Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Komando „palaczy ciał”

Już na początku sierpnia 1944 roku z rozkazu gen. von dem Bacha w Warszawie utworzono specjalne komando złożone z Polaków. Mieli sprzątać po zbrodniach Niemców.

– Rzeź Woli trwała od piątego do siódmego sierpnia 1944 roku. Szacuje się, że w tym czasie brutalnie zamordowaliście od dwudziestu do nawet sześćdziesięciu tysięcy osób. Ile dokładnie, trudno określić. Skutecznie zatarliście ślady.

– Nie będę zaprzeczał, tak właśnie było. Robiliśmy to rękami innych Polaków. Wcielaliśmy ich siłą do specjalnego komanda zarządzanego przez SS.

– Mowa o „VW”, czyli Verbrennungskommando Warschau.

– Tak. Utworzono je z mojego rozkazu. To należący do niego Polacy palili tysiące zwłok pod czujnym okiem esesmanów. Wiem, że po wojnie zebrano dwanaście ton popiołów z ludzkich zwłok.

Wybrani na śmierć

– Jak wyglądała selekcja wcielanych Polaków do „VW”?

– Spośród mężczyzn ustawionych już do odstrzału wybraliśmy setkę. Obiecaliśmy im, że w zamian za pomoc przy paleniu zwłok darujemy im życie. Naturalnie słowa nie dotrzymaliśmy. Na koniec większość z tych stu osób również zabiliśmy, by nie było świadków. Mało komu udało się uciec przed śmiercią.

– To niepojęte. Pan opowiada o tym wszystkim, będąc pozbawiony jakichkolwiek emocji. A mówi pan o mordzie kilkudziesięciu tysięcy osób.

– Sztuką jest mówić bez emocji, bo tylko wtedy można złapać jakiś dystans.

Dół z prochami zamordowanych mieszkańców Woli na terenie fabryki Kazimierza Franaszka. fot.Leonard Sempoliński/domena publiczna

Dół z prochami zamordowanych mieszkańców Woli na terenie fabryki Kazimierza Franaszka.

– Pan jest zimny jak lód. Jak można mówić bez emocji, gdy mowa jest o mordzie tłumów ludzi?

– Jak widać, można. A wracając do powstania warszawskiego i Verbrennungskommando Warschau, palenisko mieliśmy między innymi na placu zabaw przy ulicy Wolskiej, gdzie znajdowały się rowy przeciwlotnicze. I rzeczywiście paliliśmy tych ciał mnóstwo. Palący sprawdzali opuszczone domy, czy nikt się nie ukrywał. Gdy tylko kogoś wypatrzyli, mieli obowiązek o tym zameldować. Do tego naturalnie zbierali zwłoki z okolicy. I robili z nimi porządek. Palący mieli jasno powiedziane, by dbać o to, by z ciałem spalić także dokumenty pozwalające zidentyfikować zwłoki. Na pocieszenie mogę panu powiedzieć, że swoich też paliliśmy. Robiliśmy to tylko bardziej dyskretnie. Gdy nie było niemieckich cywilów, paliliśmy ciała naszych, którzy ginęli w starciach z Polakami.

Metodyczne palenie zwłok

– Wyciągaliście ze zwłok cenne rzeczy?

– Owszem, Polacy przeszukiwali zwłoki przed spaleniem. I wszystko co cenne zbierali i oddawali nam. Jeśli przyłapaliśmy któregoś Polaka na tym, że chciał coś przywłaszczyć, zabijaliśmy go od razu. Następnie po przeszukaniu zwłok członkowie „VW” układali stos ciał. Na zwłoki kładło się kilka bel drewna, dalej znowu zwłoki, drewno i tak na zmianę. Gdy stos osiągał kilka warstw, oblewało się go benzyną i podpalało. Smród w okolicy był niesamowity. Ten odór palonych ciał przesiąkał ubrania tych, którzy wrzucali zwłoki na stos.

