Zabójstwa w afekcie – również podczas seksu – nie są niczym szczególnym. Przynajmniej kilka razy w historii zdarzyło się jednak, że morderca zdecydował się na użycie bardzo nietypowego narzędzia zbrodni. Król Neapolu, a także kilka żon pewnego duńskiego dzierżawcy zmarło w wyniku trucizny zaaplikowanej… przy użyciu pochwy.
Trudno powiedzieć, co kierowało kochanką króla Neapolu Władysława I Andegaweńskiego, kiedy zdecydowała się wsunąć w swoje drogi rodne truciznę. Lecz jeśli wierzyć rzymskiemu lekarzowi Paolo Zacchii, intryga się powiodła. W 1414 roku neapolitański władca przeniósł się na tamten świat po tym, jak za pośrednictwem swej męskości wchłonął podczas stosunku zabójczą substancję. Co stało się z morderczynią – nie wiadomo. Niewykluczone, że sama zginęła wskutek zatrucia…
Jak się pozbyć żony?
Tego nietypowego (przynajmniej w kontekście trucia) otworu w ciele użył też w drugiej połowie XVIII wieku pewien Duńczyk. Tak jego historię opisuje w swoim dziele z 1786 roku niejaki Mangori:
Żona dzierżawcy z Kopenhagi zmarła nagle w okolicznościach, które zrodziły pewne wątpliwości odnośnie przyczyny jej zgonu. Sześć tygodni po śmierci małżonki wdowiec ożenił się ze swoją służącą. Kilka tygodni potem uczuciem obdarzył inną służkę i z jej pomocą próbował otruć swoją drugą żonę.
Pierwsze próby spełzły na niczym, ale w końcu pewnego ranka, tuż po spółkowaniu, udało mu się włożyć kobiecie do pochwy, przy pomocy palca, mieszankę arszeniku i mąki. W południe małżonka dzierżawcy źle się poczuła i następnego dnia zmarła.
Później mężczyzna próbował powtórzyć swoją zbrodnię. Trzecia partnerka (która w swoim czasie pomogła mu w pozbyciu się drugiej żony) zorientowała się jednak, co się święci i złożyła w sądzie oświadczenie. Seryjny mąż został ukarany. Dla kobiety było już jednak za późno – zmarła dobę później z objawami charakterystycznymi dla zatrucia arszenikiem (co też miała potwierdzić sekcja).
Toksykologiczny mit czy prawda?
Czy w tej – trzeba przyznać nieprawdopodobnej – historii tkwi ziarno prawdy? Jeszcze u progu XX wieku farmakolog z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, David I. Macht, donosił, że pochwę zasadniczo uważa się za organ niezdolny do wchłaniania substancji chemicznych. Jednak badania, które przeprowadził w 1917 roku (na psach i kotach!) wykazały, że to założenie jest fałszywe, a przez drogi rodne do organizmu mogą przedostać się liczne szkodliwe alkaloidy, morfina oraz kokaina.
Patolog Philippe Charlier relacjonuje z kolei:
Podanie trucizny drogą dopochwową, jeśli nie jest prawdą, to przynajmniej toksykologicznym mitem… W XVII wieku Paolo Zacchia (1584–1659), rzymski lekarz związany z dworem papieskim, w swoim traktacie Quaestiones medico-legales (Medyczno-prawnicze kwestie) przytacza kilka autentycznych anegdot o takim właśnie sposobie podania trucizny (takie przynajmniej są jego przypuszczenia).
A zatem pochwa użyta jako narzędzie zbrodni (przez jedną bądź drugą stronę), choć mocno niekonwencjonalna, nie jest aż tak absurdalna, jak mogłoby się wydawać. Co ciekawe, w 2013 roku tym samym sposobem usiłowała pozbyć się męża pewna kobieta z Brazylii. Umieściła truciznę w pochwie, a następnie namówiła mężczyznę na seks oralny. Ten jednak, zaniepokojony dziwnym zapachem, zabrał żonę do szpitala, a cała intryga spełzła na niczym…
Zresztą historia zna nawet bardziej kuriozalne przypadki. Wspomniany już Mangori opisywał również otrucie sycylijskiego króla Konrada I przez jego przyrodniego brata Manfreda w 1254 roku. Żądny władzy bastard (Manfred pochodził z nieprawego łoża) miał zamordować konkurenta za pomocą… lewatywy z arszenikiem.
