Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Repatriacja na Ziemie Odzyskane

Komunistyczna propaganda zapewniała o czekającym na nich bogactwie, ale prawda była inna. Jeden z repatriantów wspomina drogę swej rodziny na Ziemie Odzyskane.

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Tomasza Bonka Repatrland ’45. Drogi Polaków na Ziemie Odzyskane (Znak Horyzont 2025).

***

Już 15 sierpnia 1919 roku, czyli jeszcze w czasie trwania rozejmu, powstało pierwsze przejście graniczne pomiędzy Bonowem i Poradowem. W marcu i kwietniu 1920 roku utworzono natomiast w powiecie rawickim trzy kolejne przejścia graniczne: pomiędzy Masłowem a niemiecką wsią Königsdorf (dzisiejsze Załęcze), pomiędzy Dębnem Polskim a Grenzvorwerk (dzisiejsze Przywsie) oraz pomiędzy Gołaszynem i Zaborowicami (Saborowitz). W 1923 roku powstało drogowe przejście graniczne Białykał–Olsza (Ollsche) i przejście kolejowe na linii Poznań–Breslau.

Jak na całym odcinku granicy, również w powiecie rawickim funkcjonowały tak zwane przejścia gospodarcze, które można było przekroczyć na podstawie stosownych przepustek, a wykorzystywane między innymi przez rolników z przygranicznych miejscowości.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Niewolnicy ze znakiem „P” na piersi

Na zachodzie zawsze było dostatniej, więc ludzie migrowali. Jeździli do pracy nie tylko te parę czy paręnaście kilometrów od swojego domu, by na noc wracać do żony i dzieci, lecz także dalej w świat, nawet do wielkiego Berlina, stolicy rozpusty, największego miasta ówczesnego świata, najbardziej nowoczesnej metropolii wszech czasów, do nowego Babilonu.

Książka pracy (niem. Arbeitsbuch Für Ausländer) – dokument identyfikacyjny dla polskiego robotnika przymusowego wydany w 1942 oraz naszywka z literą „P”.fot.Sjam2004 /CC0

Książka pracy (niem. Arbeitsbuch Für Ausländer) – dokument identyfikacyjny dla polskiego robotnika przymusowego wydany w 1942 oraz naszywka z literą „P”.

Druga wojna światowa migrację tę przerwała. Nie wszystkim jednak udało się wrócić. Ci, którzy jeszcze przed chwilą pracowali i otrzymywali pieniądze, nagle stali się niewolnikami ze znakiem „P” przyszytym na prawej piersi. Nie wszyscy zdołali uciec i wrócić do rodzin. Nie wszyscy mieli do czego wracać… A nawet jeśli wrócili, to i tutaj stawali się przymusowymi robotnikami, więźniami reżimu, „podludźmi” zarządzanymi w poszerzonej Lebensraum przez samozwańczych, okrutnych „nadludzi”, jak sami siebie nazywali.

– Mój ojciec Leon Wilk szukał pracy, lepszego miejsca do życia – tłumaczy Marek. – Rodzina pochodziła z Leszna, a raczej z Lissy, Polski przecież wtedy nie było, ale tato urodził się w tysiąc dziewięćset dziesiątym roku pod Berlinem w Großbeeren. Z tego powodu przez wiele lat musiałem się tłumaczyć, że nie jestem Niemcem. Ot, tak się złożyło, że dziadkowie musieli szukać pracy, więc wyemigrowali.

Wojenna szkoła przetrwania

Na długo przed Wielką Wojną szukali lepszego życia. Dlatego wyjechali, dosłownie za chlebem, ale kiedy Polska znów stała się Polską, wrócili na stare śmieci, już do Leszna, nie Lissy. A potem raz jeszcze Polska przestała być Polską. W okupowanym Kraju Warty, w Warthegau, znów Polakom żyło się bardzo biednie i niepewnie. – Tato więc w trzydziestym ósmym przeprowadził się do Rawicza – kontynuuje Marek – bo tam dostał pracę w cukierni i mieszkanie w Rynku; budynek miał numer trzydzieści sześć. Zabrał ze sobą swoją młodą żonę Teodozję, moją mamę.

