat, a kilometrowe co parę milionów. Te najpotężniejsze, czyli liczące ponad kilometr, zdarzają się co setki milionów lat. Asteroida, która uderzyła w półwysep Jukatan 66 milionów lat temu, była większa od Mount Everest. Gdy jej front orał Zatokę Meksykańską, druga strona wciąż mogła być jeszcze w stratosferze.

Śladów solidnych uderzeń nie trzeba szukać jednak w aż tak odległej przeszłości. Zdarzały się także w czasach bliższych dżinsów i YouTube’a niż T-rexów. Nawet w Polsce. Około 4,5 tysiąca lat temu fragmenty 30-metrowej asteroidy uderzyły w las w dzisiejszym Morasku na przedmieściach Poznania.

fot.MOs810 / CC BY-SA 4.0

Meteoryt Memorss, 261 kg – Muzeum Ziemi UAM, Poznań.

Największy z odłamków wybił 100-metrowy krater. W tym czasie w tej okolicy było już całkiem sporo ludzi, więc zapewne nie obyło się bez ofiar, ale ówcześni poznaniacy byli niepiśmiennymi myśliwymi i zbieraczami, więc nie znamy ich refleksji o przybyszu z kosmosu. Nie wiemy też, co myśleli pradawni Estończycy, kiedy tysiąc lat później podobnej wielkości skała wybiła krater Kaali.

Legendy mówią, że to dzieło boga Taara, tamtejszego odpowiednika Thora, który latał po pijaku i wyrżnął w las, wybijając dziurę w ziemi (nie róbcie tego w domu!). W 1863 roku duży bolid przeleciał nad Rijadem w Arabii Saudyjskiej i wybił stumetrowy krater Wabar kilkadziesiąt kilometrów dalej. Z kolei w 1947 roku w rosyjskich górach Sichote-Aliń eksplodował ważący niemal 50 ton obiekt, który pozostawił po sobie 122 kratery i ponad 27 ton odłamków.

W tym miejscu warto odnotować, jakie są konsekwencje przywalania w Ziemię meteorytów, bo nie są to jedynie dziury wybite w tym, w co trafiły. W zasadzie to nie muszą one nawet w nic uderzać, by powodować szkody. Wynika to stąd, że kosmiczne obiekty wpadają w atmosferę Ziemi z prędkością od 11 do 72 kilometrów na sekundę. To znacznie szybciej niż powietrze jest w stanie się przed nimi rozpraszać. Pewnie widzieliście na filmach, jak kosmiczne kapsuły wchodzą w atmosferę, a ich powierzchnia zdaje się płonąć.

Z meteorytami dzieje się podobnie, z tą różnicą, że to nie są gładkie struktury, zaprojektowane w celu znoszenia ekstremalnych warunków, lecz przypadkowo uformowane bryły. Na ich powierzchni wskutek kompresji powietrza temperatura wzrasta do tysięcy stopni Celsjusza, podczas gdy wnętrze pozostaje chłodniejsze. Wyjątek stanowią pęcherzyki powietrza uwięzione w środku — ich temperatura również ekstremalnie wzrasta, przez co pojawia się olbrzymia różnica ciśnień. Gdy zewnętrzna warstwa meteorytu wypali się na tyle, że nie jest w stanie utrzymać wewnętrznego gazu, następuje jego nagłe rozprężenie i eksplozja. Uwolniona wówczas energia porównywalna jest z wybuchami bomb jądrowych.

Czytaj także: Jak wyglądała Ziemia 10,50,300 czy 750 milionów lat temu?

