Ciekawostki Historyczne

Excalibur (Bernard Cornwell)

Mrok i wojna ogarnęły Dumnonię. Artur, rycerz o zranionym sercu i wódz o zaciętym obliczu, znów gotuje się do tej ostatniej walki i znów niebo i ziemia sprzysięgają się przeciw niemu. Czas na „Excalibur”, czyli trzecią odsłonę arturiańskiej trylogii Cornwella.

Na łamach „Ciekawostek historycznych” pana Cornwella gościliśmy już dwa razy. Za pierwszym wprowadził nas w swój własny świat legend arturiańskich książką „Zimowy monarcha”. Tydzień po pierwszym tête à tête przyszedł czas na kolejne, tym razem znacznie bardziej mroczne, które zgotował nam „Nieprzyjaciel Boga” we własnej osobie. Dzięki tym dwóm książkom już wiemy, że Cornwell to marka sama w sobie. W ostatnim tomie swojej trylogii arturiańskiej również nie zawodzi.

Żegnajcie przyjaciele?

Czymże jest miłość? Jedno jest pewne – ma różne oblicza. Czasem jest to miłość własna, wręcz bezbrzeżne zapatrzenie w siebie jak u Lancelota. Innym razem jej imię brzmi „miłość rodzicielska”, czyli ojcowskie uczucia Derfla do córek, czy Artura względem syna. Jest wreszcie miłość kobiety i mężczyzny.  To ogromna siła, która daje życie i je odbiera i która potrafi złamać męża ze stali. Taka miłość przydarzyła się Arturowi, niosąc ze sobą wszelkie możliwe konsekwencje.

„Nieprzyjaciel Boga” kończy się zaskakującą sceną ujawnienia zdrady Ginewry i to o dziwo akurat nie z Lancelotem (czego każdy by się spodziewał i co miało miejsce kiedy indziej), a z pewnym niedoedukowanym druidem. Świat Artura legł w gruzach. Wódz wygląda, jakby uleciała z niego dusza. Dzięki narracji Cornwella w opisie tej sceny niemal słychać trzask serca Artura rozpryskującego się na miliony kawałków. Akcja „Excalibura” rozpoczyna się niedługo po tym wydarzeniu. Rebelia Lancelota została stłumiona. Artur aż pali się, by dopaść fałszywego przyjaciela, kochanka wiarołomnej żony i podstępnego zdrajcę w jednym, ale wcześniej trzeba uporządkować sprawy na miejscu.

Rebelie rebeliami, wojny wojnami, a Merlin zawsze pozostanie druidem i to druidem, który odzyskał Skarby Brytanii. Starzec chodzi własnymi ścieżkami, w czym towarzyszy mu jednooka Nimue, owładnięta obsesją sprowadzenia starych bogów do Brytanii  i odzyskania dawnej mocy druidów. To co zrobi ta dwójka położy się cieniem na życiu wielu osób. W swoich dążeniach nie cofną się nawet przed ofiarami z ludzi… Bogowie lubią chaos i krew.

Jak to jest, gdy umieści się dwie nieznoszące się kobiety w tym samym budynku, jedną z nich uczyni więźniarką, a drugą nadzorczynią? Mogłaby nam o tym opowiedzieć Ginewra. Żona Artura pędzi żywot w klasztornej celi, pod okiem swojej szwagierki Morgany (nota bene gorliwej chrześcijanki-neofitki), a tymczasem wódz żeni się ponownie. Tym razem jego wybranką jest księżniczka Arganta. Bliżej jej do żmii w ładnym opakowaniu niźli do damy, a Jego podła Wysokość Mordred łypie na nią pożądliwie. Czy Artur pokocha nową żonę, czy może wybaczy Ginewrze? Mogę tylko zdradzić, że zakończenie tej historii jest, delikatnie mówiąc, niespodziewane.

Ten okrutny świat…

Bernard Cornwell, Excalibur, Instytut Wydawniczy Erica 2011

Bernard Cornwell, Excalibur, Instytut Wydawniczy Erica 2011

Co jeszcze znajdziemy w „Excaliburze”? Odpowiedź brzmi: wszystko. Będzie miłość, nienawiść, śmierć, życie, połączenie rodziny i bratobójcza walka. Znajdą się też magia, szaleństwo, armia obłąkanych, niespodziewane i okrutne morderstwa. Wszystko to, wymieszane i doprawione przez Cornwella wartką akcją, stanowi doskonały posiłek dla ducha.

