Ciekawostki Historyczne
Historia najnowsza

Terror, gwałty na nastolatkach i największe zbiorowe samobójstwo w historii. Co tak naprawdę wydarzyło się w Jonestown?

„Mówią, że największym orgazmem jest śmierć, więc mam nadzieję, że będziemy mieli wielką przyjemność umrzeć razem” – pisała jedna z wyznawczyń Jima Jonesa. Już wkrótce jej marzenie się ziściło. Przeszło 900 członków sekty Świątynia Ludu na rozkaz swego guru popełniło samobójstwo. Ale czy na pewno odebrali sobie życie z własnej woli?

Na pierwszy rzut oka życie w kolonii Jonestown w Gujanie wydawało się sielanką. W miasteczku panował dobrobyt, potrzeby wszystkich mieszkańców były zaspokajane na socjalistyczną modłę. Uśmiechnięci osadnicy wszem i wobec rozpowiadali o swoim szczęściu i poczuciu spełnienia. Ot komunistyczna utopia, o jakiej przedtem śniło wielu…

Zdjęcia ofiar wydarzeń w Jamestowne w 1978 fot.Symphony999/ CC-BY-SA-3.0

Zdjęcia ofiar wydarzeń w Jonestown w 1978

Prawda o tym, co się tam w rzeczywistości działo, była jednak znacznie bardziej mroczna. Założona w połowie lat 70. miejscowość stała się niemym świadkiem dramatycznych wydarzeń. I to na długo przedtem, nim 909 członków Świątyni Ludu popełniło w Jonestown zbiorowe samobójstwo…

Socjalistyczna (anty)utopia

Historia niesławnego ugrupowania sięga lat 50. ubiegłego wieku. Wówczas to zaledwie 25-letni Jim Jones, kandydat na kapłana kościoła metodystów, niezadowolony z panujących w kościele podziałów rasowych i dyskryminacji, postanowił założyć własną organizację. Świątynia Ludu oficjalnie została powołana do życia w 1956 roku. Jak mawiał jej „ojciec” nazywany „Wielebnym Jonesem”: „Wierzę, że jesteśmy najczystszymi istniejącymi komunistami”.

Kościół Jonesa szybko zaczął zyskiwać na popularności – głównie dzięki urokowi swojego założyciela. Jak opisuje w książce Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo Jeff Guinn:

Miał niezwykły dar: gdy kogoś poznał, potrafił natychmiast wywnioskować, co dla tej osoby jest ważne, i przekonać ją, że podziela jej zainteresowania.

W szczytowym okresie sekta liczyła około 30 tysięcy członków, a jej majątek szacowano na przeszło 15 milionów dolarów. Nie była pierwszą lepszą zbieraniną fanatyków skoncentrowanych wokół religijnego guru. Przywódcę Świątyni darzono powszechnym szacunkiem, we wspólnocie obowiązywały zaś piękne socjalistyczne wartości ekonomicznej, rasowej i społecznej równości. A przynajmniej tak wyglądało to z zewnątrz.

Z czasem na światło dzienne zaczęły stopniowo wyciekać informacje na temat tego, jak faktycznie traktowano członków sekty – mówiono o licznych zakazach (m.in. picia napojów wyskokowych), przymuszaniu do pracy i wykorzystywaniu wiernych, zastraszaniu byłych członków, a także finansowych przestępstwach popełnianych przez „Wielebnego”. W prasie ukazywały się krytyczne artykuły, których wydźwięk sprowadzał się do pytania: „Dlaczego powinno się wszcząć śledztwo w sprawie Jima Jonesa?”.

W szczytowym okresie sekta liczyła około 30 tysięcy członków, jej majątek szacowano na przeszło 15 milionów dolarówfot.Nancy Wong/CC BY-SA 3.0

W szczytowym okresie sekta liczyła około 30 tysięcy członków, jej majątek szacowano na przeszło 15 milionów dolarów

Założyciel sekty z miejsca uznał to za prześladowanie – i wraz z grupą wyznawców… salwował się ucieczką. W 1974 roku członkowie sekty osiedli w Gujanie. Pośrodku dżungli, na kupionym za bezcen, odciętym od świata terenie Jones założył miasto, które na własną cześć nazwał Jonestown. Miała to być utopijna, socjalistyczna kolonia, jej przywódca szybko jednak zaczął wprowadzać te same zasady, za które wcześniej był krytykowany.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Rozpusta nie dla każdego

Mieszkańców Jonestown obowiązywały ograniczenia nie tylko w kwestii spożywania alkoholu. Jak referuje Jeff Guinn w książce Co się stało w Jonestown?:

Jako pastor Świątyni Ludu Jones życzył sobie znać wszelkie aspekty życia seksualnego wyznawców i mówił im, kto z kim powinien spać. Był tylko o krok od całkowitego zakazania wiernym uprawiania seksu.

