"Przeczytałem wiele książek o U-bootach, ale żadna z nich nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak „Żelazne trumny”. Autor napisał tę książkę późno, dopiero w latach 70., a wiec prawie 30 lat po wojnie! A jednak doskonale zapamiętał każdy szczegół swojej służby na U-boocie" – pisze właściciel Oficyny Wydawniczej Finna.
Bez Andrzeja Ryby rynek polskiej książki historycznej wyglądałby zupełnie inaczej. Wydawca odpowiedzialny między innymi za kultową „Serię z kotwiczką” wciąż zaskakuje pozycjami odsłaniającymi nowe oblicza historii militarnej. Poniżej jego własna rekomendacja najnowszego wydania „Żelaznych trumien” – tylko dla czytelników „Ciekawostek historycznych”.
Igrzyska śmierci
Ma się wrażenie, że jest to relacja pisana na bieżąco, niemal sprawozdanie z emocjonujących zawodów sportowych. Tyle tylko że w tych zawodach stawką jest życie lub śmierć.
Przed każdym patrolem uczestnicy tych swoistych „igrzysk śmierci” żegnali się z kolegami i pakowali swoje rzeczy, zostawiając kartkę komu je przekazać, gdyby tym razem przegrali i nie wrócili. Werner nie chce żeby ktoś źle o nim pomyślał po jego śmierci. Dlatego, gdy w Paryżu zamawia u krawca nowe ubranie, płaci z góry, wywołując tym zdumienie u Francuza. Nie chce, żeby po jego śmierci krawiec źle o nim pomyślał. Każdy dzień pobytu na lądzie przezywano tak, jakby to był ostatni dzień ich życia.
Kobiety i alkohol – to były ich dwie jedyne pasje. Miłość, ta prawdziwa lub choćby jej namiastka w burdelu i morze alkoholu, żeby z zapomnieć, żeby móc zasnąć i nie krzyczeć w nocy ze strachu, ze tym razem idą na dno. Emocje, to jest ta najważniejsza rzecz w tej książce. Werner przedstawia je po mistrzowsku. Ma się wrażenie, ze oto jest się we wnętrzu U-boota obok Wernera i przezywa się razem z nim strach, gdy słyszy mielenie śrub nadchodzących ścigaczy okrętów podwodnych i kuli się razem z nim w oczekiwaniu na wybuch bomby głębinowej.
Karuzela emocji, gdy słyszą jak wpadają do wody bomby głębinowe. Gdzie wybuchną? Daleko czy blisko? Wybuch i ulga, że kolejny raz się udało. Ale nie ma czasu na radość bo za chwilę spadają następne bomby. Werner nie boi się tylko o siebie. Jako dowódca czuje się odpowiedzialny za całą załogę. Za ich życie. To on musi podawać komendy, zmieniać kierunek chodu i głębokość.
Utkwione w nim oczy sprawiają, że on nie może się bać. Różne są metody działania dowódców U-bootów w sytuacji zagrożenia. Niektórzy z nich gwiżdżą pod nosem, inni śpiewają, jeszcze inni opowiadają kawały, a wszystko po to, aby pokazać załodze, że się nie boją. Ich spokój udziela się załodze.
Wielka ucieczka
Werner służył na U-bootach w latach 1941-1945. Niewielu jego kolegów z takim stażem przeżyło wojnę. Służył jako oficer wachtowy, potem zastępca dowódcy i w końcu już jako dowódca. Pływał na U-557, U-612, U-230 ,U-415 i U-953. Jego okręt,U-953, był ostatnim, który wychodził z Brestu.
Przed nim nie udało się przejść przez angielskie zasieki przed portem sześciu innym okrętom podwodnym. Jedenastego kwietnia 1944 roku Werner wychodzi z Brestu odprowadzany przez eskortowiec.
Pokonywałem te drogę wiele razy wcześniej. Ale tym razem to ja dowodziłem okrętem i trzymałem życie 58 ludzi w moich rekach i to teraz, gdy szanse na sukces i perspektywa przeżycia praktycznie nie istniały.
Przez 5 dni U-boot Wernera przedzierał się przez kanał La Manch wśród nieustannych wybuchów bomb głębinowych. Dotarli do Bergen. Ocaleli raz jeszcze!
Kapitulacja
W Norwegii zastaje Wernera koniec wojny. Słyszy przemówienie Karla Dönitza i słowa skierowane do nich, załóg U-bootów. A wiec przeżył! To koniec. Więc dlaczego po jego policzkach spływają łzy?
A więc koniec, koniec Męki, koniec wojny i koniec historii Niemiec! Ogarnął mnie ogromny smutek. Wraz z 10 milionami Niemców straciłem wszystko to co miałem i kochałem dla kraju i zwycięstwa poświęciłem dom, rodzinę i ślepo wierzyłem w nasze racje, o które walczył.Czekałem na cud… – pisze Werner.
Książka Wernera wywołała w Niemczech wielka d dyskusję.Oto ci z załóg U-bootów,którzy przeżyli wojnę, jak jeden mąż powiedzieli, że utożsamiają się z tą książką, że oto Werner wyraził najpełniej to co oni czuli i jak przebiegała w alka w rurach zwanych U-bootami.
Kilka lat wcześniej, gdy ukazał się „Okręt” Buckheima, niemal jednogłośnie potępili tą książkę. Wydali nawet książkę „Nie, takiej wojny nie było”, aby odciąć się od „Okrętu”.
KOMENTARZE (2)
Pan Ryba niech zainwestuje w osobę od korekty, gdyż jego książki pełne są literówek i błędów!
Proszę nie wierzyć w takie historie „mimo 30 lat autor doskonale zapamiętał”. Przeczytałem wiele wspomnień i już jedno wiem, w dużej części są to bajki, wynikające z myślenia życzeniowego autorów, ich braków pamięci ale także są to zwykłe konfabulacje.
Wojna U-Bootów Blaira, wystarczy porównać rzeczywiste wyniki U-Bootów z tym co pisze Werner, żeby nie traktować zbyt poważnie jego wspomnień, a przynajmniej nie traktować ich jak opis faktów