Władze Berlina Zachodniego miały chyba coś ze smoków znanych z baśni i legend. Też na potęgę zbierały skarby! I nie ograniczyły się bynajmniej do złota czy kosztowności. W gigantycznych bunkrach i magazynach lądowało dosłownie wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. To co nie miało też.
Zaraz po zakończeniu słynnej blokady Berlina lokalne władze rozpoczęły przygotowania na wypadek jej powtórzenia. Od sierpnia 1949 roku tworzono tak zwaną „rezerwę Senatu”. Czemu jest to temat wart opisania? Ano, ta rezerwa miała naprawdę rekordowe rozmiary. Jak pisze Wilfried Rott w książce „Wyspa. Dzieje Berlina Zachodniego” towary rozmieszczone były w 200 miejscach w mieście i zajmowały 64 hektary wolnej powierzchni oraz 42 hektary hal, chłodni i zamrażalni (s. 76).
To zresztą tylko oficjalne dane. Cała operacja była prowadzona w najściślejszej tajemnicy, więc realnie magazynów musiało być dużo więcej. Kompletowaniem rezerwy zajmowało się sto osób ze specjalnego wydziału pracującego dla Senatu miasta.
Pod ziemią zgromadzono 1,5 miliona ton węgla kamiennego, który w wypadku kryzysu miał wystarczyć całemu miastu na pięć miesięcy. Próbowano nawet zlokalizować złoża węgla pod Berlinem i uruchomić miejską kopalnię, ale nic z tego nie wyszło. Poza tym składowano głównie powoli psujące się artykuły spożywcze. Magazyny mąki, cukru, chrupkiego pieczywa czy grochu raczej nikogo nie zdziwią. Ale inne rezerwy były już co najmniej egzotyczne.
W magazynach trzymano wszystko od lekarstw po zapałki, a nawet… złoto dentystyczne. Na jednym z dworców przechowywano dziesiątki tysięcy konserw rybnych. W zwyczajnym budynku na Kreuzbergu – gigantyczne ilości szkła.
Jeszcze gdzie indziej składowano tysiące plastikowych nocników. Do tego dochodziły jeszcze… ubrania i rowery. Wilfried Rott opowiada:
Zmienne były losy tych rządowych rezerw, które ku radości handlowców musiały być stale odnawiane. Stopniowo przestano przechowywać ubrania dla mieszkańców, gdyż już podczas wyprzedaży okazało się, że są całkiem niemodne. Zrezygnowano także w końcu z gromadzenia rowerów, przygotowanych jako awaryjny środek komunikacyjny dla urzędników, z czego ucieszyli się konsumenci, umiejący docenić walory tanio sprzedawanych pojazdów (s. 77).
Jak to wszystko wyglądało w liczbach? Według artykułu prasowego z 1994 roku rezerwa obejmowała między innymi: 189 000 ton zboża, 44 000 ton mięsa, 7130 ton soli, 96 ton musztardy, 291 000 sztuk dziecięcego obuwia, 380 ton podeszew do butów, 20 ton kleju, 4 miliony żarówek i 18 milionów rolek papieru toaletowego.
Utrzymywanie rezerwy kosztowało rocznie sto milionów marek. Dopiero w latach 80. do opinii publicznej zaczęły docierać szersze informacje na jej temat. Tak gigantyczny wydatek wydawał się wówczas zupełnie niepotrzebny i mieszkańcy ostro przeciwko niemu protestowali. Mimo to kurczącą się rezerwę zachowano aż do 1989 roku!
W międzyczasie wiele magazynów bezpowrotnie zaginęło i nikt nie pamięta ich dokładnego położenia. Pewnie pod Berlinem nadal leżą dziesiątki tysięcy konserw, podpasek czy szczoteczek do zębów, tylko czekające na dzielnych poszukiwaczy skarbów…
Źródła:
- Wilfired Rott, Wyspa. Dzieje Berlina Zachodniego 1948-1990, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2011.
- Elmar Schütze, Marlies Emmerich, Die Senatsreserve-Lager sind leer: Eine Stück streng geheimgehaltener Nachkriegsgeschichte ist beendet, „Berliner Zeitung”, 12 sierpnia 1994.
- Am liebsten Caritas, „Der Spiegel”, 39/1973.
- Zucker von Thälmann, „Der Spiegel”, 34/1990.
KOMENTARZE (11)
Artykuł w Berliner Zeitung ukazał się w 1994, nie 1984 roku – taka publikacja przed zjednoczeniem Niemiec nie miałaby sensu przecież.
Rzeczywiście, literówka już poprawiona :). Dzięki za czujność!
Podobne spichlerze i magazyny z bronią powstawały w amerykańskiej i angielskiej strefie okupacyjnej na terenie całych Niemiec. Spichlerze berlińskie były tylko częścią systemu.
Ale chyba magazyny w Zachodnich Niemczech nigdy nie osiągnęły choćby podobnej skali…
to w sumie nic dziwnego: we wszystkich rozwiniętych krajach władze prowadzą magazyny na wypadek wojen czy klęsk żywiołowych. W Polsce zajmuje się tym Agencja Rezerw Materiałowych (ARM), która ma za zadanie utrzymać rezerwy żywności i paliw dla kraju na ok. 3 miesiące. ARM jeszcze nie dawno organizowała przetargi na sprzedaż masła w 10 kg kostkach czy na tony mrożonego mięsa wieprzowego, teraz głównie zapasy są zbierane w magazynach producentów za porozumieniem z ARM. Niemiecki odpowiednik naszej ARM ma za zadanie utrzymać rezerwy na 6 miesięcy, czyli o ok. 20% więcej niż – jak to wynika z tekstu – to było w Berlinie. wszędzie też są gromadzone „mniej potrzebne” rzeczy, głównie dotyczy to przestarzałej elektroniki, ale są tez pieluchy, ubrania robocze, worki, cement, etc. Generalne takie zapasy to też żadna tajemnica, tyko nikt o nich głośno nie mówi bo nikogo nie interesują do momentu gdy nagle stają się potrzebne.
@kr 100 % racji.
@Kamil Janicki, 8 maja 2012 o godzinie 15:54
„Ale chyba magazyny w Zachodnich Niemczech nigdy nie osiągnęły choćby podobnej skali…”
Tego nie był bym taki pewien….
No to podaj jakieś liczby jeśli chcesz polemizować :). No i przemnóż je przez liczbę mieszkanców…. W Berlinie Zachodnim dla 2 milionów ludzi trzymano 96 ton musztardy. Czy w takim razie w RFN trzymano 3000 ton musztardy? ;-) (60 milionów mieszkańców). I pół miliarda rolek papieru toaletowego? :). Coś mi się nie chce wierzyć….
W Alpach, zachował się połączony system sztolni, jaskiń i bunkrów wykorzystywany w programie CIA na wypadek III wojny mogący łącznie pomieścić zasoby żywieniowe na łączną liczbę 110 ton jedzenia trzeba pamiętać że to tylko dla wojska, więc były to raczej puszki, do tego dochodziło uzbrojenie, ale tu nie dysponuję dokładną liczbą niestety
Co do musztardy to nie jestem pewien :)
Jednakże, z tego co pamiętam, porównując ów system z berlińskim szacunki pod względem jedzenia po usunięciu uzbrojenia wypadały na korzyść tego alpejskiego, ale pojawiają się opinie, iż oba (alpejski i berliński) są takie same przy założeniu, że również usunie się uzbrojenie.