Niemieckie wojska wkroczyły do Kijowa 19 września 1941 roku. Tegoż dnia o godzinie pierwszej po południu na Bessarabce Niemcy wdzierali się do sklepów i je grabili. Dozorcy nie wypuszczali mieszkańców z podwórek. Tu też, na Bessarabce, zostało zatrzymanych kilku Żydów. Skatowano ich do krwi i wywieziono dużą ciężarówką.
Nesia Elgort wróciła z Bessarabki do domu (ul. Saksagańskiego 40) i zastała całą swoją ogromną rodzinę w komplecie. Staruszka, babcia Dina Szmulewna, obrzuciła spojrzeniem wszystkie swoje dzieci i jakby chcąc uczynić je niedostępnymi dla wrogów, powiedziała:
– Mój Boże, gdzie my się wszyscy podziejemy?
21 września głowa rodziny, Berl Hercowicz, z siostrą Nesi, Rozą, poszedł na Stalinkę sprawdzić swoje mieszkanie. Pod wieczór Roza wróciła i opowiedziała, że ojca zabrali Niemcy, dokąd – nie wiadomo. Nesia postanowiła rano pójść na poszukiwanie ojca.
Nie wiedziała, dokąd iść. Razem z synem Iljuszą poszła do komendanta. Zapytał o jedną rzecz – do jakiej narodowości przynależy. Dowiedziawszy się, że jest Żydówką, wypędził ją z pomieszczenia.
Na ulicy Lenina widziała, jak Niemcy bili po nogach mężczyzn – Żydów, każąc im tańczyć. Następnie Niemcy zmusili skatowanych przez siebie ludzi do ładowania na samochód ciężkich pudeł. Ludzie padali pod ciężarem ponad siły. Niemcy bili ich gumowymi pałkami.
22 września kijowian obudził wybuch o dużej sile. Od strony Chreszczatyka czuć było dym i spaleniznę.
Życie w Kijowie stawało się nie do zniesienia
Ludzi znajdujących się wówczas na przylegających do Chreszczatyka ulicach Niemcy pędzili do ognia. Obok domu przy ulicy Saksagańskiego, gdzie stała Nesia Elgort, przebiegł Niemiec. Spojrzał na nią i pokazując ręką na szyję, a potem w stronę wybuchów, wykrzyczał:
– Partisan, Jude, kaputt!
Tego samego dnia na zewnętrznych ścianach domów pojawiła się rozklejona przez Niemców gazeta w języku ukraińskim. Było w niej powiedziane, że Żydzi, komuniści, komisarze i partyzanci zostaną zlikwidowani. Za każdego wydanego partyzanta lub komunistę obiecano sumę dwieście rubli. Takie gazety wisiały i na Krasnoarmiejskiej, i na innych ulicach miasta.
Życie w Kijowie stawało się coraz bardziej nie do zniesienia. Niemcy wdzierali się do domów, wyłapywali ludzi, wywozili ich dokądś, i ludzie ci już więcej nie wracali. Rodzina Elgortów przeniosła się z mieszkania do piwnicy. Nesi przypadło w udziale zdobywanie jedzenia – nie wyglądała na Żydówkę. W piwnicy rodzina Elgortów mieszkała przez kilka dni. Dozorca Pawło Dawydczenko, który wiedział o miejscu pobytu rodziny, mówił do Nesi, kiedy szła po wodę:
– Po co tam się ukrywacie, i tak będą was wysiedlać z Kijowa.
Sam tymczasem w porozumieniu z Niemcami plądrował mieszkania w powierzonym mu domu.
Wyłapywani i katowani
Pewnego razu, wyruszywszy na poszukiwania swojej teściowej, Gitl Elgort, która poszła sprawdzić swoje mieszkanie na ulicy Żylańskiej, Nesia nieoczekiwanie spotkała ojca. Jego wygląd ją przeraził. Okazało się, że wraz z grupą Żydów, wśród których znajdował się też rabin, został złapany przez Niemców i wrzucony do wilgotnej piwnicy, tam się nad nimi znęcano. Kilka osób zostało zamęczonych, a on, ojciec Nesi, i rabin cudem ocaleli. Łzy spływały po wychudłych policzkach starca.
