Średniowiecznych Polaków często nazywano piwożłopami. Anglosasi jednak potrafili spożyć o wiele więcej litrów browaru. Obraz Adriaena Brouwera "Pijani chłopi w karczmie".
Gdybyśmy spojrzeli na mapę przedstawiającą średniowieczne strefy wpływów piwa, a więc ówcześnie najpopularniejszego trunku, występowało ono jedynie na Śląsku (biorąc pod uwagę dzisiejsze granice Polski). W Europie, zdominowanej przez ten bursztynowy napój, znalazł się jeden naród, który uznany został za największego piwosza wieków średnich. Byli to mieszkańcy Anglii.
Nie myślcie jednak o piwie z dodatkiem chmielu. Angielski browar, czyli ale warzono ze słodu jęczmiennego, który wzbogacano ziołami. Rzadziej bywało ono pszeniczne lub orkiszowe. Chmiel stosowano co prawda jako przyprawę do piwa już od VIII wieku, ale większość piwowarów, zniechęcona do niego przez frankońską mistyczkę Hildegardę z Bingen, zastępowała go innymi przyprawami. Ta wielka średniowieczna dietetyczka twierdziła, że po wypiciu chmielonego piwa ludzkie wnętrzności robią się ociężałe.
Dla mieszkańca średniowiecznej Anglii ale było czymś tak powszednim, jak chleb – do tego nawet stopnia, że jego cenę regulowano statutem. Piwo pili wszyscy. Joseph i Frances Gies w swojej książce „Życie w średniowiecznej wsi” piszą: „Jeśli było to możliwe, każdy posiłek (wliczając w to śniadanie) popijano słabym ale”. Piwo nie mogło być zbyt mocne, ponieważ przeszkadzałoby w codziennych obowiązkach. Mocniejsze gatunki przeznaczano na biesiadne stoły.
Ale do końca życia
Bogatsze rodziny chłopskie unikały picia wody, która roznosiła choroby. Wolały piwo. Mleko uważano zaś za napój dla osób w podeszłym wieku oraz dzieci – nawet one jednak częściej spożywały ale, ponieważ było lekko słodkawe. Na pańskich stołach najczęściej gościło wino, choć angielscy lordowie także nie stronili od bursztynowego napoju. Co ciekawe, średniowieczne piwo szybko kwaśniało. Wtedy doprawiano je miodem i ziołami – na przykład cynamonem, mielonym pieprzem czy niebieskim imbirem – oraz dodawano żółtka jaj. Oczywiście jeśli kogoś było na to stać. Joseph i Frances Gies w swojej książce „Życie w średniowiecznej wsi” dodają, że w biedniejszych domach
ziarnom jęczmienia przeznaczonym na polewkę pozwalano kiełkować w wilgotnym, ciepłym miejscu, a następnie gotowano je w garnku. Wodę można było potem zlać, osłodzić miodem i wypić jako „barley water” albo pozwolić jej sfermentować w postaci piwa.
Podstawowymi produktami żywnościowymi dla średniowiecznego angielskiego chłopa były: chleb, jęczmienna polewka, owsianka i właśnie ale, które – oprócz tego, że nie zawierało szkodliwych bakterii – dostarczało również witamin.
W angielskich klasztorach stosowano praktykę swego rodzaju emerytalnego kontraktu. Pozwalał on zadbać o potrzeby starszych mnichów, którzy nie mogli już pracować na swoje utrzymanie. Dożywotnie świadczenia, które gwarantował im klasztor obejmowały codzienną porcję chleba i ale. Jak możemy przeczytać w książce „Życie w średniowiecznej wsi”: „zazwyczaj były to odpowiednio dwa bochenki i (aż) siedem i pół litra” piwa dziennie! Ponadto „jedno lub dwa dania gotowane z własnej kuchni.” Później podobne świadczenia stały się dostępne i dla świeckich – także chłopów. Najbiedniejsi wykupywali porcję chleba, polewki i oczywiście ale.
