1 sierpnia 1944 roku o 17.00 (godzina „W”) wybuchło Powstanie Warszawskie. W pierwszych dniach walk powstańcy – i powstanki – wierzyli, że zwyciężą.
Ostatniego dnia lipca łączniczka przyniosła „Lenie” rozkaz „Montera”: Alarm. Do rąk własnych komendantów obwodów i kierowników wydziałów okręgu. 31.07., godz. 18. Nakazuję „W” 1.08. godz. 17.00. Adres mp. Okręgu 35 72 26 62 85 czynny od godziny „W”. Otrzymanie rozkazu natychmiast kwitować.
Pokwitowała.
Pierwsze dni powstania
(…) Przez pierwsze dni powstania dużo się działo, ale dziewcząt, ze względu na brak uzbrojenia, nie włączono do żadnej akcji. Postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce – za sprawą „Janki”, która przypomniała, że w skrytce „Dysku”, ulokowanej w mieszkaniu konspiracyjnym na Złotej, zostały pistolety i przydział butelek zapalających, przygotowanych jeszcze w lipcu przez oddział chemiczek.
„Lena” zasięgnęła języka w dowództwie, jak wygląda sytuacja na mieście. Dowiedziała się o opanowaniu przez powstańców Starego Miasta, zdobyciu budynku Wytwórni Papierów Wartościowych na Sanguszki, zajęciu Poczty Głównej na placu Napoleona, budynków elektrowni na Powiślu i siedziby Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na Czerniakowie, ale też o wycofaniu części oddziałów z Ochoty i Mokotowa, spaleniu Koła, walkach na Żoliborzu.
Wyglądało na to, że teren na pograniczu Woli i Śródmieścia znalazł się w rękach powstańczych, z wyjątkiem paru miejsc oporu, takich jak gmach na rogu Żelaznej i Chłodnej, oraz oczywiście Pawiak. Znacznie gorzej wyglądała sytuacja na Woli. Powstańcom nie udało się opanować strategicznych obiektów ani dostatecznie zabezpieczyć głównych arterii przelotowych. Po konsultacjach wydała zgodę i wyruszył patrol w składzie: „Ewa”, „Monika”, „Renia” (…).
Dziewczyny z „Dysku” się zbroją
Jakoś się przez Wolę i Śródmieście przedostały (…). Dotarły na Złotą, ze schowka pobrały broń, butelki i granaty. Ruszyły tą samą trasą z powrotem na Mireckiego. Po drodze miały trochę kłopotów z czołgami na Chłodnej. Schowały się w piwnicy jednej z kamienic, razem z mieszkańcami. Za zamkniętą bramą słychać było wybuchy i niemieckie pokrzykiwania oraz odgłosy potężnych mas żelastwa na gąsienicach. Od czasu do czasu huk – zorientowały się, że to walą czołgiści ze swoich armat. I przerażone krzyki ludzi. Ogarnięci paniką cywile wyprosili je z piwnicy, doradzając, żeby zakopały gdzieś i broń, i opaski.
Przeczytaj fragment książki: Początek Powstania Warszawskiego
(…) W Telefunkenie z dumą wręczyły przyniesione skarby komendantce. „Lena” sięgnęła po jeden z pistoletów i przekazała go „Ewie”. – To twój prywatny, tak? – Zgadza się. „Ewa” schowała pistolet za pasek, a resztę broni „Lena” przekazała „Starszym Paniom”. Butelki i kilka przyniesionych granatów powędrowały w ręce kapitana „Jana”.
Dziewczęta nie kryły rozczarowania. Jak to? Podobno tworzyły równoprawny z męskimi oddział bojowy, z ukończoną podchorążówką, innymi szkoleniami, udziałem w dywersji i sabotażu. A teraz? Została im pomoc przy skubaniu gęsi i rozdzielaniu posiłków w kuchni, wybrane skierowano do obsługi centrali telefonicznej w fabryce.
Po diabła tu te baby!
Na miejscu dowiedziały się, że podczas ich wypadu do Śródmieścia doszło do ataku czołgów na budynek zgrupowania i powstańcy zdobyli dwie pantery. – Nagle rozległ się przeraźliwy huk – opowiadała im „Czarna”. – Szyby poleciały z okien, trzeba było je zabezpieczyć workami z piaskiem. „Lena” wygnała nas na korytarz.
Jak się okazało, to chłopcy z „Zośki” stoczyli na ulicy pod fabryką swą pierwszą zwycięską walkę z dwoma czołgami, których nie zatrzymała zaminowana barykada na Karolkowej, obstawiona przez „Parasol” i „Rudego”. Dopiero celny wystrzał ze zrzutowego PIAT-a usadził jedną panterę, drugą powaliły powstańcze granaty i butelki. Załogi czołgów się poddały i zostały wzięte do niewoli. Jedynym zgrzytem był krzyk któregoś z poruczników, biegnącego w czasie akcji przez korytarz fabryki z naręczem granatów, zdenerwowanego tłumkiem dziewcząt wygnanym przez „Lenę” z pomieszczeń na korytarz: – Po diabła tu te baby! Granaty, gdzie są granaty?
