Niewiele brakowało, by w 1719 roku Lublin doszczętnie spłonął. Miasto ocalało – dosłownie – cudem. Dziś o tych wydarzeniach przypomina nam… doroczna procesja.
Był 2 czerwca 1719 roku. Nic nie zapowiadało tragedii. Nagle w jeden z budynków w dzielnicy żydowskiej w Lublinie uderzył piorun lub – według innej wersji – doszło do zaprószenia ognia „przez nieostrożność”. Druga opcja jest o tyle prawdopodobna, że w wielu domach w tej części miasta znajdowały się warsztaty. Ponadto religia zakazywała mieszkańcom gaszenia szabatowych świec, co zwiększało ryzyko pożaru. A ponieważ zdecydowana większość budowli była wtedy drewniana, nietrudno się domyślić, co się stało. Dom stanął w płomieniach. Od niego zaczęły zapalać się kolejne. Nie była to pierwsza taka katastrofa, która dotknęła Lublin (pożary zdarzyły się już wcześniej w 1702 i 1710 roku). Ale okazała się na tyle istotna, że zachowało się o niej najwięcej informacji – i jest upamiętniana do dziś!
Pożar, który zakończył w Lublinie średniowiecze
Zasięg ognia poznajemy m.in. dzięki Marii Ronikierowej, która w „Ilustrowanym Przewodniku po Lublinie” w 1901 roku zapiała: „Do wojny i moru przyłączył się w 1710 (1719 – błąd autorki – przyp. red.) okropny pożar, niszcząc znaczną część miasta poza murami położoną. Ogień wybuchł dnia 2 czerwca przy ulicy Kowalskiej, poza obrębem murów miejskich, gnany wiatrem przeniósł się do środka miasta i na przedmieścia; spaliły się ulice: Grodzka, Złota, Rybna, na Krakowskiem Przedmieściu Zielona, całe Podzamcze”. Co istotne, np. ulica Grodzka znajdowała się w pewnej odległości od pierwotnego źródła pożogi. O wielkości pożaru świadczy również fakt, iż płomienie dotarły do kościoła ojców Bonifratrów, obecnie już nieistniejącego, który wówczas stał na Placu Litewskim.
Straty, jakie poczynił ogień, okazały się ogromne. Najważniejsze świątynie zniknęły, podobnie jak zdecydowana większość niegdysiejszej gotyckiej zabudowy. Mówi się wręcz, że pożar z 1719 roku zakończył w Lublinie epokę późnośredniowiecznego budownictwa. Potem stylistycznie był już tylko renesans.
Zazwyczaj w przypadku podobnych klęsk żywiołowych zwalniano mieszkańców z części podatków, aby umożliwić szybszą odbudowę oraz wzmocnić lokalną gospodarkę. Tym razem jednak prawdopodobnie to nie nastąpiło – brak jest jakichkolwiek dokumentów, które by o tym świadczyły. Lublin na skutek serii pożarów stopniowo zaczął podupadać i w tracić na znaczeniu. Trend ten niestety utrzymał się aż do czasu rozbiorów.
Miasto uratowane przez… drzewo
Wróćmy jednak do tamtego feralnego dnia. Ogień rozprzestrzeniał się, ogarniając coraz większe połacie miasta. Wydawało się, że nic – poza boską interwencją – nie jest w stanie go zatrzymać. Księża i rabini wznosili modły w tej intencji. Sądzono, że tylko cud może uratować Lublin, więc postanowiono go… sprowadzić. Dominikanie zorganizowali procesję „uzbrojoną” w relikwię Drzewa Krzyża Świętego.
Mieszkańcy wylegli na ulice, upatrując w tym jedynej szansy na ocalenie. To, co wydarzyło się później, jest różnie przedstawiane. Według jednych autorów ogień po prostu się zatrzymał. Według innych – nagle spadł deszcz, który ugasił płomienie. Czy to relikwia uratowała miasto? Zdaniem części mieszkańców Lublina: tak. Jak pisze Maria Ronikierowa „oddali się pod opiekę Drzewa Krzyża Św. Z kościoła Świętego Stanisława wyszła procesya i kapłan tą relikwią rozhukany żywioł przeżegnał, a płomienie natychmiast gasnąć zaczęły. Tym sposobem Lublin został uratowany od zupełnego zniszczenia”.
Cud w obrazie
Do dziś tej cud jest wspominany przez lublinian. W każdą rocznicę pożaru – 2 czerwca – w mieście organizowana jest procesja, która ma upamiętnić tą, która uratowała Lublin przed tragedią. W roku 2024 odpowiadało za to Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej. Koordynatorem inscenizacji był Jacek Jeremicz. Pochód wystartował w niedzielę o godzinie 20:45 po mszy w Bazylice oo. Dominikanów przy ul. Złotej 9.
Organizatorzy przyznają, że jedną z inspiracji – oprócz samego wydarzenia historycznego – był obraz „Pożar miasta Lublina”. Autor tego dzieła pozostaje nieznany, to zapewne anonimowy malarz cechowy. Powstało najprawdopodobniej w okresie od 1720 do 1752 roku. Obecnie znajduje się w kaplicy św. Marii Magdaleny (Szaniawskich) Bazyliki oo. Dominikanów.
Trzeba przyznać, że nie tylko oddaje on atmosferę towarzyszącą wydarzeniom z 2 czerwca 1719 roku, ale i wspaniale przedstawia „anatomię” Lublina z tamtego okresu. Dodatkowo opisano pod nim kierunki rozprzestrzeniania się ognia oraz trasę procesji, dzięki której „pożar [został] mocą i protekcią Krzyża Św. Ugaszon”. I jak tu nie wierzyć w cuda?
Bibliografia
- Gawarecki, S. Paulowa, M. Stankowa, Klęski pożarów w Lublinie, „Rocznik Lubelski”, nr 16/1973.
- Marzęta, Skarby Lublina, Drukarnia Akapit, Lublin 2014.
- Poznajemy nasz region, Urząd Statystyczny w Lublinie, Lublin 2017.
- Pożar miasta Lublina z 2 czerwca 1719 roku, ryneklubelski.pl, dostęp: 31.10.2024.
- Pożar z 1719 roku, teatrnn.pl/pozar-lublina, dostęp: 31.10.2024.
- Szymczak, Minęło 305 lat od wielkiego pożaru Lublina. Przez Stare Miasto przeszła ognista opowieść procesyjna. Zobacz zdjęcia, kurierlubelski.pl, dostęp: 31.10.2024.
KOMENTARZE (3)
Jeśli spaliły się drewniane, mało znaczące budynki to tylko dobrze dla miasta. Dziś to piękne miasto ma się czym pochwalić. Każdy może zobaczyć wspaniałą drogę z zamku na starówkę. Takie budownictwo późnośredniowieczne to drewniane domy które łatwo się palą. I tak by nie przetrwały do naszych czasów. Także pewnie specjalnie chcieli spalić by zbudować silne, mocne miasto. Nie takie które da się spalić w jedną noc.
Droga z zamku na starówkę powstała po II wojnie światowej…
Jak nietrwałe jest późnośredniowieczne budownictwo można zobaczyć choćby w Toruniu… , że o Sienie nie wspomnę.