Który z wielkich historycznych władców zabił najwięcej ludzi? Zdaniem wielu nikt w tym aspekcie nie mógł równać się ze sławnym Czyngis-chanem. Czy faktycznie?
Historia świata jest pełna przekłamań i niedopowiedzeń. Zdarza się, że rzeczy uznawane za fakty mają tak naprawdę mało wspólnego z rzeczywistością. Z drugiej strony, zdarzenia, które sprawiają wrażenie zbyt niesamowitych, by mogły być prawdziwe, okazują się jak najbardziej realne. W cyklu „Prawda czy mit” podejmiemy próbę obalenia lub potwierdzenia zarówno tych mniej, jak i bardziej poważnych historycznych mitów. Historia nie jest bowiem tak oczywista, jak się wydaje!
Zesłany z nieba
Imperium mongolskie w chwili swojej największej potęgi rozciągało się od morza japońskiego aż po Ruś. Ten olbrzymi polityczny twór nie mógłby zaistnieć bez wojskowego geniuszu Czyngis-chana. Z jego osobą wiąże się jednak ponura legenda. Mongolski wódz jest często uznawany za największego zbrodniarza w dziejach ludzkości, a legenda o okrucieństwie jego armii jest żywa nawet dziś. Lecz czy pogłoski o bestialstwie Czyngis-chana są prawdziwe?
Według legendy, która w XII wieku krążyła pośród koczowniczych plemion Azji północno-wschodniej, pewnego dnia pojawić się miał bohater, wysłannik niebios, który zjednoczy wszystkie tamtejsze ludy i podbije świat. Przepowiednia ta spełniła się w 1162 roku. Jesugej-bahatur głowa mongolskiego rodu Kijot-Bordżigi dowiedział się wówczas, że jego żona Oełun urodziła mu syna. Z racji tego, że Jesugej wrócił właśnie ze zwycięskiej wyprawy wojennej, nazwał nowo narodzonego potomka imieniem Temudżyn, na cześć jednego z Tatarskich wodzów.
Po wielu latach i niezliczonych walkach z innymi plemionami, Temudżyn stał się władcą wszystkich mongolskich ziem. W 1206 roku, na sejmie zwanym przez Mongołów kurułtajem ogłoszono go chaganem (chanem [królem] wszystkich chanów) a on sam przyjął imię Czyngis-chan. Mongolski władca rozpoczął następnie podbój okolicznych państw: chińskiego cesarstwa Jin, chanatu Kara Kitajów, państwa Chorezmu, Rusi i Tangutu. Oprócz niezwykłego talentu wojskowego posiadał również bardzo dobry zmysł polityczny, był świetnym organizatorem i strategiem. Wbrew temu, co głosiła legenda, dla swych przeciwników nie był zesłańcem niebios, lecz piekieł. Był bezwzględnym przywódcą, który jednym rozkazem skazywał na śmierć setki tysięcy ludzi. Co tak naprawdę kierowało Czyngis-chanem, kiedy wyrzynał w pień całe miasta?
Czytaj też: To wtedy po raz pierwszy zawiał „boski wiatr”. Krwawa historia mongolskiej inwazji na Japonię
Teoria terroru
W państwie tak rozległym, jak to stworzone przez Czyngis-chana, rządzić trzeba było żelazną ręką. Imperium złożone z ogromnej liczby nacji, plemion i narodów mogło sprawnie funkcjonować tylko wtedy, kiedy wszelkie siły odśrodkowe duszone były w zarodku. Z jednej strony w państwie mongolskim panowała duża tolerancja religijna, z drugiej zaś funkcjonował niezwykle surowy i rygorystyczny system prawny zwany Jasak-Jasa. Wiele przestępstw karanych było śmiercią. Podobny rygor panował w mongolskiej armii.