22 września na ulicach miasta, koło hydrantów ulicznych i w sadach odbywało się masowe katowanie Żydów.
Wielu mieszkańców Kijowa, zwłaszcza dzielnic Padół i Słobódka, widziało, jak drugiego i trzeciego dnia niemieckiego panowania po Dnieprze pływały spuchnięte trupy zamęczonych starców i dzieci. W piątek 26 i w sobotę 27 września Żydzi, którzy poszli do synagogi, nie wrócili do domów. Kijowianka Jewgienija Litoszczenko zeznaje, że jej sąsiedzi, starzec Sznejder i Rozenblat z żoną, z synagogi już do domu nie wrócili. Widziała ich trupy na Dnieprze. To samo potwierdza ob. T. Michasiewa. Synagogi zostały obstawione przez niemieckich strzelców z karabinami maszynowymi i policjantów. W kilku miejscach koło Kijowa fale Dniepru wyrzuciły na brzeg woreczki z przyborami modlitewnymi.
Zobaczywszy bruneta, gestapowcy i agenci ukraińskiej policji żądali okazania dowodu tożsamości. Żydów katowano, odprowadzano na policję lub gestapo. W nocy ich rozstrzeliwano.
Piątego dnia po wkroczeniu Niemców do Kijowa W. Liberman, wykorzystując to, że książka meldunkowa została spalona i został wyznaczony nowy zarządca domu, postanowił podać się za Karaima i zmienić swoje nazwisko – Liberman na Libermanow.
„Zawiadamiajcie gestapo!”
24 września wyszedł z domu i przeszedłszy ulicę Korolenki, skręcił na plac Tołstoja. Podszedł do niego mężczyzna wysokiego wzrostu w kepi i czarnym palcie. Kazał mu się zatrzymać i zażądał dowodu tożsamości. Liberman odmówił okazania dowodu nieznajomemu. Dowodu przy sobie nie miał: schował go w domu. „Jestem agentem ukraińskiej policji politycznej, proszę o okazanie dowodu” – powiedział z rozdrażnieniem mężczyzna. „Podejrzewam, że jest pan Żydem”. Liberman mu odpowiedział: „Jestem Karaimem, mój dowód został skradziony”. Agent policji kazał mu podążać za sobą.
Liberman, przechodząc Chreszczatykiem, widział, jak ulicą, często się zatrzymując, jechał samochód z ogromnym megafonem i ktoś grzmiącym głosem wykrzykiwał: „Zawiadamiajcie gestapo i policję o miejscu pobytu komunistów, partyzantów i Żydów. Zawiadamiajcie!”.
Agent policji przyprowadził Libermana do kina znajdującego się na Chreszczatyku, niedaleko ulicy Proreznej. Jeden z gestapowców – wysoki, żylasty żołnierz – brutalnie uderzył go w plecy i wepchnął do foyer kina. Liberman przeszedł przez foyer do sali. Na sali siedziało ponad trzystu Żydów. Większość z nich stanowili siwobrodzi starcy. Wszyscy oni siedzieli w głębokim milczeniu. Liberman przysiadł się do jakiegoś młodego Żyda i ten szeptem mu powiedział: „Wyślą nas do pracy na Syrec i tam w nocy rozstrzelają”.
Podszedłszy do rozbitego okna foyer kina, Liberman patrzył na ludzi przechodzących Chreszczatykiem, ze skrytą nadzieją, że zobaczy żonę. Przypadkowo zauważył przechodzącego obok kina mieszkańca domu, w którym mieszkał, i zawołał go. Ten szybko podszedł do okna. Nie wyjaśniając powodu swojego aresztu, Liberman prosił go o przekazanie żonie, że został zatrzymany i znajduje się w kinie.