Charlier opisuje: „Z wielką precyzją Mangori dodaje, a ten fizjologiczny szczegół jest nie do przeoczenia, że podając truciznę w ten sposób, należy dwukrotnie zwiększyć jej dawkę w porównaniu do metody doustnej”. Cóż, ile w tym prawdy – nie wiadomo. Według oficjalnych źródeł Konrad wyzionął ducha z powodu malarii.
Bibliografia:
- P. Charlier, Sekrety dawnych zbrodni. Patolog o słynnych morderstwach historycznych, Esprit 2016.
- D. I. Macht, On the Absorption of Drugs and Poisons Thought the Vagina, „Journal of Pharmacology and Experimental Therapeutics, 10: 509 (January), 1918.
KOMENTARZE (9)
nie,po pierwsze trucizne trudno nazwac narzedziem.Prawdziw enarzedzia bywaly zupelnie inne.A wyjtkowe bylo to ,jak zamordowano krola Edwarda w Anglii za zgoda krolowej.Dlugo oprawcy mysleli,bo mieli NIE zostawic zadnych sladow.Wiec w koncu przygotowali rog bawolu ,obcinajac mu waski koniec tak,zeby pojawil sie otor.Po obezwladnieniu Edwarda wetkneli mu ten rog w odbyt a w rog i przez ten otwor rozpalony w piecu pret zelazny.Edward zginal w nieludzkoch meczarniach ,a sladow nie bylo
Śmierć Edwarda to tylko legenda, ale kto wie jak było naprawdę.
no cóż, znowu nie udało sie zrozumieć? To nie trucizna była narzędziem ale trzeba opanować „trudną” sztukę czytania ze zrozumieniem albo przynajmniej przestać udawać,że nie jest się durniem i nie atakować innych. Ostatnie zdanie tytułu nic ci nie mówi?
Droga autorko jak dla mnie trcizna to nie narzędzie, a jako takie był na pewno używany przez Dominikana Srbosjeki (dosłownie: zarzynacze Serbów)i to prawdopodobnie najdziwniejsze narzędzie zbrodni w dziejach.
dla autorki też narzędziem zbrodni nie jest trucizna. Po prostu ten artykuł przerasta cię intelektualnie ale pora w końcu zrozumieć własną głupotę i nie atakować innych obarczając ich winą za swoje upośledzenie
Do zabójca debili. No dobrze dla autorki narzędziem jest pochwa, co jest niewłaściwym założeniem. Może ona być tylko miejscem podania trucizny. Narzędziem zbrodni może być ostatecznie własne ciało. Odnosząc się do twojego przydomka nie realizujesz jego założeń tyle potencjalnych ofiar na świecie, a ty udzielasz się na tym portalu? Zastanów się nad własną dekapitacją, wnosząc z poziomu wypowiedzi zrealizujesz misję z własnego przydomku.
Nie karmić trolla!
Ostatni akapit ma sie wręcz nijak do rzeczywistości – szczególnie zdanie „Cóż, ile w tym prawdy – nie wiadomo. ” – wręcz przeciwnie. Wiadomo i to bardzo dobrze. W pochwie jest taka sama błona śluzowa jak choćby w ustach, czy nosie. Co istotne – wchłanianie się przez błonę śluzową odbywa się szybciej niż z żołądka i jest skuteczniejsze. chociażby z tego powodu, że w żołądku zawsze się znajdzie jakaś treść pokkarmowa. Jedyne wyjątki od tego to sytuacje, gdy trucizna wymaga najpierw rozkładu, np. przez soki żołądkowe, albo elementem „docelowym” organizmu jest układ pokarmowy.
Najprostsza kwestia, która potwierdza, że przez błony śluzowe wchłanianie jest bardziej ekonmiczne, to choćby ćpuny – dla torych każdy gram bywa na wage zlota.
Oczywiście że masz rację i nie wiem z jakich źródeł medycznych autorka wzięła swą wiedzę. Wszystkie błony śluzowe w ciele działają w podobny sposób, tzn. przesączając płyny dwukierunkowo. Tak działają jelita choćby. Co jest wykorzystywane już nie tylko w aplikacji narkotyków, ale też znieczulenia w pierwszych operacjach czy współcześnie w lekach, aplikowanych w postaci czopków. Cóż to za sensacja? Można truciznę zaaplikować przez każdy otwór w ciele, choćby ucho, oko czy nos. W sumie trochę łatwiej niż w otwory intymne, albowiem nie trzeba wchodzić w bliski kontakt intymny z ofiarą… ;)