Tunguzka i Czelabińsk – kosmiczne eksplozje XX i XXI wieku

Obiekt, który właśnie w ten sposób eksplodował w środkowej Syberii nad rzeką Podkamienna Tunguzka 30 czerwca 1908 roku (do dziś nie jest do końca jasne, czy była to asteroida, czy kometa), wchodził w atmosferę dość wolno, bo z prędkością 15 kilometrów na sekundę, i eksplodował około 10 kilometrów nad powierzchnią. Powalił drzewa w promieniu 40 kilometrów. Sam wybuch był widziany w promieniu ponad 600 kilometrów, a słyszany w promieniu tysiąca kilometrów. Szacuje się, że eksplozja miała energię odpowiadającą około 15 megatonom TNT (dla porównania: bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę miała 15 kiloton TNT, czyli eksplozja tunguska była mniej więcej tysiąc razy silniejsza).

Co się dzieje, gdy do wybuchu dochodzi nad miastem średniej wielkości, świadczą wydarzenia z 15 lutego 2013 roku, gdy niespełna 30 kilometrów nad Czelabińskiem w południowym Uralu wybuchł meteoryt wielkości nieprzekraczającej 20 metrów. Szacuje się, że eksplozja miała siłę 30 razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę. Uszkodziła 7,5 tysiąca budynków, a ponad 1,5 tysiąca osób zostało rannych, głównie od odłamków szkła z wypadających okien. Ofiar mogłoby być znacznie więcej, gdyby meteoryt wybuchł, tak jak ten z 1908 roku na wysokości trzy razy niższej.

Symulacje wskazują, że miasto i jego okolice zostałyby wówczas w zasadzie zrównane z ziemią. Zresztą mieszkańcy Czelabińska mogą mówić o wyjątkowym szczęściu nie tylko dlatego, że do eksplozji doszło na obrzeżach miasta, ale przede wszystkim meteoryt był dużo mniejszy niż to, co wybuchło nad Syberią w 1908 roku.

O szczęściu, przynajmniej na razie, może też mówić cała ludzkość. Naukowcy skatalogowali jak dotąd około 37 tysięcy obiektów bliskich Ziemi (NEO), czyli pozostałych z czasów formowania się Układu Słonecznego. To poruszające się po orbitach planetoidy bądź komety, których najbliższy Słońca punkt jest od gwiazdy bliżej niż o 1,3 jednostki astronomicznej (AU) . Dlaczego do Słońca, a nie od Ziemi? Bo Układ Słoneczny działa grawitacyjnie wokół Słońca i to ono jest głównym źródłem przyciągania. Jeśli orbita jakiegoś obiektu przecina orbitę Ziemi i może się do niej zbliżyć, nazywa się go Obiektem Potencjalnie Niebezpiecznym (PHO). Na razie za najbardziej niebezpieczne PHO uznawana jest 500-metrowa asteroida 101955 Bennu. Istnieje szansa 1:2700 na zderzenie z nami 24 września 2182 roku.

Czytaj także: Katastrofa tunguska

Tekst stanowi fragment książki Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego Co to będzie? Krótki przewodnik po końcach świata. Wydawnictwo Port 2025

 

Zobacz również

Druga wojna światowa

Trinity. Atomowa próba generalna

16 lipca 1945 roku Amerykanie przeprowadzili pierwszą naziemną próbę nuklearną. Test Trinity był zwieńczeniem projektu „Manhattan” – i punktem zwrotnym dziejów.

18 czerwca 2025 | Autorzy: Maria Procner

Historia najnowsza

Odlewy ciał z Pompejów

Te figury to makabryczne świadectwo tego, co wydarzyło się w Pompejach. Zastygłe w grymasie bólu i przerażenia, pokazują los mieszkańców miasta. Jak powstały? 

25 maja 2025 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

Hiroszima: podniesiona z gruzów

W wyniku zrzucenia bomby atomowej 6 sierpnia 1945 roku Hiroszima została dosłownie zmieciona z powierzchni ziemi. Ale powstała z martwych. Jak się to udało?

17 lutego 2025 | Autorzy: Herbert Gnaś

XIX wiek

Katastrofa tunguska

30 czerwca 1908 roku nad Syberią miała miejsce potężna eksplozja. Do dziś nie wyjaśniono jej przyczyny. Co udało się ustalić na temat katastrofy tunguskiej?

22 maja 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.