Ostatnim akordem podboju Meksyku było oblężenie stolicy Azteków. Choć wynik był z góry przesądzony, obrońcy Tenochtitlán walczyli długo i zaciekle.
Właściwie zaraz po ucieczce Hiszpanów z Tenochtitlán 30 czerwca 1520 r. – podczas tzw. Smutnej Nocy (Noche Triste) – stało się jasne, że konkwistadorzy będą musieli wrócić do miasta i je zdobyć. Po krótkim okresie rekonwalescencji, zanim jeszcze wszyscy żołnierze doszli do siebie, Cortés zadecydował, że trzeba rozpocząć rajdy na sojuszników wroga. Była to bardzo efektywna strategia. Imperium, które próbowali podbić Europejczycy, było bowiem dość luźnym związkiem miast-państw. Tym, co skłaniało podbite ludy do posłuszeństwa, było przekonanie o sile Azteków. Poddani musieli wierzyć, że każdy akt nieposłuszeństwa zostanie ukarany.
Kolejne udane rajdy dokonywane przez Hiszpanów, wspieranych przez miejscowych sojuszników z Tlaxcalli, podkopywały tę wiarę. Skoro można było przeciwstawić się potężnemu Tenochtitlán bez lęku o zemstę, dlaczego tego nie zrobić? Aztekowie tracili kolejnych aliantów. Poza tym kraj pustoszyła epidemia ospy, przywleczonej przez Europejczyków. Z każdym kolejnym miesiącem Tenochtitlán słabło, a Hiszpanie rośli w siłę. Zwłaszcza że cały czas przybywały posiłki z Kuby.
Do ataku!
Ostatecznie 28 grudnia 1520 r. nastąpił uroczysty wymarsz z Tlaxcallan. Cortés miał świadomość, że by zdobyć miasto położone na wyspie, potrzebna mu będzie flota. Z tego powodu odpowiednio wcześniej nakazał zbudowanie brygantyn.
Były to niewielkie okręty o długości 12,8 m. Łącznie powstało ich trzynaście. Dwu- lub jednomasztowe, uzbrojone w działa, z załogą dysponującą arkebuzami i kuszami, stanowiły istotną siłę, której wojownicy poruszający się niewielkimi łodziami nie mogli się przeciwstawić. Największym niebezpieczeństwem były płycizny na jeziorze, które mogły spowodować unieruchomienie statków. Tak walki na brygantynach opisał Michał Gołkowski w książce „Jadeitowy pająk”:
Okręt zatrzeszczał i zajęczał, kiedy liny naprężyły się i nieskończenie powoli zaczęły ściągać dziób brygantyny na bok, poza wyraźnie widoczną plamę mielizny. Jezioro wokół nich aż roiło się od dłubanek, pomiędzy którymi sunęły podobne do pływających gór okręty. Indianie bezskutecznie podpływali ku burtom, próbowali ciskać oszczepy, rąbali drewno poszycia toporami, wieszali się na burtach… Na darmo! Gdziekolwiek przepłynęły brygantyny, zostawał za nimi tylko szlak skotłowanej, wzburzonej wody, na której unosiły się szczątki wojennych kanu, przemieszane z ciałami rannych i zabitych.
W końcu dno przestało szorować o piach i kamienie, jednostka zsunęła się z płycizny. – Cumy rzuć, żagle staw! – zawołał radośnie Lopez. – Dokąd teraz, admirale?! Cortes otarł z czoła pot przemieszany z krwią, dysząc ciężko rozejrzał się po jeziorze. W końcu pokazał ręką kierunek: – Tam! Tam, gdzie te dwie piramidy są… Na Boga, panie Lopez! Ja was za te okręty ozłocę! Ilekolwiek powiecie, za taką robotę zapłacić jestem gotów!
Miasto w potrzasku
Wiosną 1521 r. Hiszpanie rozpoczęli rajd wokół jeziora. Zajmowali kolejne miasta położone na jego brzegach. Aztekowie zostali odcięci od pomocy. Poza tym zaczęły doskwierać problemy z zaopatrzeniem w żywność. Szacunki są różne, ale najczęściej przyjmuje się, że przed konkwistą Tenochtitlán zamieszkiwało ok. 200 tysięcy osób. Epidemia ospy i walki zapewne spowodowały znaczny spadek populacji, jednak w dalszym ciągu mówimy o dziesiątkach tysięcy ludzi do wykarmienia. Obrońcy próbowali przemycać żywność ze stałego lądu, ale skutecznie utrudniały im to brygantyny.
