Cios w twarz z całej siły lub całus od seniora, potem walka z kukłami. Pasowanie na rycerza w średniowieczu miało mało wspólnego z romantycznymi wyobrażeniami.
Pod koniec dwunastego stulecia do samego świeckiego rytuału dołączył jeszcze element religijny. Kandydat musiał spędzić noc na czuwaniu w zamkowej kaplicy, oczyszczając w ten sposób duszę, tak jak kąpiel obmywała jego ciało. O świcie ksiądz odprawiał mszę w intencji przyszłego rycerza, zaś po niej młodzieniec wraz z rodziną i znajomymi spożywał śniadanie. W końcu ubierano go w nowe szaty, specjalnie na tę okazję przygotowane. (…) Kandydat zakładał białą jedwabną koszulę, kalesony i tunikę, na to zaś podbitą gronostajami suknię.
Wsparcie pamięci
Ceremonia pasowania zazwyczaj miała miejsce na zewnątrz, na podwyższeniu lub dywanie, wśród fanfar z trąb i przy muzyce minstreli. Ojciec młodzieńca wraz z innymi rycerzami, wśród których często znajdował się senior, pomagali młodzieńcowi włożyć zbroję i zabrać ekwipunek. Przynoszono miecz poświęcony poprzedniej nocy przez duchownego. Chłopak nabożnie całował jego rękojeść – w jej wgłębieniu często umieszczano relikwie.
Następnie nadchodził punkt kulminacyjny uroczystości – colée, czyli uderzenie, zazwyczaj wykonywane przez ojca. Nie było to jedynie symboliczne, delikatne dotknięcie. Prawdziwe colée stanowiło potężny cios otwartą dłonią, który często zbijał młodzieńca z nóg. Nie pomagał tu nawet fakt, że chłopak był do tego wszystkiego dobrze przygotowany. Zgodnie z informacjami hiszpańskiego pisarza Ramona Llulla celem uderzenia było swoiste wsparcie pamięci – tak by nowy rycerz nigdy nie zapomniał dopiero co złożonej przysięgi.
„Idź, godny synu! Bądź prawdziwym rycerzem, odważnym w obliczu swych wrogów” – mówi ojciec w jednym ze średniowiecznych romansów. „Bądź zatem odważny i prawy, by Bóg mógł cię kochać – i pamiętaj, że pochodzisz z rodzaju, który nigdy nie może być fałszywy” – dodaje z kolei inny rodzic. Młody człowiek odpowiadał: „Taki będę, z Bożą pomocą!”.
Walka z wiatrakami
Po zakończonej ceremonii młodzieniec czasami wchodził jeszcze do świątyni i kładł swój miecz na ołtarzu jako znak oddania się Kościołowi. Młodzieniec stawał się teraz rycerzem, członkiem rycerstwa. Podprowadzano mu konia bojowego w pełnej uprzęży – prezent od ojca lub seniora.
Gdy tylko znalazł się w siodle, dostawał kopię i tarczę i mógł trochę pogalopować dookoła. Następnie przypuszczał atak na quintain – manekina w kolczudze i z tarczą, umieszczonego na kiju. Czasem do strącenia było więcej tych sztucznych „przeciwników” – po to, by uczynić test trudniejszym i bardziej interesującym. Pokaz zazwyczaj zamykała pozorowana walka na kopie i tarcze.
Czytaj też: Archetyp średniowiecznego rycerza. Ile ma wspólnego z prawdą?
Pasowanie „od ręki”
W pewnych sytuacjach można było pasować kogoś na rycerza od razu na polu bitwy. Przykładowo William Marshal otrzymał status rycerza w 1167 roku z ręki swego patrona i kuzyna Wilhelma z Tancarville, dziedzicznego szambelana Normandii. Miało to miejsce podczas wojny między Henrykiem II i Ludwikiem VII z Francji.
Jadąc z posiłkami dla hrabiego Eu pod Drincourt, szambelan zwołał normańskich baronów pod swą komendą na ceremonię pasowania. William Marshal stanął przed swoim kuzynem ubrany w nowy płaszcz. Wilhelm „przypasał mu miecz” i dopełnił zwyczaju colée.
Kilka lat później, w 1173 roku, ten sam William Marshal pasował młodego Henryka, najstarszego syna króla Henryka II, również w trakcie przygotowań do bitwy. Chłopak podał miecz panu Chepstow, mówiąc: „chciałbym, by ten honor spadł na mnie od Boga i od ciebie” i w obecności świty Henryka oraz zebranych baronów i rycerzy William przypasał mu miecz. Tym razem zamiast uderzenia zastosowano pocałunek i – według słów biografa – „młodzieniec został rycerzem”. Ponad cztery dekady później William pasował kolejną królewską osobistość – dziewięcioletniego Henryka III, w przeddzień jego koronacji.
Czytaj też: Od zera do bohatera. Wilhelm Marshal był prawdziwym błędnym rycerzem!
Rycerska szkoła życia
(…) Syn rycerza dorastał, by zostać rycerzem. Rozpoczynał swoje terminowanie jako giermek, czyli człowiek aspirujący do bycia pasowanym. Często terminował u seniora swojego ojca. Tam czyścił stajnie, czesał konie, polerował zbroje, usługiwał do stołu, uczył się jeździć konno, władać mieczem i kopią; miał przy tym sporo ćwiczeń z manekinami. William Marshal przeszedł tego typu przeszkolenie w ciągu ośmiu lat posługi u Wilhelma z Tancarville.
Kandydatowi intensywnie wpajano zasady kodeksu rycerskiego. W dwunastym i trzynastym wieku ideał rycerza był podsycany legendami, które powstały wokół postaci Karola Wielkiego i Rolanda. Z kolei w Anglii dochodziły do tego nowsze opowieści o królu Arturze (…). Chrétien i inni poeci angielscy, francuscy czy niemieccy zaczęli wychwalać kodeks, według którego powinni żyć rycerze. Podkreślano w nim wartości takie jak honor, hojność, lojalność oraz poświęcenie dla Boga i Kościoła.
(…) Wielu trzynastowiecznych rycerzy, włączając w to Williama Marshala, samodzielnie komponowało utwory. Jedynie biedni wojownicy nie potrafili czytać i pisać. Jeden z romansów poczytuje za chlubę młodemu bohaterowi pobierane lekcje łaciny i astronomii. Udzielał ich tutor, który „towarzyszył swemu uczniowi wszędzie, zabierał go do szkoły, powstrzymywał przed zjadaniem zbyt wiele, nauczał uprzejmego języka i dobrych manier i nigdy nie zostawiał samego – nawet gdy ten ubierał się lub szedł spać”.
Biedny jak… rycerz
Jednak pomimo napomnień moralnych, kodeksów i przestróg serwowanych przez Kościół w normalnym życiu rycerz nie osiągał takich wyżyn, jakie wskazywał mu zaprezentowany ideał. Powód był prozaiczny – pomijając konia i zbroję, zdecydowana większość rycerzy była bez grosza przy duszy.
System primogenitury pozostawiał młodszych braci spadkobiercy bez ziemi, a co za tym idzie – bez dochodów. Działo się tak nawet w najbogatszych rodzinach. Młodszych synów wysyłano w świat wytrenowanych do wykonywania tylko jednego zadania – bycia wojownikiem. Typowym zajęciem rycerza była wojna, w której często brał udział również jako najemnik.
Źródło:
Ilustracja otwierająca tekst: Frank Bernard Dicksee/domena publiczna; Edmund Leighton/domena publiczna
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.