Ciekawostki Historyczne

W nocy z 1 na 2 lutego 1959 roku na górze Chołatczachl, podczas wspinaczki na szczyt Otortem (Ural Północny), zginęło 9 uczestników studenckiej wyprawy. Ot, jedna z wielu tragedii w górach. Ale akurat ta wyprawa budzi takie emocje, że w 2019 roku rosyjska prokuratura wznowiła postępowanie w tej sprawie.

Tragedia na przełęczy Diatłowa (jest to nieformalna nazwa miejsca tragedii pochodząca od nazwiska kierownika wyprawy, Igora Diatłowa) od początku budziła wiele wątpliwości. Powodem tego były dziwne okoliczności zdarzenia. Ale dopiero w czasach pieriestrojki, gdy zniknęła cenzura, zaczęły mnożyć się coraz to nowsze teorie na temat przyczyn katastrofy: atak Yeti, działania obcych wywiadów, nieudany eksperyment KGB… Co zatem stało się podczas tamtej wyprawy?

Czytaj też: Nieznana historia początków polskiego himalaizmu. Fascynujące wojenne losy bohaterów i tajemnicze okoliczności ich śmierci

Droga na Otorten

Pomysłodawcą tej wyprawy był właśnie Igor Diatłow, student piątego roku Wydziału Radiotechnicznego Politechniki Uralskiej i doświadczony sportowiec. Brał udział w wielu wyjściach na Ural i Kaukaz. Zdobył uprawnienia pozwalające na samodzielne kierowanie ekspedycjami o trzeciej, najwyższej kategorii trudności. „Niewątpliwą zaletą Igora była doskonała orientacja w terenie potwierdzona przez licznych świadków- pisze Alice Lugen, autorka książki „ Tragedia na Przełęczy Diatłowa – W 1958 roku w trakcie zimowej ekspedycji na Ural bezpieczne przeprowadził ekipę przez wiele kilometrów gęstej mgły. Nie zawsze korzystał z kompasu i mapy, a mimo to jak po sznurku trafiał do pożądanych miejsc”. Także pozostali uczestnicy wyprawy odbyli wiele wspinaczek.

fot.domena publiczna

Pomnik ze zdjęciami uczestników wyprawy

Wejście na Otorten, który jeszcze nigdy nie był zdobyty zimą, było wielkim marzeniem Diatłowa. Student zyskał zezwolenie na wyprawę ze strony Miejskiej Komisji Tras Turystycznych w Swierdłowsku, deklarując, że wyprawa jest formą uczczenia XXI Zjazdu KPZR, który odbywał się w styczniu i lutym 1959 roku. Niestety, nie przedstawił ani szczegółowego planu trasy, ani sposobu wezwania pomocy w razie wypadku. Było to oczywiście wbrew wszystkim przepisom (dokument wydał urzędnik Jewgienij Maslennikow, który już po tragedii – targany wyrzutami sumienia – dołączył do zespołu ratowników).

Czytaj też: Odcięte dłonie symbolem bestialstwa w belgijskim Kongo. Tragedia, o której milczał świat

Zobacz również:

Feralna wyprawa

Trasa wyprawy wynosiła ponad 300 kilometrów. Pierwszy etap – od Swierdłowska do Iwdel – uczestnicy przebyli pociągiem. Część trasy przejechali na odkrytej przyczepie samochodu. Początkowo grupa liczyła 10 osób, ale jeden z uczestników – Jurij Judin – zaczął odczuwać silne bóle nogi i musiał zrezygnować z wyprawy. Okazał się jedyną ocalałą osobą z grupy Diatłowa.

