Nie był szarmancki, uwodzicielski, ani nawet specjalnie przystojny. Mimo to zmieniał kobiety jak rękawiczki. Choć fatalnie traktował kolejne partnerki, panie do niego lgnęły. Zniewalająco piękne, całkiem przeciętne oraz te zupełnie nieatrakcyjne – każda miała nadzieję, że Duce właśnie ją obdarzy względami. I często się udawało. Mussolini nie zwracał bowiem uwagi na aparycję. Liczył się tylko seks.
Trudno zresztą, by stawiał kochankom wygórowane wymagania, skoro sam nie grzeszył urodą. Jak opisuje dyktatora Antoni Scurati w beletryzowanej biografii M. Syn stulecia:
W oczy rzucał się silny kark nad krzepkim tułowiem, twarz pełna z wymalowanym na niej zadowoleniem, chód butny, usta mięsiste, przywodzące na myśl bezwstydnie obnażony fallus, z przylepionym do wargi dopiero co zapalonym papierosem. Słowem, Mussolini ma grację wystrojonego prostaka (…).
Wzorcowy przykład rozpustnika, który uwolniwszy się od wszelkich ograniczeń związanych z niegdysiejszymi przekonaniami, odkrył korzyści płynące z dobrobytu, znalazł sobie kochankę i czerpie przyjemność z życia.
Kobiety do gwałcenia
Mussolini nigdy nie ukrywał, że ma słabość do płci pięknej. Wszystko zaczęło się, gdy był jeszcze nastolatkiem. Kolega, niejaki Benedetto Celli zaprowadził go do „domu hańby”, gdzie w arkana sztuki miłosnej wprowadziła Benita „kapiąca sadłem ze wszystkich stron” podstarzała prostytutka (a przy okazji zaraziła go syfilisem). Później sam już zapewniał sobie kolejne podboje, nie dbając szczególnie o romantyzm i dobre wychowanie. Kobiety traktował instrumentalnie. Jak relacjonuje Jerzy Besala:
Postępował z nimi jak z kolegami. Siłą. Sąsiadkę z rodzinnej wsi wciągnął ze schodów w kąt za drzwiami, gdy wszyscy udali się na sjestę. I zrobił swoje. Nie rozumiał jej lamentów, że odebrał jej cześć. „Nie przeczę – odrzekł. – Ale o jaką cześć jej chodzi?”. Podobnie traktował inne kobiety. Gdy się opierały, obiecywał im małżeństwo. Wtedy wykrył sposób nie tylko na dziewczyny, lecz także na panowanie nad masami: „Tłum, podobnie jak kobiety, stworzony jest po to, by go zgwałcić” – napisze potem.
Inną partnerkę, o imieniu Giulia, w przypływie złości zranił nożem i ugryzł w ramię. Jak sam mówił, dysponował nią do woli, co sprowadzało się do tyranizowania i maltretowania kochanki (notabene mężatki).
Kiedy zdobył władzę, nie musiał już uciekać się do gwałtów. Panie same pchały się do jego sypialni – a także do gabinetu i każdego innego pomieszczenia, w którym Duce akurat miałby ochotę zaspokoić swą chuć (tej mu zaś nie brakowało). Jego kierowca, Ercole Borrato, wspominał, że po ciężkim dniu w ministerstwie szef miał do wypełnienia jeszcze jeden pilny obowiązek – już pozazawodowy – a mianowicie spotkanie z którąś z licznych partnerek.
Nie zawsze zresztą czekał do końca pracy. Antonio Scurati w książce M. Syn stulecia referuje: „Mussoliniemu usługuje tylko jedna kobieta, niejaka Cesira Carocci (…). Plotki głoszą, że od czasu do czasu sprowadza dla niego dziewczęta, dzięki którym premier zaspokaja potrzeby seksualne szybko i skutecznie, z nogami spętanymi spodniami opuszczonymi do kostek”.
