Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Jak bawiono się na okupacyjnym weselu?

Okupację niemiecką w Polsce wyobrażamy sobie jako pasmo niekończących się potyczek podziemia i partyzantów z Niemcami. Ale przecież nie tylko na tym polegała egzystencja pod władzą hitlerowskiego reżimu. Z dniem pierwszego września 1939 roku nie odwołano nagle życia codziennego. Polacy nadal obchodzili święta i uroczystości rodzinne, gotowali obiady, palili w piecu, a także... żenili się.

Młodzi ludzie w okupowanym kraju nie przestali się zakochiwać. Kiedy uznawali, że zaleźli swoją drugą połówkę, pozostawało tylko jedno – trzeba było powiadomić rodziców i szykować wesele. Co ciekawe śluby brano sporo wcześniej i bardziej spontanicznie niż przed wojną. Wspominał o tym powstaniec, warszawiak Kazimierz Zawadka:

Nie było problemu, wszystko się młodo żeniło. Jak gdzieś łapanka, to [mówiło się] że ma żonę, dziecko, były pewne względy. Wszystko się młodo żeniło, bo do wojska nie szedł. Wojska nie było, bo okupacja.

Zanim dochodziło do właściwych zaślubin należało pójść do księdza i wszystko ustalić, w tym kwestię „co łaska”. Jak wspomina powstaniec, w 1942 roku, kiedy on brał ślub, opłata dla księdza wynosiła… równowartość pół litra wódki.

Wesele w miejscowości Kępa. (Zdjęcie pozyskane w ramach programu Cyfrowe Archiwum Tradycji Lokalnej, opublikowane na licencji CC-BY-NC, autor reprodukcji:Gminna Biblioteka Publiczna w Borzechowie).

Wesele w miejscowości Kępa. (Zdjęcie pozyskane w ramach programu Cyfrowe Archiwum Tradycji Lokalnej, opublikowane na licencji CC-BY-NC, autor reprodukcji:Gminna Biblioteka Publiczna w Borzechowie).

Kazimierz Zawadka za swój ślub musiał zapłacić czterdzieści trzy złote, czyli tyle, ile kosztował porządny mięsny obiad dla dwóch osób w lepszej knajpie. Do tego dorzucało się jeszcze kilka monet na tacę dla ministranta i kościelnego. Najczęściej dzień ślubu ustalano na niedzielę, a nie jak dzisiaj na sobotę. Wynikało to ze względów praktycznych – sobota była dniem pracującym. Podobnie zresztą postępowano i w pierwszych dekadach po wojnie.

Do kościoła bez limuzyny

Do kościoła nie jechało się ani samochodem, ani powozem, nie zbierano się też w orszak prowadzony przez orkiestrę. Głośne zachowanie, czy poruszanie się dużą zwartą grupą było po prostu niebezpieczne. Lepiej było nie przyciągać uwagi żandarmów.

Czasem zdarzało się tak, że ci i tak zjawiali się pod kościołem i zgarniali wszystkich weselników. W ten sposób Niemcy rozbili oddział „Osa”-„Kosa”. W trakcie ślubu dwójki oficerów Armii Krajowej gestapowcy aresztowali osiemdziesiąt osób. Z drugiej strony, jak wspomina powstaniec Antoni Bujalski, bywało, że wesele stanowiło tylko przykrywkę. W rzeczywistości zebrana grupa ludzi pracowała nad czymś zupełnie niezwiązanym ze ślubem.

Kobieca sztuka przetrwania w książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej "Okupacja od kuchni". Kliknij i kup z rabatem w naszej księgarni.

Kobieca sztuka przetrwania w książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej „Okupacja od kuchni”. Kliknij i kup z rabatem na empik.com.