Zirytowane po akcji z czołgami postanowiły wystąpić z inicjatywą i zanieść zamieszkałym przy Okopowej cywilom powstańczą prasę i zachętę do współpracy przy budowaniu barykad i organizacji kuchni dla żołnierzy. Ludzie przywitali je z entuzjazmem. Inne zgłaszały się po przydziały do walczących oddziałów jako łączniczki i sanitariuszki.
Wymarzone zadanie
Drugiej nocy po zgaszeniu świateł „Melę” obudziły szepty, uniosła się i nastawiła ucha. Rozpoznała głos „Zofii”, która weszła do kwatery i rozmawiała z dziewczętami leżącymi przy wejściu. – Potrzebne ochotniczki do nocnej akcji. „Mela” wyrwała się od razu. – Ja! Ja chcę iść. Z „Izą”! (…) „Zofia” kiwnęła głową i nakazała im iść za sobą.
– Co to będzie? – wymsknęło się „Meli” po drodze, z niecierpliwości i podniecenia. „Zofia” zignorowała pytanie i dopiero, kiedy udało jej się sformować nocny patrol ochotniczek, wyjaśniła: – Przyszła wiadomość z Londynu. Idziemy na zrzuty. (…) Przed wyjściem otrzymały dyrektywy „Zofii”. – Przejdziemy na boisko, czy raczej cmentarz. Rzeczywiście, stadion, na którym przed wojną grali futboliści, zastąpił nierówny teren pokryty mogiłami Żydów z getta. – Rozstawimy się dwójkami i będziemy czekać na przylot liberatorów.
Zadanie wymarzone dla dziewczyn z „Dysku”. We wrześniu 1943 roku duża grupa uczestniczyła w przyjęciu zrzutów w pobliżu Jarzębiej Łąki. Doskonale znały odgłos przyjacielskich maszyn. Przydały się też umiejętności poruszania się nocą po trudnym, nierównym terenie (…).
Czytaj też: „Niemcy wyskakiwali z okien; ginęli, uciekając w dół po schodach” – szturm powstańców na gmach PAST-y
Pomoc z Londynu
Dziewczyny wdrożyły się w nocne wyczekiwanie na cmentarzu. Po uzgodnieniach radiowych z Londynem na terenie byłego boiska pod dowództwem „Ewy” rozłożyły pomalowane na biało spore prostokąty z dykty, a na noc reflektory tworzące duży, dobrze widoczny z samolotu krzyż. Wreszcie noc była bezgwiezdna i godziny wyczekiwania zostały nagrodzone – w intensywnym ostrzale niemieckiej artylerii dało się słyszeć narastający, miły sercu dźwięk angielskich silników. – Lecą! – szeptały uradowane. – Zobaczą nas? – Muszą!
– Dziewczyny, przygotujcie się – wydała rozkaz „Ewa”. W końcu na niebie pokazały się małe, ale powiększające się światła reflektorów lotniczych. Liberatory i halifaksy, nie zważając na dziki ostrzał z hitlerowskich umocnień, przeleciały nad miastem, wypuszczając z pokładów liczne walcowate zasobniki, które zawisały na spadochronach, powoli opadając. Kilka wylądowało na cmentarzu, dziewczyny rzuciły się uradowane do potężnych, metalowych tub, w których kryły się steny, PIAT-y i amunicja. Oczywiście całość, znów ku goryczy i rozczarowaniu „Dysku”, przejął bezwzględnie „Parasol” (…).
Biało-czerwona Warszawa
Do „Dysku” dotarły mundury niemieckie z magazynów w budynku Bacutilu na Stawkach, zdobytego pierwszego dnia przez Oddział Dyspozycyjny A. Rozdawano wełniane spodnie w jasnozielonym kolorze, panterki używane przez niemieckie oddziały zmotoryzowane, buty narciarki za kostkę i czapki z daszkiem z tego samego, pokrytego maskującymi barwami materiału co panterki. Ktoś rozdawał orzełki, które przyczepiały do czapek, i opaski do przyszycia na prawym ramieniu powyżej łokcia, zgodnie z wytycznymi „Montera”. Chłopcy otrzymali niemieckie hełmy, malowali na nich orzełki, mocowali biało‑czerwone opaski (…).