Naturalnie jego samego te obostrzenia już nie dotyczyły. Guru sekty bez skrępowania korzystał z przywilejów – a w razie czego powoływał się na swój autorytet „Wielebnego”. Jeff Guinn opisuje:

Przekonanie o własnej atrakcyjności seksualnej było w nim tak duże, iż uwierzył, że wszystkie kobiety, bez względu na wiek i na to, co mogą mówić, czują do niego pociąg. (…) Zaczął nawiązywać sporadyczne kontakty seksualne, wynikające bardziej z zachcianki niż choćby krótkotrwałego zauroczenia. Świadomie lub nie, Jones ograniczał się do młodych kobiet, które były mu osobiście oddane, albo tak niepewnych siebie, że czuły się przytłoczone i podporządkowane.

Nie przyjmował przy tym odmowy. Jeżeli jakaś jego „wybranka” stawiała opór, najzwyczajniej w świecie ją gwałcił. Taki los spotkał m.in. Debbie Layton, którą guru sekty zmuszał do seksu, tłumacząc, że robi to „żeby jej pomóc”, oraz 19-letnią Shandę James (odurzał ją narkotykami, a następnie półprzytomną zabierał do chaty, gdzie, jak opisywał jeden ze współwiernych, Tim Tupper: „pieprzył ją, kiedy chciał”).

W swoim rozpasaniu posuwał się również do stosunków homoseksualnych, a nawet do aktów pedofilskich! Folgował też innym swoim „zachciankom” – wypłacał sobie po kilka tysięcy dolarów z kasy Świątyni na prywatne wydatki i łykał w coraz większych dawkach środki przeciwbólowe, a także uspokajające i stymulujące. W końcu się od nich uzależnił (nadużywanie amfetaminy doprowadziło go do paranoi, która przypieczętowała tragiczny los sekty).

Śmierć za 8 dolarów

Wraz z postępującym upadkiem „Wielebnego Jonesa”, nastąpiła degrengolada całej Świątyni Ludu. Członkowie grupy zaczęli buntować się przeciwko całkowitej kontroli, jaką sprawował nad nimi guru, który zaglądał im w majtki i do talerzy oraz nieustannie szczuł na wyimaginowanych wrogów.

Jednocześnie sytuacja finansowa sekty – o czym szeregowi wyznawcy nie mogli wiedzieć – z dnia na dzień się pogarszała. Jonestown miało miesięczny deficyt na poziomie co najmniej 100 tysięcy dolarów. Wprawdzie założyciel osady dysponował „oszczędnościami” szacowanymi na przeszło 30 milionów dolarów, ale zdawał sobie sprawę, że nawet te pieniądze nie wystarczą na pokrywanie strat dostatecznie długo, by nie musiał martwić się o przyszłość.

Logo Świątyni Ludufot.Domena publiczna

Logo Świątyni Ludu

Wtajemniczeni (z Jonesem na czele) snuli nawet plany stworzenia w Gujanie sieci klubów nocnych, lecz oszacowano, że ten i kilka innych intratnych interesów nie przyniosą wystarczających dochodów. Ponadto pozostawała jeszcze kwestia ideologiczna. Wszak Świątynia Ludu była ugrupowaniem socjalistycznym, tymczasem o jej być albo nie być miałby zadecydować kapitalizm? Jedyne, na co można było więc liczyć to… wsparcie ze strony ZSRR (guru przekonywał wiernych, że przeniesie do Rosji całą kolonię). To jednak – choć raczej nikogo to nie zaskoczy – nigdy nie nadeszło.

Pojawił się za to kolejny problem – uciekinierzy z Gujany, a także członkowie rodzin wyznawców i aktywiści zrzeszeni w grupie „Zatroskanych Krewnych” zaczęli nagłaśniać prawdę o niepokojących wydarzeniach w Jonestown. Do mediów przedostały się informacje o kłamstwach guru, panującym w osadzie terrorze (wierni nie mogli opuszczać kolonii ani kontaktować się z bliskimi; nieposłusznych karano publicznym upokorzeniem, chłostą lub elektrowstrząsami) oraz niewolniczej pracy, do jakiej „Wielebny” zmuszał swoje „owieczki”.

