Książki służą do czytania, ale nie bądźmy znowu aż takimi formalistami. Wiele z nich przyda się także podczas popełniania zbrodni. Przedstawiamy dziesięć typów, w oparciu o zawartość naszej domowej biblioteki. Typów, rzecz jasna, czysto teoretycznych…
10. Codex Aureus Gnesnensis
Prawdopodobnie najpiękniejsza współczesna książka, jaką mieliśmy w rękach. Wydawnictwo Arkady przygotowało barwny, pełny reprint bezcennego kodeksu z początków XI stulecia. Można przyjrzeć się z bliska każdej miniaturze, każdej stronie łacińskiego tekstu. Wrażenie zupełnie takie, jakby trzymało się w rękach średniowieczną księgę. Zarazem jest to jednak ciężka, solidna publikacja, wyposażona jeszcze w dodatkową oprawę, w którą można wsunąć książkę, by się nie przybrudziła i nie uszkodziła…. podczas okładania ofiary po głowie.
Zamordowany będzie mieć przynajmniej świadomość, że zginął w wielce kulturalny sposób.
9. Jak gotować Marii Disslowej
Jedna z najważniejszych książek kucharskich w historii naszej rodzimej kuchni. Maria Disslowa, wieloletnia dyrektorka Szkoły Gospodarstwa Domowego we Lwowie, postanowiła nauczyć Polki, jak gotować. Jeśli chcemy pozbyć się niewygodnego osobnika, wystarczy skorzystać z jej rad. Autorka nie oszczędza masła, śmietany, smalcu i innych równie napakowanych cholesterolem składników. Jeśli będziemy wytrwale gotować z jej przepisów, wystarczy cierpliwie czekać. Miażdżyca i zawał gwarantowane, słowem – zbrodnia doskonała.
8. Dowolna książka Normana Daviesa
Masywne, ciężkie, z twardą, szytą oprawą. Wystarczy zrzucić na przechodnia z okna pierwszego piętra. A przecież wiemy, że wy tych książek i tak nie czytacie. Statystyczny Polak ma Daviesa na półce. Statystyczny Polak przeczytał 50 stron. A reszta czeka na lepsze czasy…
7. Encyklopedia Wydawnictwa Gutenberga
Oszustwo wydawnicze na skalę zupełnie bezprecedensową. Pewne szachrajstwo stało już u samych podstaw serii. W latach trzydziestych w Krakowie zaczęto wydawać Wielką Ilustrowaną Encyklopedię Powszechną. Za inicjatywą stało mało znane wydawnictwo Gutenberg. W efekcie przyjęto nazwę Encyklopedia Gutenberga. Dumniej już by to brzmieć nie mogło!
Nie była to najlepsza, ani nawet najpopularniejsza przedwojenna encyklopedia. Dzisiaj jednak sięga się do niej szczególnie często, bo w latach 90. Oficyna Kurpisz przygotowała reprint serii. Nie byłoby się do czego przyczepić, gdyby na tym poprzestano. Nowy wydawca postanowił jednak serię… uzupełnić. Dodał kilkanaście tomów w identycznej oprawie, ale zapełnionych nowymi hasłami. Niezwykle zdawkowymi, często niechlujnymi, drukowanymi olbrzymią czcionką na grubym papierze. Tak, by wydawało się, że to pełnoprawna encyklopedia, a nie 14 zupełnie bezwartościowych tomów, z wiedzą, która już w latach 90. nie mogła się zbytnio przydawać nawet licealistom.
U nas reprint Encyklopedii Gutenberga dumnie zajmuje całą półkę na regale z książkami o II Rzeczpospolitej. Ale tam trzymamy tylko 22 „prawdziwe” tomy. Reszta wylądowała w piwnicy i niezbyt wiemy co z nimi zrobić. Niby książki lekkie, z niezbyt ostrymi rogami… ale jeśli nie nadają się do czytania to może chociaż do przywalenia w głowę?
6. Das „goldene Frauenbuch“ Die Frau als Hausärztin
Dziewiętnastowieczna pozycja, której przydałby się pobyt w spa u introligatora. Choć rozmiary i waga pozwalałyby jej użyć, jako narzędzia morderstwa przez rąbnięcie, a nieskromne (delikatnie mówiąc) ilustracje w środku jeszcze do tego zachęcają, zabić nią można w nieco inny sposób. Wystarczy… zamiast z chorobami udać się do lekarza, leczyć się tylko i wyłącznie w oparciu o porady zawarte w książce. No wiecie, żadnych antybiotyków, szczepionek i innych takich paskudnych i podstępnych pomysłów Big Pharmy.
5. Kielce przez stulecia
Piękny prezent, jaki swego czasu otrzymaliśmy od prezydenta Kielc, Wojciecha Lubawskiego. Niezwykle obszerna i szczegółowa publikacja, wydana pod egidą miejscowego muzeum miejskiego. Za jej przygotowanie odpowiadał zespół ekspertów od lokalnej historii. Poruszono zagadnienia polityczne, społeczne, kulturalne wszystkich epok, całość okraszając bogatą szatą graficzną.