Demon seksu ze skrzypcami
Przez łóżko dyktatora przewinęły się dziesiątki, a może i setki kochanek. Już w wieku 28 lat z pewną nostalgią Benito wyznawał: „Kochałem wiele kobiet, lecz te dalekie już miłości osnuł szary welon zapomnienia”. Trudno powiedzieć, co tak bardzo przyciągało je do tyrana. Z drugiej strony nie od dziś wiadomo, że władza to wspaniały afrodyzjak. Besala opisuje:
Kobiety ofiarowywały mu się same. Jedna z nauczycielek z Piemontu prosiła, aby ją posiadł przed ślubem, zgodnie ze starą tradycją ius primae noctis, prawem pierwszej nocy dla władcy. (…) Pod balkonem, z którego przemawiał, ustawiały się rozhisteryzowane dziewczęta. Każda z nich miała nadzieję, że Duce ją zauważy i zaprosi do siebie.
Kobiety przyjmował w wielkiej Sali Globusowej prawie pozbawionej mebli, we wnękach stały jedynie ławy pokryte poduszkami. Nie było żadnego łoża, tylko wielki dywan. Zanim Duce je tam wpuścił, musiały wysiadywać w korytarzu razem z partyjnymi urzędnikami, a nad przepływem tego ruchu czuwał woźny i pokojowiec Quinto Navarra. On też zbierał walające się po dywanie szpilki do włosów i tym podobne kobiece akcesoria, ślady miłosnych triumfów Duce. Miał też zapewne i inne zalety – w przypływach sentymentalizmu grywał kochankom miłosne serenady na skrzypcach. Jego osławiona brutalność schodziła wówczas na dalszy plan.
Jednak jeszcze zanim zaczął polityczną karierę, nie mógł narzekać na brak powodzenia. Z jedną ze swych najsłynniejszych miłostek – żydowską dziennikarką Margheritą Sarfatti – związał się już w 1911 roku. W biografii dyktatora Göran Hägg referuje: „Miała wielki wpływ na Mussoliniego, zwłaszcza w późniejszym okresie. Była najbardziej uzdolniona spośród wszystkich jego kochanek”. Sarfatti pod wieloma względami stanowiła wyjątek – nie była panienką na jedną noc. Wręcz przeciwnie. Zdaniem wielu historyków była prawdopodobnie najważniejszym doradcą tyrana.
Kłopotliwe przygody
Inne romanse nie były już tak bezproblemowe. Związek z Idą Dalser, która urodziła Mussoliniemu syna, odbił się przyszłemu dyktatorowi czkawką, gdy kobieta zaczęła domagać się ślubu i pieniędzy. Nachodziła go w pracy, urządzając karczemne awantury. W końcu, po zdobyciu władzy, Benito pozbył się jej raz na zawsze – z orzeczeniem choroby psychicznej zamknął byłą partnerkę w szpitalu dla obłąkanych.
Co ciekawe, według dziennikarza Marco Zeniego Ida miała pełne prawo żądać od Mussoliniego uwagi i opieki, gdyż od 1914 roku mieli być… małżeństwem. Wprawdzie żadnych dokumentów, które by to potwierdzały nie odnaleziono, jednak jeśli byłaby to prawda, to biorąc w 1915 roku ślub cywilny, a 10 lat później kościelny ze swoją długoletnią konkubiną i matką jego (łącznie pięciorga) oficjalnych dzieci, Rachelą Guidi, Benito popełniłby bigamię.
Nie była to jedyna kłopotliwa relacja kochliwego tyrana. Jak relacjonuje Göran Hägg, po zwycięstwie w Afryce Mussolini wplątał się w romans z francuską dziennikarką, Magdą de la Ferriere, pisującą pod pseudonimem de Fontanges. Kiedy chciał zakończyć związek, wywołał lawinę nieszczęść. Biograf dyktatora wspomina:
Fontanges, która miała wtedy dwadzieścia pięć lat, nie chciała się pogodzić z faktem, że romans dobiegł końca. Mussolini dał jej na pocieszenie jakieś pieniądze, ale jej przełożeni w Paryżu zwolnili ją z pracy, gdy dowiedzieli się o całej historii.
