To miał być zwykły dzień. Nic nie zapowiadało tragedii. Wydarzenia na Mazurach sprzed 17 lat wstrząsnęły Polską. Biały szkwał kosztował wtedy życie 12 osób.
21 sierpnia 2007 roku. Na Mazurach rozszalał się biały szkwał (choć z czysto naukowego punktu widzenia sformułowanie to jest niepoprawne – meteorolodzy mówią raczej o silnej, wielokomórkowej burzy). Skąd w ogóle wziął się ten niszczycielski żywioł? Jego genezy powinniśmy doszukiwać się znacznie bardziej na południe – aż w Bieszczadach. To właśnie tam uformowała się chmura burzowa, która przemieściła się następnie na północ, mijając po drodze Roztocze i Polesie Lubelskie. Tym, co naprawdę ją wzmocniło, była Nizina Podlaska i prądy wznoszące.
Nad Mazury śmiercionośna – jak się miało okazać – chmura nadciągnęła po godzinie 15:00. Pierwszym skutkiem był gwałtowny spadek temperatury, nawet o kilkanaście stopniu. W Mikołajkach przed nadejściem szkwału było 28ºC, po: 12ºC. A potem rozpętało się piekło. Krzysztof Olejnik przywołuje słowa kobiety, która była bezpośrednim świadkiem kataklizmu: „Ostatnie zdjęcie zrobiliśmy o godz. 15.45. Później nie mieliśmy już ani czasu, ani głowy”.
Pięciominutowy huragan
Na Mazurach rozgrywały się dantejskie sceny. Wiatr osiągnął prędkość ok. 130 km/h, co mieści się już w kategorii atlantyckiego huraganu I kategorii w skali Saffira-Simpsona. Wiele znajdujących się wtedy na jeziorach łodzi, żaglówek i kajaków zostało powywracanych. Rozszalałe fale osiągały nawet 3 metry wysokości! Inny cytowany przez Krzysztofa Olejnika uczestnik tamtych wydarzeń wspominał:
Nie zdążyłem ubrać sztormiaka, choć przecież miałem go przy sobie. Trzymałem jacht z całych sił. Cumy zrywały się jak nitki. Maszty łamały się jak zapałki. Jachty jeden po drugim uciekały na środek jeziora. W niektórych byli ludzie (…). Następnego dnia na rękach miałem takie sińce, jakbym się zmierzył z bokserem wagi ciężkiej. Do dziś nie wiem, skąd miałem tyle sił.
Tragiczny los spotkał ok. 40 łodzi, choć mazurski WOPR podaje nawet większą liczbę: 60 uszkodzonych jednostek, z których 15 zatonęło. Aby je później odnaleźć, trzeba było sprowadzić dwa samoloty i śmigłowiec. Konieczne było też użycie sonaru. Ale nie to było największą tragedią tego feralnego dnia. Już po tym, jak pogoda się uspokoiła, z wody wyciągnięto 70 (a według innych źródeł nawet 85) osób. Co szokujące, żadna z nich nie miała na sobie kamizelki ratunkowej. Część z nich zapewne zwyczajnie nie zdążyła założyć kapoków – cała wichura z huraganowym wiatrem i potężnymi opadami deszczu trwała zaledwie przez kilkanaście minut. Potem chmura ruszyła dalej w kierunku Zatoki Gdańskiej.
Dzień ludzkich tragedii
Dostępne publikacje pełne są dramatycznych relacji ludzi, którzy znaleźli się wtedy w łodziach na wzburzonych wodach. Oto jedna z nich: „Wdech – fala – wydech – fala – wdech – fala… Słupy wody o niespotykanej tu wysokości zakrywają nas i odkrywają. Po gołych plecach wali grad, temperatura wody raptownie spada. Dookoła nic nie widać, tylko białe mleko. W oczach mamy strach i łzy. Instynktownie łapię się kurczowo łódki, ale stopniowo idzie ona na dno, a my nie mamy pojęcia, w którą stronę będzie trzeba płynąć, gdy całkiem już zatoniemy”. Uczestnicy tamtych wydarzeń nie wiedzieli, czy przyjdzie im jeszcze stanąć bezpiecznie na brzegu. I czy w ogóle kiedykolwiek go jeszcze zobaczą?