Z czasem nasilała się też wywołana narkomanią paranoja Jonesa, który uważał, że władze USA chcą zniewolić dzieci z osady a osoby starsze – wymordować. W końcu miało to doprowadzić do tragedii. Jeff Guinn w książce Co się stało w Jonestown? referuje:

W obliczu wszystkich obecnych wydarzeń Jones uznał, że najwyższy czas przyjrzeć się najdogodniejszym sposobom na dokonanie aktu, do którego nawiązywał od dawna. (…) Phyllis Chaikin sugerowała, że wszystkich powinno się zastrzelić, Jones wolał truciznę. (…) Na polecenia Jonesa Larry Schacht zamówił funt cyjanku sodu, wystarczającego na 1800 śmiertelnych dawek. Zakup kosztował 8 dolarów i 85 centów.

Swoje zabójcze plany sam Jones tłumaczył: „Moim zdaniem musimy zatroszczyć się o dzieci i zatroszczyć się o naszych starszych, podać im eliksir, jak robili to w starożytnej Grecji, pomóc im odejść spokojnie, ponieważ nie popełniamy samobójstwa. To akt rewolucyjny”.

Do tej rewolucji doszło 18 listopada 1978 roku.

Biała noc

Bezpośrednią przyczyną dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się wówczas w Gujanie, była wizyta kongresmena Leo Ryana. Polityk, początkowo oczarowany kolonią, został brutalnie sprowadzony na ziemię przez grupkę członków ugrupowania, którzy błagali go o ratunek. Zażądał od Jonesa, by wypuścił chętnych i pozwolił im wrócić do Stanów Zjednoczonych. I tak się stało, lecz tuż przed odlotem samolotu z buntownikami i Ryanem na pokładzie, bojówkarze sekty otworzyli ogień do maszyny. Pięć osób (w tym kongresmen) zginęło, kilka kolejnych zostało rannych.

Przerażony możliwymi konsekwencjami zabójstwa polityka Jones postanowił wcielić morderczy plan w życie. O szczegółach tego tragicznego wieczoru, nazwanego „białą nocą”, wiemy z relacji garstki ocalałych świadków – oraz taśmy filmowej, na której zarejestrowano strzelaninę na lotnisku i ostatnie minuty członków sekty. W książce Co się stało w Jonestown? Jeff Giun opisuje:

Jones chciał, żeby na pierwszy rzut poszły niemowlęta, a później mniejsze i starsze dzieci. „To proste, to proste” – uspokajał rodziców. (…) Nikomu nie pozostawiono wyboru. Jones powiedział mężczyznom z bronią, żeby pozwolili rodzicom, którzy chcą umrzeć razem z dziećmi, ustawić się razem z nimi w kolejce (…).

Kiedy pielęgniarki strzykawkami podawały najmniejszym dzieciom truciznę prosto do ust, wielu rodziców stojących obok z dziećmi zaczęło się wahać, szczególnie gdy maluchy zaczęły krztusić się pianą i trząść w konwulsjach.

Wbrew zapowiedziom guru sekty śmierć od cyjanku nie była bowiem bezbolesna. Trucizna ta powoduje powolne uduszenie, pozbawiając komórki zdolności do wchłaniania tlenu. W ostatnich minutach pojawiają się konwulsje oraz krwawe wymioty. Ofiara usiłuje jeszcze rozpaczliwie zaczerpnąć powietrza. Wreszcie traci przytomność i umiera.

Największe samobójstwo czy masowe morderstwo?

Tymczasem Jim McElvane, który zastąpił Jonesa z mikrofonem na scenie, by ten mógł w spokoju obserwować agonię wyznawców, nawoływał: „Jest dobrze… Nigdy dotąd nie czuliście się tak dobrze”. Z kolei Maria Katsaris uspokajała rodziców zaniepokojonych zawodzeniem umierających maluchów słowami: „To nie jest krzyk bólu. Tylka ta mikstura jest trochę gorzka”.