W ale płać i zarabiaj
W niektórych przypadkach w średniowiecznej Anglii piwo traktowano także jako zapłatę za wykonaną pracę. Giesowie podają, że na podstawie „starodawnej umowy” lord świecki lub duchowny był zobowiązany żywić żniwiarzy podczas robót wykonywanych na jego rzecz. Najczęściej dostarczał pszeniczne pieczywo i duże ilości ale. W książce „Życie w średniowiecznej wsi” czytamy: „Według jednego z obliczeń zazwyczaj były to cztery litry na człowieka na dzień”. Zdarzali się i tacy, którzy wypijali dwa razy tyle. Niektórzy lordowie podczas koszenia pozwalali grać wieśniakom w grę „spora szansa”. Wygrywał ten, któremu udało się unieść i nie upuścić tak wielkiej kupy siana, jaką zmieścił na kosie. Ale jeżeli dotknął ziemi lub stracił trawę, musiał postawić kolegom „porcję ale wartą obola” (czyli około 1,20 zł).
Choć na lordowskim stole gościły różnorakie wina, dbano także, aby nie zabrakło złocistego napoju. Oprócz pracy na rzecz lorda, dzierżawcy byli zobowiązani do opłat będących pozostałościami po dawnych daninach lub posługach. Giesowie relacjonują, że zamiast wytwarzać słód na potrzeby opata uiszczano opłatę zwaną „maltsilver”, czyli „słodowe srebro”, a w miejsce pracy w winnicy obowiązywała inna danina – o nazwie „vineyard silver”. Część zobowiązań dzierżawcy uiszczali także w naturze, płacąc chlebem, jajami, serem i oczywiście ale. Jak widać piwo w Anglii było dosłownie wszędzie…
Każda okazja dobra, by napić się ale
Bursztynowy napój towarzyszył mieszkańcom średniowiecznej Anglii przy każdej okazji. W dni wolne od pracy grano w różne gry, jedzono mięso, ciasta i popijano ale. Podczas najdłuższego okresu wolnego w roku – między Wigilią a świętem Trzech Króli – niektóre dwory zapraszały na ucztę dwóch chłopów: jednego bardziej i jednego mniej zamożnego. Pierwszy przychodził na obiad z dwoma kompanami. Wszystkim trzem podawano do posiłku tyle piwa, ile zdołali wypić.
Jak piszą Giesowie w książce „Życie w średniowiecznej wsi”: „ulubioną formą spędzania wolnego czasu przez dorosłych wieśniaków było… picie”. Uczty, także chłopskie, nie mogły obyć się bez ale. Powszechnie trafiało ono nie tylko na stoły, ale także do średniowiecznego nazewnictwa. „Brade ale” to określenie wesela, które odbywało się w domu panny młodej lub tawernie. Były też wsie, w których weselny obiad wydawał pan młody, „częstował gości chlebem, piwem, mięsem lub rybą”. Możliwości do picia przysparzały także stypy, choć księża potępiali tego typu praktyki, twierdząc, że ludzie „cieszą się ze śmierci i traktują pogrzeb jako okazję do picia ale”.
Gospodarz, w którego domu właśnie uwarzono piwo, zapraszał wszystkich z okolicy, jak do tawerny i – jak relacjonują Joseph i Frances Gies – sprzedawał bursztynowy napój „po ustalonej cenie – pensa za jedenaście litrów” (ok. 2,25 zł). Ale podawano nie tylko w domowych tawernach, które dały początek angielskiej kulturze picia piwa w pubach, ale także w gospodach, z których najstarsza – pochodząca z XII wieku – gospoda krzyżowców stoi w Nottingham do dziś.
Pijany jak Anglik
Nadużywanie alkoholu niosło ze sobą oczywiście niebezpieczeństwo samookaleczeń, kłótni czy innych aktów przemocy, o których roi się w dworskich i królewskich aktach sądowych czasów angielskiego średniowiecza. Pewnego razu w 1276 roku Osbert le Wuayl z Elstow był tak pijany, że podczas powrotu do domu przewrócił się, uderzył głową w kamień i zmarł na miejscu. Inny mężczyzna – upojony ale – wpadł do studni i utonął.
Gorsze były jednak bijatyki lub napady pod wpływem alkoholu. Podczas ostrej wymiany zdań po wypiciu piwa dwóch mężczyzn ugodziło trzeciego sierpem w samo serce. Innym razem czterech pijanych mężczyzn zaczepiło przygodnego przechodnia, pytając kim jest. Najwyraźniej odpowiedź, jaką usłyszeli, nie przypadła im do gustu, ponieważ jeden z nich uderzył przechodnia siekierą w głowę. Jak można się łatwo domyślić delikwent tego spotkania nie przeżył. To jedynie kilka przykładów średniowiecznych rozbojów po przedawkowaniu ale.