Jadwiga Szantyr, cywilna uczestniczka powstania warszawskiego, nie chciała z okazji zawarcia małżeństwa żadnej fety. Zdecydowała, że ślub powinien być jak najcichszy. Najlepiej o ósmej rano, gdy na mszy w kościele będzie zaledwie garstka osób. Po latach tak opisywała ten dzień:

To była Wielkanoc, tramwajem pojechaliśmy do ślubu, dwóch świadków, nawet [mąż] trzymał kwiatki, a ja skromniutko ubrana w kostiumik.

Para młoda zwykle nie miała specjalnego wyboru w kwestii ubrania. Najczęściej zdawali się na szafy swoje i bliskich. Panowie występowali we własnych, bardzo często znoszonych już i połatanych garniturach, a panie w skromnych sukienkach i kostiumach. Co ciekawe, w czasie wojny funkcjonowały wypożyczalnie ubrań. Dostępne tam suknie ślubne raczej nie przypominały fontann tiulu i koronek, w jakich gubią się współczesne panny młode, tym niemniej dawały jakąś alternatywę kobietom pragnącym wyglądać odświętnie przy tej wyjątkowej okazji.

Wesele chłopskie w Radzicach koło Drzewicy, 1940 r. fot.domena publiczna

Wesele chłopskie w Radzicach koło Drzewicy, 1940 r.

Podobne rozwiązanie wykorzystała w dniu swojego ślubu Krystyna Piórkowska, w czasie powstania warszawskiego sanitariuszka w Śródmieściu Południowym:

Wiązankę miałam… Był bez i tulipany białe. Strój ślubny mama wypożyczyła z takiej wypożyczalni, bo było bardzo ciężko. To był okres, gdzie ciężko było żyć.

Z weselem albo i bez

Wesele nie było sprawą oczywistą. Państwo młodzi często spotykali się tylko na obiedzie z najbliższą rodziną. Prawdziwa uczta odbywała się tylko tam, gdzie pozwalała na to sytuacja materialna.

Ryszard Stankiewicz, żołnierz powstańczego plutonu specjalnego, wspominał ślub swojej siostry, który zdecydowanie zaliczał się do skromnych uroczystości. Jak opowiadał po latach:

Wesela nie było. To było spotkanie rodzinne dwóch rodzin w domu: szwagra rodzina najbliższa i nasza najbliższa. A to też było parę osób. I tak czym chata bogata – jak to się mówi, to tam było do jedzenia – ale właściwie tradycja tylko, nic więcej. Następnie cóż – okupacja.

W przyciśniętej niemieckim buciorem Polsce przygotowanie tradycyjnej poślubnej fety, ze stołami uginającymi się od wszelkiego jadła, było delikatnie mówiąc skomplikowane. Wykwintne dania i fantazyjne torty w kraju objętym systemem reglamentacji żywności mogły pozostać co najwyżej w sferze marzeń.

Najtrudniej było w miastach. Rodzice panny młodej, do których zgodnie z obyczajem należało zapewnienie weselnego poczęstunku, musieli w ogromnym stopniu polegać na dostawcach czarnorynkowych. W oficjalnym obiegu, nawet z takiej okazji, nie mogliby liczyć na specjalne przydziały. Najczęściej żywność trzeba było wyprodukować samodzielnie, lub z pomocą różnych kontaktów przeszmuglować ze wsi.

Zarówno w domowym zaciszu, przy różnych okazjach, jak i w knajpach pijano bimber. (fot. z książki "Okupacja od kuchni").

Zarówno w domowym zaciszu, przy różnych okazjach, jak i w knajpach pijano bimber. (fot. z książki „Okupacja od kuchni”).

Kiedy już udało się zebrać odpowiednią ilość jedzenia, trzeba je było jeszcze przyrządzić. W zależności od umiejętności gospodyni wydającej córkę za mąż i jej najbliższej rodziny, na wesele gotowała pani domu, albo wynajmowała na tę okoliczność uzdolnioną kucharkę. Ryszard Ratajczak, wysiedleniec z poznańskiego, wspominał po latach, że jego mama, która miała talent do robienia smacznych i wymyślnych dań obiadowych, wędlin i ciast oraz tortów dorabiała właśnie w ten sposób:

Każdy zapraszał ją do pieczenia. A kiedy u sąsiadów szykowało się wesele, to mama spędziła tam dwie doby na przygotowywaniu uczty. Każdy coś dał. Starano się wynagrodzić Mamy pracę przy przygotowywaniu tak „dziwnych” potraw. Było więc – choć częściowo – za co się utrzymać.

