Czy to magia? Odpowiadamy: nie! To sztuka i chęć niesienia dobra. Przedstawiamy postać wspaniałej kobiety, która chciała pomóc poszkodowanym podczas I wojny światowej; tym, którzy stracili pewność siebie i… swoją twarz.
I wojna światowa doprowadziła do śmierci wielu cywilów i żołnierzy, którzy – jeśli udało im się przeżyć potyczkę na froncie – wracali ranni do swych rodzinnych stron. Podczas walk najbardziej niebezpieczne były wszelkie odłamki, które rykoszetowały i często śmiertelnie raniły żołnierzy (stąd też armie starały się opracować pancerze dla żołnierzy, nawiązujące do starożytnych albo średniowiecznych zbroi).
Raczkująca chirurgia plastyczna Harolda Gillies’a
Od wybuchu pierwszej wojny światowej medycyna znacznie się poprawiła. Rany, które wcześniej bywały śmiertelne, bez problemu można było wyleczyć (choć większość żołnierzy do końca życia musiało się zmagać z bliznami i oszpeceniami). Sytuację chciał poprawić Harold Gillies, uznawany za ojca chirurgii plastycznej.
Urodził się w Dunedin, mieście znajdującym się na południowym wschodzie Nowej Zelandii. Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do Korpusu Medycznego Armii Królewskiej i jako opiekun medyczny francuskiego dentysty Valadiera, służył na terenie Francji. Valadier eksperymentował z przeszczepami skóry i próbami rekonstrukcji szczęki.
Harold, będąc zainteresowany metodami przeszczepów, udał się do Paryża, by poznać chirurga Hippolyte’a Morestina. Spędzając z nim czas, był świadkiem przeszczepu skóry pacjenta, z którego twarzy został usunięty duży guz. Zafascynowany tym faktem wrócił do Anglii, by przekonać naczelnego chirurga wojskowego do stworzenia specjalnego oddziału chirurgii szczękowo-twarzowej.
Ostatecznie Gillies wraz ze współpracownikami przeprowadzili ponad 11 tysięcy operacji rekonstrukcji twarzy rannych żołnierzy, co dało podwaliny pod nową dziedzinę chirurgii (podczas jednego z pierwszych dni istnienia kliniki – latem 1916 roku – do jego oddziału zgłosiło się ponad 2000 rannych żołnierzy; wszyscy brali udział w bitwie nad Sommą).
Rzeźbiarka nowego życia – Anna Coleman Ladd
Podczas pierwszej wojny światowej liczba oszpeconych mężczyzn była ogromna. Hełmy oraz specjalne pancerze w większości nie chroniły twarzy. Wielu mężczyzn wracało do domów bardzo oszpeconych, co było problemem głównie dla nich, gdyż w większości wstydzili się swojego wyglądu, inni źle na nich patrzyli, dodatkowo odmawiali powrotów do rodzin. Skala tego problemu była tak wielka, że rząd Wielkiej Brytanii rozmyślał nad stworzeniem specjalnych kolonii przeznaczonych dla oszpeconych, gdzie mogliby żyć z dala od innych ludzi.
Te smutne historie dotarły do znanej rzeźbiarki i malarki – Anny Coleman Ladd, która postanowiła otworzyć w Paryżu specjalną pracownię. Przy pomocy Czerwonego Krzyża, Anna oraz jej zespół, tworzyli specjalne miedziane maski, które można było przymocować do twarzy. Wielu żołnierzy nie mogło liczyć na operację. A jeśli udało im się ją mieć, to często rana była nadal bardzo widoczna i przeszkadzała w normalnym życiu.
Maski tworzone przez Annę stały się niesamowicie popularne. Były ręcznie malowane, by oddać jak najlepiej odcień skóry osoby, która będzie ją użytkować. Praca ta przywróciła wielu poszkodowanym przez wojnę normalne życie, nie czuli się wykluczeni z życia społecznego i mogli spokojnie żyć wśród najbliższych. Poczucie normalności i akceptacji przez społeczeństwo jest bardzo ważne – oszpeceni weterani mogli żyć jak inni.
Niesamowita zmiana
Poniżej zamieszczamy zdjęcia ukazujące pomoc niesioną przez Annę Coleman Ladd.
Efekty pracy potrafiły być naprawdę imponujące!
Bibliografia:
- www.gilliesarchives.org.uk [dostęp 28.02.2020]
- www.wyohistory.org [dostęp 28.02.2020]
- www.americanhistory.si.edu [dostęp 28.02.2020]
- https://www.youtube.com/watch?v=BJzjt_aFc00
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.