Na jednym z odcinków frontu w okolicy Wogezów z ataku na niemieckie okopy nie wróciło ponad pół batalionu. Dowódca jednostki w raporcie uznał ich za zabitych. On, jego dowódca i dowódca jego dowódcy zostali przedstawieni we wniosku do odznaczenia przez dowódcę frontu - pisze właściciel Wydawnictwa Katmar.
Bez Andrzeja Ryby rynek polskiej książki historycznej wyglądałby zupełnie inaczej. To właśnie dzięki niemu po raz pierwszy w Polsce ukazał się „Strach” – wyjątkowy i przerażająco szczery zapis doświadczeń Gabriela Chevalliera, młodego człowieka, który trafił w sam środek piekła wojny okopowej. Poniżej Andrzej Ryba przybliża realia panujące na froncie.
Wnioskowano też o odznaczenia dla tych, którzy nie wrócili z akcji. Wszyscy w sumie byli zadowoleni. Żołnierze, bo batalion poniósł ponad 50% strat, a to powodowało automatyczne wycofanie go na tyły, a tym samym zwiększało szanse na przeżycie tych, którzy ocaleli. Oficerowie-dowódcy, bo im więcej żołnierzy ginie w akcji, tym większe zaszczyty na nich spadają za dzielność żołnierzy, którzy nie szczędzili swojego życia i polegli w boju. I tak wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nagle nie pojawił się niemiecki samolot który zamiast bomb zrzucił ulotki.
Niech wróci ich jak najmniej
Wynikało z nich, że ci żołnierze, którzy rzekomo zginęli w akcji , w rzeczywistości zostali wzięci do niewoli! Natychmiast cofnięto wszystkie wnioski o odznaczenia, bo batalion, który nie traci ludzi nie jest godzien odznaczeń, a dowódcy otrzymali „opieprz” za kiepskie morale wojska. Odznaczenia przyznawano bowiem dowódcom za jak największe straty jednostek, które były pod ich rozkazami.
W interesie dowódców było więc wymyślać takie akcje, z których wracałoby jak najmniej żywych. Nic więc dziwnego, że „ziemia niczyja” miedzy okopami nieprzyjaciół była usłana stertami trupów, po których wciąż i wciąż szły następne oddziały, żeby stworzyć następną warstwę trupów, ku chwale swoich dowódców!
To historia jak z „Paragrafu22” Josepha Hellera. Ale „Paragraf22” był literacką fikcją, a to działo się naprawdę! Książka Gabriela Chevaliera ukazała się po latach wydawania pełnych patosu historii o męstwie żołnierzy podczas pierwszej wojny światowej i wywołała szok nie tylko we Francji. Bo oto ktoś miał czelność napisać jak było naprawdę.
Ktoś miał czelność napisać, że tym uczuciem, które dominowało na froncie był wszechogarniający żołnierza strach. Strach, który trzeba było przezwyciężać każdego dnia. A pokonanie tego strachu, zabicie w sobie tego naturalnego instynktu życia, gdy trzeba było wyjść przed okop i biec w kierunku nieprzyjaciela pod kulami karabinów maszynowych, stanowił największy przejaw odwagi.
Autor częstuje nas niewiarygodną ilością anegdotycznych historyjek, które albo sam przeżył, albo usłyszał od innych napotkanych na swojej drodze frontowej żołnierzy. Książka miała tak silne antywojenne przesłanie, że rząd francuski poprosił wydawcę i autora o nie wznawianie książki tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Jak wiadomo, morale francuskich żołnierzy i tak nie było najwyższe w pamiętnym 1940 roku.
Wojna o triumf ducha
A oto jedna z opowieści usłyszana przez autora od jednego z rannych żołnierzy w szpitalu:
A teraz, wy nędzni, mali kretyni, nauczę was mnóstwa pożytecznych rzeczy. Usłyszałem je od samego generała de Poculotte, który stał tuż obok mnie i wyjaśniał kwestię dżentelmenowi z parlamentu, aby ten mogł z kolei wyjaśnić je całemu narodowi, który powinien zobaczyć sprawy we właściwym świetle.
Tak więc, po pierwsze, posiadamy bagnet. Zatykamy go na końcu Lebela i otrzymujemy piechura, napędzanego przez francuską furię. Naprzeciwko macie swojego Bosza. I teraz: co się zawsze stanie? Albo uciekną, albo rzucą ręcznik. Jak myślicie, dlaczego wtykają drut kolczasty przed swoimi pozycjami? Przez bagnety, powiada Poculotte.
Po drugie, mamy stary, dobry, francuski chleb. Francuski bohater staje ponad okopem i krzyczy pogardliwym tonem: ‘Hej, Fryc, chcesz trochę żarcia?’ I co zawsze się stanie? Fryc odkłada karabin, mówi ‘Do widzenia’ swoim kumplom i pędzi po chleb tak szybko, jak go nogi poniosą. Jak myślicie, dlaczego wtykają drut kolczasty przed swoimi pozycjami? Przez nasz chleb, aby tylko zatrzymać całe ich stada, które pognałyby do nas w czasie naszej przerwy obiadowej, zostawiając ich następcę tronu samego, jak gołą dupę. Mielibyśmy niezły bajzel, gdyby cała ta armia żarłoków przybiegła napychać sobie gęby żarciem razem z nami! ‘To świnie,” powiada Poculotte, popijając swojego Burgunda. ‘Nie mają moralnego kośćca. Możemy ich załatwić, kiedy tylko chcemy.’
I wreszcie ostatnia rzecz, choć nie mniej ważna: mamy siedemdziesiątki piątki, które miażdżą wszystko na placek kilkoma strzałami. Nic nie strzela celniej i szybciej. Jak myślicie, dlaczego porobili Grube Berty? To jasne: żeby bronić się przed naszymi siedemdziesiątkami piątkami. I tego oczekujcie od naszych siedemdziesiątek piątek, zawsze ich roztrzaskamy. Wciąż słyszę, jak Poculotte mowi:
„Rasy można odróżnić po rodzajach broni. Oni mają ciężką artylerię, albowiem mają ciężkiego ducha, a my mamy lekką artylerię, gdyż nasz duch jest lekki. Przewaga ducha nad materią, drogi ministrze. A wojna jest triumfem ducha!’ Nigdy o tym nie zapominajcie, drodzy kumple, wojna jest triumfem ducha”.
I tak się tylko zastanawiam, czy aby Joseph Heller, pisząc swój „ Paragraf22” nie wzorował się przypadkiem na Strachu Chevaliera?
KOMENTARZE (4)
Ksiazka absolutie wstrzasajaca.A jednoczesnie napisana z taka lekkoscia,ze czyta sie ja jak zabawna prozę.
W opisie książki jest informacja o „Dymach wojny Aramiljewa”. Ktoś zna tę książkę? Niestety w google nic nie mogę znaleźć na jej temat, autora również mi nie wyszukuje.
Арамилев В. „В дыму войны. Записки вольноопределяющегося”
Wielkie dzięki!