Czyngis-chan wiedział, że dzięki wprowadzeniu surowego prawa i twardych reguł jego imperium będzie odporne na rozkład od wewnątrz. Strach zasiany w sercach plemion i narodów żyjących w państwie mongolskim hamował ich zapędy do buntu. Jeszcze gorsze metody Temudżyn stosował wobec ludności państw będących celem jego podbojów. Podczas rządów trwających ponad dwadzieścia lat, istotnym elementem prowadzonej przez Czyngis-chan polityki zewnętrznej był terror. Strach przed jego armią miał ułatwiać podbój państw ościennych, a sama myśl o konfrontacji z nieustraszonymi mongolskimi wojownikami sprawiała, że morale przeciwnika było łamane przed rozpoczęciem działań zbrojnych.
Kiedy dochodziło do bitwy lub oblężenia, Czyngis-chan był nie tyle bezwzględny co skrajnie pragmatyczny. Uciekające z pola walki niedobitki żołnierzy kazał ścigać do samego końca i zabijać, by maksymalnie uszczuplić żywą siłę przeciwnika. Ludność w zdobywanych i niszczonych miastach nie była mordowana z nienawiści, lecz by wzmóc strach przed mongolską armią. Zaryzykować można nawet stwierdzenie, że jeden z największych morderców w dziejach świata nie był władcą lubującym się w patrzeniu na ludzką krzywdę. Chan znany był z tego, że bardzo rzadko dał ponosić się emocjom, a wszystkie działania, które podejmował, miały wymiar stricte pragmatyczny i służyły nadrzędnym strategicznym celom. Ta chłodna kalkulacja prowadziła jednak do niewyobrażalnej wręcz liczby ofiar mongolskiej machiny wojennej.
Czytaj też: Które imperium w dziejach zajmowało największe terytorium?
Zabić ich wszystkich
Szacunkowe obliczenia historyków i statystyków pokazują, że w ciągu sześciu lat najbardziej śmiercionośnego konfliktu wojennego w dziejach, czyli II wojny światowej, zginęło od 50 do nawet 80 milionów ludzi. Liczba ta przeraża, lecz w obliczu szybkiego rozwoju techniki wojskowej i broni, jaki dokonał się na początku XX wieku, było to jak najbardziej możliwe. To, co szokuje w bilansie ofiar armii Czyngis-chana, to fakt, że już w XIII wieku, korzystając z dość prymitywnych broni, Mongołowie byli wstanie wymordować nawet do 40 milionów osób. Wielu badaczy skłonnych jest dziś zaniżyć te rachunki, lecz nawet gdyby liczbę ofiar mongolskiej armii podzielić na pół, to i tak daje to zatrważający wynik.
Najkrwawsze żniwo Czyngis-chan miał zebrać podczas podboju Chin. Demografowie badający historię Państwa Środka podają, że podczas walk z Mongołami populacja obu ówczesnych cesarstw (Jin i Sung) skurczyła się o szokujące 30–35 milionów. (Tu należy jednak pamiętać, że podbój cesarstwa Sung odbywał się już po śmierci Czyngis-chana). Symbolem tego ludobójstwa było zdobycie Pekinu w 1215 roku. Mongołowie oblegali stolicę cesarstwa, lecz nie zdecydowali się na szturm. Zarządzili blokadę miasta i zagłodzili jego mieszkańców na śmierć. Jeden z posłów z chanatu Kara Kitajów który przybył do Pekinu niedługo później pisał: „kości zabitych tworzyły góry, a gleba była tłusta od ludzkiego tłuszczu”.
Kraj tego zagranicznego posła był zresztą kolejnym celem mongolskiej armii. Temudżyn zabił ok 1,5 miliona jego mieszkańców. Kolejne kilka milionów ofiar było pokłosiem walk o opanowanie Chorezmu (dzisiejszy Iran i Afganistan) oraz Rusi. W podane powyżej liczby naprawdę ciężko jest uwierzyć. Nawet jeśli wziąć pod uwagę bardzo długi, bo trwający dwadzieścia lat, okres podbojów Czyngis-chana (1206–1227), to jak możliwe jest, by stosując prymitywną XIII-wieczną broń, unicestwić kilkadziesiąt milionów ludzkich istnień?