To bez dwóch zdań jedna z najlepszych prac przekrojowych z zakresu historii lokalnej. Zarazem jednak to cegła ważąca ponad 4 kilogramy, we wprost monstrualnym formacie – 35 na 25 centymetrów. Jeśli perfekcyjnie nadaje się do ćwiczenia bicepsów, to pewnie też do mniej godnych zastosowań może się przydać….
4. Dowolna książka Iwony Kienzler
Czytając książki Iwony Kienzler też można się pożegnać z tym łez padołem. Przy czym jest to metoda wyłącznie na załatwienie historyka. Każdego adepta tej dyscypliny może czekać autentyczny ból serca, lub ciężka depresja po zapoznaniu się z jedną z pozycji jej autorstwa. Bo też jak inaczej można zareagować na to, że ktoś pisze całą własną książkę opierając się na… pięciu innych? Tu podpowiedź dla wszystkich osób poszukujących prezentów „od Zajączka”, lub „od świętego Mikołaja” – to NIE jest dobry podarunek dla miłośnika historii, mimo, że w księgarni stoi na półeczce opatrzonej taką sugestią. Znaczy się, to doskonały pomysł, jeśli tylko chcecie obdarowanego wcześniej wpędzić do grobu.
3. Pisma zebrane Józefa Piłsudskiego
Chcesz umyć ręce od jakiejkolwiek odpowiedzialności? Podaruj ukochanemu dziesięciotomowy zbiór pism Józefa Piłsudskiego. Choćby był najbardziej zagorzałym fanem Marszałka, jak nic umrze z nudów.
2. Historia powszechna XIX wieku Andrzeja Chwalby
W nowej serii podręczników PWN-u właściwie każda pozycja ma wysoką wartość naukową. Nie każda jednak nadaje się do realizacji zbrodniczych zamiarów. Nad książkami wyraźnie zabrakło spójnego nadzoru kompozycyjnego. Tom poświęcony całym dziejom średniowiecza – od ciemnych wieków po XV stulecie – liczy niewiele ponad 500 stron. Starożytność tymczasem ma tych stron tysiąc z okładem i porusza absolutnie każdy wątek, o jakim można by pomyśleć. „Dynastii Akkadu i III dynastii z Ur” poświęcono siedem podrozdziałów, a Hetytom – cztery.
My jednak w celu pozbycia się krytycznych recenzentów lub publicystów portalu robiących zbyt wiele literówek, wybralibyśmy raczej nieco cieńszą „Historię Powszechną XIX wieku”. Bo jakimś dziwnym zrządzeniem losu mamy w domu aż trzy jej egzemplarze, z którymi niespecjalnie jest co robić…
1. Poczet sołtysów, wójtów, burmistrzów i prezydentów miasta Krakowa (1228-2010)
Niekwestionowany faworyt zestawienia. Największa książka w całej naszej kolekcji. Ponad 800 stron na grubym, kredowym papierze. Format wprost monstrualny: podobny do „Kielc przez stulecia”, ale książka jest gruba aż na 7 centymetrów. Waży z kolei 4,2 kilograma. Prawie tyle co nasz Maine Coon. I na broń nadaje się chyba w podobnym stopniu. Do tego dochodzi argument podstawowy. Publikacja jest rzadka i niemal niemożliwa do kupienia. Ale też… nie jakoś wybitnie przydatna. Bo i jak często człowiek potrzebuje sprawdzić w którym roku burmistrzem został Pakosz z Preszowa, albo przez ile lat Jacek Majchrowski był w PZPR? Niezbyt często, zaręczam.
KOMENTARZE (6)
„A przecież wiemy, że wy tych książek i tak nie czytacie.”
Pisze Szkop do Polaków.
to tylko szkop tak myśli, ja mam swoje zdanie i powiedziałbym bym nawet z czystym sumieniem, że każdy sądzi wg siebie , a jak ci szkop jeszcze raz cuś takiego powie to zapytaj go czy wie gdzie znajduje się polska i jak znam życie, zająknie się , bo może on i wie gdzie jego mercede ale nie wie do końca i taka je prawda
wyjątkowo głupawy artykuł,ani zabawne ani rozwijające
Drodzy Autorzy! Co się z Wami dzieje. Podobnie,jak przy artykule o plakatach ze Stalinem, niby fajny temat,fajne zdjęcia,a poziom Waszych komentarzy pod nimi na poziomie gimnazjum. Ani zabawne ani ciekawe ani rozwijające.
jeszcze moze „dzieła wybrane” Adama Michnika
Akurat w Złotej Księdze Kobiet można znaleźć sensowne porady, a śmietana, masło i smalec nie są powodem powstawania zmian miażdżycowych!