Trzeba czymś wznieść toast

Zorganizowanie alkoholu według obyczaju leżało po stronie rodziców pana młodego. W warunkach okupacyjnych nie można było liczyć na czystą monopolową wódkę (na przykład słynną J.A. Baczewskiego, czy z fabryki ordynata Potockiego w Łańcucie). W ich miejsce na stołach królował swojski bimber. Owszem, w Warszawie i innych dużych miastach można było kupić niemal każdy alkohol, w tym francuskie koniaki i szlachetne wina z południa Europy, jednak były one bajecznie drogie. Zadowalano się księżycówką, zwłaszcza że jej pędzenie było bardzo popularnym zajęciem nie tylko na wsi.

Co ciekawe, w małych miejscowościach to właśnie bimber był najlepszym gwarantem spokoju w czasie świętowania. Jak wspomina Maria Kwiatkowska, nastoletnia bielszczanka, która wojnę przeżyła w Małopolsce, na wesele prosiło się miejscowego żandarma, a zadaniem jednego z mężczyzn – znającego niemiecki i posiadającego mocną głowę – było szybkie upicie tego niemile widzianego gościa. Najlepiej do nieprzytomności, tak by urżnąwszy się jak świnia, przespał całą zabawę. Inni żandarmi patrolując okolicę i wiedząc, że na zabawie je i pije ich kolega, nie zapuszczali się na miejsce.

Dla Mieczysława Uniejewskiego ślub zakończył się tragicznie. Niemcy aresztowali go wraz z kolegami z oddziału „Osa”-"Kosa”.

Dla Mieczysława Uniejewskiego ślub zakończył się tragicznie. Niemcy aresztowali go wraz z kolegami z oddziału „Osa”-„Kosa”.

Śmiertelnie niebezpieczne tańce

Radosną uroczystość jaką jest ślub, a po nim wesele, trudno sobie wyobrazić bez muzyki. Także w czasie okupacji tańce i przyśpiewki były nieodzownym elementem zabawy. W połączeniu z bimbrem niestety bywały bardzo niebezpieczne, zwłaszcza późnym wieczorem. Jak opisał to Amelia Łobaszewska:

Ponieważ była już godzina policyjna, po 22:00 patrol niemiecki usłyszał z ulicy muzykę (harmonię) grającą niby cicho i weszli do naszego mieszkania na pierwszym piętrze i krzyczeli co tu się dzieje. A stryj pod wpływem bimbru zaczął energicznie odpowiadać, że jest wesele, to nam wolno itd. Żandarmi go wyprowadzili z domu, a on wyrwał się i uciekł w pole.

Chociaż Niemcy otworzyli do niego ogień, krewki weselnik zdołał umknąć. Nie obyło się jednak bez trwałych pamiątek incydentu. Po tym, jak żandarmi trafili go w nogę i w rękę, padł w polu, a ci uznali, że widocznie go zabili i odeszli w swoją stronę. Dopiero rano sąsiadka usłyszała z okna jęki i zawiadomiła rodzinę, że delikwent jednak żyje…

***

Wojenna historia kulinariów i życia codziennego jest w równej mierze przerażająca, co fascynująca. Poznaj ją razem z nami w książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej pt. „Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania”. To właśnie na niej został oparty powyższy artykuł. Książkę możecie kupić z rabatem na empik.com.