Długo jednak w nowym miejscu szczęściem się nie nacieszyli. Wojna wisiała w powietrzu, tliła się na horyzoncie. – Tatę szybko zmobilizowano i poszedł do wojska, najpierw do Gródka leżącego w Mazowieckim, a stamtąd do obrony Warszawy. Walczył na Saskiej Kępie, gdzie trafił do niemieckiej niewoli. Jakimś cudem ocalał i wrócił do domu, wtedy leżącym już w Kraju Warty. Ale polskiego właściciela cukierni, w której pracował przed wojną, już nie było. Jego miejsce zajął Niemiec szukający wykwalifikowanych pracowników. Tatę więc przymusowo, jak wtedy wielu Polaków, zatrudniono właśnie u niego.

Pracował tam przez całą wojnę. W tym czasie w Rawiczu urodziły się moje siostry: Ela w roku czterdziestym i Bożena dwa lata później. Jakoś wszyscy sobie dawali radę, wiązali koniec z końcem, żyli i przeżyli. Aż do miasta wkroczyła Armia Czerwona. I wtedy spotkało ich wielkie nieszczęście. Rosyjski pocisk artyleryjski zniszczył dom, w którym mieszkali. Tato uważał, mimo wszystkich przeciwności losu, że będzie miał pracę, szybko znajdzie nowe lokum i jakoś ułoży życie rodziny w nowej rzeczywistości.

Wtedy wrócił przesiedlony przez Niemców do Generalnego Gubernatorstwa dawny polski właściciel piekarni, więc ojciec musiał mu oddać zakład. Dla dwóch piekarzy miejsca nie było. Ale otworzyła się nowa furtka: państwowi, komunistyczni propagandziści mówili o bogactwie, jak je nazywali i Ziem Odzyskanych, które zaczynały się przecież tak niedaleko, niemal za oknem, zaledwie trzy kilometry od trafionego pociskiem domu.

Czytaj też: Sierpem, młotem i propagandą. Jak wyglądało wyzwalanie Ziem Odzyskanych po II wojnie światowej?

„Odmeldowanie policyjne”

Niemcy z okolic uciekli daleko w głąb Niemiec. Tylko nieliczni wracali do swoich domów. Dolny Śląsk był więc pełen opuszczonych miast, domów, mieszkań, gospodarstw, zakładów, no i piekarń, dlatego w maju tato wsiadł na rower i pojechał na rekonesans. Najbliższym poniemieckim miastem był Wohlau. Przejechał w dwie, może trzy godziny te czterdzieści kilometrów, a to, co zobaczył, było bardzo obiecujące. Na samej starówce w Wohlau znalazł aż cztery opuszczone poniemieckie piekarnie i cukiernie, jakby czekające na nowych właścicieli, kuszące wyposażeniem, tylko częściowo zdewastowane, zapewne przez Rosjan, którzy szukali łatwego łupu – małych drogocennych przedmiotów łatwych do ukrycia w kieszeni munduru czy plecaka.

Brygady „trofiejne” jeszcze tu nie dotarły, nie wywiozły maszyn: tego, co w tamtych czasach było najcenniejsze. Wrócił więc do Rawicza i przekonał żonę, że w Wohlau czeka na nich szansa na lepsze życie. Zgodziła się na wyjazd, kuł więc żelazo, póki gorące, żeby się nie rozmyśliła. Czuł, że trzeba się spieszyć, że wkrótce wszystkie piekarnie zostaną zajęte.

Powojenny polski plakat propagandowyfot.Koefbac/CC BY-SA 4.0

Powojenny polski plakat propagandowy.