„Dysk” nadal czekał na obiecane zdobyczne pistolety i karabiny. Za to powiększał się powstańczy tabor samochodowy stacjonujący na terenie fabryki. Ze zdobytych i uruchomionych czołgów dowództwo postanowiło uformować pluton pancerny. Jedną panterę chłopcy ozdobili wymalowaną nazwą „Pudel”, choć powstańcy nazywali go „Magda”. Druga zdobyczna pantera nie otrzymała nazwy, wyróżniały ją umieszczone na wieży litery WP – od Wojsko Polskie. Na pancerzach oba czołgi miały namalowane krzyże harcerskie oraz biało‑czerwoną szachownicę lub biało-czerwony pas. Maszyny te brały udział w natarciach, choć amunicji do nich brakowało.
Nastały spokojniejsze godziny – ataki czołgów udało się odeprzeć, lotnictwo nie nacierało, artyleria przycichła, na chodnikach zaczęli pojawiać się okoliczni mieszkańcy, spacerując w pełnym, sierpniowym słońcu. Ulicami kursowały powstańcze samochody ozdobione polskimi chorągiewkami i wypełnione żołnierzami w panterkach. Dochodziły optymistyczne wieści ze Śródmieścia – o fasadach przy ulicy Kopernika obwieszonych biało‑czerwonymi flagami, o zdobyciu 3 sierpnia Centralnego Dworca Pocztowego na Chmielnej i gmachu Nordwache na rogu Żelaznej i Chłodnej (…).
Czytaj też: Ataki na Dworzec Gdański. Najkrwawsze chwile Powstania Warszawskiego
Nadchodzą Niemcy
Mimo ciągle obecnego optymizmu i ekscytacji powstaniem do świadomości dowództwa dochodziło, że właściwie wszystkie pierwsze potyczki, oprócz zdobycia magazynów na Stawkach, zakończyły się niepowodzeniem. Na Woli nie powiodły się ataki ani na Fort Wolski, ani na koszary na Kole, bezowocne też okazały się próby przejęcia radiostacji na Boernerowie.
W innych dzielnicach nie było o wiele lepiej – na podstawie szczątkowych komunikatów przekazywanych przez łączniczki wiedziano, że powstanie na Pradze zdążyło się zakończyć, zanim na dobre się rozpoczęło, na Ochocie broniły się jeszcze dwie reduty powstańcze: Kaliska i Wawelska, a w rękach polskich po pierwszych dniach walk nie znalazł się żaden budynek o znaczeniu strategicznym. Wszystkie dworce, lotniska, radiostacje i mosty nadal pozostawały pod kontrolą niemiecką.
Video: „Krowy”, „szafy” i „goliaty”. Niemiecka broń użyta w Powstaniu Warszawskim
Wiadomo też było, że Niemcy będą atakować Wolę, żeby się przez nią przebić do centrum miasta, aby odblokować „dzielnicę rządową” położoną w rejonie placu Piłsudskiego, a następnie połączyć się z jednostkami na prawym brzegu Wisły, co umożliwiłoby przerzucanie żołnierzy i zaopatrzenia na zbliżający się front wschodni. Dochodziły pierwsze pogłoski o zwiększonej aktywności lotnictwa bombowego, piechoty i oddziałów z elitarnej jednostki Dywizji Pancerno‑Spadochronowej „Herman Goering” w rejonie Chłodnej i Żelaznej.
Świadoma sytuacji „Lena” wysłała dziewczyny na punkt obserwacyjny. Zbliżali się Niemcy (…).
Źródło:
KOMENTARZE (2)
Nie tylko w muzeum powstania używa się słowa powstańczynie – powstańczyni – czyli uczestniczki – uczestniczka powstania. Są to naturalne formy żeńskie, po co więc wymyślać nowe? Prof. Krystyna Zachwatowicz, uczestniczka powstania: „Dlaczego uczestniczki powstania warszawskiego nie mają być pełnoprawnymi powstańcami, tylko ich pomniejszeniem? Będąc powstankami, brały udział w powstanku?”. Niech wojujący feminizm dla którego chyba nie ma już żadnych świętości – jak widać, zjada swój własny ogon w coraz bardziej „sztucznie” generowanych konfliktach, ale czy akurat musi tutaj na tle tej naszej pełnej cierpienia irredenty – irredencji 44.? Wykorzystując być może nawet 11 tys. bohaterek, kobiet biorących udział w powstaniu nie tylko walczących (wg niektórych było to nawet 22% całości będących udział w bezpośredniej walce!) na barykadach o niepodległość?
Irredencja, niepodległość, siły powstańcze… Czy ja mam się tutaj domagać, drodzy feminiści i feministki, form męskich, np. ten „sił” powstańczy?
Powstanka… To określenie uwłaczające. I po prostu śmieszne. Już nic mądrzejszego nie dało się wymyślić? Może tak powstańczyni?