W maju 1521 r. Cortés podzielił swoje wojska na cztery grupy. Trzy miały nacierać na miasto po groblach łączących wyspę ze stałym lądem, a czwarty obsadzał brygantyny. Pod koniec miesiąca Hiszpanom udało się przerwać akwedukt dostarczający wodę dla Tenochtitlán. Jedynym jej źródłem dla mieszkańców stały się kopane doraźnie studnie. Rozpoczął się etap mozolnych walk miejskich.
Czytaj też: La Noche Triste, czyli Smutna Noc. Jak doszło do największej klęski konkwistadorów?
Ogień, śmierć i zniszczenie
Oblegający atakowali wzdłuż grobli, starając się opanować jak najwięcej terenu, by zasypać kanały i przepusty przeszkadzające w natarciu. Nocą dla bezpieczeństwa wycofywali się do obozów na stałym lądzie. Niejednokrotnie Hiszpanom i ich sojusznikom udawało się wdzierać do centrum miasta. Jednak nawet jeśli nie zostali odparci, to nie było szans na umocnienie się i założenie tam obozu. Po zmroku obrońcy na powrót otwierali zasypane kanały. Tak opisuje to Michał Gołkowski, w „Jadeitowym pająku”:
Biali atakowali miasto, podsuwając się coraz bliżej i śmielej ku wybrzeżom Tenochtitlán. Ich brygantyny sunęły wzdłuż grobli, a nawet zapuszczały się w przecinające miasto kanały, niosąc ogień, śmierć i zniszczenie. Nie było dnia, żeby nie dotarła wieść o upadku którejś z pomniejszych twierdz, o zajęciu kolejnego przedmieścia, wzięciu jeszcze jednej reduty.
Na wszystkich prowadzących ku miastu groblach Zahred nakazał, aby Mexikowie ustawili kamienne parapety z blankami, aby mieć się za czym ukryć przed ostrzałem z kusz i arkebuzów. W najbardziej narażonych na atak miejscach wykopali doły-pułapki, najeżone zaostrzonymi kolcami. Warsztaty pracowały całe dnie, osadzając na długich drzewcach zdobyte na Kastylijczykach ułomki mieczy, kosy i noże.
Pod osłoną nocy mieszkańcy miasta wyprawiali się na groble, rozrzucając je i przekopując, aby uniemożliwić podejście wroga. Za dnia przypływały brygantyny, zaś pracujący pod ich przykryciem Tlaxcaltekowie i Cholultekowie zasypywali powstałe dziury, dzięki czemu ich opancerzeni, niosący ognistą śmierć panowie mogli przesunąć się o kilkadziesiąt kroków dalej.
Ostatnie zwycięstwo Azteków
Aztekowie słabli, za to Hiszpanie rośli w siłę. Tenochtitlán tracił nielicznych sojuszników, a ci, którzy jeszcze się wahali, coraz mocniej skłaniali się ku przybyszom z Europy. W czerwcu 1521 r. do oblężenia dołączyli wojownicy z Texcoco, które do tej pory raczej nie kwapiło się do pomocy. Mniej więcej w tym samym czasie wojownicy, tlatoani Cuauhtémoc i ludność cywilna przenieśli się do Tlatelolco. W przeszłości było to niepodległe miasto-państwo, słynące z handlu z całym Meksykiem. Zostało podbite przez Azteków w 1473 r. i od tej pory stanowiło właściwie dzielnicę Tenochtitlán. Teraz stało się ostatnią redutą obrońców.
Nie można powiedzieć, że oblężenie było łatwe dla Hiszpanów. Trudno podać konkretne dane, ale codzienne walki oznaczały wielu rannych, nieco mniej zabitych i pewną liczbę pojmanych oraz złożonych w ofierze. Zwłaszcza to ostatnie źle wpływało na morale konkwistadorów, którzy mogli tylko obserwować, jak ich towarzysze są zabijani na szczytach świątyń.