Szybko postarał się o dokument zatytułowany „Odmeldowanie policyjne” – wystawiono go już czwartego czerwca – oraz zaświadczenie, że jego dom w lutym został zniszczony w osiemdziesięciu procentach i nie nadaje się do użytkowania. Zabrał też ze sobą przedwojenne świadectwo moralności i ruszyli w drogę. Wypatrzyli sobie jedną z piekarń nieopodal Rynku i ją zajęli. Wysprzątali, wyremontowali, jak i czym tylko mogli, i szybko zaczęli wypiekać pierwszy polski chleb już nie w Wohlau, ale w Wołowie, przy ulicy Śródmiejskiej, której dziś już nie ma, bo miasto przebudowano.

Czytaj też: Jak narzucono nam granice w czasie II wojny światowej?

Skonfiskowane przez państwo

Wkrótce zagospodarowali też lokale przy ulicy Wrocławskiej oraz Zwycięstwa. Wydawało im się, że znaleźli swoje miejsce na ziemi. Wszystko układało się dobrze aż do sierpnia czterdziestego dziewiątego, kiedy do tego wszystkiego, co sobie stworzyli, dobrali się partyjni towarzysze. To ich całe prywatne przedsiębiorstwo, zakłady i sklepy, skonfiskowało państwo – przejęła je nowo powołana Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Wołowie. Stracili wszystko, co zorganizowali, co przejęli, co stworzyli, co wypracowali. Partyjniacy straszyli ojca, że ma się zapisać do spółdzielni i do partii, ale się opierał.

fot.radek.s / CC BY-SA 3.0

Porównanie granic II Rzeczypospolitej i Polski powojennej; ziemie przyłączone do Polski w 1945 na różowo, ziemie odłączone na szaro

Powtarzał im, że już pracował u Niemca i u Polaka, że teraz chce na swoim. A oni mu na to, że skoro tak, to mu wszystko zabiorą. I zabrali. Tato się jednak nie poddał. Oddał wszystko i po jakimś czasie zaczął od nowa w kolejnej piekarni – w Rynku, w kamienicy numer dwadzieścia dwa. Fasada była bardzo reprezentacyjna, ale w podwórzu działała masarnia. Zapachy wędlin były wspaniałe, ale wędzarniczy dym bardzo uciążliwy. Każdy wtedy próbował zorganizować sobie jakąś pracę, zyskać godny zarobek.

Źródło:

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Tomasza Bonka Repatrland ’45. Drogi Polaków na Ziemie Odzyskane (Znak Horyzont 2025).

Zobacz również

Zimna wojna

Wystawa Ziem Odzyskanych

W 1948 roku we Wrocławiu otworzono Wystawę Ziem Odzyskanych. Monumentalna jak na tamte czasy ekspozycja była jednym z największych osiągnięć propagandy PRL.

31 sierpnia 2023 | Autorzy: Agata Dobosz

Druga wojna światowa

Wyzwolenie wsi przez Sowietów

Żołnierze Stalina, którzy „wyzwalali” Polskę spod niemieckiej okupacji, zostawiali za sobą spaloną ziemię. Jak po ich przejściu wyglądała polska wieś?

18 lutego 2023 | Autorzy: Dariusz Kaliński

Zimna wojna

Zrzeczenie się reparacji od Niemiec przez PRL

W 1953 roku Polska rzekomo zrzekła się odszkodowań za zniszczenia dokonane przez Niemców w czasie II wojny światowej. Ale czy faktycznie tak było?

13 września 2022 | Autorzy: Marcin Moneta

Druga wojna światowa

Nie uwierzysz, że oni to kradli. Najbardziej kuriozalne zachowania Sowietów

Załatwiali się do garnków kuchennych, myli w muszlach klozetowych, a perfumy pili jak najlepszy alkohol. Sowieccy żołnierze po wejściu do naszego kraju szokowali Polaków wyglądem,...

10 maja 2017 | Autorzy: Dariusz Kaliński

Druga wojna światowa

Ziemie odzyskane… gwałtem. Czy to co Polacy robili w 1945 roku można usprawiedliwić? [18+]

Gwałt jest wpisany w naturę każdej armii, jak broń czy alkohol. Mistrzami w tej haniebnej materii są Rosjanie, którzy pozostawili po II wojnie światowej około...

15 czerwca 2015 | Autorzy: Wojciech Lada

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.