1 z 3 nowych nagrobków umieszczonych podczas nabożeństwa żałobnego w Jonestown w 2011 roku na cmentarzu Evergreen w Oakland w Kalifornii. Imiona wszystkich zmarłych są wypisane na kamieniachfot.Symphony999/ CC-BY-SA-3.0

1 z 3 nowych nagrobków umieszczonych podczas nabożeństwa żałobnego w Jonestown w 2011 roku na cmentarzu Evergreen w Oakland w Kalifornii. Imiona wszystkich zmarłych są wypisane na kamieniach

Nie wszyscy jednak potulnie przyjęli truciznę – opornym została ona wstrzyknięta siłą. Nie wiadomo, ilu wiernych zostało w ten sposób „nakłonionych” do uczestnictwa w zbiorowym samobójstwie. Według szacunków było to od 20 do nawet jednej trzeciej osób, które zginęły w Jonestown. A przecież łącznie naliczono się tam 909 ciał (w tym około 300 dzieci)… Wiele wskazuje więc na to, że największe zbiorowe samobójstwo w historii w rzeczywistości było masowym morderstwem!

Co ciekawe, sam Jones nie zginął od cyjanku, a od strzału w głowę. Czy stchórzył, widząc cierpienie swoich „owieczek”? A może jeden z ocalałych pomógł mu rozstać się ze światem? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy.

Pomimo tragedii i trwającego śledztwa FBI sama Świątynia Ludu przetrwała jeszcze przeszło rok. Garstka wyznawców trzymała się jeszcze, dopóki cała własność sekty – od ziemi po maszyny drukarskie – nie została skonfiskowana i wystawiona na aukcje (z pieniędzy tych chciano pokryć koszty dochodzenia i identyfikacji zwłok, a także odszkodowania dla krewnych ofiar i byłych członków ugrupowania).

Ostatnią mszę, na której stawiło się tylko 30 osób, zorganizowano 3 grudnia 1979 roku. Trzy dni później wierni złożyli wniosek o formalne rozwiązanie organizacji. W ten sposób kościół Jima Jonesa podzielił los swego założyciela…

Bibliografia:

  1. K. Frankowiak, Metody i techniki manipulacji stosowane przez grupy destrukcyjne na przykładzie sekty „Świątynia Ludu”, „Kultura i Edukacja”, 2009/3(72), s. 38-52.
  2. Giunn, Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo, Wydawnictwo Poznańskie 2020.
  3. Storr, Kolosy na glinianych nogach. Studium guru, Wydawnictwo W.A.B. 2009.

Zobacz również

Zimna wojna

Operacja Snow White

Twórca scjentologii był – łagodnie mówiąc – paranoikiem. Co znalazło swoje ujście w operacji, którą wymyślił: totalnej inwigilacji amerykańskich instytucji.

7 września 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

Historia scjentologii

Stworzona przez pisarza science-fiction religia narodziła się... na fotelu dentystycznym. Dziś scjentologia ma miliony wyznawców, a nawet „zbrojne ramię”.

24 lipca 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

XIX wiek

Kim są mormoni?

Bywają myleni z innymi, konserwatywnymi ruchami religijnymi, choć są sfery, w których są bardzo elastyczni. Ich początki były jednak mocno kontrowersyjne...

29 sierpnia 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Historia najnowsza

Lina Medina – w wieku 5 lat została najmłodszą matką w historii medycyny

Obecnie za najstarszą matkę uważa się Indyjkę, Erramatti Mangammę. Urodziła w wieku 74 lat, a do zapłodnienia doszło za pomocą metody in vitro. I choć...

28 sierpnia 2021 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

Zimna wojna

Dyskryminacja rasowa i eksperymenty medyczne doprowadziły do krwawego buntu w więzieniu

9 września 1971 roku doszło do tragicznego w skutkach buntu więźniów w zakładzie karnym Attica. Nie był to jednak spontaniczny zryw a efekt trwających latami...

16 lipca 2020 | Autorzy: Heather Ann Thompson

Zimna wojna

Wino, kobiety i… lody. Największy hedonista wśród dyktatorów

Dziennikarz Clavis Rossi nazwał go „pierwszym chojrakiem w Ameryce Łacińskiej”. I nie sposób odmówić mu racji. Podczas gdy jego rodacy głodowali, Fidel Castro pławił się...

30 maja 2020 | Autorzy: Maria Procner

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piotr (zacofany.w.lekturze)

Szkoda, że pominięto nazwisko tłumaczki.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.