Niestety, nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Tamtego dnia zginęło 12 osób. Ostatnią była nastoletnia uczennica o imieniu Irmina. O tym, co spotkało dziewczynę i jej znajomych, pisano później: „Niebo stało się czarne i zrobiło się ciemno jak w nocy. Nie mieli dokąd uciec, mogli tylko z przerażeniem obserwować, jak potężny żywioł zbiera swoje żniwo. Szkwał rzucał ich łódką jak łupinką orzecha. W końcu ją wywrócił. Osiemnastoletnia Irmina L. i szóstka jej przyjaciół rozpoczęła dramatyczną walkę o życie…”. Co prawda ratownikom udało się wyłowić nastolatkę z wody żywą, ale zapadła w śpiączkę. W takim stanie trafiła do szpitala. Nigdy nie odzyskała przytomności. Zmarła we wrześniu.
Czytaj też: Jedna z największych tragedii w historii Polski. Jak zatonął prom „Jan Heweliusz”?
Mądry Polak po szkodzie
Czy 21 sierpnia 2007 roku można było uratować więcej ludzi? Z pewnością tak, gdyby istniały systemy wczesnego ostrzegania przed kataklizmami. Zainstalowano je jednak dopiero po katastrofie. Tamtego feralnego dnia jedynym, co mogli zrobić ratownicy WOPR, to wypłynąć samemu na jezioro i próbować dotrzeć do poszkodowanych. Nie we wszystkich przypadkach się to udało. Na szczęście na całych Mazurach przy brzegach zdążyło schronić się kilkanaście tysięcy łodzi. Gdyby nie to, liczba ofiar byłaby z pewnością zdecydowanie wyższa.
Ale z katastrofy wyciągnięto odpowiednie wnioski. Wydano 5 milionów złotych, by uruchomić nowoczesny system wczesnego ostrzegania: m.in. postawiono 17 masztów o wysokości 25 metrów. Ich głównym zadaniem jest emitowanie żółtego światła w promieniu 8 km. Jeżeli pogoda jest „normalna” – dzieje się to z częstotliwością 40 razy na minutę. Gdy pojawia się zagrożenie – częstotliwość zostaje zwiększona do 90 razy na minutę.
Czytaj też: Żar z nieba i piekło na ziemi. To był najbardziej katastrofalny pożar w powojennej historii Polski
Kto za to odpowiadał?
Nasuwa się pytanie: kto ponosi odpowiedzialność za to, co się wtedy stało – i za śmierć dwanaściorga ludzi. Jeszcze na etapie, kiedy chmura dopiero zmierzała na Mazury, po drodze stało się coś, co uniemożliwiło szybką reakcję. Otóż biuro odpowiadające za prognozy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Białymstoku nie dysponowało żadnymi danymi ze znajdującego się w Legionowie radaru. Powód? Uszkodzenie przewodów przez złodziei.
Po katastrofie prowadzono liczne śledztwa – m.in. przeciwko sternikom. Jednak słuszne pytanie w tym kontekście zadał Waldemar Heflich, wieloletni redaktor naczelny magazynu „Żagle”: „Czy odpowiednie organy administracji publicznej doczekają się prokuratorskiego postępowania za wieloletnie zaniedbania i zaniechania działań w zakresie bezpieczeństwa na akwenach?”. Niestety, w obliczu tej i innych katastrof w Polsce tego typu pytania zazwyczaj pozostają retoryczne…
Bibliografia
- W. Heflich, Biały szkwał? Co tak naprawdę wydarzyło się na Mazurach w 2007 roku?, nowezagle.pl, dostęp: 31.07.2024.
- A. Janiak, Woda – niszczycielska siła żywiołu, Cztery żywioły, dostęp: 31.07.2024.
- K. Olejnik, Piętno białego szkwału, „Wiatr. Magazyn dla żeglarzy”, Sierpień 2011.
- T. Perzyński, Turystyka i rekreacja wodna – infrastruktura i bezpieczeństwo, „Autobusy”, nr 3/2013.
- E. Siwiec (red.), Atlas skutków zjawisk ekstremalnych w Polsce, Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy, Warszawa 2022.
- W. Szczęsny, Bezpieczeństwo turysty podczas konsumpcji produktu turystycznego, „Turystyka i Rekreacja a Zdrowie Człowieka”, nr 2/2014.
- Wydarzenia 2007, „Kontakty”, nr 52/2007.
Mapa na zdj. otwierającym tekst: Wikimedia Commons/CC BY-SA 2.0
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.