Członkowie ekipy prowadzili dziennik podróży, z którego wiadomo, że 28 stycznia poruszali się wzdłuż rzeki Łozwy, zaś 29 stycznia i 30 stycznia – wzdłuż rzeki Auspii. 31 stycznia zbudowali mały schron, w którym pozostawili zapasy żywności na drogę powrotną. 1 lutego dotarli do feralnej góry Chołatczachl. Wprawdzie Diatłow i jego towarzysze zamierzali ominąć górę, ale z nieznanych powodów zboczyli z planowanej trasy. Z powodu zmierzchu i pogarszającej się pogody postanowili nie korygować błędu, a rozbić tam obóz i przenocować. Jak wynika z jednostronicowej notatki, sporządzonej w formie gazetki, Diatłow i jego koledzy byli w doskonałym humorze, nie kłócili się.

Nie wiadomo, co wydarzyło się później. 12 lutego był tak zwany termin kontrolny – zgodnie z harmonogramem grupa miała wówczas znajdować w drodze powrotnej i dotrzeć do wsi Wiżaj, skąd Diatłow powinien był wysłać telegram do sekcji turystycznej przy Politechnice Uralskiej. Zakładano, że przed tą datą kontakt będzie niemożliwy. 15 lutego turyści mieli wrócić pociągiem do Swierdłowska. Nie dotarł ani telegram, ani grupa Diatłowa.

fot.domena publiczna

Oryginalna okładka sprawy karnej z okazji „incydentu z Przełęczą Diatłowa”

Początkowo nie wzbudziło to żadnych obaw, bo Jurij Judin, który wrócił do Swierdłowska, twierdził, że już podczas wyprawy Diatłow przebąkiwał o tym, by przesunąć termin kontrolny na 16 lub 17 lutego. Poza tym wierzono w kompetencje kierownika grupy. A tymczasem siostra Igora Diatłowa zwróciła się do uczelnianego komitetu partyjnego, apelując o pomoc w poszukiwaniu grupy. Nie uzyskała jpomocy. Dopiero siostra innego uczestnika wyprawy, Aleksandra Kolewatowa, pracownika tajnego moskiewskiego Instytutu nr 3394, zdołała wszcząć alarm zadzwoniwszy do pracodawcy swojego brata. Rozpoczęły się poszukiwania, utrudnione tym, że sekcja turystyczna Politechniki Uralskiej nie dysponowała mapą wyprawy. W działaniach brały udział także helikoptery.

Czytaj też: Wszystkie drogi prowadzą do historii. Dawne i nowe Szlaki Jedwabne

Śledztwo bez końca

W końcu 26 lutego ekipa poszukiwawcza odnalazła namiot grupy, przy czym jedna z jego ścian była – jak później ustaliła ekipa śledcza – rozcięta od wewnątrz. Następnego dnia odnaleziono zwłoki Jurija Kriwonoszczenki i Jurija Doroszenki- bose i ubrane jedynie w bieliznę, choć panował wówczas około 20-stopniowy mróz. Ciała były równo ułożone i przykryte podartym prześcieradłem. Następnie odkryto ciała Igora Diatłowa, Ludmiły Dubininy i Zinaidy Kołmogorowy. Śledztwo ustaliło, że cała trójka umarła z powodu hipotermii, a pozycje ich ciał wskazywały na to, że usiłowali oni powrócić do namiotu. 5 marca odkryto zwłoki Rustema Słobodina, który miał pękniętą czaszkę, wyraźne ślady krwotoku z nosa i złamanie kciuka lewej dłoni.

Dopiero 5 maja udało się znaleźć pozostałe szczątki. Ludmiła Dubinina klęczała, z rękami i głową opartymi na krawędzi jaru. Nie miała też gałek ocznych, podobnie jak Siemion Zołotariow., który ściskał w dłoniach notes. Nikołaj Thibeaux-Brignolle miał strzaskaną czaszkę, a Zołotariow i Dubinina – zmiażdżone klatki piersiowe. Turyści wybudowali dla siebie coś, co „przypominało raczej prowizoryczne łóżko polowe lub siedzisko zaizolowane od zmarzniętej ziemi. Praca, którą włożono w jej wykonanie, mogła wskazywać, że turyści planowali pozostać w tym miejscu dłużej”.