Niezrażona tym Francuzka wróciła do Rzymu, żeby spotkać się z mężczyzną, którego uparcie nazywała miłością swojego życia. Po samobójczej próbie w hotelu została wydalona z Włoch. W 1937 roku chciała zamordować byłego ambasadora Francji we Włoszech, który – jak twierdziła – obmawiał ją przed Duce. Na całej aferze udało się kobiecie przynajmniej nieco zarobić. W 1940 roku sprzedała swoją historię amerykańskiemu tygodnikowi „Liberty”.
Kręta droga przez życie
Sam Mussolini swoją rozwiązłość i chorobliwą wręcz potrzebę uprawiania seksu uznawał za coś całkowicie normalnego. Jak wyłuszczał swej ostatniej, najsłynniejszej miłostce, Claretcie Petacci, z którą 28 kwietnia 1945 roku został rozstrzelany, a następnie powieszony ku przestrodze: „Miałem dzieci pozamałżeńskie, miałem kochanki. Czuję się jednak usprawiedliwiony ze względu na okoliczności. W końcu, czy od mężczyzny takiego jak ja, któremu przytrafiła się cała masa okazji, można oczekiwać, że będzie szedł przez życie prostą drogą?”. Po czym dodał beztrosko: „Wszyscy mężczyźni zdradzają swoje żony, nawet synowie fryzjerów”.
A co na to jego żona? Cóż, szybko musiała pogodzić się z niewiernością męża. Zresztą Mussolini zdradzał ją przecież już przed ślubem. Z drugiej strony nie mogła sobie pozwolić na rozstanie – z uwagi na piątkę wspólnych dzieci. Potrafiła jednak zawalczyć o swoje. Gdy doszły do niej plotki o kolejnym romansie, zjawiła się w biurze Benita i zażądała wynajęcia dla niej mieszkania w Mediolanie. Jerzy Besala opisuje:
Odmówił, ale wystarczyło, że żona oznajmiła mu z lodowatym chłodem, iż w takim razie na pomoc przyjdzie jej pani Agosti. Była to kobieta z Forlě, która nie zawahała się zabić swego kochanka za to, że ją porzucił. Na dodatek sąd ją uniewinnił. Wystraszony perspektywą starcia z furiatką Benito zgodził się na przyjazd Racheli z rodziną na stałe do Mediolanu.
W głębi serca musiał darzyć kobietę, która wytrwała u jego boku najdłużej, bo aż 35 lat, ciepłymi uczuciami. Ostatecznie to do niej w pożegnalnym liście z 25 kwietnia 1945 roku napisał: „Wybacz mi całe zło, jakie ci mimo woli wyrządziłem. Ale ty wiesz, że byłaś jedyną kobietą w moim życiu, którą naprawdę kochałem. Przysięgam ci to przed Bogiem”.
Bibliografia:
- J. Besala, Miłość tyranów, Czerwone i Czarne 2013.
- M. Borucki, Mussolini, Książka i Wiedza 1986.
- G. Hägg, Mussolini. Butny faszysta, Prószyński i S-ka 2015.
- P. Monelli, Mussolini, Czytelnik 1973.
- A. Scuratti, M. Syn stulecia, Sonia Draga 2020.
KOMENTARZE (4)
Można powiedzieć że Ziuk to był przy tym gentelmanie wzór cnót. O Adolfie nie wspominając.
Czy tylko ja się zastanawiam gdzie motłoch widział charyzmę ?
Przecież oglądając kroniki widać że jeden to istny klaun machający rękoma i robiący śmieszne miny a drugi przypomina Charliego Chaplina.
To jednak zjawisko ponadczasowe, każdy kraj ma takiego dyktatora (lup prezesa) na jakiego sobie zasłużył.
Te baby tonjednak głupie są….
Dzień dobry, jest i ona w artykule, wystarczy uważnie przeczyta;) Acz tak jak i o żonie i pozostałych paniach, jedynie o niej wspomniałam, bo tematem nie były ich biografie i poświęcenia, na jakie były gotowe. Natomiast historia tego romansu zdecydowanie zasługuje na osobny tekst:)
Pozdrawiam serdecznie
tyle z opowieści feminazistek o męskim oprawcy i kulturze patriarchatu. podświadomie dominujący samiec, prymitywny, wulgarny i agresywny jest obiektem ich pragnień