Wraz z Europejczykami w XVI wieku do Japonii przybyło chrześcijaństwo. Władze szybko postanowiły się z nim rozprawić – za pomocą brutalnych prześladowań.

Cudzoziemscy obserwatorzy mieli trudności z dopasowaniem Japonii do europejskich paradygmatów. Niektórzy opisywali ją jako kraj o sześćdziesięciu sześciu „królestwach”, mylnie biorąc lokalnych daimyō za królów – chociaż, zważywszy na niepewną chwilami władzę siogunatu, łatwo było popełnić taki błąd. Uważali również Japonię za miejsce permanentnie nawiedzane przez klęski żywiołowe. W roku 1565 Luís Fróis pisał o „trąbach powietrznych niebywale gwałtownych” i trzęsieniach ziemi tak częstych, że Japończycy po prostu je ignorują. A pewien angielski żeglarz tak opisał „wiatr zwany tuffon”:
[…] oznacza sztorm albo burzę, które napotyka się powszechnie w podróżach z Chin do Japonii. […] powstaje i zaczyna się w jednym miejscu, przy nieustającym sztormie niemal ze wszystkich punktów na kompasie, wiejąc z ogromną siłą, podczas gdy nieszczęśni marynarze pracują co sił, i w taki sposób, że żadnych innych sztormów w całych Indiach Wschodnich nie można z nim porównać.
Japończycy w oczach europejskich misjonarzy
Portugalski jezuita Joao Rodrigues tak napisał o Japończykach: „W swoich sercach są tak skryci, że nikt ich nie rozumie. Dlatego mówi się, że mają trzy serca: fałszywe w ustach, które cały świat może zobaczyć, drugie w piersi tylko dla przyjaciół, a trzecie w głębi, przeznaczone tylko dla nich i niepokazywane nigdy nikomu”. Jak się zdaje, była to powszechna skarga wśród misjonarzy, których japoński sposób bycia doprowadzał do rozpaczy. Tak utyskiwał nad nim włoski jezuita Alessandro Valignano:
Uczą się od dziecka, jak nigdy nie okazywać tego, co mają w sercu. Poczytują to za roztropność, a postępowanie przeciwne za głupotę, do tego stopnia, że ludzie, którzy beztrosko otwierają swoje serca, są uważani za głupców i nazywani pogardliwie prostakami.