Potężny cios nadszedł 30 czerwca. Pewni siebie Hiszpanie weszli do miasta po trzech groblach: od północy, zachodu i południa. Wydawało się, że natarcie przebiega sprawnie, a opór jest prawie żaden. Żołnierze szybko posuwali się w kierunku centrum, nie dbając o zasypanie kanałów i przepustów. Okazało się, że to pułapka. Aztekowie odcięli atakujących, którzy z wielkim trudem musieli sobie wywalczyć drogę powrotną. Duże straty poniosła zwłaszcza grupa nacierająca od południa, dowodzona przez samego Cortésa. Ogółem zabitych i wziętych do niewoli zostało ok. 60 Hiszpanów i setki lokalnych sojuszników. Konkwistadorzy cofnęli się i na jakiś czas stracili wsparcie tubylców. Udało im się jednak przetrwać moment kryzysu, a wojownicy sprzymierzonych miast-państw zaczęli pomału wracać.
Czytaj też: Tenochtitlán – piękna i… śmierdząca trupią krwią metropolia Azteków
Upadek Tenochtitlán
W połowie lipca ponownie przystąpiono do walk z dawnym nasileniem. Tym razem Hiszpanie, by zapobiec pułapkom, zaczęli systematycznie równać budynki z ziemią. Pod koniec miesiąca stali się panami prawie całego miasta. Aztekowie zostali zepchnięci do leżącej niemal w całości na wodzie dzielnicy Amaxac. Rozpoczęły się negocjacje pokojowe, które nie przyniosły rezultatu. Ostatecznie 13 sierpnia 1521 r. Hiszpanie schwytali Cuauhtémoca, gdy próbował uciekać łodzią przez jezioro. Ustał wszelki opór, a ludność zaczęła opuszczać miasto. Wielu uciekinierów padło ofiarą rabunków i gwałtów dokonywanych przez zwycięzców. Tak skończyła się historia imperium Azteków.
Inspiracja:
Bibliografia:
- Hugh Thomas, Montezuma, Cortés, and the Fall of Old Mexico, Simon & Schuster Paperbacks, Nowy Jork, 2005.
- Ryszard Tomicki, Tenochtitlan 1521, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1984.
- Ryszard Tomicki, Ludzie i bogowie. Indianie meksykańscy wobec Hiszpanów we wczesnej fazie konkwisty, Ossolineum–wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław–Warszawa–Kraków 1990.
- Justyna Olko, Meksyk przed konkwistą, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010.
- Ross Hassig, Mexico and the Spanish Conquest, University of Oklahoma Press, Norman, 2006.
Polecamy video: Jak byli uzbrojeni Aztekowie?
KOMENTARZE (6)
Parę słów nieco naświetlających kontekst wydarzeń w istotnych punktach.
Po pierwsze dla Azteków właściwie ktoś taki jak Cortez, nie był niczym nowym.
Mieli bowiem stosunkowo niedawno przed Cortezem, swojego jeszcze bardziej bezwzględnego „Corteza” zwanego (najprawdopodobniej to tylko był pseudonim) Ahuitzotl – „potwór z jeziora”, „potwór wodny”.
„Do dziś w Meksyku synonimem słowa „sadysta” jest „ahuitzotl”.” – jak podaje nasza Wiki.
Bo to ojciec Montezumy, tak naprawdę to on dopiero stworzył – dopuszczając się przy tym wszelkich możliwych okrucieństw i zbrodni, upokarzając i eliminując krwawo nawet swą starszyznę; wielkie azteckie imperium…
Np. w opornych miastach mordując co najmniej całą ich męską populację. Najprawdopodobniej nie wiemy jak się nazywał naprawdę, ponieważ azteccy skrybowie zrobili wszystko na rozkaz jego syna – Montezumy niechcącego być z ojcem – „potworem” kojarzonym, by zatrzeć jego prawdziwe imię.
Ponadto odebrał on – Ahuitzotl, najniższym warstwom społeczeństwa różne przywileje, takie jak np. możność uczestnictwa w niektórych obrzędach religijnych, także zakazał np. noszenia na widocznym miejscu ozdób ze złota i srebra oraz jadeitu. Dopuszczalny był jedynie znacznie pospolitszy obsydian. Rozbudował też do niewiarygodnych wręcz rozmiarów system hierarchiczny w azteckiej arystokracji i wśród warstwy kapłańskiej.