Czytaj też: Napoleon był niski. Prawda czy mit?
Sztuka wojny
Pierwszym czynnikiem, który prowadził do wyjątkowo dużej liczby ofiar Mongołów, jest wspomniana strategia „doprowadzania sprawy do końca”. Po rozbiciu wojsk przeciwnika kawaleria bez litości prowadziła pogoń za uciekającymi z pola niedobitkami. Jednym z najlepszych przykładów tego typu działań była sromotna klęska Rusinów w bitwie nad rzeką Kałką w 1223 roku. Rozbici w walnej bitwie, byli oni dalej bezwzględnie ścigani przez zagony armii mongolskiej. Ogólnie zginęło ok. 70 tysięcy Rusinów. Kiedy więc Mongołowie wygrywali bitwy, to były to zwycięstwa całkowite, z dużą liczbą zabitych po stronie przeciwnej.
Kolejnym elementem wpływającym na ponadprzeciętny bilans ofiar armii Czyngis-chana było to, jak Mongołowie rozwiązywali kwestię zdobywania ufortyfikowanych miast i twierdz. Budowa machin oblężniczych była tylko częścią nauki nowej sztuki wojennej, którą musieli opanować. Dużo ważniejszą i bardziej efektywną taktyką, którą wypracowali, było zmuszanie jeńców wojennych do zdobywania obleganych miast. Dzięki temu Mongołowie nie uszczuplali swoich głównych sił.
Okolice zamkniętej w oblężeniu osady były pustoszone, niszczono uprawy, a mieszkańcy regionu stawali się zasobem wykorzystywanym podczas szturmu. Zamknięci w oblężeniu obywatele miasta często odpierać musieli ataki formacji złożonych z członków ich rodzin lub dawnych sąsiadów. Nawet kiedy udało im się obronić przed najazdem mongolskiej hordy, całkowite zniszczenia upraw i wszelkiej okolicznej infrastruktury prowadziły ostatecznie do klęsk głodu i kolejnych ofiar śmiertelnych.
Czas apokalipsy
Gdy Mongołowie wkraczali do zdobytego miasta, dokonywali rzezi większości jego mieszkańców. Nie było to podyktowane nienawiścią do wroga, lecz pobudkami czysto strategicznymi. Kompletnie zniszczone miasto przestawało być środkiem jakiegokolwiek oporu. Armia mogła być spokojna, że na jej tyłach nie wybuchnie bunt, a zdobyte miasta nie zostaną odbite przez siły przeciwnika. Jedynie najbardziej przydatni obywatele danej osady – np. rzemieślnicy – mogli zostać ułaskawieni i przetransportowani w głąb kraju. Cała reszta szła pod topór.
Jednym z najgłośniejszych tego typu aktów jest rzeź Nishapur (dzisiejszy północno-wschodni Iran). W 1221 roku, kiedy Mongołowie wkroczyli do miasta, początkowo obiecali oszczędzić jego mieszkańców, jeśli ci oddadzą wszystkie swoje bogactwa. Gdy tak się stało, Tułuj (Tołuj) – generał armii i najmłodszy syn Czyngis-chana – zmienił jednak zdanie i postanowił wymordować całą zamieszkującą Nishapur ludność. Według perskich kronikarzy życie straciło wówczas 1,7 miliona osób. Ten masowy akt mordu trwać miał 4 dni. Wszystkim mieszkańcom miasta ucięto głowy i ułożono je na trzy osobne piramidy: dla mężczyzn, kobiet i dzieci. Następnie zabudowania kompletnie zniszczono, a na gruzach posiano jęczmień. W ciągu 20 lat podbojów Czyngis-chana setki miast spotkał podobny los.