Nadużywanie alkoholu było w wiekach średnich poważnym problemem, z którym starał się walczyć Kościół. Jedno z pytań zadawanych przez księdza podczas spowiedzi brzmiało: „Czy spędziłeś niedzielę na strzelaniu, zapasach lub innych grach, albo w piwiarni?”. Grzechy pijaństwa i obżarstwa należały też do tych, przed którymi szczególnie przestrzegano duchownych.
Mieszkańcy średniowiecznej wsi nie mieli zbyt wiele okazji do radości. Codzienna walka o przetrwanie, częste nieurodzaje niosące ze sobą głód i choroby, obowiązki i daniny na rzecz lorda stanowiły dzień powszedni średniowiecznego chłopa. Jak czytamy w książce „Życie w średniowiecznej wsi”: „mimo tego istniały przecież miłość, seks (…) święta, gry i sporty oraz wystarczająco dużo ale”. Pytanie brzmi: czy mieli oni jednak okazję poznać stan trzeźwości?
Bibliografia:
- Joseph Gies, Frances Gies, Życie w średniowiecznej wsi, Znak Horyzont, Kraków 2018.
- Joseph Gies, Frances Gies, Życie w średniowiecznym zamku, Znak Horyzont, Kraków 2017.
- Wojciech Lipoński, Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich, BENE NATI, Poznań 1995.
- Ian Mortimer, W mieście, na dworze, w klasztorze. Jak przetrwać w średniowiecznej Anglii, Astra, Kraków 2017.
- Michel Pastoureau, Życie codzienne w średniowiecznej Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego stołu (XII-XIII w.), PIW, Warszawa 1983.
- Mika Rissanen, Juha Tahvanainen, Spieniona historia Europy. 24 pinty, które nawarzyły piwa, Agora, Warszawa 2017.
KOMENTARZE (19)
i tak im do dzisiaj zostało tym Anglikom.
Ciekawy tekst, tylko jedna uwaga – piwa się nie pędzi tylko warzy.
A ja je chlam.
Szanowny Panie Pijaku, mało historyczny komentarz i mało odnoszący się do samego tekstu, ale dziękujemy za szczerość ;) Pozdrawiamy :)
Dziękuję za cenną uwagę. Miło, że tekst się podoba.
Zdrowo jedli , nie to co teraz sama hemia .
Drogi Panie Mariuszu, niestety co do chemii prawda, ale coraz bardziej kładzie się nacisk na żywność ekologiczną i zdrową. Nie jest zatem jeszcze tak źle :) Pozdrawiamy.
Miłość… tak jak ją rozumiemy, to wymysł romantyków. Na pewno w kręgach o których mowa – niezbyt ją znano. :)
Nie bardzo rozumiem, co ma piernik do wiatraka :P Chyba, że miano tą romantyczną miłością darzyć piwo. Albo dopiero po jego wypiciu ją widzieć…. I jakby nie patrzeć, miłość romantyczna nie jest raczej wymysłem współczesnym, więc nie róbmy już z ludzi średniowiecza drewnianych klocków niezdolnych do uczuć.
Piwo pito zamiast wody. Alkohol dezynfekowal napoj. Po wodzie zatrucie bylo murowane. No i po alkoholu nie ma brzydkich kobiet. Jesli taka widzisz to wypiles za malo.
Moim zdaniem za bardzo ulegamy stereotypom że każdy Anglik to gentlemen ściśle przestrzegający reguł five o’clock. Nic bardziej mylnego bo i dziś Anglicy którzy przyjeżdżają do Polski dość szybko swoim zachowaniem zaprzeczają temu mitowi. Ale warto wspomnieć że na przykład obok zapijaczonych Anglików jeszcze w XIX na drugim krańcu Europy istniał naród gdzie była tradycja czajewniczania czyli picia herbaty, alkoholu piło się dużo ale tylko w święta i był to naród… rosyjski. Warto więc czasami się pochylić i przeanalizować pewne mity i stereotypy.