Śledczy ustalili, że ta trójka zmarła później niż pozostali uczestnicy wyprawy. Ale dlaczego postanowili przenieść się w to miejsce i dlaczego odnieśli obrażenia, które nie mogły być skutkiem zejścia lawiny bądź hipotermii (Ludmiła zmarła z powodu kłutej rany serca, zaś Nikołaj – złamania podstawy czaszki i krwotoku do opon mózgowych)?

fot.Soviet investigators/domena publiczna

W końcu 26 lutego ekipa poszukiwawcza odnalazła namiot grupy, przy czym jedna z jego ścian była – jak później ustaliła ekipa śledcza – rozcięta od wewnątrz

Początkowo prokurator prowadzący śledztwo, Władimir Korotajew, wysunął hipotezę, że do śmierci studentów przyczynili się Mansowie – rdzenny lud, po świętych terenach którego poruszali się Diatłow i jego ekipa. Śledczy nie udowodnili związku pomiędzy Mansami i śmiercią grupy. Wkrótce Korotajewa zmienił Lew Iwanow, który zwrócił uwagę, że na przełomie stycznia i lutego nad Górami Uralskimi pojawiały się dziwne świecące kule. Za tym, że do śmierci przyczyniły się nieznane moce, przemawiały wyniki autopsji: „ Takie obrażenie, bez naruszenia tkanek miękkich klatki piersiowej, przypominają uszkodzenia ciała powstające wskutek fali uderzeniowej”. Gdy prokurator udał się z tą hipotezą do sekretarza partyjnego nazwiskiem Jesztokinow, ten – jak wspominał Iwanow – „wydał kategoryczne polecenie: absolutnie wszystko zakonspirować, opieczętować, oddać do służb specjalnych i zapomnieć o tym”. Tak się stało, a Iwanow wydał oficjalny wniosek: „ (…) przyczyną śmierci turystów była potężna siła”.

W 1959 roku śledztwo zamknięto, jego materiały utajniono na okres 50 lat. Ale od czasów pieriestrojki przyczyny śmierci ekipy Diatłowa nurtują Rosjan. Po wznowieniu śledztwa w 2019 rosyjscy śledczy zwrócili się do prof. Johana Gaume`a z Politechniki Federalnej w Lozannie z prośbą o ponowne zbadanie sprawy. Ten zgodził się i wraz ze swoimi kolegami naukowcami przeprowadził szereg eksperymentów m.in. modelując dynamikę zejścia lawiny i jej wpływ na ludzki organizm. Zdaniem Gaume’a, turyści uszkodzili pokrywę śnieżną, gdy rozbijali namiot na zboczu góry, co doprowadziło do zejścia lawiny i dużych uszkodzeń ciał członków ekipy.

Ale nawet naukowe dowody prof. Johana Gaume`a nie zdołały przekonać rosyjskich zwolenników spiskowych teorii.

Bibliografia:

  1. A. Lugen. Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca. Wołowiec 2020
  2. Загадочная личность: кто привел на перевал Дятлова, https://www.gazeta.ru/science/2019/03/03_a_12220651.shtml
  3. Ученые из Лозанны и Цюриха объяснили гибель группы Дятлова, 