Celebracja chrześcijańskiej mszy w Japonii.
Valignano uznał przynajmniej, że dociekł przyczyny takiego zachowania, tak oto diagnozując skutki stuleci samurajskich konfliktów i zwyczajów:
Mają najbardziej szczególną formę rządów na świecie. Każdy mężczyzna sprawuje absolutną władzę nad swoją rodziną i służącymi, może ich ścinać albo zabijać, słusznie lub nie, jak mu się podoba, bez zdawania sprawy przed nikim. A chociaż mężczyzna może być zależny od swojego pana, wolno mu zabijać swoje dzieci i służących, ponieważ takie sprawy nie obchodzą jego pana. Mężczyzna może nie tylko zabijać swoje dzieci, lecz może je także wydziedziczać, kiedy mu się podoba.
Chrystianizacja Japonii
Misjonarze tacy jak Valignano szybko obrócili ten stan rzeczy na swoją korzyść. Valignano wyjaśnił swoim jezuickim przełożonym w Rzymie, że nie ma sensu szukać potencjalnych konwertytów w najniższych warstwach japońskiego społeczeństwa. Jego zdaniem lepiej było skoncentrować się na samym wierzchołku, ponieważ nawrócony daimyō mógł przekonać całe swoje otoczenie, aby nawróciło się razem z nim.
Właśnie coś takiego nastąpiło w latach siedemdziesiątych XVI wieku w południowej Japonii, gdzie chrześcijańskim misjonarzom udało się nakłonić kilku wielmoży, aby uznali siebie i swoich poddanych za chrześcijan. W niektórych przypadkach była to tylko chwilowa fanaberia, a miejscowi samurajowie nosili krucyfiksy jedynie jako modne ozdoby. W innych konwersja była znacznie bardziej szczera, toteż niebawem siogunat wystraszył się następstw.
Tak jak zdominowane przez chłopstwo buddyjskie ikkō ikki oferowały niebezpieczną wizję nowego sposobu życia, tak chrześcijańscy misjonarze budzili niepokój samurajów opowieściami o bogu potężniejszym od innych, którego ziemski przedstawiciel w odległym Watykanie zdawał się stwarzać potencjalne zagrożenie dla władzy cesarza i sioguna.
Oddziaływanie chrześcijaństwa na Japończyków zaczęło słabnąć pod koniec XVI wieku, z dużymi wahaniami popularności. Największą szkodę wyrządził w 1596 roku pewien hiszpański kapitan, którego rozwścieczyło ograbienie jego rozbitego statku z ładunku jedwabiu u wybrzeży Sikoku i który zagroził ratownikom chrześcijańskim odwetem. Misjonarze, grzmiał, to jedynie forpoczta. Gdy tylko znajdą dosyć wyznawców, otworzą drogę wojskom inwazyjnym i Japonia padnie ofiarą piątej kolumny zwolenników chrześcijaństwa. Docierające z odległej Europy opowieści o walkach pomiędzy wyznaniami chrześcijańskimi i o kontynencie podzielonym pomiędzy protestantów i katolików nastawiały siogunat jeszcze bardziej podejrzliwie.
Początek prześladowań
Niestety, właśnie tego rodzaju paniczne doniesienia były na rękę japońskim władzom. Antychrześcijańskie edykty należały do najbardziej drakońskich dekretów umierającego Hideyoshiego, ale mimo licznych prześladowań i czystek wyznawcy chrześcijaństwa trzymali się na południu, mając nadzieję, że fortuna obróci się na ich korzyść, kiedy wojny dobiegną końca.
Nie obróciła się. Gdyby chrześcijańscy samurajowie walczyli po właściwej stronie w bitwie pod Sekigaharą, nowa religia mogłaby mieć szansę. Tymczasem wśród przeciwników Ieyasu była znacząca frakcja chrześcijan. Tylko ci, którzy zdecydowanie i demonstracyjnie odrzucili nową religię i zgnietli ośrodki tej wiary w swoich domenach, utrzymali się przy władzy.

26 męczenników – ofiary prześladowań katolików w Japonii; zostali ukrzyżowani w Nagasaki w dniu 5 lutego 1597 roku.
Rosnący w siłę klan Tokugawa odnosił się do chrześcijan tak samo podejrzliwie jak Hideyoshi. Siogunat Tokugawa nie odszedł od jego polityki, przeciwnie: prowadził ją z jeszcze większą energią, wyrzucając zagranicznych misjonarzy i prześladując wyznawców wśród rdzennej ludności. Postępy poczynione w głównym japońskim bastionie chrześcijaństwa, na Kiusiu, szybko zostały zniwelowane. W ramach wielkiego przetasowania arystokracji pod rządami Ieyasu chrześcijańscy daimyō zostali usunięci i zastąpieni panami zajadle antychrześcijańskimi. Cudzoziemcy byli wydalani i wypierani na coraz ściślej kontrolowane obszary i niebawem nawet Chińczykom pozostały zaledwie dwa porty, z których mogli korzystać, a Europejczykom tylko jeden.
W 1634 roku europejskim kupcom zakazano wstępu na japońską ziemię z wyjątkiem Dejimy, sztucznej wyspy w zatoce Nagasaki. Przebywali tam głównie Holendrzy, którzy wyjaśnili siogunowi, że jako protestanci nie są uzależnieni od kaprysów papieża tak jak katolicy. Pozostali Europejczycy po prostu dali za wygraną – na przykład Anglicy sami zawiesili handel z Japonią, znajdując nowe rynki zbytu dla swoich wyrobów wełnianych.
Czytaj też: Jak Europa odkrywała Japonię?
Chłopskie powstanie w Shimabarze
Najbardziej drastyczna czystka przyszła wraz z nakazem, by każdy, kto ma dwoje lub więcej cudzoziemskich dziadków, opuścił kraj. Wcześniej istniał cały odłam japońskiego społeczeństwa powiązany z cudzoziemcami, a teraz wszystkim tym ludziom rozkazano wyjechać. Rozdzielano rodziny: półholenderskie córki były wysyłane do przyjaciół lub krewnych w Dżakarcie, półchińscy synowie byli zmuszani do przeniesienia się na stały ląd. Bogaty tygiel, jakim był niegdyś bastion japońskiego chrześcijaństwa, został odarty ze swojego nowego, europejskiego dziedzictwa. Niebawem dotknęły chrześcijan jeszcze brutalniejsze prześladowania.
Coraz wyższe podatki nakładane na stare chrześcijańskie wspólnoty na Kiusiu w połączeniu z katastrofalnymi zbiorami najzimniejszych lat małej epoki lodowcowej przywiodły chłopów do ostateczności. W Shimabarze, gdzie osiedliło się wielu podstarzałych weteranów wojny koreańskiej, nadużycia miejscowego wielmoży, który kazał poddanym płacić za swój nowy zamek, doprowadziły do buntu. Miejscowa ludność wznieciła powstanie, które trwało kilka miesięcy, zanim zostało z najwyższą surowością stłumione przez władze siogunatu.