Źródła:

  1. Antoni Bujalski, relacja pozostawiona w archiwum historii mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
  2. Maria Kwiatkowska, Okupacja, Wrocław 1999.
  3. Amelia Łobaszewska, W Grodzisku Mazowieckim [w:] Moje wojenne dzieciństwo, t. 3, 2000.
  4. Krystyna Piórkowska, relacja pozostawiona w archiwum historii mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
  5. Ryszard Ratajczak, W mieleckiej konspiracji [w:] Moje wojenne dzieciństwo, t. 15, 2005.
  6. Jadwiga Szantyr, relacja pozostawiona w archiwum historii mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
  7. Aleksandra Zaprutko-Janicka, Okupacja od kuchni, Ciekawostki Historyczne, Kraków 2015.
  8. Kazimierz Zawadka, relacja pozostawiona w archiwum historii mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.

 

KOMENTARZE (11)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

wojtek

,,na przykład słynną J.A. Barczewskiego,, ? chyba Baczewskiego :)

    Anonim

    Pełna nazwa tej wódki jest Józef Adam Baczewski

Anonim

”Jadwiga Szantyr, cywilna uczestniczka powstania warszawskiego…
To była Wielkanoc, ”
Cosik mi tu nie pasuje.To tak jak dziadek nie może sobie przypomnieć czy dostał na wojnie kulą w łopatkę czy łopatką w kule .

    Elżbieta Kondraciuk

    Powstanie rok 1944 a Wielkanoc 1945.

      Anonim

      ”Jak bawiono się na okupacyjnym weselu?” W roku 1945 święto przypada na 1 kwietnia (niedziela) i 2 kwietnia (poniedziałek) jak okupacja to chyba Ruska.

        Anonim

        Każde świeto wilaknocne przyapda na niedziele i na poniedziałek więc co za róznica czy 1945 czy 1940?

    Anonim

    Nie jest powiedziane że ślub był w czasie powstania. Najprawdopodobniej wcześniej – któraś z Wielkanocy w czasie okupacji – a potem zamężna już Jadwiga Szantyr uczestniczyła w powstaniu.

Macc

Dobry artykuł. Podoba mi się!

Nasz publicysta | Redakcja

Komentarz do artykułu z profilu „Ciekawostki historyczne, o których prawdopodobnie nie słyszałeś”
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=425413874315796&id=157583547765498

Bogdan K.:
Relacja naocznego świadka:
W grudniu 44 r. na Zaborczu było wesele. Niedaleko stał oddział kałmuków. Przyjechali na to wesele, ale broń złożyli w komorze. Na weselu był też partyzant Wrona. po paru kielichach Wrona poprosił muzykantów, by dla nieproszonych gości zagrali kozaka. Jak poszli w prysiudy, opowiadający o tym zdarzenie, wtedy chłopiec, który zabawę obserwował siedząc na parapecie okna, dostrzegł u Wrony za pasem pistolet. Ale zobaczył to i któryś z kałmuków. Kałmucy wybiegli do komory, a ten chłopiec zeskoczył z okna, żeby ostrzec Wronę, ale ten sam się zorientował; jednym susem przeskoczył przez tę lukę w oknie. Chłopiec siadł na swoim miejscu i wtedy kałmucy z bronią wpadli do izby, ale Wrony już tam ne było.

Anonim

Babcia mi opowiadała jak jej wesele wyglądało za czasów wojny. Nie mogli biesiadować ani wysoko się odnoscić z tak ważnym dniem . Musieli wszystko w ukryciu robić nawet do kościoła każdy osobno poszedł żeby nie robić podejrzeń .Smutne ale prawdziwe .

MAg

Nic niezwykłego. Moja babcia też wyszła za mąż w trakcie wojny. Życie chłopskie w czasie okupacji toczyło się w miarę normalnie, były żniwa, święta, śluby. W miastach obecność okupanta była bardziej widoczna, tutaj kręciło się kilku żołnierzy i to szeregowych, nie żadnego gestapo. Dopiero ofensywa dała się ludności wiejskiej we znaki.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.