Poza tym ciała paliliśmy z jeszcze jednego powodu. Jako uczestnik powstania, zapewne pan pamięta, że było w tamtych dniach wyjątkowo ciepło. Te wszystkie zwłoki, których przecież były tysiące, rozkładały się w błyskawicznym tempie. Szykowała się uczta dla tamtejszych szczurów. Mogła się rozpętać kolosalna epidemia, która zagroziłaby również naszym oddziałom. Stąd decyzja o spaleniu ciał. Część członków „VW” próbowała odmawiać wykonania rozkazów. Wszystkich buntowników od razu rozstrzeliwaliśmy dla przykładu, żeby podobne zachowanie wybić innym z głowy.

Czytaj też: Niemiecka rzeź Woli

„Mordowaliśmy, kogo tylko chcieliśmy”

– Polacy chętnie z wami współpracowali?

– Nie. Muszę przyznać, że Polacy są narodem wyjątkowym. Ich waleczność jest nie do przecenienia. Wykonywali nasze polecenia tylko dlatego, że ciągle przy ich szyjach trzymaliśmy lufy karabinów. Dosłownie i w przenośni. Wiedzieli, że jakakolwiek próba złamania obowiązujących zasad oznaczała śmierć. Zresztą… Prawda jest taka, że mordowaliśmy, kogo tylko chcieliśmy. Jeśli ktoś źle spojrzał, moi ludzie mogli go na miejscu zabić. Tutaj nie istniało coś takiego jak sądy, proces, rozprawy. To była wojna.

Jeśli chciałeś mieć oddział ludzi gotowych zabijać innych, to trzeba było im dać wolną rękę. Owszem, tacy ludzie będą mordować bez opamiętania, ale tylko wtedy, gdy nikt im tego nie będzie ograniczał. Chodzi o to, by im to spowszedniało. Coś jak jedzenie chleba. Jeżeli da go pan Azjacie, to oburzony wypluje całą połkniętą kromkę. Zrobi tak jeden dzień, drugi, trzeci. Lecz gdy będzie pan mu podawał ten niesmaczny chleb każdego dnia na śniadanie, to po tygodniu go przełknie, a po miesiącu mu zasmakuje.

– Nie wierzę! Pan porównuje mordowanie ludzi do jedzenia chleba.

– Porównuję, bo to idealnie opisuje proces spowszechnienia. Wystarczy zebrać grupę osób, w głębi duszy których obecny jest pierwiastek sadyzmu, trzeba im pokazać, jak należy działać, a później wystarczy już tylko patrzeć, co z tego wyniknie. Prawda jest taka, że wielu członków oddziałów zabijających cywilów miało przednią zabawę przy okazji tych mordów. Kilku z nich strasznie bawiło, gdy udało im się celnie trafić granatem w grupę oczekującą na rozstrzelanie. Tak samo niezłą rozrywką było podpalanie domów i wrzucanie do nich zwłok. Wiem, że esesmani robili nawet zawody, kto w ciągu minuty wrzuci najwięcej zwłok do środka.

Czytaj też: Przemilczane zbrodnie – tak Niemcy gwałcili Polki podczas Powstania Warszawskiego

Horror członków „VW”

– Ten śmiech to była próba rozładowania stresu wśród Niemców?

– Nie wiem, nie robiłem psychoanalizy. Jestem prosty chłopak, tak jak i ci niemieccy esesmani. Muszę jednak przyznać, że na pewno nie żałowaliśmy naszym wódki. Musieli się nieraz napić, aby odreagować. Poza tym będąc pijanym, łatwiej przychodziła im realizacja takich trudnych rozkazów. Pamiętam też, że w „VW” był pewien uczony. Miał bodaj pseudonim „Inżynier”. Pomagał nam palić zwłoki.

– To był Polak?

– No tak. I ten cały „Inżynier” wykonywał swoją pracę całkiem nieźle. Aż nagle dopadło go załamanie nerwowe. Nie był w stanie wydukać zdania, ręce trzęsły mu się jak spragnionemu alkoholikowi na widok wódki, a gdy trzeba było palić zwłoki, był tak roztrzęsiony, że aż inni członkowie „VW” odwracali głowy, by razem z nim nie popaść w obłęd. Jak pan myśli, co w takiej sytuacji należało zrobić?

Komando „VW” zostało utworzone na rozkaz gen. von dem Bachafot.Bundesarchiv, Bild 101III-Alber-096-32 / Alber, Kurt / CC-BY-SA; koloryzacja: Ruffneck88/CC BY-SA 4.0

Komando „VW” zostało utworzone na rozkaz gen. von dem Bacha

– Nie myślę jak typowy zbrodniarz. Musi mi pan podpowiedzieć!