Aztekowie mieli jednak jednego wroga, którego nie mogli, mimo ogromnych wysiłków i władcy tyrana, pokonać: Tlaxcalteków, ludów tworzących konfederację na kształt tej radżpuckiej w Indiach. Byli oni – Tlaxcaltekowie, też różno-etniczni, ale dominowali wśród nich lepiej od azteckich zbudowani i wyżsi, wojownicy.
To z nimi głównie, nie mogąc ich pokonać, Aztecy toczyli nękające wojny na wyniszczenie zwane kwietnymi, ścinając jeńców nie, w każdym bądź razie nie tylko, w celach rytualnych ale by pokazać poddanym, że radzą sobie ze swymi największymi wrogami, a wyrywając i zjadając ich serca przejmują ich siłę oraz odwagę…
Tlaxcaltekowie pałali zatem żądzą zemsty wobec Azteków, i gdy zdobyli z pomocą Hiszpanów Tenochtitlán, bo to im należy przyznać tutaj prymat przed Hiszpanami, to…
Wiedział o tym – tej ich nienawiści wobec Azteków, dobrze i Cortez, stąd najprawdopodobniej już planując inwazję, nawiązał z nimi kontakt. Tlaxcaltekowie postawili jednak bardzo twarde warunki. Trzeba przyznać, że Hiszpanie ich dotrzymali. Jako zdobywcy Tenochtitlán, Tlaxcaltekowie cieszyć się zaczęli w ten sposób iście ekskluzywnymi przywilejami wśród rdzennej ludności Meksyku, w tym prawem do noszenia broni palnej, posiadania koni „bojowych” (najprawdopodobniej już w czasie zdobywania Tenochtitlán mieli ich – broni – w tym nawet broń palną, i koni, pewną ilość.
Ich starszyzna została w pełni przyjęta do hiszpańskich rodów szlacheckich – tytułów, herbów i otrzymała prawo do samodzielnego zarządzania swoimi posiadłościami i to na zasadach przynależnych możnym hiszpańskim. Wielu z nich „wżeniło się” również nawet w najbogatsze hiszpańskie arystokratyczne rody, stąd mówi się często o być może i królewskiej „tlaxcalańskiej” krwi :)
Wg. strony amerykańskiego kanału History: „To uprzywilejowane traktowanie zapewniło nieomal absolutną lojalność „Tlaxcallanu” (obecnie najmniejszy stan Meksyku) wobec Hiszpanii na przestrzeni wieków. Podczas meksykańskiej wojny o niepodległość np., większość z nich uważała się za Hiszpanów i gremialnie stanęła po stronie Hiszpanii…!”
Montezuma II nie był synem tylko bratankiem Ahuitzotla
W podręcznikach znajdziecie, że Cortez najpierw podbił Tlaxcalteków, a dopiero później z nimi dogadał – z pozycji siły, jednak są to tylko „pobożne życzenia” hiszpańskie, no i w XVII i XVIII wieku biedniejąca Hiszpania próbowała na nich nałożyć podatki jak na chłopów, jednak Ci po hiszpańsku ubierający się i uzbrojeni Indianie, szybko zbrojnie pokazywali Hiszpanom z Hiszpanii, gdzie jest ich miejsce na ziemi Tlaxcalteków…
Niepoprawny – twoje komentarze to coś bez czego artykuł jest mocno niepełny. Podziwiam twój zakres wiedzy i doceniam pracowitość. Dzięki.
Żeby jeszcze ta jego wiedza była czymś potwierdzona, zauważyłem że on tak dużo wypisuje a nie posiada źródeł za to chętnie neguje te które stawiają w złym świetle Azteków. Gość potrafił napisać że w ogóle nie ma dowodów na ich składanie ofiar a jak już są to tylko sfałszowane przez Hiszpanów. Gość jest totalnie nie obiektywny i wybiela aztekow
Gołkowski – gość który zakochał się w Aztekach.
Dziwny wybór, ale cóż, miłość to miłość😍
I jak to zakochany- w swojej azteckiej trylogii staje na uszach żeby wybielić swoich kochasiów, a Hiszpanom zaś w jego prozie brakuje tylko rogów, kopyt i wideł.
Ach, ten pacyfistyczny, zatroskany i głęboko humanitarny władca-filozof Montezuma z jego książek…
Naprawdę ubawiłem się przy tej lekturze😂