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piotr

Zołotariew czy jak on tam się nazywał, kim był? Przejął tożsamość człowieka o tym nazwisku, nie wiadomo kiedy. Rodzina nie rozpoznała zwłok z powodu tatuaży i złotych zębów.Był dużo starszy od pozastałych o ponad 10 lat. Kim był i jakie miał cele przystępując do grupy wspinaczkowej. To jest nie wyjaśnione bo brak informacji. Nie ma ich gdzie szukać. Nie wiemy jakie było jego prawdziwe nazwisko więc kogo szukać? Ktoś taki związał się z grupą by osiągnąć i wykonać swój cel. Wykonał go. Celem była śmierć uczestników. Powód nie znany, brak informacji.
Jest wiele teorii na temat powodu opuszczenia w panice namiotu, moje przemyślenia też są tylko teorią.
Zołotariew (rzekomy) w nocy zrobił alarm że” wszyscy zginiemy, uciekajmy!!! ”
Cała grupa w wielkiej panice nie bacząc na wielki mróz i śnieg opuściła namiot nie ubierając się. Uciekali w grupie przed siebie nie wiedząc dokąd, Zołotariew cały czas podsycał panikę, być może mówił że coś strasznego widział i To zagraża im. Dotarli do lasu pod cedr. Tam być może panika opuściła grupę, zaczeli się zastanawiać dlaczego Zołotariew podniósł alarm zaczeli się kłocić. Przebiegu kłótni nie znamy natomiast czas i wychłodzenie zrobiło swoje. Dwie osoby padły z mrozu. Grupa rozdzieliła się, trzy osoby postanowiły wrócić do domu a cztery (wśród nich Zołotariew) mimo braku jedzenia i ciepłych ubrań skierowała się do lasu by iść dalej. Zołotariew osiąga cel, zimno robi swoje. Diatłow i dwie dziewczyny padli z mrozu w drodze do namiotu. Pozostała czwórka w późniejszym terminie po próbie utworzenia obozowiska ponownie pokłucili się doprowadzając do walki na śmierć i życie powodem było ujawnienie lub odkrycie prawdziwych celów owego” Zołotariewa”
Wszyscy zginęli z odniesionych ran lub z hipotermii. Cel został osiągnięty, powód pozostanie nie odkryty na zawsze. Zołotariew został znaleziony martwy z notesem w ręce. Kim był i co miał wykonać?

Zobacz również

XIX wiek

Czy wielka stopa to daleki krewny yeti? I czy takie stworzenie w ogóle istnieje? Odpowiedź jest zaskakująca!

Czy to przypadek, że podobne stworzenia obserwowane są w Himalajach i w Ameryce Północnej? I dlaczego do tej pory nie znaleźliśmy ciała wielkiej stopy?

18 marca 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Dwudziestolecie międzywojenne

Czy yeti istnieje naprawdę?

Szerpowie twierdzą, że od lat coś grasuje w Himalajach. Poszukiwacze z całego świata tropią legendarnego człowieka śniegu. Ale czy yeti w ogóle istnieje?

14 marca 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

Ocaleli z katastrofy i spędzili dwa miesiące w mroźnym piekle. Aby przeżyć, zjadali ciała przyjaciół. Prawdziwe „Śnieżne Bractwo”

Człowiek nie wie, do czego jest zdolny, póki nie znajdzie się w sytuacji ekstremalnej. Ocaleli z katastrofy lotu nr 571 przekonali się o tym na...

9 stycznia 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Od tyrana do (prawie) samobójcy. Co dokładnie wydarzyło się na pokładzie U-505?

Kapitan Peter Zschech jako dowódca U-505 był tyranem. Pod płaszczykiem despoty skrywał problemy psychiczne. W końcu się załamał i targnął na własne życie. 

10 sierpnia 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Nowożytność

Trzęsienie ziemi i tsunami w Lizbonie (1755)

Skala zniszczenia była niewyobrażalna. Tysiące ludzi zginęły straszliwą śmiercią. Najsilniejsze trzęsienie ziemi w Europie Zachodniej w czasach nowożytnych

20 lipca 2022 | Autorzy: Barry Hatton

Zimna wojna

Te katastrofy kosztowały życie setek ludzi. Świat miał o nich nigdy nie usłyszeć...

Pochłonęły setki ofiar śmiertelnych, lecz świat miał się o tym nigdy nie dowiedzieć. W ZSRR zatajono kilkadziesiąt katastrof. W końcu prawda wyszła na jaw.

9 lipca 2022 | Autorzy: Violetta Wiernicka

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.