– Ten cały „Inżynier” siał ferment wśród innych członków komanda. Czynił więcej szkód niż pożytku. Podobno tak się załamał, gdy któregoś razu wypatrzył jakiegoś Polaka w opuszczonej kamienicy. Zgodnie z rozkazem zgłosił to, a chwilę później esesman na jego oczach rozstrzelał tego mężczyznę. Słyszałem, że po tym wydarzeniu „Inżynier” doznał kompletnego załamania nerwowego i nie był w stanie już się pozbierać (…).

– Co się stało z „Inżynierem”?

– Zabiliśmy go. Wystarczyła krótka chwila, by niemiecki ołów znalazł się w jego ciele.

„Świadkowie nie byli nam potrzebni”

– To bardzo ciekawe, bo według mojej wiedzy żaden z członków „VW” nigdy nie doniósł, by jakiś Polak gdzieś się ukrywał. Po prostu mieli tyle honoru, by nie kapować własnych rodaków. Zatem w tej opowieści historia o donoszącym „Inżynierze” nie trzyma się kupy…

– Jak zwał, tak zwał. Jedno jest pewne. „Inżynier” z powodu nerwicy został rozstrzelany. Koniec, kropka! Musi pan wiedzieć coś jeszcze. Takich komand było kilka. Tak było na przykład w przypadku komanda z ulicy Litewskiej. Tam również Polacy zajmowali się paleniem ciał. Najpierw robili to na świeżym powietrzu, podobnie układając ciała na stosie, na nich bele drewna i wszystko co drewniane. Z opuszczonych domów przynosiliśmy meble, biurka, wszystko, co nadawało się do palenia. I układaliśmy to na stosie ciał. Dalej kładliśmy znowu ciała i drewnianą warstwę. W końcu oblewaliśmy to benzyną i podpalaliśmy. W przypadku ulicy Litewskiej później udało się stworzyć krematoria. Co prawda były one dość prymitywne, ale spełniały swoje zadanie, a to najważniejsze.

Członkowie „VW” mieli zacierać ślady zbrodni popełnionych przez Niemców podczas tłumienia powstania warszawskiego.fot.Bundesarchiv, Bild 101I-696-0426-07 / Leher / CC-BY-SA 3.0

Członkowie „VW” mieli zacierać ślady zbrodni popełnionych przez Niemców podczas tłumienia powstania warszawskiego.

– Rozumiem, że Polacy z tych komand również zostali zlikwidowani?

– Naturalnie. Przy czym na ulicy Litewskiej była dość częsta rotacja. Polaków, którzy palili ciała, zmienialiśmy co siedem, czasem osiem dni.

– Co to znaczy „zmienialiśmy”?

– Świadkowie nie byli nam potrzebni. Dlatego rozstrzeliwaliśmy ich. Miałem na to zgodę Hitlera. Koniec, kropka!

Źródło:

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Christophera Machta „Spowiedź generała SS von dem Bacha. Szczera rozmowa z powstańcem warszawskim” (Wydawnictwo Bellona, 2024).

KOMENTARZE (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

PI Grembowicz

C.d.: „Niemce to świnie”, „Niemce to zwierzęta”… „Nadludzie„, „Lebensraum”!
/JG Fichte, F. Nicze etc./
Czy tylko w czasie II wojny światowej /gdziekolwiek/?!
Vide: 1772 – 1793 – 1795 świadoma, perfidna i zwyrodniała/sadystyczna germanizacja jak rusyfikacja, wspólna, przeciwko Polsce kolaboracja w mordowaniu – exterminacji – ludobójstwu /por. SC Mackiewicz/; 1 – 17 września 1939/1944/1945 PKWN, PRL…
Nieprawdaż?!
Real Life

    Paweł Kopeć

    Jak wynika z powyższego artykułu Niemce w swej masie to również: tchórze, oszuści i kłamcy /historyczni/… obecnie nr 1 w UE
    /cyt.:”IV Rzesza”?!/.
    Zgroza
    Real Life of Politik

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.