Drogi komentatorze, bardzo dziękujemy za ten wpis! Nie dość, że zwrócił Pan uwagę na ważną rzecz jak stereotypowe podejście do narodów, to jeszcze wskazał konkretny przykład. Jak jednak widać stereotypy mają często historyczne zakorzenienie. Oczywiście stanowią niesprawiedliwe uogólnienie, ale zawierają część prawdy. Co do rosyjskiej tradycji – niestety, jak w przypadku Anglików, takie tradycje były kultywowane w kręgach arystokracji. Na rosyjskiej wsi również się piło. I to sporo. Pozdrawiamy serdecznie.
W Rosji do czasów rewolucji chyba najbardziej zapijaczona była armia co było jedną z głównych przyczyn porażki w wojnie z Japonią. Ale społeczeństwo wcale tak nie piło na co dzień bo kiedyś czytałem że odsetek niepijących kobiet i o dziwo niepijących mężczyzn był dość spory i dochodził do kilkudziesięciu procent. Ponadto ostatni car bardzo dbał o to żeby pracownicy strategicznych gałęzi gospodarki byli trzeżwi, np. w zakładach putiłowskich promowano abstynencje. Warto obejrzeć film ,,żyła sobie baba” gdzie rosyjscy chłopi wypili a raczej wychlali hektolitry wódki ale w normalne dni do obiadu pili czaj z samowaru. Pewne skłonności do alkoholu zostały rozwinięte w latach ZSRR. Co do Anglików to nie jest jakąś nowością że wyobrażamy ich sobie jako pięknych, modnie ubranych itp… a na miejscu okazuje się że to niechluje lubiące sobie wypić i jednym z takich typowych Anglików jest Powolniak z serialu ,,co ludzie powiedzą”.
Szanowny komentatorze, jak widać nic nie jest czarno-białe. Stereotypy mają co prawda zakorzenienie w rzeczywistości, ale są niestety najczęściej krzywdzącym uogólnieniem (chociaż czasem to uogólnienie jest pozytywne – jak w przypadku Anglików). Inaczej też pewne stereotypy kształtują się w różnych krajach – my widzimy Anglików inaczej niż np. te kraje, dla których Wielka Brytania była kolonialnym tyranem. Jak widać z historii wypływa nasz obraz danego narodu, ale i historia go weryfikuje. Pozdrawiamy serdecznie :)
Żeby już niepotrzebnie nie przedłużać tematu to faktycznie inaczej patrzelibyśmy na Wielką Brytanie gdybyśmy z tym państwem sąsiadowali. Inna rzecz że Anglicy mając odpowiednie środki mogli sobie pozwolić żeby zrobić innym narodom złą prasę tj. wmówić światu że Szkoci to chciwusy i brudasy a Irlandczycy to dzikusy i alkoholicy mimo tego że to właśnie w Anglii pijaństwo było dużo większe niż na zielonej wyspie. I podobny mechanizm jest z Niemcami i Polską: Niemcy mają środki i stać ich na to żeby się wybielać i pokazywać tylko i wyłącznie od strony pozytywnej zrzucając ciemne strony własnej historii na mitycznych nazistów i na Polaków. Pozdrawiam
Drogi komentatorze, niestety taka jest prawda – kto ma pieniądze, ten rządzi opinią publiczną. Można komuś zrobić dobry, a komuś czarny pijar. Dziękujemy za to celnie podsumowanie i również pozdrawiamy.
SZWEDZI STRASZNIE PILI – KLIMAT – ZWŁASZCZA MOCNE TRUNKI – NOC POLARNA – WIELKIE KARY I ZARZADZENIA KROLEWSKIE SPOWODOWALY — PRAWIE PROHIBICJE
Skandynawowie pili, pija i beda pic na umor poki bedzie u nich dzialac cicha prohibicja. Mala ilosc sklepow z zoltymi firankami z alkoholem, limity, kartki, kary, itd. Dlaczego u nich nie widac pijanych ? Bo kazdy gdy juz zobaczy na ulicy pijanego to mu pomaga w dotarciu do domu zeby go policja nie zwinela. W Polsce pijak na ulicy to normalka, a wytrzezwialki sie likwiduje „dla oszczednosci” Potem dziwia sie ze pijacy leza po SOR-ach i w szpitalach lub kostnicach (np.utopce z wroclawskiej fosy miejskiej)
Chcecie zobaczyc „wyniki” picia anglikow w Polsce ?! Zapraszam do Wrocka. To samo jest w grodzie Kraka i trykajacych sie poznanskich koziolkow. 🤮🗣🐖🍸🍺