Wkrótce, skradając się, do okna podeszła żona Libermana – Walentina Bieriezlewa. Korzystając, że w foyer nikogo nie było, Liberman powiedział do niej: „Walu, podaję się za Karaima. Weź podpisy od Michajłowa, Gonczarenko, Pasycznego, potwierdzające, że jestem Karaimem. Gestapowcy przygotowują krwawą łaźnię dla Żydów”.
Bieriezlewa podeszła do gestapowców i gorąco prosiła o uwolnienie męża, mówiąc, że ona, Walentina Bieriezlewa, jest Rosjanką, a on, jej mąż – Karaimem. Jeden z gestapowców, nie wysłuchawszy kobiety do końca, z całej siły ją popchnął. Spadła ze schodów kina i mocno uderzyła głową o chodnik. Poszła do domu.
Kary śmierci
Liberman przeczuwał, że każda upływająca godzina przybliża jego i Żydów znajdujących się w kinie do śmierci. Ale przypadek uratował i jego, i ich wszystkich. O godzinie drugiej po południu 24 września w pobliżu kina rozległ się wybuch o ogromnej mocy. Liberman wyjrzał przez rozbite okno. Chreszczatykiem biegli oszalali, przerażeni ludzie. Przebiegli obok skrwawiona kobieta, mężczyzna bez ręki. Żółte, gęste kłęby dymu ścieliły się po Chreszczatyku. Tuż po pierwszym wybuchu rozległ się drugi. Upłynęło dwadzieścia, trzydzieści minut. Gestapowcy z krzykiem „Feuer” (ogień) opuścili swój posterunek przy wejściu do kina i schowali się. Żydzi, zobaczywszy, że gestapowcy wybiegli z kina, rozbiegli się do domów.
Po przyjściu do domu Liberman dowiedział się, że żona spaliła jego dowód, wszystkie dokumenty, artykuły i zdjęcia jego rodziców. Przyjaciele Libermana – A.K. Michajłow, D.Ł. Pasyczny, F I. Gonczarenko – złożyli podpisy potwierdzające, że jest on Karaimem.
Liberman postanowił nie pokazywać się na podwórku i na ulicy. Jego żona zamaskowała wejście do małej kuchni i przesiadywał tam całe dnie, jak więzień, widząc z wąskiego okna kawałek błękitnego nieba.
Wieczorami szkarłatny odblask gigantycznego pożaru zabarwiał niebo. Podpalony Chreszczatyk płonął sześć dób.
27–28 września 1941 roku, tydzień po wkroczeniu Niemców do Kijowa, na murach domów pojawiło się ogłoszenie napisane wyraźną czcionką, w języku ukraińskim i rosyjskim, na grubym niebieskim papierze: „Żydzi m. Kijowa i okolic! W poniedziałek 29 września o godzinie siódmej rano macie się stawić z rzeczami, pieniędzmi, dokumentami, kosztownościami i ciepłymi ubraniami na ulicy Dorogożyckiej, nieopodal cmentarza żydowskiego. Za niestawiennictwo – kara śmierci. Za ukrywanie Żydów – kara śmierci”. Podpisu pod tym strasznym rozkazem skazującym na śmierć siedemdziesiąt tysięcy osób nie było.
KOMENTARZE (1)
Biedni ci Rosjanie ,tak ich Niemieccy sojusznicy prześladowali. Polacy doświadczyli od Niemców kary śmierci za ukrywanie Żydów już od 1939.W 1939 Rosjanom i Żydom ,którzy razem z Niemcami napadli na Polskę pakt Ribbentrop-Mołotow nie przeszkadzał. Bo wtedy dzieląc się Polską ,byli przyjaciółmi ,organizowali sobie nawet wspólne parady w Brześciu ,czy w Grodnie. Rosjanie ,Polsce zafundowali taki sam los już w 1939 ,a tu niespodzianka ,ich wczorajszy sojusznicy Niemcy zaczęli zabijać swoich Rosyjskich przyjaciół w 1941.