Wieści o chłopskim powstaniu w Shimabarze dotarły do Edo w 1637 roku (na il. mapa bitwy między buntownikami a samurajami).
Był to najtrudniejszy sprawdzian dla nowego systemu Tokugawa. Wieści o chłopskim powstaniu w Shimabarze dotarły do Edo w 1637 roku. Niepowściągliwa w swoich zapowiedziach końca świata i ustanowienia nowego porządku chłopska propaganda brzmiała zupełnie jak manifest jakiejś chrześcijańskiej wersji ikkō ikki. Na całym obszarze pomiędzy Kiusiu a Edo samurajscy wielmoże przygotowywali się do działania. Zgodnie z nowymi zarządzeniami nie mogli przekraczać granic swoich posiadłości bez zgody sioguna. Dlatego czekali w gotowości na posłańców, którzy przejeżdżali przez ich ziemie w drodze do Edo, aby wrócić z rozkazami sioguna. Kiedy wreszcie ruszyli, wyprzedzali tylko o kilka dni innych samurajów, bliżej Edo, którzy otrzymali rozkazy przed nimi.
Wytępienie chrześcijaństwa w Japonii
Rezultatem był istny wyścig na Kiusiu, ponieważ wielmoże przebywający najdalej od powstania, ale najbliżej Edo, otrzymali rozkaz wymarszu przed tymi, którzy mieli swoje posiadłości najdalej od Edo, ale najbliżej powstania. Samurajowie, którzy od pokolenia rwali się do walki, teraz tłoczyli się na drogach prowadzących do Shimabary, gdzie oblegli buntowników w starym zamku Hara, niegdyś opuszczonym, a teraz pospiesznie przystosowanym do obrony. Większość czasu spędzali na kłótniach o to, kto ma poprowadzić decydujący szturm, choć kiedy ten wreszcie nastąpił, wiosną 1638 roku, nie było się czym szczycić. Armia złaknionych krwi samurajów spadła na obóz buntowników i doszło do całodniowej bezlitosnej rzezi.
Chrześcijaństwo zostało wreszcie wytępione. Przez całe następne pokolenia potajemni wyznawcy mieli być ścigani, a od czasu do czasu chwytano zagranicznych duchownych, którzy przekradli się do kraju, aby doglądać swojej trzody. Samurajowie skutecznie zażegnali największe zagrożenie dla własnej ideologii i kultury.

205 męczenników japońskich – grupa męczenników z Japonii w latach 1617-1632.
Od tej pory urządzali regularnie sprawdziany wiary (lub jej braku) u swoich poddanych za pomocą „obrazów do deptania” – fumie, wizerunków Chrystusa albo Matki Boskiej. To po nich, chcąc dowieść, że nie oddają czci obcemu bogu, lojalni poddani musieli chodzić. Holenderscy protestanci w Nagasaki nie widzieli problemu w deptaniu zwykłego obrazka, jeśli to wystarczało, żeby uzyskać koncesje handlowe, i ochoczo stąpali po fumie, ilekroć tego od nich żądano. Wielu katolickich konwertytów wśród Japończyków wolało jednakiść na śmierć niż zaprzeć się swojej religii.
Źródło:


KOMENTARZE (1)
Cezura. hahaha słabi jesteście.