Jakkolwiek by to nie brzmiało, to jak na tamte czasy Mongołowie w swoich zbrodniach byli jednak dość humanitarni. Czyngis-chan wykorzystywał śmierć i terror jako narzędzia do osiągania strategicznych celów. Dzięki temu Mongołowie w zaskakujący sposób odchodzili od standardowych praktyk sobie współczesnych. Nie torturowali i nie okaleczali swoich ofiar. W przeciwieństwie do ówczesnych wojennych trendów nie urządzali również publicznych pokazów makabrycznego okaleczania schwytanych jeńców. Zabijali bardzo dużo, ale i bardzo szybko.
Czytaj też: Bomby atomowe zmusiły Japończyków do kapitulacji. Prawda czy mit?
Pan życia i śmierci
Analizując okres mongolskich podbojów pod wodzą Czyngis-chana, istotnie władca ten może być uważany za jednego z największych zbrodniarzy w dziejach świata. Uczynił on z terroru i śmierci narzędzie prowadzenia polityki i z zimnym wyrachowaniem mordował miliony niewinnych ludzkich istnień. Mimo przerażającej aury, która otacza jego osobę, nie można mu jednak odmówić genialnych umiejętności strategicznych, politycznego wyczucia i talentu organizacyjnego. Dla jednych więc Temudżyn był krwiożerczym potworem, dla innych zaś geniuszem, który konsekwentnie realizował swój plan podboju całego świata.
Czyngis-chan był największym mordercą w dziejach. Prawda
Bibliografia:
- Zatorski, Wojny Czyngis-Chana 1194–1242, Poznań 2015.
- Weatherford, Genghis Khan and the Making of the Modern World, Nowy Jork 2005.
- White, Atrocities The 100 Deadliest Episodes in Human History, Nowy Jork 2013.
- McLynn, Genghis Khan his conquests, his empire, his legacy by Genghis Khan, Filadelfia 2015,
KOMENTARZE (8)
Czyngis Chan, aniołem nie był, ale te liczby zabitych to bardziej wynik propagandy niż prawda. Bo jak ktoś miał taką renomę czyli masowego zbrodniarza, to bogate miasta same otwierały swoje bramy, żeby jego mieszkańcy mogli przeżyć. Oczywiście kilka miast na pewno w ten sposób zostało zniszczonych, a ich ludność wymordowano. Ale po co zabijać swoich niewolników, którzy mogą się jeszcze przydać. Chłopów można zabić a pola zniszczyć, podobnie miasta zdobyć, a mieszczan wybić, tylko jaki z tego pożytek ? Prawdziwi zbrodniarze to Stalin i Hitler, którzy mordowali ludzi ludzi bez powodu, po prostu żeby wprowadzać terror.
Stalin podobnie jak Khan traktował mordy jako środek realizacji politycznych celów. Politycznym celem Hitlera były mordy same w sobie.
Pomijając to, że zjednoczył ludy stepów poprzez okazywanie laski pokonanym plemiona i dając wszystkim otwartą drogę do kariery, niezależnie od pochodzenia, tak jak i system prawny zapewniający bezpieczeństwo obywateli, przedstawiona powyżej analiza jest bardzo europocentryczna.
Ale te „chordy” to bym przeedytował, bo całość wygląda na mało wiarygodne rozważania pasjonata historii, który nie ogarnął elementarnej znajomości polszczyzny.
Zapominamy, że chciał także walczyć z Polską. Wiele grodów i miast musiało się bronić. W średniowieczu wiele krajów bało się najazdu z Azji. Po zdobyciu Rosji, Polska byłaby następna.
Jego wnuk najechał Kraków. Stąd ta pamiątka hejnału na wieży mariackiej. Podczas tego najazdu doszedł do Legnicy.
Czingis już nie żył. A jako ciekawostką… do dzisiaj nie znaleziono jego grobu.
I dlatego śmierć , jest potrzebna dla takiego Hana, Kaliguli Nerona, Tyberiusza ,Hitlera, Stalina itd.
Niezłe bzdury.