Czytając „Excalibura” zatapiamy się w mroku, bo świat ukazany w ostatniej części trylogii arturiańskiej Cornwella jest zaiste okrutny. Dumnonia niewiele ma teraz wspólnego z krainą mlekiem i miodem płynącą, a z każdego zakamarka wyziera zło, zdrada i fałsz. Bohaterowie zmagają się z piętrzącymi się wciąż przeciwnościami losu, przez co ich charaktery twardnieją w zastraszającym tempie. Na kartach pierwszego tomu trylogii poznaliśmy ich kiedy byli jeszcze młodzi, pełni ideałów i wigoru. Teraz brody wojowników poprzetykane są pasmami siwych włosów, twarze dam zdobi delikatna siateczka zmarszczek, a dawne marzenia odeszły w niebyt.

Nie zawiodłam się sięgając po „Excalibura”. Akcja nie zwalnia ani na moment, a tygiel wątków i postaci jest wprost niesamowity. Cornwell wspaniale prowadzi narrację, nie pozwalając czytelnikowi oderwać się od lektury.

Narrator przez cały czas pozostaje ten sam – to znany nam z poprzednich tomów stary mnich Derfel. Jego sytuacja trochę się zmieniła: wrogowie są coraz bliżej  klasztoru, w którym przebywa, a jego patronka królowa Igraine jest wreszcie przy nadziei. Starzec jednak nadal spisuje prawdziwą historię Artura, pod czujnym okiem mysiego króla i jego złośliwego protegowanego.

Zakończenie powieści jest doskonałym zwieńczeniem całego cyklu. Co więcej, to najbardziej przesycony magią fragment trylogii. Dodajmy, że główne motywy pojawiające się w końcowych scenach są zdecydowanym ukłonem w stronę tradycyjnej i konwencjonalnej wizji legend arturiańskich.

Stary dobry Bernard C.

Cornwell nie odchodzi ani na moment od pierwotnej koncepcji opowieści i całość konstruuje nieprzerwanie na zasadzie retrospekcji. Swoje założenie realizuje w sposób bardzo przemyślany, dzięki czemu dużo łatwiej zrozumieć fabułę. Zgrabnie i żywo prowadzi narrację, unikając przerostu formy nad treścią. Niestety i w „Excaliburze” Cornwell nie ustrzegł się paskudnego grzeszku – bohaterowie nawet w szale bitwy rozmawiają kilkulinijkowymi zdaniami. Choć taki zabieg stylistyczny jest wyjątkowo daleki od realizmu, wydaje mi się, że tego jednego elementu swojego stylu autor już nie zmieni.

Teraz dwa słowa o polskim wydaniu. Chwała niech będzie tłumaczowi za dobrze wykonaną robotę, a korekta no cóż… Linijką po łapach za morze literówek i inne wpadki!

Podsumowując, myślę, że w praktyce bardzo istotne jest domknięcie przez autora wszystkich wątków. Cornwell nie pozostawia nas z dziesiątkami dławiących pytań i pozwala w spokoju, raz na zawsze pożegnać się z ulubionymi bohaterami. Wyraźnie pokazuje to, jak dopracowana jest fabuła. Z drugiej strony wiele rozwiązań dało się z góry przewidzieć, a bohaterowie niejednokrotnie zachowują się schematycznie. Mimo to zarówno „Excalibur”, jak i pozostałe części trylogii arturiańskiej, to bardzo udane powieści. Z czystym sumieniem mogę je zarekomendować, jako doskonałą lekturę na letnie popołudnia.

Tytuł: Excalibur
Autor: Bernard Cornwell
Przekład: Paweł Korombel.
Wydawnictwo: Erica
Data wydania:
2011
ISBN/EAN:
978-83-62329-11-3
Liczba stron: 448 stron
Cena:
ok. 40 zł
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
Ocena recenzenta:
5+/6

Zobacz też:

  1. Zimowy monarcha (Bernard Cornwell)
  2. Nieprzyjaciel Boga (Bernard Cornwell)
  3. Pasja według Einara (Elżbieta Cherezińska)
  4. Ja jestem Halderd (Elżbieta Cherezińska)
  5. Saga Sigrun (Elżbieta Cherezińska)
  6. Dziesięć tysięcy uciech cesarza (José Frèches)
  7. Księga wojny (zbiór opowiadań)

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.